poniedziałek, 28 lipca 2014

Rozdział VII

Była to lekcja Historii Magi. Wszyscy przysypiali no może oprócz mnie i Remusa. Uśmiechaliśmy się do siebie głupkowato i na "migi" rozmawialiśmy po między sobą, chodź z pewnością głuchy by nie rozumiał o co nam chodzi. Nie chcieliśmy jednak się narażać duchowi skoro był tak miły i dał nam W z sumów.
-"To jak idziemy dziś do Hogsmade?" -poruszałam bezgłośnie ustami przy okazji jeszcze próbowałam jeszcze coś gestykulować.
-"Syriusz -tu wskazuje na kolegę siedzącego koło niego- Chciał byśmy poszli razem na potrójną randkę ale my nie jesteśmy razem co nie Ellie?"
- "Nie -zaprzeczyłam potrząsając głową na boki - Chodź możemy to zmienić. Co nie?"
- "Czyli co? Mam zapytać ciebie tu w tej klasie? "-prychnął i to był jedyny dźwięk wydawany przez nas. 
Chłopak siedział w rządzie ławek po mojej lewej w 2 ławce od biurka nauczyciela. Troszkę ryzykowaliśmy nadszarpnięciem naszej nienagannej opinii u profesora Binns'a ale cóż bez ryzyka nie ma zabawy. W końcu przerwaliśmy konwersacje i zaczęliśmy się wsłuchiwać w powtórzony już miliardy temat o wojnie z goblinami. Miałam czas by rozejrzeć się po klasie. Ci którzy nie spali zazwyczaj przekomarzali się z osobą z ławki i wtedy profesorek wypalił.
- Nie ma James'a Potter'a! -warknął i podleciał do pustego miejsca koło mnie. To prawda w tym roku dostał karę od Binns'a i musiał siedzieć razem ze mną lecz coś mu nie pykło.
- Ale profesorze ja tutaj siedzę -powiedział poirytowany rogaś. Chłopak ten był rozpuszczony i dla niego nie było reguł i zasad. Dlatego też jeszcze trochę a już w pierwszym półroczu będziemy mieli 0 punków. Położył swoje zabłocone buty na biurko a wykałaczką którą zwiną z kuchni dłubał sobie w zębach.
- Tak?! To kogo nie ma! -krzyknął i zaczął przepatrywać ławki przy tym poprawiając uczniów -Sally obudź Grace. Loveflower bądź tak miły i wytrzyj z twarzy ślinę. Snow obudź Blue bo chrapie i to mi straszliwie przeszkadza. Popy przestań bazgrać smoki! Dojdziemy do nich! Potter nogi z biurka. Black nie pisz liścików miłosnych z panną Hope po inaczej będę zmuszony to przeczytać. No to na to wychodzi że jest nas 13 ale kogoś brakuje skoro mam dzisiaj lekcję z Gryffindor'em i Slytherin'em. O'Collmelan ! Ktoś wie gdzie jest i dlaczego nie zgłosił się na lekcje bądź nikt go nie usprawiedliwił?
Loveflower uniósł niepewnie aż drżącą dłoń. Czyżby bał się starego profesora Binns'a?
- Oto chodzi że O'Collmelan zasłabł -powiedział blondyn a jego brązowe oczy unikały Binns'a -Ktoś mu podrzucił do jego ciastka truskawki a on jest na to uczulony i spuchł i zasłabł.
Jakaś cząstka mnie mówiła "dobrze" inna "przecież to on mnie pocieszył". Postawa godna altruisty się we mnie odezwała. Pff... Wstałam z miejsca. Remus spojrzał na mnie zdziwiony jak by wiedząc co chce zrobić a jego wzrok tego nie pochwalał.
- Proszę pana - powiedziałam pewnie -Jako że jestem bliską koleżanką pana O'Collmelan'a mogę pójść po lekcjach dać mu zadanie które pan nam poda. Mogę też pójść do pielęgniarki by spytać jak się czuje i od razu dostał by kartkę z zwolnienia do końca dnia czy dłużej lub krócej.
- Dobrze panno Fray -powiedział po czym dodał  -Jesteś taka sama jak swoja matka. Zrobisz wszystko by komuś pomóc w potrzebie. Raz próbowała w jakiś sposób oderwać głowę sir Nicolas'owi żeby mógł się zaliczyć do swojego konkursu dla duchów bez głowy. Niestety nie udało się jej a z resztą... Pozdrawia cię. Lecz wracając do lekcji gobliny... -bla bla bla bla bla tak to brzmiało.
