sobota, 18 października 2014

Rozdział XIV

Nathaniel jadł jak typowa świnka. Sos ze spaghetti miał pod nosem, na nosie, policzkach i nie wiem jakim sposobem na powiece. Próbowałam nie spaść z krzesła i nie zacząć się śmiać wniebogłosy. Nathan spojrzał na mnie. I wtedy zauważyłam że robi to specjalnie. Tylko po to bym się uśmiechnęła. Był zbyt dobrze wychowany by zachowywać się tak karygodnie. Chwyciłam chusteczkę i wytarłam go,  co wyglądało zarazem uroczo jak i komicznie. Jego rodzice byli poważni chodź kącik ust mamy Nathana drgnął lekko. Jego ojciec był bardziej poważny i wyglądał jak, hm... Hades! Bóg podziemia po siedział przy stole stał i łypał na nas spod łba. Zapewne gdyby usłyszał że w myślał nazwałam go Hadesem to by mnie udusił, bo już teraz w jego oczach widziałam zło! Nie dziwiłam się dlaczego nie mógł stanąć przed boginem.
- Świniak z ciebie -zachichotałam.
- Właśnie Nathanielu -odchrząknął jego ojciec -Gdzie twoje maniery. Tak po za tym... Eleanore jesteś wilkołakiem czyż nie? Właśnie jej potrzebuję do wykończenia mojego eliksiru.
- Ojcze nie! -Nathan wstał. -Nie będziesz jej dźgał igłą. Ona nie jest królikiem doświadczalnym.I to że ktoś kiedyś podarował ci eliksir i wyleczył cię z wilkołactwa nie oznacza że musisz teraz przeprowadzać doświadczenia na niewinnej dziewczynie! Co tam że możesz uratować miliony ona nie będzie twoim królikiem!
- Jesteś egoistom Nathaniel. Zresztą ona jest wolnym człowiekiem i to od niej zależy czy nie chce być wilkołakiem czy nadal będzie chciała żyć z klątwom. -uśmiechnął się i spojrzał na mnie tak jakby od mnie zależało całe istnienie ludzkie. Tak bardzo chciałam być człowiekiem. Jego i moja ambicja była dosyć chora bo on chciał zrobić eliksir leczący z wilkołactwa a ja chciałam przestać być wilkołakiem.
- Ja... -Mój wzrok spojrzał na Nathana na jego matkę i ojca. -Ja chcę być normalna. Nie chcę narażać to co mam a przecież prawie już nic nie mam... Ja spróbowałabym wszystkiego byleby pozbyć się lykanotropii.
Ojciec Nathana posiadał uśmiech godny triumfatora ale czyż nie właśnie wygrał swoją wojnę? Po między sobą a swoim synem? Przestałam być jakoś głodna chodź pozostało mi naprawdę mało. Wstałam od stołu, dziękując za obiad wyszłam z jadalni. Nie chciałam widzieć mini chłopaka na której malował się ból. Wybrałam bycie zwierzątkiem doświadczalnym a nie bycie wolnym wilkołakiem.I nawet teraz gdy tak myślę to nie zmieniłabym nic w tym kierunku. Chcę być uwolniona a lykanotropia to klatka zamykająca mnie przed światem. Lecz nawet tu się czuję jak w klatce chodź wiem że żadne żelazne kraty mnie nie trzymają prócz wilka który jest we mnie i potrzebuje krwi niewinnych. Już nie raz moje dłonie były poplamione krwią niewinnych i chodź  to były tylko zwierzęta to czy też nie były niewinne? Nagle poczułam dłoń na swym ramieniu i bez namysłu odpowiedziałam.
- Dokonałam wyboru a ty musisz się z tym pogodzić -mruknęłam a parę łez spłynęło mi po policzku. -Nie chcę być już wilkołakiem. Nie chcę już nikogo skrzywdzić.
- Mądrze dziecko -powiedział niski męski głos. -Dobrze że masz chodź trochę rozumu i nie dałaś się owinąć w okół palca Nathaniel'owi. A teraz chodź im wcześniej zaczniemy tym wcześniej skończymy. Mam nadzieje że nie boisz się igieł? Zresztą tak naprawdę to potrzebna mi tylko twoja krew i to wszystko jak na dziś. Muszę sprawdzić twoje DNA żeby dzięki eliksirowi je wyeliminować. Lecz zapewne wpierw sprawię by owe zmutowane DNA przestało się mutować bo to tak jakby  kupić środek owadobójczy na jednego robala chodź jest ich tysiące. Tak więc może koniec rozmowy godnej lekarza i naukowca. Ufasz mi?
- Jeśli skończy się to pozytywnie... To czemu miałabym panu nie ufać? -spytałam ale nie uśmiechnęłam się, minę miałam grobową. Co raz ciężej. Ale cóż,  tak to już jest jak sumienie ma się wąskie. Nie można wytrzymać jeśli ktoś smutny i to tylko z naszego powodu.
