poniedziałek, 27 lipca 2015

Rozdział XXI

Ellie
Jako pierwsza z zajęć miała być Historia Magii z tym duszkiem, który właśnie tego dnia miał opowiadać o czymś innym niż tylko o wojnie z goblinami. Usiadłam w ławce tuż obok Avalone, która od imprezy przebywała ze mną coraz to częściej, co było również związane z Blackiem. Byli najsłodszą parką pojawiającą się, co wydanie gazetki szkolnej. Blondynka przeciągnęła się i już miała układać się do snu, kiedy to nauczyciel spojrzał na nią groźnie.
 - Mam nadzieje, że to był ostatni raz. –prychnął i sięgnął po kartkę. –Mam dla was pracę. Macie napisać parach, które zaraz wyczytam pracę o tym jak czarodzieje przyczyniali się do zakończeń różnych wojen mugolskich, na przykład, co robili i po jakiej stronie walczyli podczas wojny secesyjnej. Najładniejsza i z najoryginalniejszą wojną może dostać nawet W. Tylko proszę o fakty historyczne, a nie o wojnę z kosmitami według Spilberga… A więc... Barty Crouch Junior z Eleanore Fray. Natahniel O’Collelan z Amandą Montecki, Syriusz Black z Dorcas Madows, Peter Pettegrew z Avalone Williams, Bella Zilberg z Remusem Lupinem, Holly Horn z Cygusem Newtonem, James Potter z Lily Evans […] Mam nadzieje, że pary nie są aż tak źle dobrane i wiedźcie, że zmiana nie jest możliwa. Uprzedzam was tylko i każdy, kto nadal będzie upierał się przy zmianie Partnera lub też partnera dostanie ujemne punktu. Macie na to dwa tygodnie, aż do świąt, ponieważ nie wiem czy ktoś gdzieś się do rodziny wybiera czy leci w Bieszczady. Każdy, kto odda po terminie będzie miał o jedną lub dwie oceny niżej, bo to akurat zależy od czasu oddania. Tak, więc usiądźcie w pary, które połączyłem i się naradzajcie. Proszę się podzielić możliwie po połowie pracy.
 Nie sprzeczałam się z nauczycielem, bo Barty nie był złym towarzyszem. Tylko ten często odstraszający tik. Ciarki przechodzą. Usiadłam koło niego, a Nathaniel przed nami z jego dziewczyną, która nie była przeszczęśliwa. Zielone oczy bruneta zlustrowały mnie wzrokiem. Uśmiechnął się i odwrócił do Amandy. Kątem oka widziałam jak naciąga rękaw szaty, aby nawet kawałka jego znaku nie było widać. Odwróciłam się do towarzysza niedoli, który uniósł kącik ust.
 - Zapewne I i II wojna będzie miała największy odzew, więc myślę nad tym czy nie brać czegoś wcześniej. Na przykład magowie i czarnoksiężnicy w oddziale Aleksandra Wielkiego. –przewracał karki książki od Historii. Nigdy jej nie przeglądałam, ponieważ ciągle byliśmy na tym samym temacie i obawiałam się, że kolejne będą takie same. Zatrzymał się na stronie 56 gdzie obok tekstu znajdował się wizerunek Aleksandra oraz maga i zwykłego wojownika. –Możemy też trochę pójść do przodu i zająć się wojną z Prusami i punktem kulminacyjnym bitwą pod Grunwaldem. Nie mam zamiaru pisać o czarodziejach w wojnach angielskich albo amerykańskich. Te tematy będą oblegane. A więc?
 -Polska wojna albo wojny Aleksandra… -w końcu wzruszyłam ramionami dając mu wybór. Spojrzałam do dwójki przed nami, którzy rozmawiali o wojnie secesyjnej. Jednak Crouch miał rację mówiąc o tym, że wojny nam bliskie będą oblegane. Barty wskazał na kartkę z wojnami i bitwami Aleksandra. Wybrał, ponieważ mi to było obojętne. Czytałam kiedyś o nim. Młody chłopak i gdyby nie my pewnie nie byłoby z nim tak fajnie chodź i tak kiepsko zmarł.
