czwartek, 31 lipca 2014

Rozdział VIII

Zanim zaczniesz czytać pamiętaj że ten rozdział jest bardziej zboczony od pozostałych.
***
Obudziłam się w skrzydle szpitalnym. Od razu mój wzrok powędrował w stronę łóżka, na którym znajdował się on. Nie było jego. Przeciągnęłam się na łóżku i wstałam. Wreszcie mogłam oddychać, ale miejsce, w którym dostałam z łokcia nadal bolało. Spojrzałam na zegarek. Przespałam prawie cały dzień! Była godzina 9.00 rano a zemdlałam o bodajże 14.00. Czyli przespałam 19 godzin. Ziewnęłam i wtedy zobaczyłam jak do pokoju wpada Remus. Uśmiechnął się i podbiegł do mnie, po czym objął ramieniem.
- Przepraszam, że na ciebie nie zaczekałem -przyznaje -A teraz chodź szybko do Wielkiej sali a jak nie możesz to cię zaniosę. Powiedz tylko. Nie chcę abyś się przemęczała.
- Zauważ futerkowy przyjacielu, że czuję się dobrze, bo spałam 19 godzin -powiedziałam i żeby udowodnić przebiegłam się kawałek. Znów mi zabrakło tchu. Pojawiły się mroczki przed oczami. Stanęłam. -Nie dam rady. Nieś mnie książę księżyca!
- Oczywiście strażniczko księżyca -zaśmiał się i chwycił mnie niczym pan młody pannę młodą -Razem przekroczymy próg oddzielający nas od korytarza moja pani.
- Och schlebiasz mi cny rycerzu –przyłożyłam ręce do obojczyka, po czym zatrzepotałam rzęsami i roześmiałam się głośno. –Kocham cię głuptasie.
- Zapomniałaś dodać inteligentny, moja pani. Czuję się taki niedowartościowany –westchnął i ruszył przed siebie. Trochę się dziwnie czułam w jego ramionach. Każdy wzrok był zwrócony ku nam. Ja tylko się śmiałam. Gdyż każdy z tych wzroków wyglądał komicznie jak by mówił „Ma, farta” albo „WTF?”  lub też u niektórych dziewcząt „Dała bym wszystko by byś na jej miejscu”. Jak dobrze zauważyłam wszyscy kierowali się do wielkiej Sali. Najwyraźniej dyrektor miał coś ważnego do nas. Spojrzałam na mojego futrzanego księcia z baji, rycerza na białym koniu.
- Ma coś ważnego do przekazania –powiedział z uśmiechem –I nie mam pojęcia, co… Dobra! Wiem co chce powiedzieć ale ci nie zdradzę bo mnie zabije i pogrzebie żywcem... Prefekci mają lepiej zapamiętaj.
Prychnęłam w jego stronę. Kiedy dochodziliśmy już do wielkiej sali to powoli opuścił mnie na ziemię tak bym stanęła na własnych nogach po czym podał mi dłoń. Razem przepchaliśmy się przez uczniów i usiedliśmy na swoje miejsce czyli ja po między nim a Lily a on po między Dorcas a mną. Ostatnio się tu przesiadł bo chciał siedzieć koło mnie czyli dokładnie to wczoraj na śniadaniu. Dorcas siedzi na przeciwko Syriusza, Remus na przeciwko Glizdogona ,ja na przeciwko Tayson'owi z ostatniego rocznika a Liluś na przeciwko Rogasia. Wciąż zabijała mnie wzrokiem nawet gdy usiadłam. Czyli jednak się zgodziła na tą randkę? Jednak nie chciałam wtrącać się w nieswoje sprawy.
- Witam was wszystkich. Z pewnością chcecie wiedzieć dlaczego was tu sprowadziłem. Otóż...- ktoś mu przerwał donośnym ale za to piskliwym dziewczęcym głosem,
- Może pan wspomnieć o tym żeby karać tym co robią nam psikusy? -spytała ślizgonka ale dyrektor jak by ją nie słuchał tylko kontynuował.
-Podczas Nocy duchów odbędzie się bal maskowy! -krzyknął Dumbledore -Każdy młodzieniec ma być z towarzyszką inaczej nie wpuścimy. Każda osoba na nosie musi mieć maskę. Ten kto będzie podpierał ścianę temu domu odejmę po 5 punktów. Wiem że to lekki szantaż ale inaczej do was nie dotrę. A teraz do klas czy gdzie tam zmierzacie!