Mężczyzna zaczął mnie prowadzić do salonu. Wiele osób by pomyślała. Nie idź za starym facetem bo równie dobrze może cię zadźgać. Tyle że on chce mnie uratować tak jak kiedyś ktoś uratował jego. W salonie podszedł do wielkiego regału na książki. Nie był to ten salon w którym zostałam zrugana przez matkę Nathana. Chwycił za jedną książkę a regał się odsunął ukazując schody prowadzące na dół. Cóż... praktyczne jak na tak stary dom a przynajmniej tak staro zrobiony. Szłam za ojcem Nathana po schodach z granitu trzymając się poręczy. W środku pokoju można było zobaczyć tysiące flakonów, probówek i różnych słoiczków a także 3 mikroskopów i innych różnych rzeczy godnych chemika. Usiadłam ka krześle który przypominał krzesła do pobierania krwi w przychodniach. Nidy nie pobierali mi krwi,robili to tylko mamie. Więc położyłam dłoń na oparciu i zacisnęłam pięść by żyły były widoczne. Mężczyzna podszedł do mnie ze strzykawką w białych gumowych rękawiczkach. Idealnie wbił igłę w żyłę i to wydawało się jakby ktoś mocno mnie szczypnął długimi paznokciami u ręki. Gdy strzykawka napełniła się bordowym a nawet prawie czarnym płynem ojciec Nathana pozwolił mi odejść a sam z zafascynowaniem patrzył na posokę wilkołaka którą trzymał w rękach. Chodź to było naprawdę mało krwi i tak zaczęło mi się robić niedobrze. Może nie byłam przyzwyczajona do igieł albo igła była niesterylna? Zaciśnięte miałam miejsce gdzie mnie ukuł bo w końcu tak robiła moja mama . Mówiła że dzięki temu nie będzie miała siniaków. Tylko obawiam się że ja nawet bym nie miała pamiętając o odporności na urazy mechaniczne i ogólnie urazy. Już nie pamiętam kiedy ostatnio zdarłam sobie kolana bądź łokcie. Zawsze szybko się wszystko zasklepiało nie tworząc nawet blizn. Czy właśnie z tego chcę zrezygnować? Egoistką bym była gdybym patrzyła tylko na to a nie na to co robi pod wpływem księżyca.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Remus nie przestawał krzyczeć na cały głos wrzucając co chwile kamienie do jeziora. Napad histerycznej furii rozrywał jego duszę. Nie mógł się pogodzić z tym co powiedział mu dyrektor. Uznał że nie powinien jej szukać że to niebezpieczne i że sam zajmie się tą sprawą jak nie ministerstwo. Ale on wiedział że ministerstwo to banda idiotów którym nie należy ufać. Łapa spojrzał na przyjaciela i poklepał do po ramieniu.
- Ej stary -rzekł z mały uśmiechem -Chodź trzeba cię wyluzować. Wysadzimy łazienkę jęczącej Marty przefarbujemy włosy Snape'owi. Będzie okay stary.
- Do cholery jasnej! -wrzasnął używając jeszcze parę mugolskich przekleństw -Może w końcu no nie wiem...Zacznij używać mózgu! Jakbyś ty się czuł gdyby Dorcas zniknęła a przy okazji jakiś chłopak?
- W końcu mógłbym się dobrać do... -Chłopak przerwał mu wzrokiem godnym zabójcy.
- Mogłem się domyśleć. Czy ty człowieku nie masz kręgosłupa moralnego? -warknął
- Mam -warknął Łapa. -Próbowałem cię po prostu rozbawić a tak naprawdę. Rzucił bym wszystko by j znaleźć. Jest może zazdrosna i czasami mnie wkurza ale skradła mi serce  i nie przeżyłbym gdyby coś jej się stało. Lunatyk wiem jak możesz się czuć. Rogaś powiedział by ci to samo bo przecież w końcu Evans zwraca na niego uwagę i gdyby nagle ją stracił to skoczyłby w ogień byleby ją odnaleźć. Chodź stary opracujemy z Rogaczem plan jak znaleźć i odbić twoją dziewczynę i jak zabić Nathana. Nie zaprzątaj sobie tym lalusiem głowę jak mnie mam nawet nie zwraca na niego uwagę.
- Może i nie a może i tak. Jeśli ją dotknął po ci przysięgam że pomału połamię mu wszystkie gnaty -warknął ale w końcu uniósł kącik ust i uściskał przyjaciela. -No chodźmy do swojego pokoju czas obmyślać plan i zwiać ze szkoły. To chyba każdy z nas chciał nie raz zrobić. Co nie?
- No tak ale teraz zwiejemy dla większego dobra chłopie -zaśmiał się Syriusz.
Razem poszli do szkoły chodź Remus nadal nie rozumiał dlaczego nie pozwolono mu jej odnaleźć. Ten moment i wzrok dyrektora który jakby wiedział co się wydarzy. Mówił tak jakby była już przeszłością w co chłopak nie chciał wierzyć i nie potrafił w to wierzyć. Niektórzy klepali go po ramieniu jakby naprawdę umarła a przecież nie powinno się tak myśleć! Ona żyła i wiedział to na pewno czuł to w każdej kosteczce. Tego dnia spotkał też Amy przyjaciółkę Ellie. Była załamana i co chwila rugała się tak jaky to była jej wina. Lily łkała wtulona w James'a a Dor z miną grobową perfekcyjnie ukrywała swoje załamanie.