 - Może po lekcjach przyszłabyś do nas? Zebrałabyś trochę materiałów i jakoś byśmy to sklecili w jedną całość. Amanda też będzie, ponieważ Nathan jest kiepski w pisanie wypracowań… Normalnie nazywa się to leń, ale powiedz tylko mu, że nim jest, a się fochnie jak mała 5 letnia dziewczynka. –zaśmiał się. Nathaniel prychnął dodając „Słyszałem to! I wcale leniem nie jestem… Co nie Amanduś?”  Amanda nic nie odpowiedziała tylko próbowała powstrzymywać śmiech. –No cóż stary… Nie jestem tego pewien. Powiedz to stercie skarpetek. Wyobraź sobie, że skrzaty często mają ich dosyć? Zawsze rozparowane, ukiszone przez tydzień na stercie. A jeden chłopak z naszego pokoju taki pedancik nie pedałek… To różnica chodź czasami nie zawsze. On kupił kosz na brudne ciuchy a ten twierdzi, że jest za daleko. Tyle, że potwierdzenia w pokoju nie znajdziesz… Chyba, że otworzysz jego szafę, lecz nie radzę. Jego brudne bluzki może i przeżyjesz, ale obawiam się, że gdyby jego gacie na ciebie spadły to zadziałałyby niczym palące do kości toksyny lub kwas. Więc dowiesz się o jego prawdziwym ja, kiedy albo z nim będziesz albo za niego wyjdziesz. Tyle, że nie tak jak to było ostatnio… Przyjmijmy, że tego w ogóle nie było albo… Wspominajmy tylko dobre chwile. Gdyby nie to byście się z Amy nie poznały albo ze mną albo nadal byś była wilkołakiem. Szukaj pozytywów. 
 - Tak, więc Ell –Nathan spojrzał mi prosto w oczy. Serduszko zatrzepotało mi jak u koliberka obijając się, co chwila o klatkę piersiową. Gdyby był bliżej, a jego usta pragnęłyby mnie tak jak moje jego to nie przeszkadzałoby nawet to, że jesteśmy na lekcji. –Wiem, że twój ochroniarz mi nie pozwoli, ale czy poszłabyś ze mną na kremowe? Chodź zdecydowanie bym nie chciał to jednak, jeśli musi to może leźć z nami. Tyle, że kremowego mu już nie postawię… 
 -Zgoda. Pod jednym warunkiem. –powiedziałam, a ten przewrócił oczyma. –Mogę załatwić, że Remusa nie będzie, ale po kremowym zaprowadzasz mnie do szkoły albo… Albo stawiasz mi lizaka w miodowym królestwie. Poproszę Amy, aby była w pobliżu, jeśli będziesz chciał mnie magicznymi sztuczkami omamić i uprowadzić. Lub co gorsza… Sprawić bym chciała cię pocałować.
 - Ranisz słońce. –uśmiechnął się ukazując rząd białych zębów. –Rozgryzłaś mój genialny plan. Chciałem zrobić voodu cudu abyś ty rzuciła mi się do stup. Wiesz mi od zawsze tego pragnąłem! A niech cię Eleanore Fray i twój przebiegły umysł! Z resztą, po co miałbym cię omamiać skoro mogę sam z moją naturalną urodą cię zauroczyć Ell. Wtedy nawet nie zauważysz, a wtargnę do twojego umysłu i w końcu sama będziesz chciała mnie pocałować. Taka kolej rzeczy. Nazywa się to tak naukowo zauroczeniem bądź zakochaniem. Jak wiemy, nauki nie oszukasz… Chyba, że magią sprawisz, że słońce zacznie tańczyć disco, a ziemia zacznie jej klaskać, co wywoła trzęsienia oraz katastrofy. Naukowcy nazwą to ociepleniem a my, że „ruszyliśmy słońce, a wstrzymaliśmy ziemię”. 

Tego dnia w gabinecie dyrektora zauważyłam nieznaną mi kobietę. Trochę starszą od mojej świętej pamięci matki, lecz nie za dużo. Jasne włosy miała rozpuszczone, a te układały się jej falami na ramiona aż do piersi. Oczy okrągłe, które z taką dobrocią i serdecznością a także ze współczuciem wpatrywały się we mnie. Widać było po niej, że mnie zna tyle szkoda, że ja nie… Miałam jedynie delikatne przebłyski, które mówiły, że jednak skądś ją pamiętam. Kobieta podeszła do mnie i przytuliła do siebie. Była dobrze zbudowaną kobietą, co czuć było w jej miśastym uścisku. Uniosła mój podbródek i zaczęła obracać moją głowę a jej oczy przyglądały się każdemu centymetru mojej twarzy tak jakby czegoś szukała. W jej oczach pojawiły się łzy, które ściekły po jej rumianych policzkach. Otarła je dłońmi i odsunęła się.
 - Przepraszam, że się nie przedstawiłam… Jestem Petra. Siostra twojej matki. Kiedy cię ostatnio widziałam to byłaś malutka i latałaś na golasa po całym podwórku. Siostra próbowała się dogonić trzymając w dłoni tetrową pieluchę. Byłaś takim pociesznym dzieciaczkiem. –powiedziała, a mnie się zrobiło gorąco na twarzy. Nie ma to jak usłyszeć dosyć żenujący moment ze swojego życia i wyobrazić jeszcze siebie biegającą po tym podwórku. Kobieta widząc moją miną odchrząknęła. –Teraz jesteś już prawie dorosłą kobietą. Przypominasz mi swojego ojca. Odkąd się urodziłaś twierdziłam, że jesteś do niego podobna. W szczególności te oczy… 
 - Petro może przeszłabyś do rzeczy. –uśmiechnął się dyrektor, po czym popił herbatę z różowego kubka, na którym napisane było „Kocham mojego feniksa”. –Panna Fray ma jeszcze lekcję, a chciałaś jej pokazać jakieś ważne wspomnienie czyż nie?