Po lekcji ruszyłam do SS. Chciałam zdążyć przed kolejną lekcją kiedy usłyszałam głos Lily. Podeszłam do tego miejsca. Płakała. Podbiegłam i objęłam ją ramieniem. Może jest we mnie coś z puchona albo po prostu odziedziczyłam to po mamie. Właściwie to mama nigdy mi nie opowiadała o sobie zawsze uważała że nie chce być w centrum uwagi wolała bym to ja w nim była. Mój ojciec zawsze mi opowiadał jak to on wysadzał kible w łazience dziewcząt. Że sam należał do Slythu a mama była puchonem. Za to ojciec mojej mamy był gryfonem a jej mama krukonem. Moja rodzina chodź czysta to nigdy nie miała linii takiej jak inne rody że wszyscy w tym samym domu. Nasza rodzina była w każdym domu chodź dużo z nich było krukonami potem puchonami, ślizgonami a najmniejsza część to byli gryffoni.
- Ej wiewióra co się stało? -spytałam
- Vincenty się do mnie dobierał na tej przerwie -poczułam że ma gule w gardle -Przygniótł mnie do ściany. Nic nie mogłam zrobić. Byłam bezradna w jego szponach. Chodź wiesz że ze sobą chodzimy ale no wiesz to było...podłe. Jednak... James miał racje że to dupek.
- Powiedziałaś James? -zdziwiłam się -No małymi idziemy kroczkami a wreszcie powiesz rogacz.
- Nie powiem -prychnęła po czym powiedziała to czego od niej oczekiwałam. -Rogacz nie jest wart tego bym go... Powiedziałam tak na niego. Co się do cholery ze mną dzieje! Nigdy mi przez myśl nie przeszło żeby go tak nazwać. Nie mówi mi że zmieniłam do rogacza nastawienie. Nie!
- To jak kiedy się umówicie? -spytałam z głupkowatym uśmiechem -Powiem mu że w tą niedziele pod trzema miotłami? Oki toki?
-Jasne. Znaczy oczywiście że nie! -krzyknęłam ale ja już biegłam do SS.
Myślałam czy mnie zabije czy też nie ale miałam zamiar powiedzieć do rogaczowi. Nie patrzyłam pod nogi nawet nie patrzyłam przed siebie tylko za siebie. Nagle wleciałam na chłopaka którym okazał się być James.
- Mam do pana rogacza wiadomość od panny Lily Evans. Chciała by się z tobą umówić w niedziele pod trzema miotłami. Godzina do uzgodnienia -powiedziałam po czym uśmiechnęłam się i dodałam -Lily może się przed tobą nie przyznać ale w głębi duszy naprawdę cię lubi. Tylko dziś nie bądź nachalny.Miała niezbyt miłe spotkanie ze swoim raczej już byłym.
Po tych słowach ruszyłam już jak w mordę strzelił do skrzydła szpitalnego. Wpadłam przez otwarte drzwi. Nathan leżał na samym końcu pod ścianą po lewej stronie. Wyglądał jak śmierć na wakacjach. Najwyraźniej opuchlizna zeszła ale w jego oczach widać było pustkę i zmęczenie. Leżał lecz gdy mnie zobaczył nieznacznie uniósł lewy kącik ust. Podeszłam do niego a ten podniósł się i usiadł po turecku. Usiadłam na krześle koło niego.
- No to mam dla ciebie lekcje i w ogóle to muszę wziąć od pielęgniarki twoje usprawiedliwienie -powiedziałam z uśmiechem. Jednak wstałam z krzesła i usiadłam koło niego na jego łóżku. Wyłożyłam historie magi koło niego oraz zeszyt do tego przedmiotu. Spojrzałam na chłopaka coś w jego oczach się zmieniło. Wciągnął dłoń i przejechał nią po moim policzku. Ściągnęłam ją. -Chodzę z Lunatykiem Nathan.
