poniedziałek, 27 lipca 2015

Rozdział XXI

Ellie
Jako pierwsza z zajęć miała być Historia Magii z tym duszkiem, który właśnie tego dnia miał opowiadać o czymś innym niż tylko o wojnie z goblinami. Usiadłam w ławce tuż obok Avalone, która od imprezy przebywała ze mną coraz to częściej, co było również związane z Blackiem. Byli najsłodszą parką pojawiającą się, co wydanie gazetki szkolnej. Blondynka przeciągnęła się i już miała układać się do snu, kiedy to nauczyciel spojrzał na nią groźnie.
 - Mam nadzieje, że to był ostatni raz. –prychnął i sięgnął po kartkę. –Mam dla was pracę. Macie napisać parach, które zaraz wyczytam pracę o tym jak czarodzieje przyczyniali się do zakończeń różnych wojen mugolskich, na przykład, co robili i po jakiej stronie walczyli podczas wojny secesyjnej. Najładniejsza i z najoryginalniejszą wojną może dostać nawet W. Tylko proszę o fakty historyczne, a nie o wojnę z kosmitami według Spilberga… A więc... Barty Crouch Junior z Eleanore Fray. Natahniel O’Collelan z Amandą Montecki, Syriusz Black z Dorcas Madows, Peter Pettegrew z Avalone Williams, Bella Zilberg z Remusem Lupinem, Holly Horn z Cygusem Newtonem, James Potter z Lily Evans […] Mam nadzieje, że pary nie są aż tak źle dobrane i wiedźcie, że zmiana nie jest możliwa. Uprzedzam was tylko i każdy, kto nadal będzie upierał się przy zmianie Partnera lub też partnera dostanie ujemne punktu. Macie na to dwa tygodnie, aż do świąt, ponieważ nie wiem czy ktoś gdzieś się do rodziny wybiera czy leci w Bieszczady. Każdy, kto odda po terminie będzie miał o jedną lub dwie oceny niżej, bo to akurat zależy od czasu oddania. Tak, więc usiądźcie w pary, które połączyłem i się naradzajcie. Proszę się podzielić możliwie po połowie pracy.
 Nie sprzeczałam się z nauczycielem, bo Barty nie był złym towarzyszem. Tylko ten często odstraszający tik. Ciarki przechodzą. Usiadłam koło niego, a Nathaniel przed nami z jego dziewczyną, która nie była przeszczęśliwa. Zielone oczy bruneta zlustrowały mnie wzrokiem. Uśmiechnął się i odwrócił do Amandy. Kątem oka widziałam jak naciąga rękaw szaty, aby nawet kawałka jego znaku nie było widać. Odwróciłam się do towarzysza niedoli, który uniósł kącik ust.
 - Zapewne I i II wojna będzie miała największy odzew, więc myślę nad tym czy nie brać czegoś wcześniej. Na przykład magowie i czarnoksiężnicy w oddziale Aleksandra Wielkiego. –przewracał karki książki od Historii. Nigdy jej nie przeglądałam, ponieważ ciągle byliśmy na tym samym temacie i obawiałam się, że kolejne będą takie same. Zatrzymał się na stronie 56 gdzie obok tekstu znajdował się wizerunek Aleksandra oraz maga i zwykłego wojownika. –Możemy też trochę pójść do przodu i zająć się wojną z Prusami i punktem kulminacyjnym bitwą pod Grunwaldem. Nie mam zamiaru pisać o czarodziejach w wojnach angielskich albo amerykańskich. Te tematy będą oblegane. A więc?
 -Polska wojna albo wojny Aleksandra… -w końcu wzruszyłam ramionami dając mu wybór. Spojrzałam do dwójki przed nami, którzy rozmawiali o wojnie secesyjnej. Jednak Crouch miał rację mówiąc o tym, że wojny nam bliskie będą oblegane. Barty wskazał na kartkę z wojnami i bitwami Aleksandra. Wybrał, ponieważ mi to było obojętne. Czytałam kiedyś o nim. Młody chłopak i gdyby nie my pewnie nie byłoby z nim tak fajnie chodź i tak kiepsko zmarł.
 - Może po lekcjach przyszłabyś do nas? Zebrałabyś trochę materiałów i jakoś byśmy to sklecili w jedną całość. Amanda też będzie, ponieważ Nathan jest kiepski w pisanie wypracowań… Normalnie nazywa się to leń, ale powiedz tylko mu, że nim jest, a się fochnie jak mała 5 letnia dziewczynka. –zaśmiał się. Nathaniel prychnął dodając „Słyszałem to! I wcale leniem nie jestem… Co nie Amanduś?”  Amanda nic nie odpowiedziała tylko próbowała powstrzymywać śmiech. –No cóż stary… Nie jestem tego pewien. Powiedz to stercie skarpetek. Wyobraź sobie, że skrzaty często mają ich dosyć? Zawsze rozparowane, ukiszone przez tydzień na stercie. A jeden chłopak z naszego pokoju taki pedancik nie pedałek… To różnica chodź czasami nie zawsze. On kupił kosz na brudne ciuchy a ten twierdzi, że jest za daleko. Tyle, że potwierdzenia w pokoju nie znajdziesz… Chyba, że otworzysz jego szafę, lecz nie radzę. Jego brudne bluzki może i przeżyjesz, ale obawiam się, że gdyby jego gacie na ciebie spadły to zadziałałyby niczym palące do kości toksyny lub kwas. Więc dowiesz się o jego prawdziwym ja, kiedy albo z nim będziesz albo za niego wyjdziesz. Tyle, że nie tak jak to było ostatnio… Przyjmijmy, że tego w ogóle nie było albo… Wspominajmy tylko dobre chwile. Gdyby nie to byście się z Amy nie poznały albo ze mną albo nadal byś była wilkołakiem. Szukaj pozytywów. 
 - Tak, więc Ell –Nathan spojrzał mi prosto w oczy. Serduszko zatrzepotało mi jak u koliberka obijając się, co chwila o klatkę piersiową. Gdyby był bliżej, a jego usta pragnęłyby mnie tak jak moje jego to nie przeszkadzałoby nawet to, że jesteśmy na lekcji. –Wiem, że twój ochroniarz mi nie pozwoli, ale czy poszłabyś ze mną na kremowe? Chodź zdecydowanie bym nie chciał to jednak, jeśli musi to może leźć z nami. Tyle, że kremowego mu już nie postawię… 
 -Zgoda. Pod jednym warunkiem. –powiedziałam, a ten przewrócił oczyma. –Mogę załatwić, że Remusa nie będzie, ale po kremowym zaprowadzasz mnie do szkoły albo… Albo stawiasz mi lizaka w miodowym królestwie. Poproszę Amy, aby była w pobliżu, jeśli będziesz chciał mnie magicznymi sztuczkami omamić i uprowadzić. Lub co gorsza… Sprawić bym chciała cię pocałować.
 - Ranisz słońce. –uśmiechnął się ukazując rząd białych zębów. –Rozgryzłaś mój genialny plan. Chciałem zrobić voodu cudu abyś ty rzuciła mi się do stup. Wiesz mi od zawsze tego pragnąłem! A niech cię Eleanore Fray i twój przebiegły umysł! Z resztą, po co miałbym cię omamiać skoro mogę sam z moją naturalną urodą cię zauroczyć Ell. Wtedy nawet nie zauważysz, a wtargnę do twojego umysłu i w końcu sama będziesz chciała mnie pocałować. Taka kolej rzeczy. Nazywa się to tak naukowo zauroczeniem bądź zakochaniem. Jak wiemy, nauki nie oszukasz… Chyba, że magią sprawisz, że słońce zacznie tańczyć disco, a ziemia zacznie jej klaskać, co wywoła trzęsienia oraz katastrofy. Naukowcy nazwą to ociepleniem a my, że „ruszyliśmy słońce, a wstrzymaliśmy ziemię”. 