 - Jeślibyś chciała to na święta możesz do nas przyjechać. Mąż się z pewnością ucieszy. W końcu sam jest czarodziejem. Mieliśmy pojechać do jego rodziny na Bawarię, więc chętnie cię zabierzemy. Poznasz kuzynostwo. –uśmiechnęła się. –Większość uczęszcza do Drumstrangu, ponieważ Niemiecka szkoła magii im nie przypadła do gustu. Nasze dzieci uczęszczają tu. Chciałam ci powiedzieć i pokazać ile twoja matka przed tobą ukrywała. Zawsze była osobą, która mówiła o sobie to, co jest konieczne. Na przykład, że urodziła się w Szkocji na wielkanoc. Rzadko, kiedy opowiadała coś o sobie albo opowiadała bajki, w których to ona była główną bohaterką i najczęściej to były wspomnienia tylko obrane w soki, księżniczki i magię. Pamiętasz którąś z jej bajek?
 - Spróbuję sonie przypomnieć, jeśli to konieczne. –usiadłam na kanapie, po czym sięgnęłam ręką do miski z landrynkami. Wzięłam parę do ust. Poczułam ich słodycz, delikatna nuta owoców przypomniała mi o tym jak to opowiedziała mi bajkę, kiedy siedziałyśmy obie w ogrodzie a ja nawpychałam sobie do buzi czerwonych porzeczek i z wielkim grymasem je pogryzłam i zjadłam. –Mogę jej trochę nie pamiętać, ale była historia o dwóch owocowych wróżkach, które pomagały każdemu jabłku opaść na ziemię po woli, aby się nie poobijało. Pewnego dnia nie dopilnowały i jedno z jabłek spadło. Poobijało się mocno. Wróżki były przerażone, ponieważ nie dopilnowały i mogła je spotkać sroga kara. Ogrodnik zobaczył je i jego poobijane niebo. Zamlaskał, po czym powiedział „Tak długo oszukiwałyście naturę, ale czasami trzeba dać jabłku spaść samemu. Pobija się, ale właśnie tego chce natura. Skoro jabłka mają się poobijać to poco je od tego chronić?”  I na tym zakończyła jednakże po chwili dodała, „Jeśli ktoś chce skoczyć z bardzo wysoka do wody to musimy go od niej odciągnąć, bo ludzie naturalnie nie skaczą z bardzo wysoka na gółkę. Bóg nie stworzył ludzi, aby się zabijali oni mają żyć i jeśli nadejdzie ich koniec to wtedy dopiero umrą. Na przykład, jeśli człowiek jest bardzo chory nawet bardziej chory niż człowiek przeziębiony. Kiedy nie ma już wyjścia i Bóg go woła to wtedy trzeba pozwolić mu odejść, pozwolić by jak te jabłko spadł na ziemię. Taka kolej rzeczy. Tam gdzie latem spadło jabłko tam wiosną zacznie rosnąć drugie. A gdzie ludzie umierają tam też się rodzą”. Wydaje mnie się, że już wtedy wiedziała…
 - Właśnie w ten sposób przekazywała informacje. –uśmiechnęła się delikatnie ciocia Petra. –Na przykład, kiedy chciała mi powiedzieć, że umówiła się z twoim ojcem to jej historyjka brzmiała mniej więcej tak „Pewna dziewczyna umówiła się z chłopcem innego rodu, że spotka się w z nim w ogrodzie, więc ta przyszła do swojej siostry obawiając się, że się nie zgodzi i przegoni. Powie, że nie jest już jej siostrą albo poprosi chłopca innego by ten towarzyszył jej tego dnia…” Wtedy uniosłam na nią brew i spytałam czy umówiła się z tym draniem. Chodź powiem ci, że drań to delikatny zamiennik tego, co użyłam. Ona wtedy spurpurowiała. Nadymała się, jak rozdyma i wyszła z mojego pokoju trzaskając tak mocno drzwiami, że aż współlokatorki na mnie dziwnie spojrzały. I tak jak mówił dyrektor miałam ci coś pokazać, a po za tym… Teraz to ja jestem twoim prawnym opiekunem, więc mów do mnie jak chcesz tylko proszę bez „per pani”, ciociu, Petro, ciociu Petro albo kolorowy kucyku… Tak dużo osób na mnie mówiło nawet mój mąż… Znów odbiegam od tematu. Słyszałam, że poznałaś już jedno z jej wspomnień. Wiesz mi ona albo przylatywała do mnie, aby się wyżalić albo nawrzeszczeć. Po zakończeniu szkoły rzuciłam wszystko i odjechałam w siną dal… To była jedna z gorszych kłótni z twoją mamą. Myślałam czy by ci jej nie pokazać… W końcu znałaś ją tylko z tej jednej strony, a nawet nie wiesz ile przed tobą ukrywała… Jednakże wiem ile dla ciebie znaczyła i chyba wiem, co chcę ci pokazać.