- Kłamiesz. Nie umiesz kłamać. -powiedział i przyciągnął mnie do siebie po czym musnął delikatnie moje wargi. Myślałam że może mieć gorączkę spowodowaną alergią że bełkocze jednak jego słowa były takie jak zwykle. Chłodne ale stanowcze. Delikatny pocałunek zamienił się w głęboki aż prawie zaborczy. Nie ma to jak całować się nie z tą osobą na szpitalnym łóżku.
- Nathan przestań -warknęłam chodź jego dłoń sięgnęła mi pod koszulkę. Próbowałam ją zabrać. -Nathaniel!
W końcu wyrwałam jego oślizgłe łapy i uderzyłam go z całej siły w twarz. Nie chciałam tego zrobić, naprawdę nie chciałam ale jednak musiałam. Samoobrona była moim jedynym plusem. Chłopak jak by sobie z tego nic nie robił. Chwycił moje nadgarstki i położył je na na łóżku szpitalnym sprawiając że położyłam się lecz nogi nadal miałam podkulone. Kopałam kolanami jego tors. Jego usta wędrowały po mojej szyi oraz niżej tylko na moje szczęście nie miał gdzie więc wrócił do ust. I wtedy zagrzmiał dzwonek a do SS weszła pielęgniarka i co gorsza Remus. I chodź weszła pielęgniarka a po moich policzkach spływały łzy Nathaniel jak by sobie nic z tego nie robił. W końcu udało się go pożytecznie kopnąć. Wyrwałam się od niego i podbiegłam do Remusa który miał zmieszaną minę jak by nie wierzył że to była walka jak by wierzył że to było z mojej woli. Objęłam go i zaczęłam łkać w jego koszule. Lecz ten tylko jedną dłonią mnie objął i zaczął prowadzić do klasy obrony przed czarną magią. Spojrzałam na niego. Próbował uniknąć mojego wzroku. Czyli jednak myślał że go z NIM zdradziłam.
- Remus -pisnęłam lecz ten na mnie nie spojrzał -Remus to... To nie moja wina to on. To on się do mnie dobierał bez mojej zgody. Ja nie chciałam. Remus uwierz mi proszę!
- Ellie ja ci wierzę. Spokojnie -jego głos był tak delikatny i spokojny. -Lecz muszę to sobie poukładać a gdy ten dupek wyjdzie ze szpitala to znów go tam położyć. Razem z rogaczem, łapą i glizdogonem zgotujemy mu przyjazne powitanie ze szpitala. Lecz może bez truskawek ale tak by popamiętał że ne jesteś jego.
- A kogo jestem? -spojrzałam mu w oczy. On nie powiedział mi czy chce ze mną chodzić. Czyli na raze jestem niczyja a dokładnie to swoja.
- Jeśli chcesz to możesz być moja ale teraz musimy lecieć jeśli nie chcemy dostać ochrzan od nauczycielki. Co nie kochana? -spytał po czym cmoknął mnie w nos i rzucił się biegiem.
Pobiegłam za nim . Bo biec za nim mogłam i na koniec świata. Kochałam go nie szczeniącą miłością a głęboką która mogła by przetrwać wszystko i wszystkich. Chciała bym być z nim na tak zwane zawsze bo wiem że nic nie trwa wiecznie. I wtedy poczułam jak coś uderza mnie z łokcia w bok po między żebra. Poczułam przeszywający ból. Remus już jest za daleko. Upadłam bezradnie na ziemię nie mogą złapać tchu.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Macie buziaka Remcia i Ellie (wiem inna aktorka ale pomińmy ;u;)

Co w następnym rozdziale
- Podczas Nocy duchów odbędzie się bal maskowy! -krzyknął Dumbledore -Każdy młodzieniec ma być z towarzyszką inaczej nie wpuścimy[...]
- Nienawidzę cię -krzyczę w jego stronę [...]
Chłodny wiat owiewał mi skórę. Chciałam tego a jednak nie byłam pewna czy aby na pewno. Miałam do wyboru tam albo nigdy lecz co do tego nigdy nie miałam pewności[...]

No to mam nadzieje że się podobało :3

2 komentarze:

  1. Świetny rozdział, już nie mogę się doczekać następnego. Te emocje <3

    OdpowiedzUsuń
  2. ,,- Jeśli chcesz to możesz być moja...'', Serio Remus? Serio? Tylko na tyle cię stać?!

    OdpowiedzUsuń