Wszyscy zaczęli klaskać i gwizdać a niektórzy już zaczęli już szukać partnerki lub partnera na bal. Spojrzałam na Remusa i tylko uśmiechnęłam się. Nie musiał pytać bo pytał samym wzrokiem. Chodź to była wielka sala to ośmieliłam się rzucić mu się na szyje. Co było już w naszym przypadku naturalne musnęłam ale tylko delikatnie jego wargi sprawiając że nasze wargi złączyły się w krótkim pocałunku. Spojrzałam na stół ślizgonów. Dojrzałam jego i jego zimne oczy uniósł kącik ust w kpiącym uśmiechu. 
Puściłam się Remusa teraz mieliśmy 2 godziny przerwy do kolejnych zajęć a drużyna Gyffindoru miała trening. Jak zwykle Remus musiał iść by przypilnować chłopaków by się nie pozabijali. Ja jednak nie chciałam mu towarzyszyć. Dziś chciałam pogadać z Amy która nadal trzymała się swojego chłoptasia. Wyszłam na korytarz czekając aż wyjdzie. Avalone po wyjściu spojrzała na mnie przepraszająco i ruszyła dalej. Przygryzłam wargę nie dając po sobie poznać lekkiego załamania. Usiadłam na ławce zakryłam dłońmi twarz tłumiąc szloch. Poczułam czyjąś dłoń na ramieniu. Wpierw myślałam że to Lily lecz była za duża i zbyt umięśniona.Była to męska dłoń. Wiedziałam że Remus poszedł na trening wraz z łapcią, rogasiem i glizdogonem. Pozostała mi jedna osoba która mogła to zrobić i chciałam tej osobie splunąć w twarz.
-Nienawidzę cię !-krzyczę w jego stronę i dopiero teraz otwieram oczy. Mój zmysł podświadomości się nie mylił. Nathaniel siedział koło mnie -Słyszysz mnie idioto?! Czy nagle ogłuchłeś?! Nienawidzę cię!
- I co mam ci odpowiedzieć? -spytał z kpiną -Że też cię kocham? Rozumiem że mnie nienawidzisz. Przecież każda by mnie za to znienawidziła. Chciałem cię tylko w tym momencie pocieszyć. Zauważyłem że coś ci się nie układa z przyjaciółką. Cóż... Jej chłopak jest dość wymagający ale przynajmniej u niego jest jasno."Nie chcę byś się spotykała z innymi osobami niż ja gdyż jestem o ciebie to potęgi entej zazdrosny". Ale jak widzę po niej i po nim to daję jej jeszcze tydzień a na bal pójdzie z kimś innym.
- Jesteś okropny -syknęłam przez zęby -Myślisz sobie że co? Że jesteś panem świata? Nie dziwię się że już od lat nasze domy prowadzą wojnę. Jesteście tacy sami jak mówiła mi matka! Okropni, bezduszni, zapatrzeni w siebie! Dziwne że... Nieważne jeszcze to użyjesz przeciwko mnie! NIE NA WIDZĘ CIĘ! -wysylabizowałam ostatnie słowo.
- Masz sobie coś ze ślizgona widzę to w twoich oczach. Twój ojciec był ślizngonem. Nie zaprzeczysz. Mam dowód -wyszczerzył się -Niezły był z niego szukający. Najlepszy w drużynie w swoich latach. Nie dziwię się że wybrał akurat twoją matkę. Do swojego ojca nie jesteś podobna więc strzelam że urodę odziedziczyłaś po matce. Z resztą i ona ma tutaj zdjęcie. Zapisała się w historii szkoły nie tylko jako pomocna puchonka ale też wygrała turniej trój magiczny organizowany w Hogwarcie. I powiem ci coś Ellie. Ty widzisz we mnie ślizgona bez uczuć, twoje koleżanki ciacho a mój przyjaciel widzi inteligenta. Wiesz mi tyle co ja wchłonąłem książek to byś się zdziwiła.
- To dlaczego nie jesteś krukonem? Akurat taki zarozumialec jak ty by tam pasował -warknęłam.