 Kobieta wyciągnęła różdżkę i jej czubkiem dotknęła swojej skroni. Stanęła przed myśloodsiewnią, po czym wrzuciła wspomnienie do niej. Odwróciła głowę, aby zachęcić mnie gestem dłoni. Podeszłam nie pewnie i chodź już wiedziałam jak z niej korzystać to jakoś nie byłam jej pewna. Stanęłam po jednej stronie, a Petra po drugiej. Chciała mi wszystko pokazać i opowiedzieć, dlatego też zanurzyła się razem ze mną. 

Młoda dziewczyna o turkusowych włosach siedziała na balkonie gdzie na opartej o jedną ścianę sztaludze malowała dzieci bawiące się na podwórku. Widziała jak łapią się za ręce i śpiewają kółko graniaste. W jej umyśle pojawiło się wspomnienie, kiedy jako mała dziewczynka została wsadzona wraz z siostrą do pociągu na wieś gdzie mieli przeczekać wojnę. Mogli siedzieć w domu pod zasłoną zaklęć jednakże jej ojciec czół się odpowiedzialny za ich kraj i poszedł na front, a matka twierdziła, że tu jest zbyt niebezpiecznie. Spakowała je w małą walizeczkę, którą miała pod ręką i wysłała je do rodziny jej męża. Tam też się tak bawiła. Z dala od bomb i tego wszystkiego. Usłyszała pukanie. Odwróciła się i ujrzała blondynkę o oczach ciemnych jak noc. Usiadła z herbatą na krześle tuż obok drewnianego stolika, na którym leżał wazon z trzema białymi różami. Z salonu można było słyszeć muzykę Debussy’ego oraz krzątaninę kobiety dosyć niziutkiej postury. Wyszła na balkon, ale tylko, aby zapalić fajkę. Miała złote niczym łany zbóż włosy, które upięte były w nienaganny kok. Oczy w kształcie migdałów koloru gorzkiej czekolady, posiadała cieńszą górną wargę od drugiej oraz piegi i myszkę na lewym policzku. Widać było, że jest twardą kobietą, która nie da sobie w kaszę dmuchać chodź nie za wysoką wzrostem za to wielką duchem. Spojrzała na córki i nagle cała ta hardość i twardość ustępowała miłości. Rozejrzała się uważnie i z kieszeni spódnicy wyciągnęła różdżkę, po czym machnęła a włosy blondynki, które były związane w dwa warkocze zaczęły tańczyć. Zachichotała, lecz po chwili spojrzała na mamę tym wzrokiem, który mówił tylko jedno. Wstała z krzesła i podeszła do siostry, po czym zaczęła jej śpiewać piosenkę urodzinową. Dziewczyna odwróciła się do niej i uśmiechnęła się szczerze, po czym przytuliła ją. Na balkon wpadł mężczyzna o wiele wyższy niż jego żona czy córki. Nie był typem sportowca, ale nie posiadał też piwnego brzucha. Miał szerokie barki i wielkie dłonie. Tak duże, że gdyby miał ją położyć na twarzy blondynki zakryłby ją prawie całą, a palce muskałyby jej włosy. Ubrany był koszulę i kamizelkę w kratę, a także w spodnie zaprasowane na kant. W dłoni trzymał tort, który nie był może ogromny, ale na ich czwórkę był idealny. Miał może 15 centymetrów wysokości. Cały pokryty był błękitnym lukrem. Położył go na stoliku, po czym od zapalniczki podpalił każdą z 18 świeczek. Dziewczyna podeszła do tortu i zdmuchnęła je wszystkie myśląc nad jednym życzeniem „Chciałabym być szczęśliwa do końca swoich dni”. Odwróciła się do rodziny. Nagle zauważyła, że ktoś do nich dołączył. Zmarszczyła brwi i wydała z siebie bezgłośne warknięcie. Felix Fray we własnej osobie. Otoczył dłonią talię Jodelle i uśmiechnął się do niej. Nadal za nim przepadała chodź to mało powiedziane. Głupia gęś była z jej siostry.
 -U nas w rodzinie wszyscy łapią się za ręce i otaczają jubilata, po czym odśpiewywują tą piosenkę. A w 18 urodziny ludzi jest jeszcze więcej. Robią parę kółek wokół jubilata, po czym głowa rodziny podchodzi z małym kieliszkiem wódki i daje mu i jak go wypije to było niczym podpisanie papieru o jego dojrzałości. –powiedział, a czarnooka wpatrywała się w niego jak w obrazek. Jubilatka prychnęła na niego, przez co naraziła się na zwrócenie uwagi przez rodziców. Nawet rozkazali ją przeprosić. W oczach dziewczyny widać było furię, która miała zaraz wybuchnąć. Zacisnęła dłonie w pięści tak mocno, że zaczęła wpijać sobie paznokcie. Usta zamieniły się w cienką linie. –Nic nie szkodzi. My już tak od szkoły. Nie przepadamy za sobą. Proszę nie być na nią zły, że ma taki porywczy nieutemperowany temperament... Złe ziarna i w takiej rodzinie się trafiają.