Tego dnia w gabinecie dyrektora zauważyłam nieznaną mi kobietę. Trochę starszą od mojej świętej pamięci matki, lecz nie za dużo. Jasne włosy miała rozpuszczone, a te układały się jej falami na ramiona aż do piersi. Oczy okrągłe, które z taką dobrocią i serdecznością a także ze współczuciem wpatrywały się we mnie. Widać było po niej, że mnie zna tyle szkoda, że ja nie… Miałam jedynie delikatne przebłyski, które mówiły, że jednak skądś ją pamiętam. Kobieta podeszła do mnie i przytuliła do siebie. Była dobrze zbudowaną kobietą, co czuć było w jej miśastym uścisku. Uniosła mój podbródek i zaczęła obracać moją głowę a jej oczy przyglądały się każdemu centymetru mojej twarzy tak jakby czegoś szukała. W jej oczach pojawiły się łzy, które ściekły po jej rumianych policzkach. Otarła je dłońmi i odsunęła się.
 - Przepraszam, że się nie przedstawiłam… Jestem Petra. Siostra twojej matki. Kiedy cię ostatnio widziałam to byłaś malutka i latałaś na golasa po całym podwórku. Siostra próbowała się dogonić trzymając w dłoni tetrową pieluchę. Byłaś takim pociesznym dzieciaczkiem. –powiedziała, a mnie się zrobiło gorąco na twarzy. Nie ma to jak usłyszeć dosyć żenujący moment ze swojego życia i wyobrazić jeszcze siebie biegającą po tym podwórku. Kobieta widząc moją miną odchrząknęła. –Teraz jesteś już prawie dorosłą kobietą. Przypominasz mi swojego ojca. Odkąd się urodziłaś twierdziłam, że jesteś do niego podobna. W szczególności te oczy… 
 - Petro może przeszłabyś do rzeczy. –uśmiechnął się dyrektor, po czym popił herbatę z różowego kubka, na którym napisane było „Kocham mojego feniksa”. –Panna Fray ma jeszcze lekcję, a chciałaś jej pokazać jakieś ważne wspomnienie czyż nie?
 - Jeślibyś chciała to na święta możesz do nas przyjechać. Mąż się z pewnością ucieszy. W końcu sam jest czarodziejem. Mieliśmy pojechać do jego rodziny na Bawarię, więc chętnie cię zabierzemy. Poznasz kuzynostwo. –uśmiechnęła się. –Większość uczęszcza do Drumstrangu, ponieważ Niemiecka szkoła magii im nie przypadła do gustu. Nasze dzieci uczęszczają tu. Chciałam ci powiedzieć i pokazać ile twoja matka przed tobą ukrywała. Zawsze była osobą, która mówiła o sobie to, co jest konieczne. Na przykład, że urodziła się w Szkocji na wielkanoc. Rzadko, kiedy opowiadała coś o sobie albo opowiadała bajki, w których to ona była główną bohaterką i najczęściej to były wspomnienia tylko obrane w soki, księżniczki i magię. Pamiętasz którąś z jej bajek?
 - Spróbuję sonie przypomnieć, jeśli to konieczne. –usiadłam na kanapie, po czym sięgnęłam ręką do miski z landrynkami. Wzięłam parę do ust. Poczułam ich słodycz, delikatna nuta owoców przypomniała mi o tym jak to opowiedziała mi bajkę, kiedy siedziałyśmy obie w ogrodzie a ja nawpychałam sobie do buzi czerwonych porzeczek i z wielkim grymasem je pogryzłam i zjadłam. –Mogę jej trochę nie pamiętać, ale była historia o dwóch owocowych wróżkach, które pomagały każdemu jabłku opaść na ziemię po woli, aby się nie poobijało. Pewnego dnia nie dopilnowały i jedno z jabłek spadło. Poobijało się mocno. Wróżki były przerażone, ponieważ nie dopilnowały i mogła je spotkać sroga kara. Ogrodnik zobaczył je i jego poobijane niebo. Zamlaskał, po czym powiedział „Tak długo oszukiwałyście naturę, ale czasami trzeba dać jabłku spaść samemu. Pobija się, ale właśnie tego chce natura. Skoro jabłka mają się poobijać to poco je od tego chronić?”  I na tym zakończyła jednakże po chwili dodała, „Jeśli ktoś chce skoczyć z bardzo wysoka do wody to musimy go od niej odciągnąć, bo ludzie naturalnie nie skaczą z bardzo wysoka na gółkę. Bóg nie stworzył ludzi, aby się zabijali oni mają żyć i jeśli nadejdzie ich koniec to wtedy dopiero umrą. Na przykład, jeśli człowiek jest bardzo chory nawet bardziej chory niż człowiek przeziębiony. Kiedy nie ma już wyjścia i Bóg go woła to wtedy trzeba pozwolić mu odejść, pozwolić by jak te jabłko spadł na ziemię. Taka kolej rzeczy. Tam gdzie latem spadło jabłko tam wiosną zacznie rosnąć drugie. A gdzie ludzie umierają tam też się rodzą”. Wydaje mnie się, że już wtedy wiedziała…
 - Właśnie w ten sposób przekazywała informacje. –uśmiechnęła się delikatnie ciocia Petra. –Na przykład, kiedy chciała mi powiedzieć, że umówiła się z twoim ojcem to jej historyjka brzmiała mniej więcej tak „Pewna dziewczyna umówiła się z chłopcem innego rodu, że spotka się w z nim w ogrodzie, więc ta przyszła do swojej siostry obawiając się, że się nie zgodzi i przegoni. Powie, że nie jest już jej siostrą albo poprosi chłopca innego by ten towarzyszył jej tego dnia…” Wtedy uniosłam na nią brew i spytałam czy umówiła się z tym draniem. Chodź powiem ci, że drań to delikatny zamiennik tego, co użyłam. Ona wtedy spurpurowiała. Nadymała się, jak rozdyma i wyszła z mojego pokoju trzaskając tak mocno drzwiami, że aż współlokatorki na mnie dziwnie spojrzały. I tak jak mówił dyrektor miałam ci coś pokazać, a po za tym… Teraz to ja jestem twoim prawnym opiekunem, więc mów do mnie jak chcesz tylko proszę bez „per pani”, ciociu, Petro, ciociu Petro albo kolorowy kucyku… Tak dużo osób na mnie mówiło nawet mój mąż… Znów odbiegam od tematu. Słyszałam, że poznałaś już jedno z jej wspomnień. Wiesz mi ona albo przylatywała do mnie, aby się wyżalić albo nawrzeszczeć. Po zakończeniu szkoły rzuciłam wszystko i odjechałam w siną dal… To była jedna z gorszych kłótni z twoją mamą. Myślałam czy by ci jej nie pokazać… W końcu znałaś ją tylko z tej jednej strony, a nawet nie wiesz ile przed tobą ukrywała… Jednakże wiem ile dla ciebie znaczyła i chyba wiem, co chcę ci pokazać.
 Kobieta wyciągnęła różdżkę i jej czubkiem dotknęła swojej skroni. Stanęła przed myśloodsiewnią, po czym wrzuciła wspomnienie do niej. Odwróciła głowę, aby zachęcić mnie gestem dłoni. Podeszłam nie pewnie i chodź już wiedziałam jak z niej korzystać to jakoś nie byłam jej pewna. Stanęłam po jednej stronie, a Petra po drugiej. Chciała mi wszystko pokazać i opowiedzieć, dlatego też zanurzyła się razem ze mną. 

Młoda dziewczyna o turkusowych włosach siedziała na balkonie gdzie na opartej o jedną ścianę sztaludze malowała dzieci bawiące się na podwórku. Widziała jak łapią się za ręce i śpiewają kółko graniaste. W jej umyśle pojawiło się wspomnienie, kiedy jako mała dziewczynka została wsadzona wraz z siostrą do pociągu na wieś gdzie mieli przeczekać wojnę. Mogli siedzieć w domu pod zasłoną zaklęć jednakże jej ojciec czół się odpowiedzialny za ich kraj i poszedł na front, a matka twierdziła, że tu jest zbyt niebezpiecznie. Spakowała je w małą walizeczkę, którą miała pod ręką i wysłała je do rodziny jej męża. Tam też się tak bawiła. Z dala od bomb i tego wszystkiego. Usłyszała pukanie. Odwróciła się i ujrzała blondynkę o oczach ciemnych jak noc. Usiadła z herbatą na krześle tuż obok drewnianego stolika, na którym leżał wazon z trzema białymi różami. Z salonu można było słyszeć muzykę Debussy’ego oraz krzątaninę kobiety dosyć niziutkiej postury. Wyszła na balkon, ale tylko, aby zapalić fajkę. Miała złote niczym łany zbóż włosy, które upięte były w nienaganny kok. Oczy w kształcie migdałów koloru gorzkiej czekolady, posiadała cieńszą górną wargę od drugiej oraz piegi i myszkę na lewym policzku. Widać było, że jest twardą kobietą, która nie da sobie w kaszę dmuchać chodź nie za wysoką wzrostem za to wielką duchem. Spojrzała na córki i nagle cała ta hardość i twardość ustępowała miłości. Rozejrzała się uważnie i z kieszeni spódnicy wyciągnęła różdżkę, po czym machnęła a włosy blondynki, które były związane w dwa warkocze zaczęły tańczyć. Zachichotała, lecz po chwili spojrzała na mamę tym wzrokiem, który mówił tylko jedno. Wstała z krzesła i podeszła do siostry, po czym zaczęła jej śpiewać piosenkę urodzinową. Dziewczyna odwróciła się do niej i uśmiechnęła się szczerze, po czym przytuliła ją. Na balkon wpadł mężczyzna o wiele wyższy niż jego żona czy córki. Nie był typem sportowca, ale nie posiadał też piwnego brzucha. Miał szerokie barki i wielkie dłonie. Tak duże, że gdyby miał ją położyć na twarzy blondynki zakryłby ją prawie całą, a palce muskałyby jej włosy. Ubrany był koszulę i kamizelkę w kratę, a także w spodnie zaprasowane na kant. W dłoni trzymał tort, który nie był może ogromny, ale na ich czwórkę był idealny. Miał może 15 centymetrów wysokości. Cały pokryty był błękitnym lukrem. Położył go na stoliku, po czym od zapalniczki podpalił każdą z 18 świeczek. Dziewczyna podeszła do tortu i zdmuchnęła je wszystkie myśląc nad jednym życzeniem „Chciałabym być szczęśliwa do końca swoich dni”. Odwróciła się do rodziny. Nagle zauważyła, że ktoś do nich dołączył. Zmarszczyła brwi i wydała z siebie bezgłośne warknięcie. Felix Fray we własnej osobie. Otoczył dłonią talię Jodelle i uśmiechnął się do niej. Nadal za nim przepadała chodź to mało powiedziane. Głupia gęś była z jej siostry.
 -U nas w rodzinie wszyscy łapią się za ręce i otaczają jubilata, po czym odśpiewywują tą piosenkę. A w 18 urodziny ludzi jest jeszcze więcej. Robią parę kółek wokół jubilata, po czym głowa rodziny podchodzi z małym kieliszkiem wódki i daje mu i jak go wypije to było niczym podpisanie papieru o jego dojrzałości. –powiedział, a czarnooka wpatrywała się w niego jak w obrazek. Jubilatka prychnęła na niego, przez co naraziła się na zwrócenie uwagi przez rodziców. Nawet rozkazali ją przeprosić. W oczach dziewczyny widać było furię, która miała zaraz wybuchnąć. Zacisnęła dłonie w pięści tak mocno, że zaczęła wpijać sobie paznokcie. Usta zamieniły się w cienką linie. –Nic nie szkodzi. My już tak od szkoły. Nie przepadamy za sobą. Proszę nie być na nią zły, że ma taki porywczy nieutemperowany temperament... Złe ziarna i w takiej rodzinie się trafiają.
 Dziewczynę aż zagotowało. To było niesprawiedliwe, że chłopaka Jo zaakceptowali od razu, a jej pogonili i zagrozili, że poszczują psem. Założyła ręce na piersiach. Podeszła do swojej sztalugi i wzięła z niej ułożone wielkością pędzle. Wpadła w furię, którą nie potrafiła powstrzymać. Włosy wpadły w krwistą czerwień i zaczęły falować tak, że do złudzenia przypominały ogień. Zaczęła obrzucać go pędzlami każdym jak leci i każdy jeden opadał tuż przed nim. Lecz nie dlatego bo nie miała siły. Zaczarował je. Siostra stanęła przed nim i chciała go chronić. W oczach Petry pojawiły się łzy i nakazała się jej odsunąć. W dłoni trzymała najgrubszy pędzel do tła cały umorusany w błękitnym akrylu. Nie ruszyła się. Ojciec poczerwieniał ze złości i już chciał podejść do dziewczyny chwycić ją za ucho i wyprowadzić z balkonu, kiedy się wyrwała. Przebiegła przez balkon do wielkiego salonu. A z niego prawie przewracając się o pufy na holl, ale tylko po to żeby z niego wpaść na schody i po nich wbiec do swojego pokoju. Zamknęła się jednym zaklęciem i zaczęła się pakować. Nie wiedziała nawet, co pakuje. Słychać było dudnienie w drzwi i rozłoszczony głos ojca niecierpiący sprzeciwu. Oraz też głos jej siostry. Mruknęła coś niezrozumiałego i niczym duch przeszła przez drzwi do pokoju dziewczyny. Czerwień włosów dziewczyny, która teraz klęczała na dywanie i pakowała bieliznę do podręcznego plecaczka oraz całe oszczędności osłabła, ale powróciła, kiedy tylko zauważyła oczy swojej siostry. Jodelle właśnie trafiła do klatki z rozjuszonym lwem. I nie zachowała się tak jak to ona miała w zwyczaju w przypadku obcych osób. Szarpnęła dziewczynę tak mocno żeby ta spojrzała na nią.
 -O, co ci do cholery jasnej chodzi dziewczyno?! –wrzasnęła na nią. Zaczęła wymachiwać rękami aż Petra przymrużyła oczy obawiając się, że mogła od niej dostać. Choćby przez przypadek. –Ja już cię nie rozumiem! Czemu jesteś taka zła?! Czemu chodź raz nie możesz być normalna i nie wybuchać, kiedy jestem z nim. To irytujące i psujesz mój obrazek idealnej rodziny. A może jesteś po prostu zazdrosna? O to, że moi rodzice lubią mojego chłopaka, a twojego nigdy nie trawili? No cóż jaśnie pani musisz się z tym pogodzić! Zawsze byłaś czarną owcą… 
 -Za to ty byłaś ta idealna?! –spytała z sarkazmem. Była na skraju tego, aby ją trzepnąć. –No to przypomnij sobie bekso, kto cię pocieszał! Mamusia czy ja?! Oczywiście, że ja! Spałaś ze mną w szkole, kiedy była burza! Czytałam ci bajki na dobranoc! Pomagałam! I świetnie mi się odpłacasz! Myślicie tylko osobie… Cała ta rodzinka! Aż dziw, że do niej należę! Może się pomylili i miałam trafić do zupełnie innej rodziny? A teraz przepraszam, ale uciekam!