- Cała moja rodzina to ślizgoni. Nie chcę się wychlać. Bo już za dużo się wychyliłem -powiedział -Pocieszam gryfonkę to jedno, nie chcę być śmierciorzercą to drugie, wchłaniam książki to trzecie ale jak zauważyłaś mój charakter jest godny ślizgona. Jednak widzę twoją minę. Czyżby mama ci nie mówiła nic czym się zasłużyła? A twój ojciec opowiadał ci jak wygrywał puchary? Mi rodzice opowiadali przy każdym daniu, gdy kładłem się spać kiedy zrobiłem coś nie tak albo gdy zrobiłem coś co mi kazali. Wpajali mi co będzie dla mnie dobre a co nie. Zawsze przytaczali mnie do mojej nieskazitelnej siostry Nory. Nora to Nora tamto nigdy ja tylko Nora. Lecz kiedy zmarła zabita przez Aurora to już nie było Nora. Wtedy zaczęło się Nathanku, Natuś ,Nathanielu a w szególności po trzecim roku...
-Czemu mi to opowiadasz? -spytałam z uniesioną brwią -Czemu opowiadasz mi swoją historie skoro nawet o nią nie prosiłam. I ostrzegam że jeśli chociaż dotkniesz moją twarz to splunę w twoją. Ostrzegam.
- Mogłem się tego spodziewać -zaśmiał się -Szczerze to sam nie wiem. Więc do widzenia Eleanore córko Felixa Fray i Ofeli Loony. Jeśli chcesz dowiedzieć się czegoś o swoich rodzicach przejdź na dział z trofeami jest tam też twoje kochana. I ty dobrze wiesz za co. Eliksiry nie są wcale takie trudne jak sama mówisz.
Odwróciłam wzrok oblewając się rumieńcem. Jak moja mama nie lubiłam być w centrum uwagi. Lecz to wszystko co mówiła było kłamstwem. To że się nie wychylała, to że nic nie zrobiła dla szkoły. Wygranie turnieju trój magicznego jest wielkim czynem a ona mówiła że nic nie dokonała i że nie ma o czym rozmawiać. Ruszyłam w stronę boiska z nadzieją że spotkam Remusa idącego w stronę Hogwartu. Jak zwykle miałam racje właśnie wracał w otoczeniu chłopaków. Ku mojemu zdziwieniu Lily obejmowała jednym ramieniem w pasie Jamesa a ten co chwila składał na jej ustach krótkie pocałunki. Koło boku Black'a szła Dor i wpatrywała się w niego swoimi piwnymi oczami trzepiąc przy okazji uroczo rzęsami. Gdy szłam w ich stronę przypomniał mi się Nathan "odziedziczyłaś urodę po matce" powiedział mi. Przed oczami stanęła mi ona w moim wieku. Brązowe włosy popadające w czerń do ramion i błękitne dość drobne oczy. Mój trzy kolorowy odcień odziedziczyłam po ojcu. Dość długi ale za to mały drożny nos, krótkie rzęsy dość gęste ale za to wyregulowane czarne brwi i te delikatnie odstające uszy. Miał racje byłam odzwierciedleniem mojej matki w moim wieku. Podeszłam do Remusa. Odciągnęłam go od reszty. Poszliśmy w jakieś najmniej znane wszystkim miejsce. Była to jedna z opustoszałych plaż nad jeziorem. Chciałam mu coś powiedzieć coś co miało odmienić wszystko.Chłodny wiat owiewał mi skórę. Chciałam tego a jednak nie byłam pewna czy aby na pewno. Miałam do wyboru tam albo nigdy lecz co do tego nigdy nie miałam pewności. Wzięłam głęboki oddech. Wspięłam się na palce by nasze twarze były na równi. Patrząc w jego ciemnie oczy nie mogłam nic wykrztusić. Pocałowałam go ale prawie tak samo jak Nathan mnie wczoraj w szpitalu. Położyłam jego dłonie na moich biodrach a swoje na jego ramionach. Nic nie psuło nam tej chwili. Nasze intencje po między sobą zmieniły się. Jego dłonie już nie znajdowały się na moich ramionach. Jedna z nich sięgnęła pod moją białą koszulkę i pełzła u piersiom a druga odpinała mi biustonosz. Ja byłam trochę w tyle  gdyż moje dłonie błądziły w śród burzy jego gęstych włosów i nie miały zamiaru zejść niżej. Jednak jego dłonie świdrowały pod moją białą koszulką sprawiając że moja