 Dziewczynę aż zagotowało. To było niesprawiedliwe, że chłopaka Jo zaakceptowali od razu, a jej pogonili i zagrozili, że poszczują psem. Założyła ręce na piersiach. Podeszła do swojej sztalugi i wzięła z niej ułożone wielkością pędzle. Wpadła w furię, którą nie potrafiła powstrzymać. Włosy wpadły w krwistą czerwień i zaczęły falować tak, że do złudzenia przypominały ogień. Zaczęła obrzucać go pędzlami każdym jak leci i każdy jeden opadał tuż przed nim. Lecz nie dlatego bo nie miała siły. Zaczarował je. Siostra stanęła przed nim i chciała go chronić. W oczach Petry pojawiły się łzy i nakazała się jej odsunąć. W dłoni trzymała najgrubszy pędzel do tła cały umorusany w błękitnym akrylu. Nie ruszyła się. Ojciec poczerwieniał ze złości i już chciał podejść do dziewczyny chwycić ją za ucho i wyprowadzić z balkonu, kiedy się wyrwała. Przebiegła przez balkon do wielkiego salonu. A z niego prawie przewracając się o pufy na holl, ale tylko po to żeby z niego wpaść na schody i po nich wbiec do swojego pokoju. Zamknęła się jednym zaklęciem i zaczęła się pakować. Nie wiedziała nawet, co pakuje. Słychać było dudnienie w drzwi i rozłoszczony głos ojca niecierpiący sprzeciwu. Oraz też głos jej siostry. Mruknęła coś niezrozumiałego i niczym duch przeszła przez drzwi do pokoju dziewczyny. Czerwień włosów dziewczyny, która teraz klęczała na dywanie i pakowała bieliznę do podręcznego plecaczka oraz całe oszczędności osłabła, ale powróciła, kiedy tylko zauważyła oczy swojej siostry. Jodelle właśnie trafiła do klatki z rozjuszonym lwem. I nie zachowała się tak jak to ona miała w zwyczaju w przypadku obcych osób. Szarpnęła dziewczynę tak mocno żeby ta spojrzała na nią.
 -O, co ci do cholery jasnej chodzi dziewczyno?! –wrzasnęła na nią. Zaczęła wymachiwać rękami aż Petra przymrużyła oczy obawiając się, że mogła od niej dostać. Choćby przez przypadek. –Ja już cię nie rozumiem! Czemu jesteś taka zła?! Czemu chodź raz nie możesz być normalna i nie wybuchać, kiedy jestem z nim. To irytujące i psujesz mój obrazek idealnej rodziny. A może jesteś po prostu zazdrosna? O to, że moi rodzice lubią mojego chłopaka, a twojego nigdy nie trawili? No cóż jaśnie pani musisz się z tym pogodzić! Zawsze byłaś czarną owcą… 
 -Za to ty byłaś ta idealna?! –spytała z sarkazmem. Była na skraju tego, aby ją trzepnąć. –No to przypomnij sobie bekso, kto cię pocieszał! Mamusia czy ja?! Oczywiście, że ja! Spałaś ze mną w szkole, kiedy była burza! Czytałam ci bajki na dobranoc! Pomagałam! I świetnie mi się odpłacasz! Myślicie tylko osobie… Cała ta rodzinka! Aż dziw, że do niej należę! Może się pomylili i miałam trafić do zupełnie innej rodziny? A teraz przepraszam, ale uciekam!

Kobieta stała przed drewnianymi drzwiami. Miała na głowie założony kaptur, ponieważ padało. Zapukała po raz kolejny, po czym spojrzała na mężczyznę, który stał tuż obok. Miał on ciemne delikatnie kręcone dosyć krótkie włosy i ciemne oczy. Na jego twarzy malowało się zmieszanie. Puk, puk. Puk, puk. Już pomyśleli, że nikogo nie ma albo, że pomylili numery. Kiedy nagle słychać było przekręcany zamek. Drzwi otworzyły się a w nich ukazała się kobieta, a nie dziewczynka, którą pamiętała ze swych wspomnień. Włosy miała rozpuszczone a te opadały jej do początku ramion. Rzęsy pomalowane, lecz nie widać było grudek po tuszu. Usta muśnięte czerwoną szminką. To nie była ta 16-latka, którą zostawiła. 