Kobieta stała przed drewnianymi drzwiami. Miała na głowie założony kaptur, ponieważ padało. Zapukała po raz kolejny, po czym spojrzała na mężczyznę, który stał tuż obok. Miał on ciemne delikatnie kręcone dosyć krótkie włosy i ciemne oczy. Na jego twarzy malowało się zmieszanie. Puk, puk. Puk, puk. Już pomyśleli, że nikogo nie ma albo, że pomylili numery. Kiedy nagle słychać było przekręcany zamek. Drzwi otworzyły się a w nich ukazała się kobieta, a nie dziewczynka, którą pamiętała ze swych wspomnień. Włosy miała rozpuszczone a te opadały jej do początku ramion. Rzęsy pomalowane, lecz nie widać było grudek po tuszu. Usta muśnięte czerwoną szminką. To nie była ta 16-latka, którą zostawiła. 
 - Jo, kto przyszedł? –słychać było kroki mężczyzny zbliżającego się do drzwi. Stanął koło niej i tak jak za tamtym razem objął ją w tali i przyciągnął do siebie. Zlustrował mnie wzrokiem. Minęło tylko 6 lat, a patrzyli na mnie jak na ufoludka. –Świadkowie Jehowy? Nie no, żartuję. Wchodźcie, bo zmarzniecie. Kawy, herbaty, grzanego win, a może piwa? Ten wyraz twarzy poznałbym nawet w tłumie Petro.
 - Myślałam, że przyjedziesz ze swoimi szkrabami… -powiedziała Jo i odruchowo przejechała po swoim brzuchu. Wspominała raz w liście do swej siostry, że jest w ciąży, co i tak wywołało u niej nie małe zdziwienie. –To jest Joseph? Jestem Jodelle pewnie Petra ci o mnie wspominała.
 Uśmiechnęła się delikatnie, po czym wprowadziła gości w swoje skromne progi. W przedpokoju zostawili buty i kurtki, po czym przeszli do salonu. Usiedli oboje na kanapie, a Jo zajęła fotel z podnóżkiem tuż obok nich. Nogi miała obolałe oraz kręgosłup, więc chwile relaksu w fotelu były bezcenne. Spojrzała na swoją siostrę, która zaplotła dłonie i ułożyła je na kolanach garbiąc się delikatni, a jej wzrok był wbity w drewniany stół, na którym stała waza z bukietem pięknych kwiatów.
 - Myślałam nad imionami dla tego tajemniczego berbecia. Dziewczynka to miała być Sharon albo Bernadett chodź Felix się upiera przy Elizabeth za to chłopiec to Willy albo Frank… -zaczęła. Petra nie po to tu przyszła, więc założyła dłonie na piersi i wbiła wzrok w dziewczynę, a w jej oczach widać było, że czegoś od niej oczekuje. –Wiem, po co tu przyszłaś… Niestety muszę cię wyprowadzić z błędu. Nie przeproszę cię za to, co działo się tak dawno! Tak dawno Petra! Zapomnijmy…
 -Mówiłem, że nie trzeba jechać. –odezwał się Joseph. Słychać było typowo niebieski akcent w jego angielskim, jeśli by się przysłuchać. Spojrzał na, Jodelle której mina była niewzruszona. Powaga, jaka od niej ziała nie przypominała w niczym dziewczyny, którą pamiętała Petra. –Ona jest twoją rodziną Jodelle a rodzinę trzeba kochać. Pewnego dnia może pozostać ci tylko ona albo też umrzesz i twoje dziecko nie będzie miało gdzie się podziać, a Petra jej lub jego nie przyjmie, ponieważ ma swoją czwórkę na głowie. Zastanów się czy naprawdę warto iść w uparte i nie powiedzieć tego przepraszam. 
 - Przyniosłem herbatę. –odezwał się Feliks z uśmiechem na twarzy, ale widząc napiętą atmosferę sam też spoważniał. Stanął przy swojej żonie. Nie wiedział, na jakim etapie rozmowy są. Więc się nie odzywał. Zauważył wzrok Bawarczyka, który padał na jego czarny znak. Pociągnął rękaw koszuli, aby go zakryć. Przygryzł wargę. –Moja matka mówiła, że to będzie dziewczynka. Mamy z nią już związane wielkie plany. Chodź to nie średniowiecze to dogadaliśmy się z rodziną [...], że jak dorośnie to wyjdzie za ich syna… Za długi mam jęzor. Żona zaprosiła was, aby poprosić o to żeby Petra została jej matką chrzestną. Mam nadzieje, że się zgadzasz…
 - Jeśli mnie przeprosi! –wstała z kanapy. Poczuła gule w gardle. Nie będzie płakać nie teraz i nie w tym momencie. –Oczekuję od niej tych przeprosin! Przez nią straciłam kontakty z rodziną! I przez ciebie też Fray! Stwierdziła, że jestem czarną owcą całej rodziny a ty, że jestem rozwydrzonym nieutemperowanym bachorem! Mam, czego oczekiwać od was. I są to przeprosiny. Ponieważ tego nie da się zapomnieć! Zrozum to kobieto! Jak dla mnie to nadal jesteś tym samym dzieciakiem, którego kochałam Jo… Tylko szkoda, że tak się zepsułaś.