czarna szata nagle zsunęła się z moich ramion i wylądowała na ziemi. Biała koszula była zmiętolona a trzy pierwsze guziki u góry i 2 u dołu odpięte, czyli koszula ta trzymała się tylko na jednym guziku. Za to on wyglądał nienagannie. Biała koszula jak uprasowana, czarna szata uprasowana, krawat elegancko upięty. No tak mój krawat. Walał się pod moimi czarnymi pantoflami. Jednak kiedy poczułam jak mój kremowy stanik opada na ziemię a jego dłonie nie powędrowały od razu do nich. Przejechał nimi po obu moich bokach. Zadrżałam. Nigdy nie byłam z nikim tak blisko jak z nim. I chodź on był śmielszy od mnie to jednak nie opierałam się. Oderwałam na chwilę usta by spojrzeć mu w oczy. Ciemne oczy patrzą na mnie z troską ale i pożądaniem jak u każdego chłopaka w jego wieku. Uśmiecha się zagadkowo po czym zdejmuje swoją szatę i koszule. Och gdzie moje myśli powędrowały na Boga! Wziął mnie na ręce i  zaczął wchodzić do wody. Co raz to głębiej i głębiej aż woda zaczęła sięgać mu do piersi a ja poczułam ją gdyż moje nogi, tyły i trochę pleców było także zamoczonych.
- A teraz przekonam się czy umiesz pływać -zaśmiał się i po prostu mnie puścił. Kiedy stawałam na palcach miałam wodę za piersi lecz kiedy nie wtedy woda sięgała mi do ust. Jednak umiałam pływać -Umiesz futerkowa księżniczko pływać! No przecież każdy pies umie pływać. Czyż nie?
Prychnęłam w jego stronę i zaczęłam płynąć w stronę lądu lecz ten chwycił mnie i przytulił do siebie. Chciałam odpiąć ten ostatni guzik ale nawet wtedy nie czuła bym się komfortowo.Koszula i tak i tak przylegała by do mnie podobnie jak spódniczka. Musnęłam ostatni raz jego usta po czym ochlapałam go i wyszłam na ląd. Tak jam myślałam biała koszula chodź już nie pogięta to przyległa dokładnie do mojego ciała. Odwróciłam się do niego plecami po czym  ściągnęłam z siebie koszulę i przełożyłam ją przez łokieć po czym schyliłam się ku mojemu stanikowi. Zapięłam go z przodu żeby przesunąć go i włożyć  ramiączka. Założyłam też przemoczoną koszulę i zapięłam ją na 5 guzików zostawiając szósty rozpięty. Wzięłam krawat i zawiązałam go sobie schludnie. Spojrzałam na spódnice. Woda ściekała z niej ale dało się przeżyć. Jedynie co nie to pantofle które przy każdym kroku kwakały jak gumowe kaczki. Założyłam jedyną chyba suchą rzecz czyli czarną szatę i zapięłam ją tak by  nie było widać mojej białej koszuli. Spojrzałam na walające się na piasku jego czarne buty, szata, koszula i krawat. Chwyciłam je i ruszyłam biegiem. Teraz on będzie musiał iść z odsłoniętym torsem przez cały Hogwart. Jednak opamiętałam się. Nie lubiłam robić chamskich żartów. Zostawiłam rzeczy na trawie i poczekałam aż księciulu wyjdzie wreszcie z jeziora.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
 Co w następnym rozdziale:
- Masz już suknię? -spytała Vanessa i uśmiechnęła się pormiennie [...]
- Powinniście brać z niej przykład to moja ulubiona uczennica tak samo jak oczywiście panna Evasn która także poradziła sobie świetnie z tym eliksirem! -krzyknął profesor [...]
- Dorcas może wreszcie sojusz? -wyciągnęłam dłoń [...]
Twarz Remusa pobladła jednak ten nic nie powiedział tylko milczał [...]

I oczywiście gif ^^

3 komentarze:

  1. No zapowiada się świetnie :3 Nie moge się doczekać. A rozdział na prawdę fajny ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. I już drugi raz akcja z dostaniem w twarz ^^ *tak, będę liczyć, a co xD*. Jak przeczytałam pierwsze zdanie z rozdziału to już wiedziałam, że... będzie się działo!

    OdpowiedzUsuń