 - Jo, kto przyszedł? –słychać było kroki mężczyzny zbliżającego się do drzwi. Stanął koło niej i tak jak za tamtym razem objął ją w tali i przyciągnął do siebie. Zlustrował mnie wzrokiem. Minęło tylko 6 lat, a patrzyli na mnie jak na ufoludka. –Świadkowie Jehowy? Nie no, żartuję. Wchodźcie, bo zmarzniecie. Kawy, herbaty, grzanego win, a może piwa? Ten wyraz twarzy poznałbym nawet w tłumie Petro.
 - Myślałam, że przyjedziesz ze swoimi szkrabami… -powiedziała Jo i odruchowo przejechała po swoim brzuchu. Wspominała raz w liście do swej siostry, że jest w ciąży, co i tak wywołało u niej nie małe zdziwienie. –To jest Joseph? Jestem Jodelle pewnie Petra ci o mnie wspominała.
 Uśmiechnęła się delikatnie, po czym wprowadziła gości w swoje skromne progi. W przedpokoju zostawili buty i kurtki, po czym przeszli do salonu. Usiedli oboje na kanapie, a Jo zajęła fotel z podnóżkiem tuż obok nich. Nogi miała obolałe oraz kręgosłup, więc chwile relaksu w fotelu były bezcenne. Spojrzała na swoją siostrę, która zaplotła dłonie i ułożyła je na kolanach garbiąc się delikatni, a jej wzrok był wbity w drewniany stół, na którym stała waza z bukietem pięknych kwiatów.
 - Myślałam nad imionami dla tego tajemniczego berbecia. Dziewczynka to miała być Sharon albo Bernadett chodź Felix się upiera przy Elizabeth za to chłopiec to Willy albo Frank… -zaczęła. Petra nie po to tu przyszła, więc założyła dłonie na piersi i wbiła wzrok w dziewczynę, a w jej oczach widać było, że czegoś od niej oczekuje. –Wiem, po co tu przyszłaś… Niestety muszę cię wyprowadzić z błędu. Nie przeproszę cię za to, co działo się tak dawno! Tak dawno Petra! Zapomnijmy…
 -Mówiłem, że nie trzeba jechać. –odezwał się Joseph. Słychać było typowo niebieski akcent w jego angielskim, jeśli by się przysłuchać. Spojrzał na, Jodelle której mina była niewzruszona. Powaga, jaka od niej ziała nie przypominała w niczym dziewczyny, którą pamiętała Petra. –Ona jest twoją rodziną Jodelle a rodzinę trzeba kochać. Pewnego dnia może pozostać ci tylko ona albo też umrzesz i twoje dziecko nie będzie miało gdzie się podziać, a Petra jej lub jego nie przyjmie, ponieważ ma swoją czwórkę na głowie. Zastanów się czy naprawdę warto iść w uparte i nie powiedzieć tego przepraszam. 
 - Przyniosłem herbatę. –odezwał się Feliks z uśmiechem na twarzy, ale widząc napiętą atmosferę sam też spoważniał. Stanął przy swojej żonie. Nie wiedział, na jakim etapie rozmowy są. Więc się nie odzywał. Zauważył wzrok Bawarczyka, który padał na jego czarny znak. Pociągnął rękaw koszuli, aby go zakryć. Przygryzł wargę. –Moja matka mówiła, że to będzie dziewczynka. Mamy z nią już związane wielkie plany. Chodź to nie średniowiecze to dogadaliśmy się z rodziną [...], że jak dorośnie to wyjdzie za ich syna… Za długi mam jęzor. Żona zaprosiła was, aby poprosić o to żeby Petra została jej matką chrzestną. Mam nadzieje, że się zgadzasz…
 - Jeśli mnie przeprosi! –wstała z kanapy. Poczuła gule w gardle. Nie będzie płakać nie teraz i nie w tym momencie. –Oczekuję od niej tych przeprosin! Przez nią straciłam kontakty z rodziną! I przez ciebie też Fray! Stwierdziła, że jestem czarną owcą całej rodziny a ty, że jestem rozwydrzonym nieutemperowanym bachorem! Mam, czego oczekiwać od was. I są to przeprosiny. Ponieważ tego nie da się zapomnieć! Zrozum to kobieto! Jak dla mnie to nadal jesteś tym samym dzieciakiem, którego kochałam Jo… Tylko szkoda, że tak się zepsułaś.

Stałam tuż przy dormitorium ślizgonów. Niektórzy patrzyli na mnie podejrzliwie inni nie. Zaczepiłam jedną z dziewczyn mówiąc dokładnie, o co chodzi i dlaczego zaszczycam tak mało urocze miejsce. Zostałam wpuszczona dzięki jej nadzwyczajnej gościnności. W środku panował gwar . Wzrokiem próbowałam odnaleźć Barty’iego tyle, że dlaczego większość stała bądź siedziała tyłem do mnie. Nagle zauważyłam, że ktoś stoi koło mnie.