Stałam tuż przy dormitorium ślizgonów. Niektórzy patrzyli na mnie podejrzliwie inni nie. Zaczepiłam jedną z dziewczyn mówiąc dokładnie, o co chodzi i dlaczego zaszczycam tak mało urocze miejsce. Zostałam wpuszczona dzięki jej nadzwyczajnej gościnności. W środku panował gwar . Wzrokiem próbowałam odnaleźć Barty’iego tyle, że dlaczego większość stała bądź siedziała tyłem do mnie. Nagle zauważyłam, że ktoś stoi koło mnie.
 - Chodź zaprowadzę cię do ich pokoju. –Amanda stała tuż obok, po czym niczym typowy przewodnik przeprowadziła mnie przez tłumy ślizgonów. Blond włosy miała zaczesane w wysoką kitkę, rzęsy delikatnie pociągnięte tuszem i powieki pomalowane błękitnym cieniem. Podeszliśmy do pierwszych schodów i nimi wspięłyśmy się aż do ich pokoju i tak jak mówił chłopak panował w nim porządek. Chłopak siedział na ziemi i przeglądał książki. Uniósł na nas wzrok i uniósł kącik ust. Amanda podeszła do niego i na chwile odciągnęła go od książki. Usłyszałam, że w łazience leje się woda i od razu dowiedziałam się, kto tam jest. Zachichotałam a Amanda przyłożyła palec do ust. Przynajmniej będzie miał niespodziankę. –Zawsze wychodzi w ręczniku nie ważne czy jestem czy mnie nie ma. Czasami Barty jest o to zazdrosny, że mnie podrywa szpanując sześciopakiem. 
 Przysiadłam na jednym z łóżek i zaczęłam wyciągać materiały, które obiecałam chłopakowi. Sama nie wiem, kiedy znalazłam czas na to, aby je znaleźć, ale je znalazłam. Parę kartek pergaminu z zapisanymi datami oraz z głównymi postaciami występującymi w tej wojnie. Położyłam mu przed nosem, a ten zaczął je czytać. Próbowałam je napisać własnymi słowami, więc czasami się zmarszczył i wskazał palcem na coś, czego nie rozumiał. I kiedy chciałam mu już to wytłumaczyć to w pokoju pojawił się Nathaniel wyłaniając się zza gęstej pary, która powstała w łazience. Tak jak mówił miał na sobie ręcznik i najgorsze, że tylko. Aż mi wstyd przyznawać się do tego, że mój wzrok skupił się na jego idealnie wyrzeźbionym brzuchu. Uniosłam wzrok na niego i wtedy zauważył, że ja jestem. Chwycił się odruchowo za ręcznik, który stwierdził, że chętnie opadnie. Pośpiesznie podszedł do szafy. Barty gwizdnął, a ja zaśmiałam się. Wredny ręcznik odsłonił jego oba pośladki. Usłyszałam jak klnie pod nosem. Amanda krzyknęła coś w stylu „Uwodzisz”, a Barty powiedział, że przecież mu też się zdarzyło i akurat była Amanda. Burknął coś w jego stronę. Amanda szepnęła mi „Te widoki też były niezłe.” I dodała głośno „Masz szczęście, że nie ma tego waszego homosia, bo byś jeszcze bardziej kusił!”. „Nie Homoś, pedant… To różnica. Tłumaczyłem ci…” odezwał się Barty. „Rozumiem dziewczynę, która by tak dbała, ale nie faceta” powiedziała Amanda i wszyscy zaczęli się przekomarzać. Nawet nie zauważyłam jak Nathan zniknął w łazience i pojawił się w ubraniu zwykłym naruszającym regulamin szkolny, a dokładnie w czarną bokserkę i jeansy. Przysiadł się koło mnie, po czym pochylił się nad mną. Był tak blisko. Jego wargi musnęły moje i czemu ja to odwzajemniłam? Może jego klata miała jakieś działanie odurzające. Odsunął się i ukazał rządek ząbeczków.
- Moje voodu się udało! Pocałowałem Eleanore Fray! –powiedział, po czym zaczął biegać w kółko po pokoju. Barty zaczął mu się bacznie przyglądać jakby coś miało się zaraz wydarzyć.  Nagle chłopak potknął się o własnego kapcia i wylądował na ziemi tuż przed Bartym. –Mówiłem ci już, że masz świetne oczyska? I że jako kumpel powinieneś mnie uprzedzić, że tam był kapeć? Jakby któraś dziewoja pytała to jestem cały! Nadal sprawny! Chyba…
 Przewróciłam oczami w końcu to był O’Collmelan. Spojrzałam na Craucha, który powiedział, że jutro w bibliotece możemy się spotkać po lekcjach, aby zobaczyć jego surową wersję pierwszej części wypracowania. Przytaknęłam. Teraz nic mnie tu nie trzymało, więc wstałam z łóżka i ruszyłam do drzwi wyjściowych. Chwyciłam za klamkę, kiedy Nathaniel odciągnął mnie od niej. Chwycił za obie dłonie i zrobił minę srającego kota na pustyni. Wyrwałam się odeszłam… 
Huncwoci
Syriusz nie miał zamiaru współpracować z tą zołzą. Dorcas siedziała naprzeciwko niego przy stole w pokoju wspólnym. Nadawała o tym jak to musiała sama szukać indorami na temat zadany przez pana Bingsa. On tylko przewracał oczami dokładnie teraz wolałby siedzieć gdzieś na kremowym albo po prostu w pokoju, ale wprowadzenie tam jego byłej było złym posunięciem. Więc przytakiwał jej na wszystko puszczając to mimo uszu. W końcu brunetka nie wytrzymała i z całej siły uderzyła pięścią w stół. Większość osób spojrzało w ich stronę.
 - Dorcas ja też wolałbym teraz siedzieć zupełnie gdzie indziej a po za tym złość piękności szkodzi. –powiedział i uśmiechnął się do niej sztucznie. –Mógłbym właśnie teraz z przyjemnością się upijać albo spędzać czas z moją dziewczyną. Którą skarbie nie jesteś.
 - O proszę Black nazwał Williams w końcu swą dziewczyną. Święto. –prychnęła. Wstała od stołu zabierając wszystkie notatki i ruszyła w stronę dormitoria dziewcząt. Odwróciła się do niego i spiorunowała piwnymi oczyma łapę, który położył obie dłonie na miejscu gdzie znajduje się serce, po czym zaczął udawać, że pada na ziemię przez jej pioruny. –Black mam nadzieje, że jutro przyniesiesz te durne informacje na temat tego wojny Anglików z Francuzami. I to ta wcześniejsza z dziewczyną, która została rycerzem, a potem potraktowali ją jak wiedźmę. Rozumiemy się? Inaczej cię osobiście zamorduje we śnie. I to nie jest żart Black…
 Chłopak wstał z ziemi i wzruszył ramionami. Coś tam uzbiera i jej podrzuci, a raczej to Remus mu coś uzbiera. Przecież na pewno pomoże przyjacielowi. Ruszył, więc spokojnym krokiem w stronę swojego dormitorium. Wpadł do pokoju i ujrzał tam uczącego się Remusa z Bellą, Petera i Amy ale najwyraźniej Jamesa gdzieś wywiało. Bella była niska jak taki dzieciaczek. Miała kasztanowe loki i kobaltowe oczy, oraz pyzatą, piegowatą buzię. Nie była gruba czy też szczupła, mieściła się po środku. Razem z Remkiem siedzieli na ziemi i o czymś zaciekle rozmawiali za to Amy i Peter siedzieli na łóżkach naprzeciw siebie. Amy wymachiwała rękami za to Peter przytakiwał i dodawał coś od siebie, po czym blondynka to zapisywała w notesie. Odchrząknął, ale nikt nie spojrzał nawet w jego stronę jakby go w ogóle nie było. Wpadł na pomysł i podbiegł do blondyneczki najciszej jak to było możliwe by zajść ją od tyłu. Wpakował się kolanami na łóżko, które prawdopodobnie należało do niego. Pochylił się do przodu, po czym zaczął łaskotać dziewczynę. Remus zmarszczył brwi. Nie mógł się skupić i Bella najwyraźniej też. Nagle przez drzwi wpadła Ell oraz James z Lily. Bella poczuła się przytłoczona i dosyć zbędna w tym tłumie. Zaproponowała Lunatykowi bibliotekę jednakże ten odmówił. Jego wzrok pozostał na Ell, która odrzuciła włosy tak żeby opadły jej na plecy. Przez jego umysł przebiegły wspomnienia tamtej nocy. Jej słodkie usta, które całował. Spojrzała na niego i uśmiechnęła się delikatnie. Podeszła do niego, a zielone oczy znalazły jego. Objęła go i przytuliła się tak bez żadnych podtekstów. Po prostu chciała się do kogoś przytulić chodź Nathan na pewno chciałby być teraz na miejscu Remusa. Słyszała jak bije jego serce teraz szybciej niż zazwyczaj.
 - Nie chciałbym ci psuć chwili Ell. –Syriusz zdecydował, że zaryzykuje. Brunetka odwróciła się do niego z uśmiechem na ustać. –Mogłabyś pobawić się w panią psycholog i jakoś pogodzić moje i Dorcas stosunki na tyle abyśmy normalnie zrobili tą pracę?  Proszę cię Ell, ponieważ ty masz coś takiego w sobie, że na pewno mi pomożesz… Chyba, że się mylę Ell?
 -Nie wiem czy tu coś w ogóle da się naprawić Syriuszu. –powiedziała i położyła mu rękę na ramieniu. –Pocieszę cię jednak, że to jej przejdzie, ponieważ jest dziewczyną, a nie maszyną do zabijania o pamięci słonia i może to do niej dotrze, że teraz jest wolna i może podobnie jak ty umawiać się, z kim tylko zechce… Rozstania bolą, ale też i w końcu przestają. To jak nadzianie się na klocka lego w przypadku osoby, która w niego wdepnie boli i to ta porządnie, ale później przestaje. Ale mam dla ciebie jedną radę, która ci się przyda. Słuchaj, bo jeśli nie będziesz słuchał to wyjdzie na to, że jesteś egoistom. Ona tak twierdzi, a ty to potwierdzasz. Jeśli jednak tak bardzo ci na tym zależy to z nią pogadam jak dziewczyna z dziewczyną jednakże nie jestem psychologiem i nic więcej na to nie poradzę. Rozumiemy się Black?

czwartek, 2 lipca 2015

Rozdział XX

Huncwoci
Następnego dnia przed śniadaniem huncwoci, Nathaniel, Barty, którego ojciec sam oczyścił z zarzutów, a nawet i dziewczyny stali w gabinecie dyrektora. Dyrektor krążył po swoim gabinecie nie spuszczając wzroku z chłopców. Nauczycielka, która obserwowała to wszystko w milczeniu miała nadzieje, że im się w końcu nie upiecze. Łapa podszedł do szklanej misy pełnej landrynek i karmelków, lecz kiedy zauważył wzrok McGonagall odpuścił sobie i wrócił na swoje miejsce. Dziewczyny stały obok siebie. Amanda nie czuła się niczemu winna, dlatego też dyrektor od razu puścił ją wolno podobnie jak Barty’iego, który nic z tą sprawą nie miał. Po prostu został w nią wciągnięty przez czysty przypadek podobnie jak Amanda, która była tylko jego dziewczyną. W końcu starszy człowiek usiadł w swym fotelu, sięgnął po landrynkę i się odezwał.
 -Kto był na tle mądry by się sprzeciwić moim słowom i pójść na ratunek pannie Fray? –spytał, a Remus i cała jego gromada unieśli dłonie. Chłopak odwrócił się by spojrzeć na chłopaków. Przecież to był jego pomysł, a nie ich. –Dobrze… Tyle zasad złamaliście, że gdyby wasza inicjatywa nie miała żadnego większego celu to już kazałbym się wam pakować. Ale uratowaliście pannę Fray. Jestem z was dumny chłopaki! Po za tym jeszcze uratowaliście pana O’Collmelana! Minerwo proszę cię nie patrz tak na mnie… Wiem, że powinienem wyciągnąć konsekwencje. Tak, więc na głowę odbieram wam po… 70 punktów! Co za tym idzie razem… 280 no, ale też wam daję 100 punktów od głowy, więc wychodzicie na plus. Po za tym obawiam się, że panna Fray wcale nie jest taka bezpieczna nawet tutaj. Skoro śmierciożercy dostali się na teren naszej szkoły. Remusie od dziś będziesz jej ochroniarzem. Po za tym chłopcy macie przez dwa tygodnie szlaban u McGonagall. A teraz idźcie na śniadanie. Zaraz dołączymy z panną Fray i panem O’Collmelanem. Tak, więc… Wy zostaliście uratowani przez tamtą czwórkę…
 -Polemizowałbym. –burknął Nathaniel i założył ręce na piersiach. Chłopcy chodź mieli już wychodzić stanęli w drzwiach nasłuchując jak potoczy się los, ślizgona i jego niewyparzonej gąbki.  –Czemu niby oni mają zlizywać śmietankę? I to jeszcze za to, że uciekli ze szkoły?! Przecież złamali do tego jeszcze prawo! Tak być nie może! Proszę pani! Niech pani coś powie!
 -Nie unoś się O’Collmelan. W końcu nie jesteśmy kolegami. –dyrektor spiorunował go wzrokiem, przez co Nathaniel oblał się czerwienią ze złości. –Wasza oryginalna historia jest piękna i wzruszająca jednakże musimy ją troszkę pozmieniać… Tylko troszeczkę. Będzie o tym, że was porwano. Zamknięto, a ci czekali aż ktoś po was przyleci i was zabierze. Czyż to nie jest o wiele prostsze niż tłumaczenie tego, dlaczego Tom chciał abyście się wzięli ślub. Może cierpi na brak imprez? Z resztą nie ważne… Chcecie karmelka? Panie Black widziałem, że pan chciał jednego. Po za tym panno Fray po lekcjach prosiłbym abyś przyszła do mojego gabinetu. Remusie przyprowadź ją, a teraz żegnam was wszystkich! Dwa razy się nie będę powtarzać. Sio! Widzimy się przecież na śniadaniu.
 Wszyscy zaczęli się pchać na schody tak jakby nie mogli po prostu zejść po kolei. Lunatyk spojrzał na Ellie i zaproponował jej, że weźmie ją na barana jednakże ta odmówiła mówiąc, że nie może poczekać aż gromada zejdzie. Rogacz próbował zjechać po poręczy jednakże w jego wyobrażeniach wygadało to o wiele lepiej niż w rzeczywistości. Spojrzał na kumpla, który przeskakiwał, co dwa schodki lub więcej by jak najszybciej z nich zbiec i ustanowić nowy rekord, który o dziwo ustanowił ojciec Jamesa. Jego ciemne włosy, które falami opadały już za łopatki powiewały jak u supermana. Ogólnie był on takim supermanem. Ratował kobiety w opresji przed złymi ślizgonami a one później najczęściej padały mu do stup. Nagle się zatrzymał sprawiając, że James nie wyhamował i wpadł na przyjaciela, przez co razem przekoziołkowali aż do wyjścia. Chłopak wstał i od razu poprawił swoje okulary, które prawie spadły mu z nosa. Spiorunował Łapę tak, że teraz myślał tylko o tym by odnaleźć golarkę i przejechać mu ją przez środek jego głowy. Syriusz wstał i otrzepał się, po czym rzucił przepraszający wzrok chłopakowi. Miał świetny pomysł i nie dotyczył on psikusów albo znęcania się nad Severusem chodź nad tym drugim też myślał.
 -Urządźmy imprezę! –zawołał. Remus, który był światkiem całego zdarzenia potrząsnął tylko z niedowierzania głową. –No wiecie w końcu jesteśmy bohaterami. Urządźmy imprezę w pokoju życzeń! Ale ty O’Collmelan nie jesteś zaproszony. Chyba, że jakaś cię gryfonka wprowadzi…
 -Nie twierdzę, aby to był dobry pomysł. –odezwała się, Ellie która wyminęła ich i poszła na śniadanie wraz z Remusem, który dostał rozkaz i Nathanielem, który nie miał zamiaru użerać się z „bandą idiotów” jak sam mówił. Ciemnio włosa odwróciła się do Lunatyka, który szedł tuż obok niej, a jednak nawet nie chwycił ją za dłoń. –A więc mój facecie w czerni jak to jest dostać fuchę ochroniarza?
 Nathaniel przygryzł wargę na sformułowaniu Ellie w stronę Remusa „Mój facecie”. Można powiedzieć, że miał ślepą nadzieje, która właśnie w tym momencie pękła jak bańka mydlana przebita palcem małego dzieciaczka. Ruszył prędzej zostawiając blondyna i dziewczynę, której spojrzenie się nagle zmieniało, kiedy mówiła do Remusa. Widział to Lunatyk, ale nie zatrzymywał chłopaka by coś mu powiedzieć, bo co miał mu powiedzieć? Więc tylko wzruszył ramionami na pytanie dziewczyny i odwrócił się by spojrzeć gdzie są jego kumple. Ci podbiegli do nich. Syriusz wziął dziewczynę pod ramię, a James pod drugie. Spojrzeli na kumpla dodając „To nie fair, że my nie dostaliśmy tej pracy. Przy nas nie zginiesz… Chyba” ostanie słowa dodał James i wybuchł gromkim śmiechem.

  Dyrektor wszystko opowiedział przy śniadaniu, więc Łapa nie miał nawet wytchnienia by chodź zjeść, ponieważ grupka dziewcząt czczących Blacka otoczyła go i sprzeczała się, która go nakarmi. Chłopak niezręcznie podrapał się po karku. Niby uwielbiał towarzystwo dziewcząt, ale tego było aż za nad to. Połowa dziewcząt z Hogwatu otoczyła go jakby był drugim Jezusem i właśnie przemieniałby wodę w wino, z czego by się niezmiernie cieszył gdyby posiadał takie zdolności. Dorcas, z którą zerwał podczas misji ratunkowej siedziała kawałek dalej zajadając się grzanką, lecz nie tak normalnie, każdy kęs urywała tak jakby to nie był chleb z serem, a głowa Blacka. Chłopak zauważył to i już nie wiedział, co jest gorsze bycie otoczonym przez grono fanek czy przesiadywanie w towarzystwie Dorcas, która była chorobliwie o niego zazdrosna. Swymi czekoladowymi oczyma spojrzał na Ellie, która przeprowadzała zaciętą rozmowę z Remusem. Dziewczyna uniosła brew, a ten oczami wskazał na tabun i zrobił minę szczeniaczka. Miała tylko je przegonić.
 - Kupię ci czekoladę –powiedział i złożył dłonie jak do modlitwy. Nie potrafił już znieść tego trajkotania o tym, jaki to jest seksowny, jakie to jego oczy są piękne, a jakie włosy, a jakie to i tamto wiele innych. I chodź gdyby to była mała grupka dziewczyn to by go usatysfakcjonowało tak teraz po prostu nie mógł znieść. –Nawet i całą ciężarówkę. Proszę. Błagam.
 Dziewczyna przewróciła oczami i spojrzała na stół krukonów, który teraz świecił pustkami, ponieważ większość otaczała Blacka i Pottera chodź najwyraźniej Potterowi te towarzystwo nie przeszkadzało. W śród dziewcząt, które pozostały na miejscach i zajadały się śniadaniem, dziewczyna dojrzała przyjaciółkę. Gestem dłoni przywołała ją do siebie. Brunet spojrzał na blondynkę, która zmarszczyła brwi po usłyszeniu planu od swojej BFF. Wzięła głęboki wdech, odruchowo poprawiła krawat, wyprostowała się i podeszła do Blacka siadając tuż obok niego. Wzbudziło to nie małe zamieszanie wśród dziewcząt i parę z nich nagle straciło zainteresowanie Syriuszem, który w głębi duszy dziękował Bogu. Otoczył Avalone ramieniem, a ta nerwowo poprawiła grzywkę i spojrzała w jego oczy. Oczy pełne tego, co sprawiało, że wszystkie dziewczyny padały jak muchy. Chłopak był gotowy posunąć się nawet do ostateczności żeby tylko przegonić natrętne dziewczęta i delikatnie chwycił za podbródek blondynki. Dziewczyna jakby sparaliżowana. Według scenariusza El miała tylko koło niego siąść. Łapa pocałował dziewczynę tak jak do nie dawna całował Dorcas, zaborczo, a jednak zmysłowo. Jego pełne czerwone usta smakowały czekoladą, którą przed chwilą, co zjadł.
 -Ekhem… -Ellie odchrząknęła, a Syriusz spojrzał na brunetkę, która nożem z nałożonym masłem wskazała, na Avalone, której policzki były tak czerwone jak nigdy w jej dosyć krótkim życiu. –Właśnie dzięki tobie Black, moja przyjaciółka nagle magicznie stanie się twoją dziewczyną w oczach połowy uczennic. Miałeś ją tylko objąć, ale pan Black jak zwykle czarujący musiał pokazać wszystkim, że potrafi się całować nawet z kujonką. Amy żyjesz?
 -Nie. –prawie, że pisnęła i schowała twarz w dłoniach. Musiała odreagować całą tą sytuację, która przed chwilą się wydarzyła. Właśnie pocałował ją Black, który jest teraz rozchwytywany przez każdą dziewczynę. Odwróciła się i natrafiła na wzrok Dorcas, który mówił to, czego można było się spodziewać po dziewczynie, która właśnie zaobserwowała jak jej były dopiero, co chłopak obściskuje się z inną. Chciała się odezwać coś jej powiedzieć jednakże głos Blacka sprawił, że po raz kolejny prawie, że zamknęła się w sobie. –Ona mnie zabije, a bo gorsza mój były też cię zabije. I będziemy oboje trupami…, W co ja się wpakowałam… Powiesz mi?
 -Jeśli mogę się wtrącić chodź zapewne nie mogę… -zaczął ku zdziwieniu wszystkich Glizdek. W jednej dłoni trzymał widelec z nabitą na szpikulce sałatą lodową, a drugą zaczął gestykulować –Ty Amy. Właśnie zostałaś przez przypadek wpakowana w związek z Syriuszem. No i masz Dorcas na głowie, którą możesz stracić przez nią. I aby wyjść z tej sytuacji albo na obiedzie będziesz siedziała sama albo jednak stwierdzisz, że nadal będziesz mu odstraszać panny nachalne i usiądziesz z nami, przez co plotki o tym, że jesteś z łapą niby się potwierdzą chodź nadal będą kłamstwem.
-Ej! –oburzył się James, który dostał sałatą Glizdogona w koszulę. Dzięki Bogu nie była ta sałata namoczona ani w sosie ani w majonezie, dzięki czemu Peterowi udało się uniknąć srogiej kary od Jamesa. Rogaś właśnie próbował flirtować z rudą. –Ja chyba nie w temacie jestem. Coś mnie ominęło? Wybacz mi ma rudowłosa biało głowo, ale muszę chyba się dowiedzieć, co się dzieje. A więc?
 -Widzisz tu tą dziewczynę? –sptał Remus, który wiedział, że z Jamesem trzeba jak z dzieckiem. Wszystko po kolei. Potter przytaknął mierząc dziewczynę swymi orzechowymi oczami. –Otóż jej celem było odstraszenie gromady panien. Więc się przysiadła, a Łapa jak to on wczuł się za bardzo w rolę udawanego chłopaka, że przeszedł bez owijania w bawełnę do działania i na oczach wszystkich babek oraz Dorcas zaczął ją całować.
 -Ej! Myślicie, że tak się da zrobić z Lily? –wyszczerzył się a dziewczyna, która wszystko to słyszała dała mu kuksańca na tyle mocno, że chłopak odwrócił się by ją spiorunować wzrokiem. Tyle, że to była, Lily i na nią nawet nie potrafił się długo złościć.

Pierwszą lekcją, na którą musieli przyjść były eliksiry. Profesor spojrzał na chłopaków i od razu ich porozdzielał. Syriusz usiadł koło, Avalone która prawie się zapadła pod ziemię. Ploteczki za szybko się roznosiły. Zdecydowanie za szybko. Rogaś musiał siąść, koło Dorcas, która co chwila odwracała się by spiorunować blondynkę wzrokiem było to miejsce najwyżej położone i najbliżej ściany, więc brunetka miała idealny widok na siedzącą dwa miejsca niżej i jedno w prawo dalej parę. Potter zdecydowanie wolał towarzystwo rudej, która siedziała koło inteligentnej Amandy po prawej i mało inteligentnego Petera po lewej. Lunatyk za to siedział w towarzystwie jakiegoś krukona i El, która spoglądała na odczynniki potrzebne do przygotowania eliksiru. Klasa była spora, ale ciemna i jedynym oświetleniem były pochodnie dające dosyć zielone światło profesor nigdy nie lubił tej klasy, ale poprzednia była akurat w remoncie, ponieważ z sufitu ściekała woda. Slughorn przez pierwszy kwadrans lekcji próbował tłumaczyć, iż eliksir wieloskokowy jest trudny do wyważenia i powinni wszyscy się na tym skupić. James od razu chwycił za książkę, aby tylko nie wdać się w niepotrzebną konwersację z byłą Syriusza. Chciał już wlać wodę, kiedy brunetka się odezwała.
 -Może nie jestem najlepsza w eliksirach, ale wpierw chyba powinieneś rozpalić ogień pod kociołkiem –powiedziała tym swoim słodkim, delikatnym głosem. I za pomocy zaklęcia rozpaliła ogień pod swoim kociołkiem i pod jego kociołkiem uśmiechając się zalotnie. –Teraz możesz wlać wodę. Zabawne jest jednak to, że po tym jak wrzucisz te muszki przez prawie miesiąc będziemy gotować jeden wywar i tylko, co dziennie będziemy musieli go mieszać.
 - Przez 21 dni. –Rogacz zarzucił swoimi włosami odruchowo i wskazał w książce właśnie to, co przed sekundą powiedział. Podniósł wzrok na klasę. Połowa uczniów już wyszła, ponieważ wykonała zadanie. Spojrzał na swoją wodę, która tak pomału się gotowała chodź płomienie otaczały spód kociołka. Syriusz już też skończył podobnie jak Avalone i trzymając się za ręce wyszli z klasy.
 -Ciekawe jak długo są ze sobą –prychnęła Dorcas i dorzuciła muchy do wywaru, po czym zamieszała go i wstała, ale nie miała zamiaru jeszcze wyjść. Rogaś przeczuwał, że z tego nie może być nic dobrego. –Jesteś jego kumplem, więc zapewne wiesz. Więc… Powiesz mi?
 - Nie. –odezwał się chłodna i chodź woda jeszcze nie wrzała to wrzucił muchy siatkoskrzydłe, zamieszał tylko raz i przeskakując przez ławkę uciekł przed brunetką, która założyła ręce na piersiach. Prychnęła urażona, ale to nie była tego sprawa a tylko i wyłącznie jego kumpla.

Wszyscy po obiedzie siedzieli w pokoju wspólnym. Syriusz na fotelu konwersował z Rogasiem, który rozłożył się na całą kanapę chodź widział, że wiele osób chętnie by usiadło. Peter zajadał się pączkiem i ku zdziwieniu wszystkich coś czytał w kącie. Remus za to próbował nauczyć się tańczyć i to nie tak jak zazwyczaj bywało, że tylko położył dłonie na biodrach partnerki a od czasu do czasu dawał jej zrobić piruet. Jego nauczycielką okazała się być o rok młodsza szatynka, która prawie wyrywała sobie włosy, kiedy ten popełniał tak oczywisty przynajmniej dla niej błąd. Ellie śmiałą się pod nosem spoglądając na zmagania chłopaka. Lunatyk stresował się nawet tym, że próbuje swych sił tanecznych w pokoju wspólnym a co dopiero będzie na imprezie, która według chłopaków spokojnie przebije bal, który wypadł w ich skali cieniutko chodź sam chłopak tego dnia nie wspomina tak źle. Przypominając sobie tą chwilę, kiedy byli sami oblał się mimowolnie rumieńcem. Spojrzał w stronę ciemnowłosej i po raz kolejny przydepnął but młodej instruktorce. Dziewczyna spiorunowała go wzrokiem a jej miętowe oczy spojrzały na Eleonore, która obawiała się, że już wie, co dziewczyna ma na myśli. Potrząsnęła przecząco głową, ale i tak została podniesiona z miejsca pod ścianą. Dziewczyna przygryzła delikatnie dolną wargę i stanęła naprzeciw Remusa. Niektórzy spojrzeli w ich stronę, a wśród ciekawskich wzroków można było znaleźć również chłopaków, którzy suszyli swoje białe ząbki. Viola, bo tak miała na imię szatynka zacisnęła dłoń w pięść. Była gotowa go nauczyć tańczyć za wszelką cenę nawet, jeśli w śród poległych będzie El, a sama jednak przegra tą walkę. To, co mówiła to dwójka grzecznie wykonywała. Dziewczyna machnęła różdżką na gramofon, z którego zaczęła rozbrzmiewać piosenka Twist and Shout, co wywołało niemałe poruszenie, ponieważ zazwyczaj jedynym dźwiękiem, jaki można było usłyszeć w pokoju wspólnym były wspólne rozmowy, śmiech, szuranie butów i palące się drewno w kominku.
 -O to będzie dobre! Remus tańczy! –zaśmiał się James i został spiorunowany przez swojego kumpla, który mało żwawo powtarzał ruchy, które pokazywała mu szatynka. –Och, bo zaraz pójdę po ognistą. Ruszaj te swoje cztery litery! W ręczniku poruszasz się zgrabniej!
 - Rogasiu –bąknął Remus. Właśnie przed chwilą brunet powiedział na cały pokój wspólny to, że lepiej porusza się w samym ręczniku niż teraz, co go kompletnie speszyło. –Oj, chyba nie muszę wspominać o twoich wyczynach i twej udawanej gitarze oraz o punkcie kulminacyjnym, kiedy się tak wczuwasz, że nagle gubisz ten łososiowy ręczniczek.
 -Skup się! –wrzasnęła Viola i przywaliła mu w plecy gazetą. Miała typowo francuski akcent oraz ku zdziwieniu latynoski wygląd. –Wyprostuj się! Raz , dwa ,trzy ,cztery. To ty masz ją prowadzić, a nie ona ciebie. O! Proszę! W końcu coś ci wychodzi. Chyba będę dumna z mego ucznia. Nauczyłam go tańczyć. Chyba, że nie potrzebowałeś dobrej instruktorki, a odpowiedniej partnerki do tańca? Czy się nie mylę? Ojej! Nie mylę się! Widzę twardzielu te rumieńce! Viola widzi wszystko!
 -Brzmi to, co najmniej jak Gatka babki od wróżbiarstwa –prychnął Black i przeczesał ręką swoje idealne włosy tak, aby były jeszcze bardziej idealne. –I to tej nowej… Otwórzcie umysły, wytężcie wewnętrzne oko, a zobaczcie przyszłość! Chodź stara miała podobnie… Jeśli tylko się skupicie ujrzycie to co ja widzę patrząc w kule. Przyszłość. Przeszłość. Teraźniejszość.
 -Ja tam widziałem zawsze chmury –wzruszył ramionami Potter i poprawił swoje okulary przy okazji puszczając oczko rudowłosej, która tłumaczyła coś młodszemu rocznikowi. –Nie wiedząc, dlaczego ale prawie oblałem z tego przedmiotu. No, ale ja naprawdę widziałem chmurkę. Nawet w fusach od herbaty widziałem chmurki. Co tam, że deszczowe. Ale ważne, że chmurki.
Ellie
Spokojnym krokiem ruszyłam do gabinetu dyrektora. Miałam się pojawić po lekcjach, ale w końcu ostatnią lekcję odwołali. Korytarze jak zwykle o tej porze powinny być pełne, ale nie widać było żywej duszy. Zatrzymałam się by spojrzeć przez okno. Zaczął padać śnieg. Młodsze dzieciaki wystawiały języki by małe płateczki śniegu opadły na nie. Starsi za to po prostu siedzieli na błoniach i rozmawiali albo ekscytowali się pogodą. Szłam dalej aż do przejścia gdzie trzeba było powiedzieć hasło, aby uruchomiły się schody. Pamiętałam je, ponieważ jeszcze parę godzin temu profesor McGonagall wypowiadała je na głos. Wpadłam do gabinetu, ale nie zastałam dyrektora. Zaczęłam się rozglądać po gabinecie. Był duży, lecz szafki, regały i inne rzeczy sprawiały, że pokój się kurczył. Nie wiem, dlaczego ale zawsze ciekawiło mnie gdzie śpią nauczyciele. Bo raczej nie możliwym było by nie spali. Spojrzałam na durzy stos grubych zakurzonych ksiąg i stojąc na palcach sięgnęłam po pierwszą. Księga ta była o smokach, lecz nie po Angielsku. Zmarszczyłam brwi i spróbowałam chodź rozszyfrować język, którym zapisane były stare kartki pergaminu.
 - To łacina –usłyszałam serdeczny śmiech dyrektora. –Nie męcz się z nią. Chodź powiem ci panno Fray, że książka o wiele ciekawsza od jej nowszego odpowiednika. Wiecznie okryta tajemnicą i bardzo często prawdą, którą ocenzurowało ministerstwo. Twoja matka czytała po łacinie.
 -Czytała? –uniosłam brew i zamknęłam książkę, a jedna kartka wypadła i znalazła się koło moich butów. Odłożyłam księgę i sięgnęłam po kartkę. Była zapisana drobnym druczkiem. Mogłam się spokojnie doczytać, ponieważ było to bardzo czytelne pismo. Nie były to notatki a rozmowy typowe dla dziewczyn. –Można się spytać, kogo ta karteczka?
 -Z pewnością nie moja Ellie. –znów było słychać ten jego śmiech, lecz teraz zauważyłam, dlaczego się śmiał i sama parsknęłam. Była to typowa rozmowa dwóch dziewcząt o tym to, jaki kto jest umięśniony, jaki to, kto ma ładne oczy. Chodź widać było, że jedna z dziewczyn brnęła przy swoim mówiąc, że „Felix jest bardzo przystojny”. Spojrzałam na dyrektora. –Tak, to karteczka twojej matki. Używała często ich, jako zakładek, bo miała w zwyczaju czytać dużo za jednym razem i nie miała, czym zaznaczać miejsca gdzie skończyła.
 -Ma pan tego więcej? –spytałam z podekscytowaniem. Tak mało wiedziałam o mojej mamie, że aż mi było wstyd, a każda taka karteczka była na wagę złota. Mogłam wtedy zobaczyć, jaka była, kiedy miała tyle samo lat, co ja. Dyrektor podszedł do swojego biurka i wyciągnął paczuszkę. Mogłam się domyśleć, że to, co znajduje się w środku nie było zakładkami, a liścikami skonfiskowanymi przez nauczycieli. Wzięłam paczkę od dyrektora. –Co dyrektor chciał mi pokazać?
 -Coś, co obiecałem Jodelle Clarke, kiedy uczęszczała jeszcze do szkoły. –powiedział a w jego głosie było słuchać nutkę tajemniczości. –Pewnie mama za dużo o sobie nie opowiadała. W końcu była delikatną puchonką dobrą i bardzo mądrą. Jodelle pewnego dnia oddała mi parę wspomnień, kiedy dowiedziała się o swojej chorobie. A czemu mówiłem, że kiedy jeszcze chodziła do szkoły? Bo lubiła fantazjować, a przynajmniej tak ja twierdziłem. Obiecałem zatrzymać jej wspomnienia, aby później pokazać je swoim dzieciom. Cóż liczba mnoga się nie sprawdziła, ale jesteś ty. Ellie proszę podejdź do myśloodsiewni. Chyba wiesz jak się z niej korzysta?
 Przytaknęłam głową. Ciekawiło mnie niezmiernie, co takiego mama kazała zachować abym mogła zobaczyć to w swoim czasie. Podeszłam do miejsca, które wyglądało, co najmniej jak średniowieczna umywalka ze spodkiem, w którym była bardzo ciekawa substancja, dzięki której trafię do jej wspomnień. Dyrektor otworzył probówkę, z której wlał wspomnienie mojej mamy. Wzięłam głęboki oddech. W końcu nie miałam pojęcia, co zobaczę po drugiej stronie. Wsadziłam twarz w płynną substancję, która sprawiła, że czułam się jakbym spadała w dół i w dół.

Młoda dziewczyna o blond włosach zaczesanych w koński ogon wędrowała brzegiem jeziora wraz z przyjacielem. Śmiali się i dokuczali sobie nawzajem. Dziewczyna uczęszczała do domu borsuka, co można było zauważyć po żółto czarnym krawacie, a jej towarzysz uczęszczał do domu kruka. Miła i inteligentny. Można było pomyśleć na pierwszy rzut oka, że są razem, ale to ona traktowała go jak starszego brata, a on ją jak przyjaciółkę chodź wiedział, że nie do końca. Był to słoneczny początek roku szkolnego. Większość uczniów wędrowało w białych koszulach z krótkim rękawem i krótkich spodenkach lub spódniczkach. Dziewczyna gestykulowała coś bardzo mocno nawet nie zauważając, kiedy jej przyjaciel otoczył ją ramieniem. Spojrzała na niego swoimi hebanowymi oczami.
 -Przyjaciele –powiedziała i ściągnęła jego dłoń ze swojego biodra. Chłopak speszony odwrócił wzrok.  –Przecież masz swoją Loren, a my jesteśmy jak rodzeństwo. Przecież sam to powiedziałeś Thomas. Mogę ci to przypomnieć, ponieważ mam te wspomnienie i to w pewnym flakoniku, więc nie ma przeszkody do tego abyś zobaczył je…
 -To wina Felixa? –burknął. Dziewczyna przewróciła oczami. Tyle razy już się kłócili, kiedy ich rozmowa spadła na temat tego chłopaka z domu węża. –Kochasz go? Co za głupie pytanie… Maltretujesz mnie nim odkąd zaczął ci się podobać. Felix taki, Felix taki, a to i tamto. Do tego jeszcze musiałem cię pocieszać po tym jak twoje serce się krajało, kiedy okazało się, że jest zajęty przez dziewczynę z wyższych sfer, ale czego się spodziewałaś po elicie?
 Nadeszła cisza, którą żaden z nich nie ośmielił się przerwać. Szli, więc w ciszy brzegiem jeziora aż doszli do drzewa, pod którym siedział on. Miał długie ciemne włosy, lecz niezapuszczone i tłuste, a umyte i rozczesane, gęste takie, o jakich marzy nie jedna dziewczyna. Do tego te oczy, zielone chodź czasami przechodziły w barwę pistacji. Thomas przewrócił oczami widząc jak blondynka mimowolnie otwiera usta na jego widok. Dziewczyna przyglądała mu się sekundkę jednakże stwierdziła, że to bezsensu i ruszyła przed siebie mając jedynie nadzieje, że nie zauważył jej. Poczuła dłoń na swoim ramieniu i odruchowo chciała ją zrzucić myśląc, że to jej przyjaciel jednakże to nie była ta sama dłoń, za którą trzymała, kiedy było jej ciężko. Odwróciła się i pobladła na twarzy. Chłopak był spokojnie o głowę wyższy tak, że blondyna musiała unieść głowę by zobaczyć pistacjowe oczy.
 - Witam dobra duszyczko. –uśmiechnął się ukazując białe zęby. Dziewczyna pomału zaczęła się cofać. Po raz pierwszy się do niej odezwał i to jeszcze tak jak zwracają się do niej nauczyciele, duchy i ogólnie większość dorosłych znajdujących się, w Hogwarcie. Blondynka opuściła wzrok na swoje czarne półbuty, które niedawno czyściła pastą do butów by nabrały połysku. Stały się nagle zaskakująco ciekawe. –Dobra duszyczko? O oczach jak demon? Spójrz na mnie. Masz takie wyjątkowe oczy, tak ciemne, tak tajemnicze. Jodelle?
 - Ej Felix! Daj spokój i tak jej nie wyrwiesz! Galeon dla mnie! –słychać było głos jednego z jego koleżków. Oczy dziewczyny się zaszkliły. Uniosła je by spojrzeć w te pistacjowe oczy, które nagle nie miały dla niej większego znaczenia. Zagryzła wargi tak, że powstała tylko cienka linia układająca się w grymas. Nienawidziła przemocy, a także jej nie praktykowała, więc tylko odwróciła się napięcie nie okazując łez ściekających po policzkach. Może i była dobrą duszyczką, ale nie słabą, po prostu delikatną. Zaczęła biec do szkoły przy okazji ścierając dłońmi łzy. Wpadła na dziedziniec, który był tak piękny tego dnia. Tyle kwiatów było chodź był to początek września. Usiadła na ławce tuż obok jakiejś dziewczyny. Miała fioletowe włosy, które widząc dziewczynę zmieniły barwę na turkusowy.
 - Jo, czy coś się stało? –spytała, a dziewczyna przytuliła się do niej. Zielonowłosa spojrzała w miejsce skąd nadbiegła blondynka. Za nią biegł ciemnowłosy, który widząc Jodelle przytuloną do dziewczyny podbiegł. –Czego chcesz Fray? Nie muszę czytać w myślach, aby się dowiedzieć, że to pewnie twoja wina, iż moja młodsza siostra płacze. Może i ona nie bije ludzi, ale ja chętnie w jej imieniu powybijam ci parę ząbków i już nie będziesz taki pięknisi. 
 -Daj spokój Petra. Ach no tak przecież nie mogę się zwrócić do ciebie po imieniu. Tak, więc Clark. –zaczął i wtedy zauważył, że dziewczyna spogląda na niego. Stwierdził, że musiał wszystko wytłumaczyć. Od początku do końca. –Tak, więc… Mój kumpel Isaac, którego ty Clark raczej znasz wypalił o galeonie, przez co twoja o wiele ładniejsza siostrunia odebrała to opacznie uważając, iż się założyłem o to, że ją poderwę. No i… Dobra. Nie myliła się. Puchoni mają coś w sobie, że aż za dobrze interpretują sytuacje i bardzo zgrabnie z nich wychodzą. Jednakże to nie zmienia faktu, że bardzo chętnie bym się z nią umówił. Chyba, że się nie zgadza.
 -Nie zgadza się. –burknęła Petra a w jej oczach można było przysiąc, że zobaczyło się płomyczki zamiast źrenic. Blondynka zmarszczyła brwi. Nie przepadała, kiedy siostra za nią odpowiadała, ale wiedziała, że to, co mówi często dzięki temu wyjdzie jej to na dobre. Tym razem jednak nie potrafiła się posłuchać siostry. Wstała z ławki, odruchowo przetarła jeszcze raz policzki i spojrzała na chłopaka. Może miała za dobre serduszko, może była naiwna, ale taki już los, kiedy jest się w Hufflepuff a nie tak jak jej siostra w śród dzielnych gryfonów. –Dobra! Skoro tak jest to niech będzie Fray. Siostra się najwyraźniej zgadza na spędzenie czasu z takim dupkiem jak ty. I jeśli coś jej zrobisz albo spadnie jej z głowy chodź włosek to przysięgam, że ci ręce wykręcę. 
 -Petruś… -dziewczyna odezwała się w stronę siostry, której włosy przybierały już odcień purpury. Dziewczyna spojrzała na swoją młodszą siostrę. –Sama mu je wykręcę, jeśli mnie skrzywdzi. Przyrzekam, jako twoja siostra i jako dawna harcerka.  
 - No to ten… -Felix przeczesał palcami włosy. –Jesteśmy umówieni w sobotę na 13? Mam nadzieje, że mnie nie wystawisz dobra duszyczko. I popatrz, demonku że mam już nawet na nasze spotkanie, bo dzięki tobie wygrałem zakład. Isaac jest mi już winny 5 galeonów, więc jeśli będzie tak miły je oddać to te wyjście nie zacznie się i nie zakończy tylko z kremowym piwem w ręku. 
 - Nie piję kremowego piwa. –bąknęła pod nosem. Petra uśmiechnęła się dumna ze swej siostry, ponieważ to ona zaszczepiła w niej niechęć to każdego alkoholu nawet bezalkoholowego piwa. –Ogólnie nie przepadam za alkoholem nawet, jeśli to jedynie upije skrzaty. Kawy też nie piję… Wiem jestem wymagająca, ale jeśli na pewno chcesz się ze mną umówić to nie będzie ci przeszkadzało, że wtedy, kiedy ty będziesz popijał kremowe ja zapijała się będę Earl Grayem. 
 - Nie będzie mi przeszkadzało –powiedział. Przysunął się niebezpiecznie blisko blondynki. Słyszała uderzanie własnego serca. Bum bum… Bum bum… Sekwencja powtarzała się coraz to częściej a w szczególności wtedy, kiedy pochylił się nad jej twarzą. Słuchać było jak Petra głośno odchrząkuje oczekując, że chłopak odejdzie i da im spokój. Wiedział, że z nią się nie wygra. Cmoknął dziewczynę w policzek, bo gdyby zrobił coś innego zapewne teraz leżałby u pielęgniarki. –Mówiłem ci już, że masz zjawiskowo demoniczne, ale piękne oczy?

Spojrzałam na Amy, która z niechęcią naciągnęła kobaltową letnią sukienkę sięgającą do kolan. Burczała coś pod nosem, co nie było najpiękniejszymi słowami. Raczej za takie słownictwo mogłaby dostać szlaban. Uniosła oczy na mnie z błaganiem. Nie miała zamiaru pójść na imprezę, którą organizują chłopcy, ale jako że niby jest „dziewczyną Blacka” to musiała się stawić i do tego nie mogła się ubrać jak zwykle tylko odpicować się jak te wszystkie dziewczyny.
 -Nie pójdę w tej sukience. Nie, jeśli mam siedzieć koło Syriusza. –załamała ręce a w tle było słychać głośne prychnięcie Dorcas, która dowiedziała się już wszystkiego, dlatego też dziewczyna mogła przesiadywać z nami w jednym pokoju. –Nie bez przyczyny nazywany jest kobieciarzem.
 -Powiem ci coś słońce. –odezwała się brunetka a jej głos był przesiąknięty sarkazmem. Nadal za nią nie przepadała. –Jeśli nie jesteście razem, a tylko udajecie to nie powinien, lecz przyznać muszę, że jego rączki czasami wędrują tam gdzie nie powinny. W szczególności, jeśli się upije. Po za tym radzę się z nim nie zakładać ani nie grać w butelkę. To tyle z mojej strony…
 -Dziękuję przyjacielu. –Avalone wzięła od mnie szczotkę i zaczęła przeczesywać jasne włosy. –Bez twoich rad bym zginęła chodź zapewne byś się wtedy cieszyła. Czyż nie?
 -Dorcas… -odezwała się nagle Lily, kiedy dziewczyna chciała rzucić coś, przez co dziewczyny mogłyby się pogryźć, a krew by tryskała strumieniami. –Rozumiem. Nie przepadacie za sobą chodź to pewnie mało powiedziane, że nie przepadacie. Jednakże proszę się zwracać do siebie z szacunkiem, a jak już musicie obrzucać się nawzajem błotem to proszę poza obrębem tego pokoju. Kochana ja cię bardzo lubię, ale czasami chodź spróbuj się powstrzymać!
 Ja jak zwykle byłam typem słuchacza, więc nie wtrącałam się w rozmowy dziewcząt nawet, jeśli dotyczyły one przyjaciółki. Sama miałam wiele spraw na głowie i do poukładania. Do tego te listy i karteczki, które schowane były w mojej szafce koło łóżka. Chciałam się dowiedzieć jak najwięcej o mamie i ogólnie o rodzicach, których straciłam.  Spojrzałam w lusterko, które znajdowało się w małej łazience porównywalnej do tej z średniej, jakości moteli, hoteli bądź do dobrej, jakości schronisk, bo przynajmniej nie biegały tam karaluchy. Miałam na sobie jeansy z dzwonami i niebieską kraciastą koszulę, którą gdzieś wypatrzyłam w mojej szafie. Poczułam mocny ból, promieniujący na tyle, że chwyciłam się umywalki i przymknęłam oczy. Usłyszałam głos, który już nigdy nie zapomnę. Zaczęłam płakać, ale łzy nie ciekły mi ze smutku a bardziej z przerażenia i bólu. Będziesz następna. Powiedział wężowy głos w mojej głowie. Ujrzałam jego twarz. Uśmiechał się parszywie i wymierzał we mnie różdżką. Poczułam ukłucie w klatce piersiowej i straciłam grunt pod nogami. Nagle nad mną pojawiły się dziewczyny, które pomogły mi wstać. Nie mogłam im o tym powiedzieć. Za bardzo by się mną zamartwiały po za tym nie chciałam je wtrącać w moją grę, którą przegrywam.

Wszyscy zaproszeni siedzieli na ziemi, a po środku wielkiego koła znajdowała się butelka po ognistej. Może wszyscy to źle powiedziane… Większość siedziała w kole i przymierzała się do grania w tym wciągnięta ja. Siedziałam koło Amy, która no cóż… Przepadała za tego typu grami. Zasady były proste, nie wykonasz zadania pijesz. Ja chciałam dodać bez rozbieranek, ale skoro była opcja upicia się zamiast paradowania w staniku albo, co gorsza bez niego nawet mi odpowiadała. Syriusz jak to on zakręcił, jako pierwszy i wylosował Amy. Dziewczyna bez zastanowienia brała wyzwanie chodź Dorcas mówiła jej wyraźnie by nie grała z nim w butelkę. Chłopak wyszczerzył się i palcem wskazał na swoje pełne usta. Blondynka bez żadnego sprzeciwu, lecz prawie, że na kolanach przysunęła się do niego. Chwyciła za krawat i pocałowała, ale nie tak jak to dziewczyny mają w zwyczaju, że ledwo muskają wargi chodź pewnie są wyjątki, ale rzadko, która przysysa się do chłopaka jak dementor. Kiedy odsunęła się przetarła ręką usta i wróciła na swoje miejsce. Zakręciła butelką, a ta trafiła na jakiegoś chłopaka z ostatniego rocznika. Dziewczyna zachichotała, przez co zaczęłam się zastanawiać czy aby na pewno nie wypiła czegoś przed przyjściem tutaj. Kazała mu ściągnąć koszule, z czego parę dziewczyn było zadowolone. No i tak mniej więcej to się potoczyło. Było może parę ciekawych momentów, ale raczej nie na tyle by o nich opowiadać. W końcu rogaś zakończył to niechętnie w końcu jego rudowłose musiało pójść, a bez niej stwierdził, że nie gra. Amy wyciągnęła łapę na parkiet, co wzbudziło zazdrość w śród zaproszonych dziewczyn. Dziewczyna, która siedziała przy magnetofonie zmieniając kasety od razu chwyciła za kasetę z wolnym kawałkiem. Podpierając ścianę bujałam się w rytm muzyki. Po chwili przed mną pojawiła się mysia czupryna oraz wyciągnięte wiecznie ciepłe dłonie w moim kierunku. Spojrzałam w miodowe oczy Remusa. Stwierdziłam, że taniec nie zaszkodzi, a z resztą przecież się uczył. Wiele dziewczyn wyciągało chłopaków do tańca i na odwrót, więc parkiet był pełny i wtedy dziewczyna jakby się zorientowała, że to nie bal, a impreza i momentalnie wyciągnęła kasetę alby włożyć inną w o wiele bardziej skocznymi kawałkami. Zaczęłam wyglądać Avalone, lecz nie mogłam jej znaleźć i kogo jeszcze do tego znaleźć nie mogłam? Oczywiście, że Syriusza. W głębi duszy błagałam, aby nie zrobiła nic głupiego. Tyle, że zniknęła z Blackiem, który zapewnie łatwo odnajdzie zamek w jej kobaltowej sukience.
 -Coś cię gryzie? –spytał chłopak, a ja wzruszyłam ramionami. –Jeśli coś cię gryzie to mówi… Przyjdę z packą i zabiję dziada. Pamiętaj z uśmiechem zawsze ci do twarzy.
 -Ej. Lunatyś wiesz gdzie Łapka? Właśnie postawiłem mu kolejkę, a tego dziada nie ma… I co? Mam sam to wszystko wypić? –prychnął. Brunet zrobił maślane oczka. –No chyba, że ty mój kochany kumplu wypijesz ze mną? Ale wiesz gdzie ten dziad?
 - Ja chyba wiem. –powiedziałam. –Chodzi o to, że… Pamiętasz tą dziewczynę, co przyssała się do Syriusza? No to… Ten… Już jej też nie ma. Amy wyparowała z Syriuszem, ale to nie moja sprawa i jeśli chce się z nim spotykać to, to szanuje. W końcu to moja BFF.
 I tak przez resztę nocy na przemian tańczyliśmy, upijaliśmy się, czasami śpiewaliśmy chodź najczęściej był to Potter, który nie znając słów śpiewał „Ta taaaaa” albo „Pa parapa!”. Przez cały wieczór też nie mogłam znaleźć mojej przyjaciółki. Spojrzałam z politowaniem na Remusa, który obiecał mi, że się dowie czy przypadkiem Amy nie znajduje się w sypialni chłopaków. Przecież to była taka ułożona dziewczyna… Chyba zaczęłam mówić jak moja babcia, kiedy ją zobaczyła po raz pierwszy. To taka ułożona, grzeczna dziewuszka. Przymknijmy oczywiście jedno albo dwoje oczu na niektóre jej akcje. Przecież to była Avalone której pomysły przebijały czasami moje. Jej charakter nie można opisać, bo jeśli się napisze szczera to się okaże, że dla wrogów będzie tak miła, że tylko ja będę potrafiła rozróżnić to, co mówi od serca a co mówi przesiąknięte sarkazmem.
 - Komon komon komon bejbi nał!Komon bejb! Tłis end szałt! Tłis end szałt! –słychać było śpiew Jamesa, który wydzierał się na cały głos udając, że ma gitarę w jednej rączce a mikrofon w drugiej. Co nie wiem czy było logiczne, ale czy ja próbuję szukać logiki w Jamesie, który jest nie logiczny? Krzywdził Beatlesów, co było ostatecznym potwierdzeniem tego, że powinien już przestać pić.

Jeśli doszłaś/doszedłeś do końca to gratuluje :) Rozdział posiada prawie 8 stron w Wordzie dlatego też przepraszam za jakiekolwiek błędy ;-; Ponieważ jestem typowym leniem ;-; Czytasz =Komentujesz. A nawet jeśli chcesz to pokarz znajomym którzy może też się interesują tego tupu opowiadankami ale nie pokazuj osobom nadwrażliwym na składnie ,błędy oraz interpunkcje c: To nie jet moja mocna strona. Dziękuję Kasi że to czyta i Sis jak zwykle X'D