 - Chodź zaprowadzę cię do ich pokoju. –Amanda stała tuż obok, po czym niczym typowy przewodnik przeprowadziła mnie przez tłumy ślizgonów. Blond włosy miała zaczesane w wysoką kitkę, rzęsy delikatnie pociągnięte tuszem i powieki pomalowane błękitnym cieniem. Podeszliśmy do pierwszych schodów i nimi wspięłyśmy się aż do ich pokoju i tak jak mówił chłopak panował w nim porządek. Chłopak siedział na ziemi i przeglądał książki. Uniósł na nas wzrok i uniósł kącik ust. Amanda podeszła do niego i na chwile odciągnęła go od książki. Usłyszałam, że w łazience leje się woda i od razu dowiedziałam się, kto tam jest. Zachichotałam a Amanda przyłożyła palec do ust. Przynajmniej będzie miał niespodziankę. –Zawsze wychodzi w ręczniku nie ważne czy jestem czy mnie nie ma. Czasami Barty jest o to zazdrosny, że mnie podrywa szpanując sześciopakiem. 
 Przysiadłam na jednym z łóżek i zaczęłam wyciągać materiały, które obiecałam chłopakowi. Sama nie wiem, kiedy znalazłam czas na to, aby je znaleźć, ale je znalazłam. Parę kartek pergaminu z zapisanymi datami oraz z głównymi postaciami występującymi w tej wojnie. Położyłam mu przed nosem, a ten zaczął je czytać. Próbowałam je napisać własnymi słowami, więc czasami się zmarszczył i wskazał palcem na coś, czego nie rozumiał. I kiedy chciałam mu już to wytłumaczyć to w pokoju pojawił się Nathaniel wyłaniając się zza gęstej pary, która powstała w łazience. Tak jak mówił miał na sobie ręcznik i najgorsze, że tylko. Aż mi wstyd przyznawać się do tego, że mój wzrok skupił się na jego idealnie wyrzeźbionym brzuchu. Uniosłam wzrok na niego i wtedy zauważył, że ja jestem. Chwycił się odruchowo za ręcznik, który stwierdził, że chętnie opadnie. Pośpiesznie podszedł do szafy. Barty gwizdnął, a ja zaśmiałam się. Wredny ręcznik odsłonił jego oba pośladki. Usłyszałam jak klnie pod nosem. Amanda krzyknęła coś w stylu „Uwodzisz”, a Barty powiedział, że przecież mu też się zdarzyło i akurat była Amanda. Burknął coś w jego stronę. Amanda szepnęła mi „Te widoki też były niezłe.” I dodała głośno „Masz szczęście, że nie ma tego waszego homosia, bo byś jeszcze bardziej kusił!”. „Nie Homoś, pedant… To różnica. Tłumaczyłem ci…” odezwał się Barty. „Rozumiem dziewczynę, która by tak dbała, ale nie faceta” powiedziała Amanda i wszyscy zaczęli się przekomarzać. Nawet nie zauważyłam jak Nathan zniknął w łazience i pojawił się w ubraniu zwykłym naruszającym regulamin szkolny, a dokładnie w czarną bokserkę i jeansy. Przysiadł się koło mnie, po czym pochylił się nad mną. Był tak blisko. Jego wargi musnęły moje i czemu ja to odwzajemniłam? Może jego klata miała jakieś działanie odurzające. Odsunął się i ukazał rządek ząbeczków.
- Moje voodu się udało! Pocałowałem Eleanore Fray! –powiedział, po czym zaczął biegać w kółko po pokoju. Barty zaczął mu się bacznie przyglądać jakby coś miało się zaraz wydarzyć.  Nagle chłopak potknął się o własnego kapcia i wylądował na ziemi tuż przed Bartym. –Mówiłem ci już, że masz świetne oczyska? I że jako kumpel powinieneś mnie uprzedzić, że tam był kapeć? Jakby któraś dziewoja pytała to jestem cały! Nadal sprawny! Chyba…
 Przewróciłam oczami w końcu to był O’Collmelan. Spojrzałam na Craucha, który powiedział, że jutro w bibliotece możemy się spotkać po lekcjach, aby zobaczyć jego surową wersję pierwszej części wypracowania. Przytaknęłam. Teraz nic mnie tu nie trzymało, więc wstałam z łóżka i ruszyłam do drzwi wyjściowych. Chwyciłam za klamkę, kiedy Nathaniel odciągnął mnie od niej. Chwycił za obie dłonie i zrobił minę srającego kota na pustyni. Wyrwałam się odeszłam… 
Huncwoci
Syriusz nie miał zamiaru współpracować z tą zołzą. Dorcas siedziała naprzeciwko niego przy stole w pokoju wspólnym. Nadawała o tym jak to musiała sama szukać indorami na temat zadany przez pana Bingsa. On tylko przewracał oczami dokładnie teraz wolałby siedzieć gdzieś na kremowym albo po prostu w pokoju, ale wprowadzenie tam jego byłej było złym posunięciem. Więc przytakiwał jej na wszystko puszczając to mimo uszu. W końcu brunetka nie wytrzymała i z całej siły uderzyła pięścią w stół. Większość osób spojrzało w ich stronę.
 - Dorcas ja też wolałbym teraz siedzieć zupełnie gdzie indziej a po za tym złość piękności szkodzi. –powiedział i uśmiechnął się do niej sztucznie. –Mógłbym właśnie teraz z przyjemnością się upijać albo spędzać czas z moją dziewczyną. Którą skarbie nie jesteś.
 - O proszę Black nazwał Williams w końcu swą dziewczyną. Święto. –prychnęła. Wstała od stołu zabierając wszystkie notatki i ruszyła w stronę dormitoria dziewcząt. Odwróciła się do niego i spiorunowała piwnymi oczyma łapę, który położył obie dłonie na miejscu gdzie znajduje się serce, po czym zaczął udawać, że pada na ziemię przez jej pioruny. –Black mam nadzieje, że jutro przyniesiesz te durne informacje na temat tego wojny Anglików z Francuzami. I to ta wcześniejsza z dziewczyną, która została rycerzem, a potem potraktowali ją jak wiedźmę. Rozumiemy się? Inaczej cię osobiście zamorduje we śnie. I to nie jest żart Black…
 Chłopak wstał z ziemi i wzruszył ramionami. Coś tam uzbiera i jej podrzuci, a raczej to Remus mu coś uzbiera. Przecież na pewno pomoże przyjacielowi. Ruszył, więc spokojnym krokiem w stronę swojego dormitorium. Wpadł do pokoju i ujrzał tam uczącego się Remusa z Bellą, Petera i Amy ale najwyraźniej Jamesa gdzieś wywiało. Bella była niska jak taki dzieciaczek. Miała kasztanowe loki i kobaltowe oczy, oraz pyzatą, piegowatą buzię. Nie była gruba czy też szczupła, mieściła się po środku. Razem z Remkiem siedzieli na ziemi i o czymś zaciekle rozmawiali za to Amy i Peter siedzieli na łóżkach naprzeciw siebie. Amy wymachiwała rękami za to Peter przytakiwał i dodawał coś od siebie, po czym blondynka to zapisywała w notesie. Odchrząknął, ale nikt nie spojrzał nawet w jego stronę jakby go w ogóle nie było. Wpadł na pomysł i podbiegł do blondyneczki najciszej jak to było możliwe by zajść ją od tyłu. Wpakował się kolanami na łóżko, które prawdopodobnie należało do niego. Pochylił się do przodu, po czym zaczął łaskotać dziewczynę. Remus zmarszczył brwi. Nie mógł się skupić i Bella najwyraźniej też. Nagle przez drzwi wpadła Ell oraz James z Lily. Bella poczuła się przytłoczona i dosyć zbędna w tym tłumie. Zaproponowała Lunatykowi bibliotekę jednakże ten odmówił. Jego wzrok pozostał na Ell, która odrzuciła włosy tak żeby opadły jej na plecy. Przez jego umysł przebiegły wspomnienia tamtej nocy. Jej słodkie usta, które całował. Spojrzała na niego i uśmiechnęła się delikatnie. Podeszła do niego, a zielone oczy znalazły jego. Objęła go i przytuliła się tak bez żadnych podtekstów. Po prostu chciała się do kogoś przytulić chodź Nathan na pewno chciałby być teraz na miejscu Remusa. Słyszała jak bije jego serce teraz szybciej niż zazwyczaj.
 - Nie chciałbym ci psuć chwili Ell. –Syriusz zdecydował, że zaryzykuje. Brunetka odwróciła się do niego z uśmiechem na ustać. –Mogłabyś pobawić się w panią psycholog i jakoś pogodzić moje i Dorcas stosunki na tyle abyśmy normalnie zrobili tą pracę?  Proszę cię Ell, ponieważ ty masz coś takiego w sobie, że na pewno mi pomożesz… Chyba, że się mylę Ell?
 -Nie wiem czy tu coś w ogóle da się naprawić Syriuszu. –powiedziała i położyła mu rękę na ramieniu. –Pocieszę cię jednak, że to jej przejdzie, ponieważ jest dziewczyną, a nie maszyną do zabijania o pamięci słonia i może to do niej dotrze, że teraz jest wolna i może podobnie jak ty umawiać się, z kim tylko zechce… Rozstania bolą, ale też i w końcu przestają. To jak nadzianie się na klocka lego w przypadku osoby, która w niego wdepnie boli i to ta porządnie, ale później przestaje. Ale mam dla ciebie jedną radę, która ci się przyda. Słuchaj, bo jeśli nie będziesz słuchał to wyjdzie na to, że jesteś egoistom. Ona tak twierdzi, a ty to potwierdzasz. Jeśli jednak tak bardzo ci na tym zależy to z nią pogadam jak dziewczyna z dziewczyną jednakże nie jestem psychologiem i nic więcej na to nie poradzę. Rozumiemy się Black?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz