poniedziałek, 22 grudnia 2014

Rozdział XV

~Remus ~
Chłopak nie spał już kolejną noc. Wpierw mu mówili, że to przez ostatnią pełnie, lecz on wiedział, że bezsenność była skutkiem strachu o Ellie. Na lekcjach lewie uważał, a raz na ruski rok nawet uniósł rękę. Zaniepokoiło to nauczycieli, lecz obeznając się w temacie nic nie mówili Remusowi. Chłopcy próbowali go pocieszyć a na z soboty na niedzielę upić. I to była jedna z takich, sobót. Przesiadywali w karczmie pod 3 różdżkami a chłopak wypił już 3 kubeł kremowego piwa. Syriuszowi nie było już do śmiechu, bo jeszcze jeden tydzień a stanie się alkoholikiem, bo zazwyczaj, gdy tak pił to przestawał wtedy, kiedy reszta gromady musiała go wyciągać siłą. Na szczęście nawet pijany zachowywał klasę nie tak jak James, któremu gdyby się tu urwał film to paradowałby w samych gaciach śpiewając jakiś kiczowaty przebój.
- Ej stary wiem, że w piwie najlepiej umoczyć smutki, ale dziś może skończ na tym… -zaproponował Łapa
- Nadal jej do cholery nie odnaleźli… Gdybym mógł... Wywarzyłbym drzwi tego lalusia –burknął, po czym wziął jeszcze jeden łyk. Był to jeden wielki wrak człowieka. –Jestem pewny, że to jego rodzinka ją porwała… Jestem w 100% pewien.
- Nie żeby coś chłopie… Ale może zapomniałbyś o Ellie –powiedział rogacz i poklepał przyjaciela o plecach. –Wiesz… Powinieneś żyć z resztą i tak wam się zbytnio nie układało…
- Nie James –mruknął pod nosem Remus upijając ostatni łyk kremowego piwa, po czym wstał, lecz jego oczy wciąż były skupione na brunecie. –Wolałbym nie żyć niż by ją stracić.
Wyszedł z karczmy trochę chwiejnym krokiem a reszta huncwotów szyła za nim. Miał zamiar zwiać pod postacią potwora i uratować Ellie nawet, jeśli oznaczałoby to, że wywaliliby go ze szkoły. Chłopcy zrozumieli, o co mu chodziło. Ruszali w stronę wrzeszczącej chaty miejsca ich narad. W środku było dosyć ciemno, ale i tak odnaleźli schody i drogę na pięterko. Peter zapalił świeczki. Remus usiadł na łóżku i opierając się łokciami o kolana chwycił się za głowę. Spojrzał na swoich towarzyszy. Miał nadzieje, że podzielą jego zdanie, lecz nawet, jeśli za nią nie ruszą to i tak nic nie szkodzi.
- Sam ruszę ją szukać –powiedział pewny siebie –Nawet pod postacią potwora. Bo jeśli się skupię może i uda mi się wywołać przemianę poza pełnią… Kontrolowaną przemianę. Chłopaki ja ją kocham i nie darowałbym sobie tego, jeśli coś jej się dzieje.
- A zapewne oderwałbyś męskość Nathanielowi, jeśli przesuwa twoją dziewkę –powiedział próbują rozluźnić atmosferę James. W dosyć słabym świetle świec widać było uniesiony kącik ust Remusa.
- Jest jedno zasadnicze pytanie… Idziecie ze mną? –spytał –Pomożecie mi gdybym… No wiecie nie mógł powrócić do normalnej formy. Albo gdybym przemienił się nagle i gdybym… Zaatakował przypadkowo Ellie… To nie jest kontrolowane to jest zupełnie coś innego niż przemiana.
- Rozumiemy chłopie –Łapa wstał –W końcu jesteśmy niczym muszkieterzy. Jeden za wszystkich i wszyscy za jednego.  Nie zostawimy cię. Co nie Rogaś? Tobie glizdogonie zostawimy tą propozycje…
- Ja… -głos mu drżał –Idę z wami, w końcu… W końcu jesteśmy drużyną. Zawsze ruszamy kupą a w kupie raźniej u kupy nikt nie ruszy…
- Przestań nawiązywać do kupy –powiedział, Rogaś, który nagle zaczął się chichrać, padł na ziemię i robiąc za ścierkę zaczął wycierać swoją szatą podłogę. Remus przewrócił oczami. To właśnie byli oni. Młodzi i szaleni, gotowi do poświęceń.
***
Wdech, wydech… Wdech, wydech. Przed moimi oczami pojawiają się mroczki. Usiadłam na fotelu, po czym pochyliłam się i włożyłam głowę pomiędzy kolana. Jednak po chwili wyprostowałam się a mój żołądek odpowiedział na to nie, co inaczej niż się spodziewałam. Zaczęłam biec do łazienki, lecz lepiej niech nie wspomnę, co tam się działo. Uważałam, że to od badań, które chodź były tylko pobieraniem krwi mogły osłabić mój organizm. Spojrzałam na kalendarz. Jeszcze parę dni a zacznie się grudzień… Ktoś zapukał w drzwi. Szybko spłukałam a słysząc głos matki Nathana pozwoliłam jej wejść. Spojrzała na mnie i przygryzła wargę. Byłam blada a jako że prawie nic nie jadłam moje kości policzkowe były dosyć widoczne a policzki bardziej wklęsłe. Uśmiechnęłam się słabo by nie okazywać tego, iż czuję się jakby coś mnie pożarło, przeżuło i wypluło. Podała mi kubek z musującą cieczą.
- Wapno i witamina C –powiedziała –Powinno chodź trochę pomóc. Wiesz, że możesz się wycofać z tego wszystkiego. Mogę ci nawet pomóc uciec. Jeszcze parę razy a będę widziała szkielet a nie dziewczynę.
- Ja… –upiłam łyk wapna. –Nic mi nie jest. Po prostu lekkie osłabienie nic więcej. Naprawdę.
- Rozumiem. –powiedziała, po czym uśmiechnęła się delikatnie. –To skoro zostajesz. Może chcesz ze mną moją siostrą i jej córką wybrać się na zakupy?
- Mam być niańką. –wiedziałam, że zazwyczaj tak właśnie to się kończy. Pojedź z osobą, która ma dziecko bądź niańką. I tak naprawdę siedź przez godzinę i patrzy jak dziecko tapla się w basenie pełnym plastikowych kulek.
Kobieta zaprzeczyła mówiąc coś o tym, że jest od mnie młodsza jedynie o 2 lata i nie powinna sprawiać trudności. Jakoś zawsze miałam dryg do młodszych. Potrafiłam się z nimi dobadywać, w szczególności w szkole gdzie często pomagałam młodszym dając darmowe korki. Tle, że dlaczego dziewczyna o 2 lata młodsza nie znajduje się w szkole tak jak wszyscy uczniowie? Mama Nathana dodała coś o tym, iż ma problemy z byciem w tłumie, w śród nowych osób. Razem z nią wyszłam z łazienki i od razu natrafiłam na bruneta, który uściskał mnie szepcząc „Ojciec już prawie odkrył to, nad czym pracował od tak dawna. Wytrzymaj jeszcze parę dni”. Jednak dziś miałam mieć wolne i tak powiedział sam ojciec Nathaniela, który widząc osłabienie w moim organizmie uznał, iż zabiłby mnie pobierając krew jeszcze kolejny dzień z rzędu. Razem z kobietą wsiadłyśmy do ich mercedesa. Położyłam się na tyłach i tylko chwilę przymknęłam oczy, gdy nagle odpłynęłam w objęcia Morfeusza. Obudziłam się, kiedy samochód przystanął a do środka wsiadła kobieta o długich karmelowych włosach opuszczonych luźno na wyprasowaną czarną koszulę. Koło mnie usiadła dziewczyna, lecz na pierwszy rzut oka można było pomylić ją z chłopcem. Miała bardzo króciutkie włosy do tego jeszcze mało widoczne brwi oraz rzęsy. Dziewczynka przygryzła wargę widząc, że się jej przyglądam, co było nietaktowne z mojej strony. Podałam jej dłoń. Teraz zrozumiałam, dlaczego nie mogła chodzić do szkoły. Choroba jej na to nie pozwalała.
- Jestem Ellie –uśmiechnęłam się słabo. Pewnie widząc nas można było pomyśleć, że obydwie zostałyśmy uprowadzone ze szpitali. Obydwie blade i chude jak patyki.
- Jessica –uśmiechnęła się blado i uścisnęła mi rękę. Chciałam się zapytać o jej chorobę, czy ma przerzuty czy jak ale wiedziałam, że to jest naprawdę nie miłe z mojej strony.
Stanęłyśmy koło wielkiego centrum handlowego. Kobiety kazały nam się rozejrzeć a jeśli się zgubimy to wrócić i stać koło auta. Jakbyśmy były dziećmi. Jess czuła się tak jak mówiła mama Nathana nie za dobrze w tłumie zważając na jej krótkie włosy. Niektóry czasami palnęli czy to mów brat. Lecz ja wtedy niczym lwica broniąca młodych odszczekiwałam, iż to jest ona, po czym zmyślałam, że to moja siostra i że powinni się wstydzić, co przysporzyło im czerwoniutkich policzków. Razem poszłyśmy do sklepu z ciuchami. Dziewczyna chciała kupić czapkę by ukryć braki długich włosów. Jednak ja wypatrzyłam coś super. Przepiękna bluza z reniferem! Weszłam do przymierzalni i wróciłam z piękną bluzą na sobie. Była troszkę luźna, ale luźna bluza jest świetna i ciepła. Dziewczyna zachichotała.
- Chodź coś przymierz –powiedziałam i podałam jej sukienkę. –Nie musimy ich od razu kupować, co najwyżej przejrzeć i coś kupić. Czyli czytaj wielka kupa jedna mała bluzeczka. Jednak ten sweterek jest świetny! Chyba go kupię tylko szkoda, że nie mam kasy… Chodź no tak mama Nathana mi dałabym sobie coś kupiła, ale się tak głupio czuje.
- Czyli ciocia nie jest twoją mamą? –zdziwiła się Jess a ja zaczęłam się śmiać. Nie byłyśmy do siebie w ogóle podobne no chyba, że tylko ja nie widziałam podobieństwa po między nami.
W końcu po jakiejś godzinie wybrałyśmy! Chodź przepatrzyłyśmy pół sklepu to ja wzięłam tą jakże świąteczną bluzę a dziewczyna sweterek w stonowanym błękicie przeplatanej srebrną nicią. Kasjerka o dziwo była zmieszana, ale nic nie powiedziała, bo taki był jej obowiązek. Nie powinna komentować swoich klientów. Nasza relacja z Jess była koleżeńska, bo w końcu znałam ją jeden dzień. Była naprawdę fajną dziewczyną a w szczególności, kiedy zrzuciła opancerzenie szarej myszki. Jednak nie mogłam się do niej przyzwyczajać w szczególności z jej przypadkiem. Chodź tak naprawdę nadal nie wiem czy to, o czym myślałam jest pewne. Usiadłyśmy na ławce, która znalazła się na środku przejścia po między sklepami.
- Mogę spytać, co ci jest? –spytałam a dziewczyna westchnęła.
- Miałam nowotwór lewej nerki. –powiedziała –Na razie nie wykryto przerzutu po amputacji chorej nerki. Lecz wcześniej oraz po naszpikowali mnie chemią, co widać po moim wyglądzie. Dlatego zbytnio nie mogę chodzić do szkoły uczyć się magii. Lecz dzięki kochanemu ministerstwu przynajmniej mogę uczyć się w domu. Jestem bardziej zaawansowana zważając na to, że moja mama woli lecieć z tematem. Jeśli chodzi o Egzaminy to egzaminatorzy przyjeżdżają do mnie i wtedy zdaję.
Przytaknęłam ze zrozumieniem. Czyli jednak po jej wypowiedzi mogłybyśmy być przyjaciółkami… I w tym momencie przypomniałam sobie o Amy. Martwiłam się o nią. Przecież zapewne na zawał schodzi bądź też umiera z głodu robiąc strajk żeby tylko mnie znaleźli. Nie zdziwiłabym się.

- Ellie? –usłyszałam głos i odwróciłam się gwałtownie….

sobota, 18 października 2014

Rozdział XIV

Nathaniel jadł jak typowa świnka. Sos ze spaghetti miał pod nosem, na nosie, policzkach i nie wiem jakim sposobem na powiece. Próbowałam nie spaść z krzesła i nie zacząć się śmiać wniebogłosy. Nathan spojrzał na mnie. I wtedy zauważyłam że robi to specjalnie. Tylko po to bym się uśmiechnęła. Był zbyt dobrze wychowany by zachowywać się tak karygodnie. Chwyciłam chusteczkę i wytarłam go,  co wyglądało zarazem uroczo jak i komicznie. Jego rodzice byli poważni chodź kącik ust mamy Nathana drgnął lekko. Jego ojciec był bardziej poważny i wyglądał jak, hm... Hades! Bóg podziemia po siedział przy stole stał i łypał na nas spod łba. Zapewne gdyby usłyszał że w myślał nazwałam go Hadesem to by mnie udusił, bo już teraz w jego oczach widziałam zło! Nie dziwiłam się dlaczego nie mógł stanąć przed boginem.
- Świniak z ciebie -zachichotałam.
- Właśnie Nathanielu -odchrząknął jego ojciec -Gdzie twoje maniery. Tak po za tym... Eleanore jesteś wilkołakiem czyż nie? Właśnie jej potrzebuję do wykończenia mojego eliksiru.
- Ojcze nie! -Nathan wstał. -Nie będziesz jej dźgał igłą. Ona nie jest królikiem doświadczalnym.I to że ktoś kiedyś podarował ci eliksir i wyleczył cię z wilkołactwa nie oznacza że musisz teraz przeprowadzać doświadczenia na niewinnej dziewczynie! Co tam że możesz uratować miliony ona nie będzie twoim królikiem!
- Jesteś egoistom Nathaniel. Zresztą ona jest wolnym człowiekiem i to od niej zależy czy nie chce być wilkołakiem czy nadal będzie chciała żyć z klątwom. -uśmiechnął się i spojrzał na mnie tak jakby od mnie zależało całe istnienie ludzkie. Tak bardzo chciałam być człowiekiem. Jego i moja ambicja była dosyć chora bo on chciał zrobić eliksir leczący z wilkołactwa a ja chciałam przestać być wilkołakiem.
- Ja... -Mój wzrok spojrzał na Nathana na jego matkę i ojca. -Ja chcę być normalna. Nie chcę narażać to co mam a przecież prawie już nic nie mam... Ja spróbowałabym wszystkiego byleby pozbyć się lykanotropii.
Ojciec Nathana posiadał uśmiech godny triumfatora ale czyż nie właśnie wygrał swoją wojnę? Po między sobą a swoim synem? Przestałam być jakoś głodna chodź pozostało mi naprawdę mało. Wstałam od stołu, dziękując za obiad wyszłam z jadalni. Nie chciałam widzieć mini chłopaka na której malował się ból. Wybrałam bycie zwierzątkiem doświadczalnym a nie bycie wolnym wilkołakiem.I nawet teraz gdy tak myślę to nie zmieniłabym nic w tym kierunku. Chcę być uwolniona a lykanotropia to klatka zamykająca mnie przed światem. Lecz nawet tu się czuję jak w klatce chodź wiem że żadne żelazne kraty mnie nie trzymają prócz wilka który jest we mnie i potrzebuje krwi niewinnych. Już nie raz moje dłonie były poplamione krwią niewinnych i chodź  to były tylko zwierzęta to czy też nie były niewinne? Nagle poczułam dłoń na swym ramieniu i bez namysłu odpowiedziałam.
- Dokonałam wyboru a ty musisz się z tym pogodzić -mruknęłam a parę łez spłynęło mi po policzku. -Nie chcę być już wilkołakiem. Nie chcę już nikogo skrzywdzić.
- Mądrze dziecko -powiedział niski męski głos. -Dobrze że masz chodź trochę rozumu i nie dałaś się owinąć w okół palca Nathaniel'owi. A teraz chodź im wcześniej zaczniemy tym wcześniej skończymy. Mam nadzieje że nie boisz się igieł? Zresztą tak naprawdę to potrzebna mi tylko twoja krew i to wszystko jak na dziś. Muszę sprawdzić twoje DNA żeby dzięki eliksirowi je wyeliminować. Lecz zapewne wpierw sprawię by owe zmutowane DNA przestało się mutować bo to tak jakby  kupić środek owadobójczy na jednego robala chodź jest ich tysiące. Tak więc może koniec rozmowy godnej lekarza i naukowca. Ufasz mi?
- Jeśli skończy się to pozytywnie... To czemu miałabym panu nie ufać? -spytałam ale nie uśmiechnęłam się, minę miałam grobową. Co raz ciężej. Ale cóż,  tak to już jest jak sumienie ma się wąskie. Nie można wytrzymać jeśli ktoś smutny i to tylko z naszego powodu.
Mężczyzna zaczął mnie prowadzić do salonu. Wiele osób by pomyślała. Nie idź za starym facetem bo równie dobrze może cię zadźgać. Tyle że on chce mnie uratować tak jak kiedyś ktoś uratował jego. W salonie podszedł do wielkiego regału na książki. Nie był to ten salon w którym zostałam zrugana przez matkę Nathana. Chwycił za jedną książkę a regał się odsunął ukazując schody prowadzące na dół. Cóż... praktyczne jak na tak stary dom a przynajmniej tak staro zrobiony. Szłam za ojcem Nathana po schodach z granitu trzymając się poręczy. W środku pokoju można było zobaczyć tysiące flakonów, probówek i różnych słoiczków a także 3 mikroskopów i innych różnych rzeczy godnych chemika. Usiadłam ka krześle który przypominał krzesła do pobierania krwi w przychodniach. Nidy nie pobierali mi krwi,robili to tylko mamie. Więc położyłam dłoń na oparciu i zacisnęłam pięść by żyły były widoczne. Mężczyzna podszedł do mnie ze strzykawką w białych gumowych rękawiczkach. Idealnie wbił igłę w żyłę i to wydawało się jakby ktoś mocno mnie szczypnął długimi paznokciami u ręki. Gdy strzykawka napełniła się bordowym a nawet prawie czarnym płynem ojciec Nathana pozwolił mi odejść a sam z zafascynowaniem patrzył na posokę wilkołaka którą trzymał w rękach. Chodź to było naprawdę mało krwi i tak zaczęło mi się robić niedobrze. Może nie byłam przyzwyczajona do igieł albo igła była niesterylna? Zaciśnięte miałam miejsce gdzie mnie ukuł bo w końcu tak robiła moja mama . Mówiła że dzięki temu nie będzie miała siniaków. Tylko obawiam się że ja nawet bym nie miała pamiętając o odporności na urazy mechaniczne i ogólnie urazy. Już nie pamiętam kiedy ostatnio zdarłam sobie kolana bądź łokcie. Zawsze szybko się wszystko zasklepiało nie tworząc nawet blizn. Czy właśnie z tego chcę zrezygnować? Egoistką bym była gdybym patrzyła tylko na to a nie na to co robi pod wpływem księżyca.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Remus nie przestawał krzyczeć na cały głos wrzucając co chwile kamienie do jeziora. Napad histerycznej furii rozrywał jego duszę. Nie mógł się pogodzić z tym co powiedział mu dyrektor. Uznał że nie powinien jej szukać że to niebezpieczne i że sam zajmie się tą sprawą jak nie ministerstwo. Ale on wiedział że ministerstwo to banda idiotów którym nie należy ufać. Łapa spojrzał na przyjaciela i poklepał do po ramieniu.
- Ej stary -rzekł z mały uśmiechem -Chodź trzeba cię wyluzować. Wysadzimy łazienkę jęczącej Marty przefarbujemy włosy Snape'owi. Będzie okay stary.
- Do cholery jasnej! -wrzasnął używając jeszcze parę mugolskich przekleństw -Może w końcu no nie wiem...Zacznij używać mózgu! Jakbyś ty się czuł gdyby Dorcas zniknęła a przy okazji jakiś chłopak?
- W końcu mógłbym się dobrać do... -Chłopak przerwał mu wzrokiem godnym zabójcy.
- Mogłem się domyśleć. Czy ty człowieku nie masz kręgosłupa moralnego? -warknął
- Mam -warknął Łapa. -Próbowałem cię po prostu rozbawić a tak naprawdę. Rzucił bym wszystko by j znaleźć. Jest może zazdrosna i czasami mnie wkurza ale skradła mi serce  i nie przeżyłbym gdyby coś jej się stało. Lunatyk wiem jak możesz się czuć. Rogaś powiedział by ci to samo bo przecież w końcu Evans zwraca na niego uwagę i gdyby nagle ją stracił to skoczyłby w ogień byleby ją odnaleźć. Chodź stary opracujemy z Rogaczem plan jak znaleźć i odbić twoją dziewczynę i jak zabić Nathana. Nie zaprzątaj sobie tym lalusiem głowę jak mnie mam nawet nie zwraca na niego uwagę.
- Może i nie a może i tak. Jeśli ją dotknął po ci przysięgam że pomału połamię mu wszystkie gnaty -warknął ale w końcu uniósł kącik ust i uściskał przyjaciela. -No chodźmy do swojego pokoju czas obmyślać plan i zwiać ze szkoły. To chyba każdy z nas chciał nie raz zrobić. Co nie?
- No tak ale teraz zwiejemy dla większego dobra chłopie -zaśmiał się Syriusz.
Razem poszli do szkoły chodź Remus nadal nie rozumiał dlaczego nie pozwolono mu jej odnaleźć. Ten moment i wzrok dyrektora który jakby wiedział co się wydarzy. Mówił tak jakby była już przeszłością w co chłopak nie chciał wierzyć i nie potrafił w to wierzyć. Niektórzy klepali go po ramieniu jakby naprawdę umarła a przecież nie powinno się tak myśleć! Ona żyła i wiedział to na pewno czuł to w każdej kosteczce. Tego dnia spotkał też Amy przyjaciółkę Ellie. Była załamana i co chwila rugała się tak jaky to była jej wina. Lily łkała wtulona w James'a a Dor z miną grobową perfekcyjnie ukrywała swoje załamanie.

sobota, 27 września 2014

Rozdział XIII

Gdzieś dopiero po godzinie wstałam z ziemi i spojrzałam na otaczającą mnie kuchnie. Przy naczyniach stała kobieta w kwiecie wieku, włosy miała zaplecione w luźny warkocz. Wymachiwała różdżką . Nie powiem że była gruba ale też za szczupłą osóbką niebyła. Odwróciła się kiedy zrobiłam krok przed siebie. Miała takie same oczy jak Nathan ale czarne włosy. Uniosła niepewnie kącik ust. Zostawiła naczynia i podeszła do mnie. Czułam się tak jakbym rozpadła się na miliony małych kawałeczków. Przed moimi oczami pojawiły się mroczki ledwo co szłam przed siebie. Kobieta wzięła mnie pod ramię i zaczęła prowadzić z kuchni do salonu. Dość stanowczo rozkazała mi usiąść miała chłodny głos. Podeszła do szafy z małymi półeczkami w środku. Wyciągnęła z niego flakonik czegoś co nie mogłam zidentyfikować. Wzięłam łyk i poczułam się lepiej chodź smutne myśli przygniatały mój umysł jakby były z ołowiu. Eliksir euforii zamiast mnie rozweselić sprawił że popadłam w histerię.  Kobieta prychnęła widząc moje zachowanie. Otarłam łzy. Kobieta nadal siedziała koło mnie i chyba nie miałka zamiaru odejść.
- Jeśli przestałaś się już mazać -warknęła -To chodź. Oprowadzę cię po domu... Chodź niech Nathan cię oprowadzi. W końcu gdyby nie on i ty nie miała bym teraz tyle roboty na głowie. Idź! Czeka na ciebie w oranżerii. Znajdziesz ją ,tylko idź głównym korytarzem i cały czas prosto.
- To jak powiedzieć że żeby znaleźć statuę wolności trzeba pojechać do Nowego Yorku i  kupić mapę-prychnęłam -Nie można jakoś dokładniej. Ale nie chcę się narażać więc pójdę.
Wstałam z kanapy i zaczęłam iść przed siebie. Na korytarzu świeciły się świecie jakże przyjemnym pomarańczowym blaskiem. Było po pierwszej a powieki same zaczęły mi opadać jednakże szłam ze wskazówkami. Ich korytarz mógł się równać z korytarzem z hogwartu. Pełno drzwi lecz ja miałam rozkaz by iść przed siebie więc też szłam. I kiedy dochodziłam już do końca korytarza usłyszałam moje imię wymawiane przez jakąś osobę .Pobiegłam w tamtą stronę i znalazłam się w oranżerii pełnej kwiatów. Szłam w labiryncie zieleniny aż dotarłam do ławki na której siedział Nathaniel. I chodź ciemność ukrywała go to widziałam rysy jego twarzy. Usiadłam koło niego i położyłam dłoń na jego ramieniu. Jedynym oświetleniem jakie było to blask księżyca przedzierający się przez szklane ściany.
- Coś ci zrobili? -spytałam i ziewnęłam. Chłopak pokazał mi mroczny znak na ręce. To była tylko i wyłącznie moja wina. Bolało mnie to ale wiedziałam że to prawda a prawda musi boleć. -Ja tak bardzo cię przepraszam. Gdybym cię w to nie wciągnęłam to nic by ci nie było.
- Gdybyś mnie w to nie wciągała byłabyś martwa -przejechał mi dłonią po policzku.- Wiesz co? Może cię oprowadzę po mojej rezydencji? Zaprowadzę cię do pokoju gościnnego i będziesz mogła się wyspać w końcu jest prawie druga a ty zapewne padasz już na pysk. Chodź za mną Ellie.
Wzięłam go pod rękę. Chłopak coś do mnie mówił lecz ja jakbym rozumiała tylko jedno słowo z całego zdania. Rezydencja ta okazała się dość duża i miała około 3 pięter licząc oczywiście parter lecz nie licząc strychu. Mój pokój znajdował się na 1 piętrze tuż obok Nathana. Chłopak przygryzł wargę kiedy odprowadził mnie pod drzwi pokoju.
- To pokój Nory -powiedział i spojrzał na mnie. -Jej ciuchy powinny być na ciebie dobre. Tak więc dobranoc Ellie. Niech cię tylko Nora nie obudzi bo czasami tutaj lata. Nie przeraź się. I jak by co wiesz gdzie mnie znaleźć. Jestem tuż obok. Okay?
- Okay. -powiedziałam i uśmiechnęłam się delikatnie. Podeszłam do niego i uścisnęłam go przyjaźnie lecz nie miałam zamiaru puścić. Rozkleiłam się i wtuliłam się w niego jeszcze bardziej. Dałam upust swoich wszelkich emocji. Byłam załamana w środku rozwalona na miliony drobnych kawałeczków które nie można już skleić.
- Ellie nie płacz. Proszę cię już nie płacz -szepnął mi koło ucha. Zaczął gładzić mnie po włosach przez co przypomniałam sobie matkę i rozkleiłam się jeszcze bardziej. - Ej chodź pokażę ci od środka może pokój Nory co ty na to? Tylko jeśli będziesz współpracować to będzie sukces. Okay? Eleanore?
- Nie Okay. -powiedziałam i zaszlochałam nadal obejmując go i płacząc w jego koszulę. -Nigdy już nie będzie okay. Rozumiesz NIGDY! Jestem sierotą! Z rodziny którą znam żyje jedynie moja ciotka która zbytnio za mną nie przepada i matka Lukasa.I na tym koniec. Nie mam ani matki ani ojca.
- Ale czy nie uważasz że to i tak dużo? -spytał i podniósł mój podbródek -Niektórzy nie mają nawet i tego Ellie. Są sami jak palec co jest zabawne bo palce też mają siebie... Z resztą nie ważne. Wiedz że masz mnie. Masz też swojego Remusa chodź mam też cichą nadzieje że już przestałaś się w nim podkochiwać.
- Jestem załamana ale nie na tyle żeby kopnąć cię w piszczel -próbowałam się zaśmiać chodź śmiech bardziej brzmiał jak kaszel. -To może ja się naprawdę położę. Jestem zmęczona i ty też zapewne jesteś zmęczony. Tak więc dobranoc.
Weszłam do pokoju i rozejrzałam się. Był dosyć duży. Ściany miały kolor ciemnej zieleni przeplatanej  gdzieniegdzie srebrnymi elementami. Na przeciwko łóżka które znajdowała się dość spora szafa i drzwiczki. Blask księżyca oświecał cały pokój jednakże ja i tak zapaliłam światło. Otworzyłam tajemnicze drzwi a w środku zobaczyłam łazienkę. Była wanna umywalka i toaleta. Ściany oraz podłoga były wyłożone brzoskwiniowymi płytkami. Mnie się podobał ten wystrój było dosyć przytulnie. Gdy wyszłam z łazienki na łóżku znalazłam kupkę ubrań których nie było oraz karteczkę. Podeszłam do niej i przeczytałam "Mam nadzieję że będą pasować." Nie było podpisane ale jak mnie mam była do pidżama Nory. Wzięłam górę i przyłożyłam do siebie. Było akurat na styk. Przebrałam się i położyłam pod kołdrą. Miałam nadzieje że Nora nie zamierzała mnie odwiedzić. Jakoś konwersacje z martwymi osobami nie były fajne no może poza sir Nicolasem i Martą oraz Grubym mnichem i Heleną... No dobra o dziwo lubiłam gadać z duchami ale raczej ta nie była zbyt miła. Zamknęłam oczy i w myślach zaczęłam liczyć owce aż zasnęłam...

-Nie!!! -krzyknęłam ale zielone światło przebiło pierś Nathana. Podbiegłam do niego koło jego ciała leżał mój ojciec a po jego prawej Remus. Nie było to miłe. Łzy ciekły mi strumieniami. Upadłam na kolana przed nimi i zaniosłam się histerycznym płaczem. Odwróciłam się a czarny pan podał mi dłoń. Wyciągnęłam różdżkę a końcówkę wbiłam w jego pierś.
- Nie wypowiesz tego zaklęcia -zaśmiał się -jesteś zbyt słaba żeby kogoś zabić a tym bardziej mnie. Oszczędź sobie i dołącz.
- Po moim trupie! -krzyknęłam i odeszłam od niego na pięcie. Poczułam jak zaklęcie Crucjatus łamie mnie w pół a z moich płuc wydobywa się przeraźliwy wrzask.

Obudziłam się zlana potem. Nadal była noc. Nie mogłam spać więc wstałam i zrobiłam chyba najgłupszą rzecz. W końcu byłam zmęczona i mózg nie funkcjonował tak jak powinien. Wyszłam na korytarz i podeszłam do pokoju obok. Lekko uchyliłam drzwi i stanęłam w nich a chłopak zerwał się i spojrzał w moją stronę. Opuściłam speszona wzrok.
- Nie mogę zasnąć -powiedziałam i podrapałam się niezręcznie po karku. -Wyobraź sobie że nie jestem sobą tylko twoją młodszą siostrą proszę... Bo inaczej nie uda mi się na pewno zasnąć.
- Miejsca jest dużo a koszmary odgonię ci pięściami -zaśmiał się i posunął. -Po za tym już od razu masz brudne myśli nie jestem taki. Ile tysiące razy mam cię za tamto przepraszać. Mamrotałem... Nie obawiaj się mnie nie tknę cię jeżeli ty tego nie będziesz chciała i koniec.
Skinęłam głową. Chłopak odwrócił się twarzą do okna i zamknął oczy. Położyłam się koło niego i próbowałam zasnąć. Było to toś trudne bo mój umysł dobrze wiedział kim on jest. W końcu położyłam głowę na jego klatce piersiowej która równomiernie podnosiła się i opadała. I chodź dmuchał mi we włosy to już nie przeszkadzało bo już jego bliskość ukołysała mnie do snu.

Spojrzałam na nią spod przymrużonych oczów. Kobieta uśmiechnęła się tylko i chwyciła mnie za nadgarstek. Przed nami stała kobieta ze starszą dziewczynką i małym chłopcem o brązowych włosach i tak ślicznych oczach że się w nie zapatrzyłam. Mama rozkazała mnie się przywitać. Dziewczynka niechętnie podała mi dłoń za to chłopiec w ręcz przeciwnie. Uśmiechnął się uroczo. Odruchowo się cofnęłam i schowałam za mamą. Kobiety zaśmiały się. Wyjrzałam delikatnie zza ciała mojej kochanej mamusi. Ujrzałam twarz chłopaka  i odskoczyłam lądując na ziemi. Powstrzymywałam się przed łzami. Moja bródka zamieniła się w podkówkę. Ten chłopczyk mnie wystraszył. On nie był fajny. Nie lubiłam go. Mama zaczęła rozmawiać lecz ja nauczona nie podsłuchiwałam rozmowy dorosłych.
- Jak masz na imię? -spytał chłopczyk takim delikatnym słowikowym głosikiem.
- Ellie -powiedziałam nieśmiało i próbowłam podnieść się z ziemi co nie wychodziło mi za dobrze. Chłopiec pomógł mi wstać. Uśmiechnęłam się do niego. -A ty jak masz na imię?
- Nathan -zaśmiał się i pocałował mnie w policzek. Jego siostra od razu podskoczyła do niego.
- Mamo, Nathan pocałował dziewczynkę! -ciemno blond włosy opadały delikatnymi falami na łopatki. -Mówiłam ci żeby nie dawać buzi dziewczynkom! Mama ci mówiła! Powinieneś teraz ją przeprosić!
- Nie musi -poczerwieniałam cała na drobnej twarzyczce. -Nic się nie stało.

Obudziłam się tak po prostu. Czyli jednak znałam go już wcześniej... I dopiero teraz to sobie przypominam. Ech... Nie da się nic poradzić.Usiałam na łóżku chłopaka nie było a ja byłam pewna że nic wieczorem nie było bo wszystko pamiętam. Ruszyłam do pokoju obok. Nie zdziwiłam się jak znalazłam na łóżku cichy na przebranie. Była to (niech diabli wezmą) delikatnie różowa prosta sukienka i pantofle jak bym się wybierała nie wiem... Na bal! Szczęście było że jednak nie miały ani podwyższenia ani obcasów bo bym mordowała. Wzięłam ubrania do łazienki. Na umywalce leżały nożyczki tak jakby na mnie czekały. Spojrzałam na moje włosy. Moje rozdwojone i zniszczone końcówki wyglądały okropnie zresztą już i tak miałam za długie włosy. Drżącą dłonią zaczęłam ścinać włosy aż do ramion. Usłyszałam chichot. Odwróciłam cię a rękami oparłam się o umywalkę za mną. Nad wanną unosiła się dziewczyna śmiała się.
- Nie zwracaj na mnie uwagę w końcu jestem duchem -prychnęła widząc że się na nią gapię. -Patrząc jak ścinasz włosy dała bym wszystko by ci je ściąć niestety nie wezmę nożyczek do rąk. Na twoim miejscu poprosiła kogoś o pomoc bo inaczej to lepiej obetnij sobie je do policzków żeby jakoś wyglądały we twoje schody chodź jeśli chcesz mieć dłuższe to do szyi. Zresztą zaraz ci pomoc przyprowadzę tylko wiesz lepiej żebyś się w moją kieckę już wcisnęła. Zresztą chyba jestem od ciebie szczuplejsza... Czyż nie piękna? Sama wybierałam. Zrobiłam ci niespodziankę i te pantofelki! Idealne na dzisiejszy dzień. Co tam że nosili to jakieś 20 lat temu... Zawsze lubiłam nosić staromodne proste ciuchy niż jakieś kiczowate.
Zauważyłam, pomyślałam a ta zniknęła. Szybko przebrałam się w ciuchy które naszykował mi duch... Wróć! Skoro mógł przenieś mi ciuchy na łóżko to już włosy mi poobcinać nie może? Westchnęłam. W małej szafeczce koło ubikacji znalazłam zmiotkę i szufelkę akurat żeby zmieć moje ścięte włosy. Spojrzałam w lusterko no i dziewczyna miała racje. Moje włosy to istne schody z przodu krótsze z tyły oryginalnej długości. Coś mi się wydaje że fryzjerem nie będę. Do  łazienki weszła nawet bez pukania matka Nathana. Chłodny wyraz twarzy złagodniał widząc mnie w sukience Nory. Spojrzała na nożyczki w moich rękach. Nawet się zaśmiała. To chyba normalne że skoro nigdy sama nie obcinałam włosów to nie zrobię tego dobrze. Kobieta wzięła od mnie nożyczki i zaczęła ciąć moje włosy. Wpierw końcówki lecz potem jakby się zawzięła za upiększanie moich włosów. Zaczęła je czesać i upinać w schludny kok chodź dosyć mały pamiętając że ścięła mi je do ramion. Odwróciła mnie w swoją stronę i nagle pojawił się grymas na jej twarzy. Rozkazała mi zaczekać bo jakbym miała gdzie iść...Po chwili jednak wróciła z kosmetyczką pełną kosmetyków. Wyciągnęła tusz to rzęs, kredkę do oczu, szminkę róż i dużo więcej różnych kosmetyków których nawet nazw nie pamiętam. Musiałam patrzyć jak matka Nathana zamienia mnie w kogoś kim nie jestem. Po skończonych torturach spojrzałam na kobietę.
- Wyglądasz zupełnie jak twoja matka -uśmiechnęła się unosząc delikatnie kąciki ust chodź jej oczy zaszkliły a po chwili pociekła nie jedna łza po jej policzku.
- Pani wie że ona... -spojrzałam w sufit i zaczęłam bardzo szybko trzepotać rzęsami odpychając napływające łzy- Nie żyje...
- Tak. -głos jej się łamał na tak krótkim słowie. -Ja sama byłam na jej pogrzebie. Dlatego kazałam Nathanowi ci dokuczać -zaniosła się szlochem. -To okrutne że świat zabrał ci wszystko Ellie. Przepraszam za pierwsze nasze spotkanie. Byłam zdenerwowana. Teraz dopiero do mnie dociera co zrobiłaś... Tak mi przykro Ellie naprawdę mi przykro. Jadnak że muszę wiedzieć jedno. Czy ty naprawdę kochasz Nathana?To ważne. Możesz się zastanowić ale powiedz prawdę. Nic ci nie zrobię chcę tylko abyście oboje byli szczęśliwi tak po prostu Ellie szczęśliwi.
- Ja... -urwałam nagle bo nie wiedziałam co powiedzieć. Czy go kochałam? Niby pytanie proste ale jednakże nie takie łatwe. Nie wiedziałam co odpowiedzieć więc milczałam. Milczałam jak grup. Przed oczami stanął mi uśmiech Remusa a koło niego uśmiech Nathana. Świat najwyraźniej chciał abym była z Nathanem ale czy ja tego chciałam? Kochałam go ale nie tak samo jak Remusa. Westchnęłam. -Nie wiem.
Kobiet odeszła od mnie i wyszła z łazienki. Wyszłam za nią na korytarz gdzie zobaczyłam Nathana ubranego prawie tak elegancko jak na balu. Podbiegłam do niego i objęłam go powstrzymując łzy które nacierały niczym czołgi na osłabione miasto. Cofnęłam się by spojrzeć mu w twarz. Chłopak pochylił się nad mną.
- Ślicznie wyglądasz -szepnął i przejechał dłonią po moim policzku. Spojrzałam w jego oczy w których widziałam sam spokój. Wolną dłonią chwycił mi moją i zaczął prowadzić do jadalni w której z radia rozbrzmiewała muzyka. -Zatańczył bym z tobą lecz boję się spoliczkowania Ellie.
Prychnęłam z rozbawieniem. Położyłam dłonie na jego ramionach a on objął mnie w pasie. Zaczęliśmy bujać się tak jak to się to robiło przy wolnych kawałkach. Nie patrzyłam na to co nas otacza tylko na  niego, na jego oczy, policzki, nos i usta. Lecz kiedy się skończył kawałek rozejrzałam się. Ojciec Nathana palił koło otwartego okna. Jego wzrok był godny Zeusa bo ciągle strzelał w nas gromami. Za to matka siedziała już przy stole czekając na nas a jej wzrok był taki sam jak u każdej matki troskliwy.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Tym czasem w Hogwarcie już przy śniadaniu Remus zauważył że brakuje Ellie. Myślał że zaspała lecz jakiś instynkt mówił mu że to nie to. Obawiał się wszystkiego i śnił najgorsze scenariusze. Spojrzał wyczekująco na dyrektora który po wyrazie twarzy nie miał dobrych wiadomości.
- Dzisiaj w nocy centaury zauważyły w zakazanym lesie śmierciożerców -powiedział- oraz też odnalazły martwe ciało Felix'a Fray. Ojca Eleanore Fray. Dziewczyna zaginęła tego samego dnia to pan Nathaniel O'Collmelan. Obawiamy się że sami wiecie kto mógł ich porwać. Jednakże uważam że nie przyszedł tu po żądnego z was. Chodź od dziś można zapisywać się do Zakonu Feniksa każdy kto ukończył 15 lat może wstąpić. Będziemy uczyć się obrony na zaawansowanym poziomie. Ja prowadzę Zakon a reszty dowiedzą się osoby które do niego wstąpią. Chcę też zaalarmować do przyjaciół panny Fray i pana O'Collmelana że poszukiwanie ich na własną rękę jest zabronione. I to wszystko.
Remus spojrzał z furią na nauczyciela. Nie mógł nic zrobić żeby pomóc jego ukochanej. W dodatku jak usłyszał że zaginęła wraz z O'Collmelanem to mało nie wyszedł z siebie. Poczuł dłoń Łapy na swym ramieniu.
- Stary myślisz że nie będziemy jej szukać nawet jeśli nam zabronią? -zaśmiał się. -Pomożemy ci chłopie.
- Chciałbym jednak coś jeszcze dodać -Dumbledore jakby ich słyszał. -Że najbliższe osoby obydwóch zaginionych powinni ze mną porozmawiać. -po czym dodał tak cicho że tylko Remus mógł usłyszeć -Nie zostawię uczniów na pastwę losu. A ty Remusie nie rób nic głupiego.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
No i koniec! Co o tym sądzicie? Ellie ma się związać z Nathanem a Remus będzie poszukiwał Ellie bo jednak miłość jest za silna i będę tak pisała zanim znów się nie odnajdą. Dłuższy fragment Ellie krótszy Remka i to tyle :) Mam nadzieje że się podoba no i komentujcie <3

poniedziałek, 8 września 2014

Rozdział XII

List opadł na stół tuż obok mojego talerza. Nie było podpisane od kogo ale wiedziałam że do mnie. Moja sowa wyleciała i to był koniec sowiej poczty. Otworzyłam kopertę która miała i tak dziwnie ciemne plamy a w środku list nie był lepszy. Wepchany musiał byś do niej na siłę, pogięte boki i rogi a cała kartka poplamiona była gdzieniegdzie ciemną czerwoną skrzepniętą substancją o dość odrzucającym zapachu. Można było od razu wywnioskować co to było lecz nie kogo to było. Treść była jakże oczywista a także jakże dziwna. Każda litera napisana została tak jakby pisana podczas jazdy autobusem lub w stresie.
Kochana Ellie. Nic nikomu nie mów o tym co tu czytasz. Najlepiej to potem spal kochana. O północy musisz się jakoś przedostać do zakazanego lasu. Musisz być jedną z nas. Tego oczekuje czarny pan. Wiem że matka by mnie zabiła. Ale ja muszę. Nic mi jest. Błagam cię przyjdź tylko, inaczej twój staruszek powita po raz pierwszy i ostatni zielone światło Avady. Kocham cię, Felix Fray. P.S. Pamiętaj. Nie kontaktuj się słońce to ty też na tym skorzystasz.
"Nic mi nie jest" to jak powiedzieć "Nie martw się ale właśnie mogę zginąć. Musisz tylko stać się śmierciorzerczynią i służyć czarnemu panu." Odruchowo spojrzałam na stół ślizgonów. To by było u nich normalne ale nie dla mnie. W końcu byłam Gryffonem odwiecznie w sprzeczce ze ślizgonami którzy właśnie w dużej mierze stawali się wysłannikami czarnego pana. Wydawało mi się jednak właśnie że dom gryfa był przeciwnikiem tej osoby a ja musiałam być jej sprzymierzeńcem. Miałam z nikim nie rozmawiać co było raczej nierealne bo chciałam o tym powiedzieć jednej osobie która na pewno mnie zrozumie. Bo w końcu sam był postawiony w takiej samej sytuacji. Wstałam od stołu. Jakoś przestałam być głodna chodź ledwo ruszyłam kanapkę z sałatą. Szłam prosto przed siebie. Wzrok Nathana odprowadzał mnie do drzwi. Widząc że wciąż patrzy poprosiłam go ruchem dłoni. Wyszłam z wielkiej sali i usiadłam na ławce tuż obok. Chłopak wyszedł chwilę po mnie. Włosy miał rozczochrane a oczy jeszcze zaspane jednakże nie zachowywał się tak jak wyglądał. Był świadomy tego że nie śpi.
- Co się stało ?-pochylił się w końcu byłam od niego niższa a po za tym siedziałam na ławce.
- Nie mogę...Tu powiedzieć -powiedziałam przygryzając dolną wargę. -To nie jest rozmowa na tu lecz na pewno na tą chwilę. Mam tylko plus minus 14 godzin.
Wstałam i chwyciłam go za nadgarstek po czym zaczęłam go ciągnąć. Chłopak szedł normalnie lecz ja chciałam biec. Tak po prostu. W końcu wdrapaliśmy się na bodajże na 7 piętro. Stanęłam przed wielką pustą marmurową ścianą. Zamknęłam oczy i pomyślałam o salonie z kominkiem. Po sekundzie ukazały nam się drzwi a w środku salon z skurzano-brązową kanapą dwoma fotelami oraz kominkiem gdzie jarzył cię przyjemny ogień. Pokój zawierał dwa dość duże okna a za nami były regały z książkami. Chłopak założył ręce na piersiach wyczekując tego co właśnie chciałam mu powiedzieć. Zamiast tego po prostu podałam mu kopertę by mógł przeczytać. Jego wzrok błądził wśród wyrazów wy bazgrolonych w liście. Twarz mu pobladła a jeszcze przed chwilą uniesione kąciki ust opadły. Nie słyszałam prawie jak oddycha, a może właśnie wstrzymał oddech... Gdy skończył zgniótł papier i wrzucił go w kominek.
- Nie możesz być jedną z nich -powiedział chodź tak naprawdę prawie na mnie nie patrzył. To było smutne. Wzrok jakby był nieobecny. -Już cała moja rodzina jest taka... Pójdę z tobą. W końcu zapewne tam będzie mój ojciec. Zrobię wszystko byś ty nie była jedną z nich. Wszystko co w mojej mocy.
- Dlaczego? -spytałam chodź mogło to być oczywiste pytanie.
- Bo zależy mi do cholery na tobie bardziej niż na innej osobie... -zaśmiałam się i spojrzał na mnie. -I nie będziesz na mojej warcie  tym kim są moi rodzice... A dokładnie ojciec. I żeby nie było że posuwam się za daleko to powiedzmy że to będzie przyjacielska przysługa.
- W końcu zmądrzałeś -zaśmiałam się. I uściskałam go przyjacielsko. - Zachowujesz się jak prawdziwy przyjaciel. Jednakże gdybyś się nie przyznał że ciebie też chcieli zaciągnąć do służby sam wiesz kogo to nie powiedziała bym ci. Uważałam że byś mi pomógł. Zrozumiał to że jestem nie w tym domu i nie mogę być tym czym oni są chodź muszę skoro mój ojciec może stracić życie. Naprawdę boje się o niego.
- Rozumiem twój niepokój jednakże jak mówiłem. Nie dam cię skrzywdzić moja księżycowa księżniczko -powiedział i uśmiechnął się. -No ale za chwilę mamy lekcje i jeśli na nią nie trafimy to dostaniemy szlaban a nasze domy stracą po parę punktów. Wiesz że nie jest u was najlepiej. Huncwoci znów się rozkręcają.
Niechętnie przytaknęłam. Chwyciłam go pod ramię. Miał racje bo przez ich świetną zabawę prawie wychodzimy na czysto ale dosłownie bo niedługo nie będziemy mieli punktów a może też będziemy mieli na minusie jeśli się da. Ostatnio rozwalili salę do transmutacji i powiem że takiego wrzasku profesorki nie słyszał jeszcze nikt. Pamiętając o naszym planie lekcji. Teraz powinniśmy mieć 2 lekcje Obrony Przed Czarną Magią. I jak mówił nam dyrektor "Mamy być mili bo w końcu to nowa nauczycielka". Powiem że chyba ją diabeł z piekła wysłał. Jej lekcje to mordęga którą wytrzymują tylko ci o stalowych nerwach na przykład James który nie robi sobie nic z tego że jest nowa i nie raz próbował ją wypróbować. Jest zwolenniczką puchonów i dlatego właśnie daję jej jeden rok nie więcej. O dziwno na tej lekcji Syriusz jest cicho. Jak się później dowiedziałam to była jego rodzina lecz nie pamiętam kim dla niego była. Miała na imię Arrow co na początku wzbudzało śmiech a potem strach. Jednakże powracając. Przed klasą puściliśmy się. Weszłam pierwsza i usiadłam na swoim miejscu koło Amy bo jak wiemy w końcu się pogodziłyśmy jednakże na tej lekcji nie było krukonów a lekcję dzieliliśmy z ślizgonami. Całe dwie godziny. Co zabawne, wpakowali nam te dwie godziny dopiero dziś więc nie wiedziałam z kim usiąść. Jednak i to nie sprawiało problemu bo ławki zniknęły a przed nami pojawiło się pudło na ciuchy bądź na zabawki, zależnie od osoby. Kobieta wyszła z klasy i zmierzyła wszystkich wzrokiem. Zadzwonił dzwonek i wtedy od razu zaczęła wpisywać spóźnienia. Nie miała litości. W końcu była Black a jak wiemy sam Syriusz uciekł od swojej rodziny.
- Ktoś wie co tu mam? -spytała kobieta bez dzień doby. Bez usprawiedliwień.
- Bogina -powiedział Nathan który podbiegł do nauczycielki -O zamienia się w to co się boimy. Dlatego nie mogę stanąć nim twarzą twarzy. Naprawdę.
- I ja -powiedziałam. Mogło wyjść że jestem wilkołakiem. Remus też powiedział że nie może a kobieta zagotowała się. Uszy jej poczerwieniały a po chwili cała ona.
- Nie ma nie mogę -syknęła przez zęby. -To jest lekcja i mamy określony temat bo na następny już co innego co powinno się wam bardziej przydać. Pamiętacie zaklęcie? Riddikulus. Powtórzcie RIDDIKULS! I jako że pan pierwszy się usprawiedliwiał proszę podejść. To pan pierwszy zmierzy się z własnym lękiem.
- Tyle że do jasnej cholery moim lękiem nie jest ćma czy wąż! Ja się boję określonej osoby! I może nie chcę zdradzić jak ma na imię! -wrzasnął -Chyba w tej szkole jest jakaś no nie wiem.... Prywatność! A jeśli to pani nie wystarcza to powiem że boję się własnego ojca ,a dlaczego? Tego już pani nie powiem! Przepraszam ale wrócę na następną lekcje.
- Prze pani -uniosłam niepewnie dłoń a cały zestaw piorunów z jej oczów trafił we mnie. -Ja... Ja mogę pójść na pierwszy ogień w końcu... To nie może być tak złe... -i wtedy pomyślałam, czego mogłam się bać? Jako wilkołak za pewne pełni a co jeśli ja się jej nie boję? Co jeśli boję się zakapturzonej postaci z kosą przy boku. Żniwiarza dusz ludzkim? Nie wiedziałam. Jednym ruchem bezkształtna cienista rzecz wypełzła z kufra. Z niej wyszła czarna postać a złotej masce ubrana w czarne szaty. Na nadgarstku miał znacz wysłanników czarnego pana. Czyli to ich się bałam? Strach sparaliżował mnie ale na szybkiego wyobraziłam sobie chihuahua'e w tutu. Wyciągnęłam różdżkę a zaklęcie przemieniło owego bogina w małego pieska w różowym tutu. Wiele ludzi się roześmiało lecz jedna osóbka pisnęła jak mała dziewczynka. Kolejną osobą był mój kuzyn który powiedział że może iść. Jego bogin był puchatym dość sporawym szczeniaczkiem. Wszyscy zaczęli się śmiać i tylko biedny Lukas o mały włos nie zwiał z klasy kiedy nagle szczeniaczek się rozdwoił a potem roztroił. Pobladł na twarzy rzucił zaklęcie a szczeniaczki stały się stepującymi butami. Potem było jeszcze wiele osób i ich strachy to były zazwyczaj pająki ,węże ,kościotrupy, zombie, marsjanie ale najciekawiej było pod koniec kiedy podszedł James a bogin zamienił się w jego matkę  stojącą z nożyczkami chodź mogła to być po prostu fryzjerka. Poem był Syriusz lecz u niego bogin okazał się być tabunem dziewcząt w tym niektóre wcale nagle się nie okazały być boginem. Remus miał mormalnego dla naszej rasy bogina bo piękną pełnie a Glizdogona boin zamkną w szklanym pudle i jak się okazało młot zapomniał różdżki  z pokoju i musiał siedzieć w szponach bogina. Przy okazji zemdlał. No i tak zakończyła się pierwsza lekcja. Drugą były patronusy czyli zerowe nawiązanie do poprzedniej lekcji. Wpierw oczywiście było czym są owe patronusy i jak je przywołać. Oczywiście miła nauczycielka SPYTAŁA czy ktoś umie... Więc niektórzy chodź wiedzieli i chcieli przejść do części praktycznej zostali że tak to ujmę odprawieni z kwitkiem. I w końcu bo gadaniu przeszedł ten czas by pokazać jak bardzo się uważało. Mieliśmy przywołać najszczęśliwsze wspomnienie i wypowiedzieć "Expecto patronum". Niby zadanie łatwe a jednak nie każdemu się udawało. Zazwyczaj z różdżki wystrzeliwała mała srebrna nitka. Ja miałam swojego asa w rękawie. Wspomnienia z mamą kiedy byłam jeszcze brzdącem. To jak huśtała mnie na huśtawce, bawiła się ze mną w kucharkę chodź tak naprawdę robiła tylko obiad. Mruknęłam pod nosem zaklęcie a z różdżki wystrzeliła piękna klacz która przegalopowała całą klasę. I chodź to może było dziwne ale właśnie nadałabym jej imię Ofelia. Tak jak moja matka gdyż to ona będzie mnie teraz chronić przed dementorami którzy mogli by wyssać ze mnie wspomnienia z nią związane...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Dochodziła pół noc. Ubrana byłam w jeansy i skórzana kurtkę a włosy upięte były w dość niechlujny kok. Koło mnie szedł Nathaniel ubrany podarte jeansy i po prostu kurtkę w moro. Wyciągnął ku mnie rękę jednak ja nie miałam zamiaru ją chwytać. Przeszliśmy o dziwno niezauważeni do zakazanego lasu. Głucha cisza to jedne co usłyszałam. Przeszliśmy dale i wtedy usłyszeliśmy śmiech. Podbiegliśmy tam i naszym oczom ukazali się wysłannicy i sam czarny pan. Mężczyzna w sile wieku o czarnych włosach. Uśmiechnął się do nas chytrze i zaprosił gestem dłoni do ich grona. Mój ojciec stał niewzruszony nie był nawet zraniony. Stanęliśmy w środku kręgu na przeciwko Voldemorta. Mimowolnie uścisnęłam dłoń Nathana. Serce zaczęło bić mi jak oszalałe. Większość ludzi było w jego wieku lecz byli też młodsi. Roześmiał się ,a jego śmiech przeszył każdy zakątek tego lasu.
- Patrzcie, patrzcie Eleanore Fray -powiedział i sięgnął po różdżkę. Moje wyostrzone zmysły rozkazały mi się cofnąć. - Nic ci nie będzie na razie. A koło ciebie jak widzę Nathaniel O'Collmelan.
- Panie. -odezwał się mężczyzna o brązowych włosach przyprószonych siwizną- To jest mój syn. To wielki zaszczyt że przyszedł bo na pewno będzie chciał być jednym z nas. Cóż nie Nathan?
- Nie przyszedłem dlatego -syknął a ja uścisnęłam jego dłoń jeszcze mocniej niż zamierzałam. -Przyszedłem błagać o to żeby Ellie nie była jedną z was. Jest za delikatna. Proszę mogę ja być śmierciorzercą nawet z przymusu tylko niech nim nie będzie ona.
- Czujesz coś do niej -Voldemort wyszczerzył się -Miłość... Szczenięca miłość. Jednakże może damy jej szanse rozkwitnąć. Co wy na to? Jak widzę wiele z was ma żony a one siedzą cicho w swoich domach, jednakże wy jesteście moimi wysłannikami. Więc co wy na to?
Mój ojciec spojrzał na ojca Nathana. Cofnęłam się jeszcze dalej i jeszcze aż nagle na kogoś wpadłam. Depnęłam na kogoś palce a wrzask tej osoby mogli usłyszeć nawet w Hogwarcie. Odwróciłam się szybko i zobaczyłam kobietę o burzy loków opadających na prawą część twarzy. Oczy miały żądzę mordu. Wyciągnęła różdżkę a końcówkę prawie wbiła mi w gardło. Odskoczyłam niczym spłoszona sarna. Znów byłam koło Nathaniela. Miałam szeroko otwarte oczy które mierzyły każdego od stóp do głów. Bałam się a moje serce biło tak szybko że mogło się zmierzyć z małym serduszkiem koliberka. W końcu przymknęłam oczy i opuściłam głowę by wyglądało to tak że wbiłam wzrok w buty. Czyli jeśli mnie słuch nie mylił oni chcieli bym ja i Nathan byli powiązani węzłem małżeńskim już z góry zaplanowanym. Poczułam się trochę jak w średniowieczu kiedy to księżniczka z góry miała zaplanowane którego księcia weźmie za męża. To jak dla mnie było chore. Wzdrygnęłam się i zacisnęłam dłonie w pięści. Jeszcze chwila a obudzą w mnie wilka. Jeszcze moment a bez skrupułów rozerwę wszystkich na strzępy bądź też zielone światło przeszyje mi serce.
- Nie denerwuj się -szepnął mi Nathan. -Wszystko będzie dobrze. Nie będziesz ze mną jeśli nie chcesz jednakże nie rób nic głupiego byś potem tego nie żałowała.
- Czy ty coś sugerujesz -syknęłam dość cicho i podniosłam wzrok na wszystkich obecnych śmierciorzerców. Przy jednym zabrakło mi tchu. Stał tam ten który zniszczył mi życie. Ten sam wilkołak którego poznałam kiedy miałam parę lat. Podeszłam do niego i odruchowo sięgnęłam po różdżkę. -To ty zniszczyłeś mnie.
- Nie słońce -wyszczerzył się -Sprawiłem że stałaś się lepsza od innych. Stałaś się wyjątkowa. Mogłaś biec ile tylko starczało ci sił kiedy nadchodziła pełnia. Mogłaś się poczuć niezależna.
Wbijałam sobie paznokcie w spód dłoni ale nic nie odpowiedziałam. Spojrzałam na czarnego pana który najwyraźniej był już znużony całą tą paplaniną. Podszedł do mojego ojca i strzelił w niego zaklęciem Crucio. Zaczął miotać się lecz z jego ust wydobywały się słowa "Panie nigdy cię nie zawiodłem".
- Wyjdę za niego -palnęłam chodź tak naprawdę nikt nie powiedział że mam wyjść za Nathana. Wszyscy to tylko sugerowali. -Mogę być nawet i śmierciożerczynią tylko zostaw go w spokoju. Proszę... Błagam...
- Zostawię go... Avada Kedavra -jednym zaklęcie zabił to na czym mi zależało -W spokoju. Powiedział bym już niebiańskim ale nie wiem czy tam go wyślą. A teraz może niech nasz nowy członek podejdzie do mnie a ty Eleanore podejdź do jego ojca powinien cię stąd zabrać.
- Co?! Nie! -podbiegłam do ciała ojca podniosłam jego głowę po czym położyłam na swoich kolanach. To nie może być prawda. Przecież przed chwilą żył i nadal wygląda jak by żył tyle że jego klatka piersiowa nie unosi się a z jego ust nie wydobywa się zapach nieumytych zębów i kremowego piwa. Poczułam jak ktoś łapie mnie za rękę i odciąga od ciała. Po chwili tylko gwizdnęło mi w uszach i wylądowałam w czyjejś kuchni.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Mam nadzieje że teraz ciekawiej. Mam wenę! Co sądzicie o tej taktyce? Jak zauważycie w tym rozdziale nie ma żadnego pocałunku chodź oczywiście musiałam dołować. Mam nadzieje że się podoba i błędy nie odstraszają :3

niedziela, 31 sierpnia 2014

Rozdział XI

Śniadanie zostało opóźnione ze względu na to że większość uczniów odsypiała bal. Poszłam więc oczywiście do kuchni bo moje kiszki zauważyły iż teraz powinny coś od mnie dostać i zaczęło mnie skręcać z bólu. Mi brzuch nie burczał tylko od razu bolał jeśli nie dostał potrawy o danej godzinie. Zeszłam do lochów i połaskotałam gruszkę na obrazie. W środku skrzaty uwijały się jak mrówki. Lecz oprócz nich zauważyłam Lukas'a mojego kuzyna. Chłopak uśmiechnął się i podszedł do mnie. Uścisnął mnie jakbyśmy nie widzieli się wieki. Chodź to była prawda. Szczerze... To nie wyglądaliśmy jak rodzina chodź jego matka jest siostrą mojego ojca. Podobnie i on poszedł w ślady swojego tatusia. Blond włosy znów uczesane na James'a. Ostatnio te uczesanie zrobiło się dość popularne. Błękitne oczy miały w sobie coś takiego że dla niego było się zawsze otwartą księgą. Nic przed nim się nie dało ukryć. Po za tym świetnie wykrywał kłamstwa.
- Kopę lat kuzynuś - uśmiechnął się ukazując śnieżnobiałe zęby. -Wiesz co... To trochę nie fair bo jestem od ciebie o pół roku młodszy a i tak muszę być w klasie młodszej.Pff... To jest nie sprawiedliwe. A po za tym... Chcesz muffinke? Jeszcze pozostały z balu. Są z czekoladą, z bitą śmietaną z karmelem, z krówką i innymi pysznościami. Wiem że ty zawsze przepadałaś za czekoladowymi więc za sekundkę wracam...
Zaśmiałam się ale poczekałam. Muffinka na rozpoczęcie dnia? No to ten dzień nieźle się zapowiada. Chłopak podał mi babeczkę a sam się wgryzł w swoją. Skrzywił się od razu.
- O nie! Trafiłem na babeczkę z nadzieniem fasolek wszystkich smaków. To nie jest dobre... Łe cytryna -skrzywił się. Zaczęliśmy śmiać się w niebo głosy. Skrzaty spojrzały na nas ale ja nie potrafiliśmy przestać.Lucas'a traktowałam jak brata. W końcu kiedy byliśmy mali to razem się bawiliśmy, kąpaliśmy się w tej samej wannie, chodziliśmy do lasu na jagody, bawiliśmy się w księcia i księżniczkę ,oglądaliśmy filmy, graliśmy w gry planszowe, nawalaliśmy w piłkę. To była kolejna osoba która wiedziała o mojej dolegliwości.
- Nadal boisz się szczeniaczków? -spytałam. A ten zmroził mnie wzrokiem. Znów zaczęłam się śmiać po czym spróbowałam swojej muffinki. Jak mówił była czekoladowa. Jednak wracając. Dlaczego Lucas bał się szczeniaczków? Gdyż zaatakowała go ich chmara kiedy byliśmy u ciotki Muriel siostry matki mojego taty. Ma ona doga niemieckiego a akurat kiedy my byliśmy okazało się że ma szczeniaki co było naprawdę słodziutkie. I od razu jak weszliśmy do domu ciotki wszystkie szczeniaki zaczęły skakać po Lucas'ie. Były to już nie takie maciupkie szczeniaczki. Bo powaliły chłopaka za ziemię i zaczęły go podgryzać, łapać za ubrania ,sznurówki u butów i niemiłosiernie go lizać. Nie mógł wstać gdyż te aniołki wcale nie były takie leciutkie. Więc leżał w progu i czekał aż go szczeniaczki zjedzą. A ryczał! Lecz co na to mogłam poradzić skoro mieliśmy po 7 lat a on był naprawdę wątłym i niskim chłopcem a ja byłam tylko trochę do niego wyższa. W końcu po 20 minutach zostawiły go i wróciły do mamy. Lu był naprawdę oszołomiony i do teraz prosi ciotkę że gdy ma szczeniaki a on nadjeżdża to żeby je zamykała w kojcu lub w czymś podobnym. A po jego reakcji mogłam zauważyć że nadal się ich boi.
- Kochany kuzynie to nie jest przecież takie śmieszne że piętnastoletni chłopak boi się szczeniaczków -próbowałam tłumić śmiech. Lecz nagle wyobraziłam sobie jego jak ucieka przed swoją dziewczyną tylko dlatego że ma na smyczy szczeniaczka.Parsknęłam śmiechem a ten jak to miał w zwyczaju dał mi sójkę w bok. Spojrzałam na niego spod przymrużonych oczu i mu oddałam. Za to ten mnie dźgnął i tak zaczęła się nasza bitwa na dźgania po chwili doszło też łaskotanie i nie wspomnę że to dość dziwnie wyglądało. Jedak trzeba wam przypomnieć że jesteśmy kuzynostwem. Jednak jak to musiało wyglądać. Dwójka nastolatków łaskoczę się i dźga się do upadłego w środku kuchni. W końcu powalił mnie na ziemię chwycił garść mąki i zaczął mnie ni obsypywać. I to wszystko dlatego że zaśmiałam się z jego fobii.
- No teraz dodać tylko drożdże i wodę po czym włożyć do pieca i będzie przysmak ala Eleanore -powiedział po czym odszedł kawałek bym mogła się sama podnieść. Mieliśmy jedną stalową zasadę. Jeśli rozpoczniesz wojnę i ją przegrasz to musisz sama bądź sam się z klęski podnieść. -A teraz chcę ci powiedzieć że przecież w grudniu przecież kończę 16 a nie 15 głuptaku.
- No nie wiedziałam sardynko w puszce -prychnęłam w jego stronę. Byłam cała z przodu umorusana mąką. Skrzaty będą miały co prać. Za to z tyłu powinnam mieć na sobie cały ten kurz ,ziemię, piasek i co tam jeszcze było na podłodze. Lucas jednak nie odpuścił. Rozpoczęliśmy nową bitwę.
- Łał przyznałaś się do winy glonojadzie -uśmiechnął się przebiegle. W końcu był tym cholernym ślizgonem jak ponad poła mojej rodziny. I to było w nim najgorsze że nie łatwo było go wyprowadzić z równowagi... No chyba że będzie się śmiać z jego fobii. Wtedy budzi się bazyliszka.
- To był sarkazm druzgotku! -palnęłam jedyne stworzenie jakie przyszło mi na myśl. Zmarszczył brwi a po chwili uśmiechnął się głupkowato i zaczął udawać te jakże łatwe w udawaniu zwierze. Wpierw myślałam że udaje ptaka potem że syrenę, meduzę ,rybkę aż w końcu się przyznał że to był druzgotek.
Wyszliśmy z kuchni bo w końcu skrzaty nie wytrzymały naszej błazenady i wykopały nas za drzwi ale tak dosłownie. Jeden ze skrzatów podskoczył i złapał nas za uszy po czym "grzecznie" wyprowadził za drzwi. Nie wiedziałam że skrzaty mają taki silny ścisk w tych ich małych i dość wątłych łapkach. W każdym razie przez parę godzin moje ucho będzie miało kolor maliny. Zaczęliśmy gawędzić prawie o wszystkim. O tym jak nam leci w szkole i tak dalej. I w końcu nasza rozmowa zeszła na tory typu czy jesteś już zajęta? Oczywiście wiedział że poszłam na bal z Nathaniel'em. W końcu to był jego kumpel z przedszkola. Ale mnie znał odkąd się urodził a ja go znałam zanim jeszcze się urodził i jakoś nie miałam tego przywileju posłuchać jakie dziewczyny teraz się podobają ślizgonom. Oczywiście na pierwszym miejscu była blondyneczka, krukoneczka Florence która urodziła się Pensylwanii, dalej Dorcas ,Beatrice no i o dziwo ja. Mało nie wybuchłam śmiechem kiedy usłyszałam. Rozumiałam że Florence mogła się podobać bo była szczupła i ładna a do teko podobnie jak większość ładnych dziewczyn była łamaczką serc. Dorcas podobnie chodź już od 4 lat nie zmienia chłopaka. Szczerze to ja na miejscu Syriusza zrobiłam sobie jakąś przerwę. Znaczy rozumiem że jak się kogoś kocha to można zrobić dla tej osoby wszystko. Ale jesteśmy młodzi, a Dor jakby chciała okazać że bierze ich szczenięcą miłostkę za prawdziwą miłość na wieki i Amen. W końcu pozostał tylko rok i miłostka mogła ich połączyć. Nie żebym się śmiała z jej podejścia, bo to marzenie przecież każdej dziewczyny ale jednak trochę go torturuje. Nie mówiąc o dziewczynach które się do niego zbliżają... Beatrice to trochę inna bajka. Zachowuje się jak by coś brała i zazwyczaj się śmieje ze wszystkiego ale nie takim śmiechem normalnym tylko takim uroczym. Puchonka. Ogólnie ma trochę ponad 150 centymetrów a jest od mnie starsza. Troszkę śmiesznie to wygląda a w szczególności z jej różowymi włosami które zapuszcza odkąd ją poznałam i już sięgają jej do łydek kiedy zaplata warkocz. Chłopakom podoba się raczej w niej to że jest dość... Łatwa? Skoro zachowuje się czasami jak na pełnym odlocie to też łatwo chłopaki mogą ją zauroczyć. Ciekawostka! Chodziła już z połową Hogwartu. Przynajmniej tak pisze Hogwarcka gazetka dla dziewcząt robiona właśnie przez szkolną redakcje. No to jak widzimy. Gwiazdeczka, gwiazdeczka do entej i puszczalska ale co ja tam robię? Koło nich? To mnie ciekawiło.
- No wiesz jak to jest. Jeśli umawiasz się bądź przesiadujesz obok tak zwanego "ciacha" stajesz się bardziej atrakcyjniejsza. -powiedział a ja przekrzywiłam głową tak samo jak to robią szczeniaki kiedy nie rozumieją co do nich mówimy. -My jesteśmy jak wataha wilków. Jeśli jakaś wilczyca spotyka się z Alfą to wtedy zauważamy że musi mieść coś w sobie skoro się spotyka z kimś o tak wysokiej randze.
- Ahaaa -przedłużyłam słowo. Nie ogarniałam myślenia chłopców. -A tak w ogóle to chcę ci powiedzieć że... To trochę krępujące ale ty chyba mnie zrozumiesz. Chyba mi się podoba ktoś jeszcze prócz Remusa... Znaczy kocham go i w ogóle ale ten drugi przez swoją charyzmę, urodę, uśmiech, podejście do życia sprawił że i on zaczął mi się podobać. A ty co byś zrobił. Jak byś chodził z dziewczyną którą kochasz ale jednak podobała by ci się druga lecz nie chciałbyś zranić uczuć pierwszej.
-Zaczytuję "Jeżeli kochasz dwie osoby naraz, wybierz tą drugą, bo gdybyś naprawdę kochał tą pierwszą nie zakochał byś się w tej drugiej." -wypowiedział to jak by to była jego życiowa rola. -Chodź ja nie wierze w to żeby rzucić pierwszą osobę którą kochało się dłużej dla drugiej którą kochasz od niedawna. A kim on jest? Znaczy... Kim jest osoba numer jeden i numer dwa.
- Pierwszą osobą jest oczywiście Remus -prychnęłam -Ale drugą... Pamiętaj że jeśli komuś to wypaplasz to powiem o twojej fobii. Na pewno dziewczyny będą chciały się umawiać z chłopakiem który boi się szczeniaczków. Tak więc drugą osobą jest Nathaniell...
- Kochasz Nathan'a ? -prawie się roześmiał. Kopnęłam go delikatnie w piszczel lecz i tak zawył z bólu. -No, ok. Rozumiem. W końcu to z nim poszłaś na bal a potem zniknęłaś. Miałaś tupet, wiesz? Zostawiłaś go. Wyobraź sobie że i my czasami się sobie zwierzamy. Wiem to brzmi komicznie lecz to prawda. Chłopak został przez ciebie dźgnięty. Jednak się nie przejmował. Po za tym dziś był jakiś taki przymulony. Wiesz o co cho? A z resztą wygadał się o wieczornych błoniach. I jeśli go dźgniesz go tak mocno że będzie mu się ciężko podnieść to się na ciebie obrażę. Może nie wiesz ale przeżył nie jedno i nie jeden upadek...
Na tym skończyła się nasza rozmowa. Każdy poszedł w swoją stronę. Miałam jednak nadzieje że spotkam Lukas'a jeszcze kiedyś tak samo jak Amy. Ciężko mi bez niej w końcu dorastałyśmy na jednym podwórku. A przez szkołę oddaliłyśmy się jak nigdy wcześniej. Ruszyłam w stronę biblioteki, to było ostatnie miejsce gdzie mogła bym ją znaleźć jednak bez zastanowienia weszłam do tego cudownego pokoju przepełnionego regałami książek. W środku siedziała Amy. Uśmiechnęła się blado. Wstała z krzesła. Podeszła do mnie i uściskała tak jakbyśmy nie widziały się wieki. Położyła swoją łepetynę na moim ramieniu i zaczęła płakać. Tak po prostu płakać. Nie wiedziałam jak to odebrać w końcu sama mi wytłumaczy o co chodzi.
- Przepraszam. Byłam złą i wyrodną przyjaciółką -powiedziała -Od dziś wszystko zmienię. Tylko daj mi to zmienić. Do tego mam coś dla ciebie żebyś mnie przyjęła z otwartymi ramionami... Chodź dziś raczej nie powinno się uśmiechać. W końcu dziś jest wszystkich świętych. Jednak nie mogłam się oprzeć. Ona mnie wołały i pewnie ciebie zawołają jak je zobaczysz.
Odsunęła się od mnie. Włożyła dłonie do torebki i zaczęła czegoś szukać. Nie żeby coś ale po niej mogłam się wszystkiego spodziewać. Wyciągnęło pudełko z węglami i blok rysunkowy a także gumkę chlebową do kolekcji. Przygryzłam wargę i wzniosłam oczy ku niebu po czym z uśmiechem spojrzałam na nią. Dziewczyna prawie się trzęsła z całej tej sytuacji. Poczochrałam ją po jej blondwłosej czuprynie.
- Ej. Jeśli myślałaś że my przestałyśmy być przyjaciółkami... -zrobiłam dramatyczną pauzę -To na swojej drodze musiałaś spotkać czarodzieja który usunął ci wszystkie wspomnienia ze mną a w szczególności te kiedy miałyśmy po 6 lat.. Obiecałyśmy sobie zawsze się wspierać nawet jeśli przestaniemy być BFF to zawsze będziemy BF a jak nie będziemy BF to zawsze będziemy przyjaciółkami i zawsze będziemy sobie przebaczać choćby druga strona zrobiła by coś okropnego. Więc tak naprawdę nigdy nie przestałam cię traktować jak przyjaciółkę chodź się oddaliłaś podobnie jak ja od ciebie...
***
Siedziałam w pokoju przy biurku i dalej szkicowałam Nathan'a. Remusa skończyłam jakieś 2 godziny temu. Obrazek nie był najgorszy i wart poświęceń bo przyznaję się że nie poszłam na obiad. Jednak moja ukochana skrzatka Danusia przyniosła mi jedzonko i nie umarłam z głodu. Była godzina 17.00 może trochę po. Uświadomiłam sobie że dla chłopaka wieczór mógł oznaczać właśnie tą godzinę albo nawet i 20.00. W końcu kiedy skończyłam jego portret. Do pokoju wpadła Lily i podeszła do mnie. Otworzyła usta i oblała się tak wielkim rumieńcem że nie cała jej twarz zlała się z włosami. W końcu odważyła się coś powiedzieć.
- Zrobiliście to? -spytała a ja podniosłam brew. -Nie udawaj głupiej. Wiesz o co mi chodzi. I jak?
- Co jak? Nie będę ci spojlerować rudowłosa -prychnęłam -Ale jeśli już panna wścibska musi wiedzieć. To tak! I czy to takie haj waj. Z resztą muszę się śpieszyć mam spotkanie z Na... Nauczycielem. Tak więc pa.
Zostawiłam wszystko co było na biurku i pędem zaczęłam biec do wyjścia. Chciałam zdążyć przed woźnym i jego ochrzanem. Wybiegłam na błonia. Podbiegłam do brzegu jeziora i tam on stal. Wpatrywał się w tafle wody. Oddychał spokojnie. Może trochę nawet za spokojnie. Podeszłam do niego. Położyłam mu dłoń na ramieniu jednak równie szybko ją cofnęłam. Nathaniel odwrócił się i posłał mi jeden z tych uwodzicielskich uśmiechów.
- Przyszłaś -zaśmiał się -Nie myślałem nawet że przyjdziesz. Wydawało mi się że czekam na coś co nigdy nie nadejdzie a jednak nadeszło. Czyli coś do mnie czujesz Eleanore Clarisso Ofelio Fray? Jeśli zostałaś urażona po przez wypowiedzenie twojego pełnego imienia. To przepraszam.
- Nic się nie stało... -mruknęłam. -Tylko dlatego mnie zawołałeś? Czy coś jeszcze jest co chciał byś mi pokazać. Jednak pamiętaj że mój lewy i prawy sierpowy jest gotowy do bitwy.
- Zależy czy nie wygadasz. Nie wygadasz? -spytał a ja oczywiście oznajmiłam że nie wygadam i wtedy przed moimi oczami nie stał chłopak lecz o dziwo kary ogier. Przejechałam dłonią po jego szyi. Był pięknym a zarazem majestatycznym animagiem. Jednak coś mi się przypomniało. Mój patronus który miał formę cielesną pięknej klaczy o budowie araba tak samo jak Nathan w swej zwierzęcej postaci. Chłopak szybko zmienił się w siebie. Było to zabawne że my jako wilkołaki rozdzieraliśmy ubrania a animagi właśnie nie.
- No i co? -spytał i uśmiechnął się. -Myślałaś że będę przemieniał się w kameleona i łapał muchy? Albo w węża? Nie jestem wężem i ty o tym dobrze wiesz moja ty kudłata przyjaciółko.
- Skąd... ty... -nie mogłam się wysłowić. Skąd wiedział że jestem wilkołakiem.
- Ściany mają uszy -zaśmiał się. -Po za tym jestem dobry w dedukcji. Jednakże nic nie powiem. Dlatego chciałem ci pokazać moją postać zwierzęcą żebyśmy byli kwita. Nie chciałem cię szantażować. Co jest bardzo zabawne jeśli chodzi o mnie. Jednakże twój kuzyn mnie do tego namówił. Ciekawostka jest taka że wiedziałem o tym już odkąd szliśmy na 5 rok. Jednakże nie puszczę pary z ust. Ponieważ powiem ci tylko jedno. Przez ciebie nie mam zamiaru chodzić z dziewczynami. Popsułaś mnie! I jeszcze trochę a spadnę w rankingu! A chcę być najbardziej przystojnym i aroganckim ślizgonem ever!
- Skro tylko to chciałeś mi powiedzieć... To będę już szła. -powiedziałam i odwróciłam się ale chłopak zatrzymał mnie kładąc mi rękę na ramieniu. Ciepłą rękę.
- Podobasz mi się. Jednakże nie lubię w tobie tego że jesteś tak niezdecydowana -powiedział i przyciągnął mnie do siebie. Chwycił delikatnie za podbródek. -Zawsze jeśli ktoś każe ci wybierać po między jednym a drugim ty wybierasz trzecią opcję bądź nie wybierasz żadnej. A po za tym. Co robisz na święta?
- Niestety jestem już zajęta -prychnęłam w jego stronę.
On tylko się uśmiechnął i pochylił się nad mną. Chciał mnie pocałować lecz zamiast tego opadł głową na moje ramię .Zaczął się śmiać. Było to dosyć... Dziwne. Ściągnęłam brwi i odsunęłam się. Chłopak podniósł na mnie wzrok. Wyszczerzył się a jego piwne oczy przeszyły mnie na wzlot. Odsunął się od mnie i skłonił w pół. Zaczął iść przed siebie. Stałam i tylko tyle mogłam zrobić. Nie wiedziałam nic, jak by pustka ogarnęła mój umysł i zabroniła się poruszać. Zmusiłam się do tego by ruszyć się lecz zamiast iść do szkoły pobiegłam za nim. Chodź chłopak szedł naprawdę wolno to i tak nie mogłam go dogonić. W końcu objęłam go w pasie i zabroniłam mu iść dalej.Przyłożyłam policzek do jego pleców i przymknęłam oczy.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Ha! Nie ma to jak zakańczać w takich momentach. Po ankiecie myślałam że wybierzecie Remusa a wy wybraliście Nathaniel'a. Takie lekkie zdziwko xDD Ale ok. Komentujcie :) Mam nadzieje że błędy nie rażące ;u; 

niedziela, 24 sierpnia 2014

Libster Award


Zasady gry:
Nominacja do Libster Awards jest otrzymywana od innego bloggera w ramach uznania za "dobrze wykonywaną robotę". Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować osoby, która nominowała Ciebie.
Za nominację dziękuję Agacie z bloga Tom Riddle, tragic love affair i Magdalenie z Nigdy się nie poddawaj  wpierw odpowiem na pytania Agaty potem Magdaleny :)
Odpowiedzi:
 1. Co jest dla ciebie najważniejsze na blogu?
Ciekawa fabuła :3 Taka która by mnie wciągnęła od pierwszego zdania.
2. W jakich okolicznościach wpadasz na pomysły dotyczące nowych dzieł?
Oglądając filmy. Czytając książki. Słuchając muzyki.
3. Czy w bohaterów na twoich opowiadaniach wcielają się twoi ulubieni aktorzy, bądź postacie z książek?
Tak np. tu zrobiłam coś co nie chciało się zrobić J.K. Rowling czyli napisać coś za czasów huncwotów. Oczywiste moje jest bardziej specyficzne. Ale oczywiście są tam moi ulubieni bohaterzy czyli huncwoci i Lily.
4. O czym było twoje pierwsze opowiadanie?
O hogwarcie mieszanym ze Zmierzchem :) Dokładnie o czarodziejce c: Która ma tak samo na imię jak postać ze Zmierzchu Renesmee.
5. Czy czerpiesz inspirację z książek lub innych blogów?
Tak i to dość często. Z filmów też coś podpatrzę. Oczywiście nie plagiatuję robię to co Veronica Roth z Niezgodną niby podobne ale jednak nie podobne xDD
6. Jakie blogi najchętniej czytasz?
O hogwarcie :3 A w szczególności o huncwotach bądź fantastkę :)
7. Padłeś/Padłaś kiedyś ofiarą tzw. Hejtu? Jaka była twoja reakcja?
Nie padłam. Nie padłam nawet ostrej krytyce za co dziękuję bo jej nie trawię xDD
8. Co jest twoim pragnieniem, jeśli chodzi o bloga?
Wreszcie chodź jeden zakończyć chodź co do tego bloga mam pewne plany c':
9. Co cię najbardziej irytuje w innych blogach?
Przesłodzenie. Ale irytują mnie blogi w szczególności o 1d ;-; Tam się totalnie rzyga tęczą na odległość. Bo ja przynajmniej próbuje u siebie to niwelować. Nie potrafię...
10. Używasz określania blog, czy opowiadanie?
Blog i opowiadanie. Raczej koleżanką mówię o blogu a rodzicom o opowiadaniu cx
11. Co robisz, kiedy twoja wena się "wypala"?
Słucham muzyki bądź po prostu daję sobie spokój i robię przerwę. Nie chcę niczego robić na siłę.

1. W jakich fandomach jesteś?
Potterhead, trybut, heros, dusza c: ,wampir, niezgodna, gra o tron ;u;
2. Dlaczego zacząłeś/zaczęłaś prowadzić bloga?
Szczerze to było tak. Zaczęłam pisać opowiadanie aż w końcu przyszło mi do głowy. Przecież mogę założyć blog. Bo siedząc na Howrse zobaczyłam te watahy i też chciałam pisać.
3. Jakie blogi czytasz?
O hogwarcie :3 A w szczególności o huncwotach bądź fantastkę np. Akademie :)
4. Czy zawsze jak zaczynasz pisać nowy rozdział wiesz co chcesz napisać?
Nie zawsze. Początki są zawsze najgorsze bo nie wiesz co napisać a potem samo leci :)
5. Jaki odstęp czasu mają twoje posty?
To zależy tydzień, ponad xD
6. Jak byś opisał/opisała twojego bloga w 3 słowach?
Zboczona, telenowela o(wyobraź sobie że tego nie ma) huncwotach xDDD
7. Czym się inspirowałeś/inspirowałaś?
Huncwotami a dokładnie Harry'm Potterem autorstwa J.K.Rowling.
8. Jak czytasz jakiegoś bloga wolisz jak rozdziały są długie czy krótkie?
Zależy. Lubię dłuższe bo po krótkich mam straszny niedosyt ale też błagam nie za długie że ciągną się i ciągną.
9. Co chciałabyś/chciałabyś poprawić na swoim blogu?
Pisownie xDDD Zmniejszyć melodramatyzm c: I nie pisać tak ostrożnie jak to mam w zwyczaju.
10. Co chciałbyś/chciałabyś osiągnąć pisząc bloga?
Swoje zadowolenie :) Oraz to żeby też inni widzieli jak się staram ;u;
11. Jak długo zamierzasz pisać swojego bloga?
Tak naprawdę zamierzam pisać do epilogu a potem założę nowego bloga jakby c.d. tylko że dzieckiem.


Pytania:
1.Co sądzisz o reklamach na początku książki? Np. W niegodnej "Fani igrzysk to , fani igrzysk tamto". Bądź w Darach aniołach "Autorka Zmierzchu lubi to"
2. Gdybyś mogła ożywić jedną postać z obojętnie jakiej książki. Kogo byś ożywiła?
3. Wyobraź sobie że jeden z twoich ulubionych pisarzy /pisarek pozwala ci napisać ciąg dalszy swojej książki. Kogo by to była książka i jaka?
4. Z jakiego jesteś domu w Hogwarcie?
5. Co sądzisz o fikcyjnych mężach?
6. Co sądzisz o fanfiction np. Darry.?
7. Twoja najbardziej znienawidzona postać?
8. Wyobraź sobie że jesteś królową i chcesz zaprosić pisarkę/pisarza na poważną rozmowę. Kim był ten pisarz/pisarka i o czym była by ta rozmowa?
9. Masz do wyboru 4 główne żywioły. Który wybierasz?
10. Masz do wyboru albo zabić rodziców albo siebie zastrzelić. Co robisz?
11. Co robisz kiedy wena jest a nie ma gdzie jej zapisać?

Nominuje :
Zmuszeni
Opowieść pięciu Żywiołów
"Nie zapominaj o przeszłości." z dziennika Lily Evans

Rozdział X

*Kolejny rozdział który może zawierać nieodpowiednią treść dla dopuszczalnego wieku. Czyli czytasz na własną odpowiedzialność.Hue hue*
Dni skaczą jak oszalałe. Jeszcze ostatnio strzeliłam w twarz Nathaniel'owi a dziś nadchodzi dzień balu. Jego czerwone policzki zapamiętam do końca życia. Wszystko już od rana dopinane na ostatni guzik. McGonagall już od rana chodzi tak jakby zaraz miała zejść z tego świata chodź tak naprawdę co cała szkoła tak chodzi no może oprócz chłopaków i Dumbledora który próbuje przynajmniej wyluzować większość uczniów. Dziewczęta chodzą jak nakręcone. Niektóre płaczą bo nie mają partnera a chłopcy biegają szukając jeszcze jakiejś wolnej dziewczyny. Niema to jak obudzić się ręką w nocniku... No ale ja na luzaku szłam sobie jakby wcale mnie nic mnie nie obchodziło. Jednak i ja miałam nerwy w strzępkach jak każda normalna osoba chodź nie okazywałam tego po sobie. Waliłam w drzwi łazienki jak na lżej wiedząc że przez moje wilcze ja mogę je rozwalić. Dorcas siedziała tam już od ponad godziny. W końcu zrezygnowana usiadłam pod drzwiami plecami się o nie opierając. Zaczęłam walić tyłem głowy w drzwi. Oprócz mnie czekała jeszcze Lily która dreptała po pokoju robiąc kółka niczym obłąkana. Oddychała strasznie głośno czasami pomrukując pod nosem "czas,czas". W końcu i Dor wyszła z łazienki wyszykowana a jej włosy idealnie falami opadały na ramiona. Sukienka w kolorze wiśni bez ramiączek i te szpilki. Wytrzeszczyłam gały ale nie chodziło o jej wygląd a raczej o te szpilki. Przecież na tym nie da się ustać a co dopiero tańczyć. Jednak bez dalszego rozmyślania nad jej butami wpadłam do łazienki i zaczęłam się myć ,czesać ,malować ,ubierać co zajęło mi pewnie mniej niż połowa tego co ona tu wysiedziała. Wybiegłam z łazienki zwalniając ją rudowłosej. Nawet nie miałam czasu by spojrzeć w lusterko. Westchnęłam potem będę musiała to odczarować. Jako że wiedziałam że lusterko z powietrza jak każdą rzecz wyczarować nie mogłam podeszłam do mojej podusi i jednym machnięciem różdżki sprawiłam że stała się jakże pięknym lusterkiem. Podniosłam je z materaca i spojrzałam na swoje odbicie. Nie wyglądałam źle...chyba. Niektóre kosmyki były jeszcze wilgotne od kąpieli, na swoją twarz nie nałożyłam nic, nie to co Dor, że szpachelką korektor można by z niej zdzierać. Po dłuższej obserwacji jednak stwierdziłam że moja poduszka powinna być poduszką a nie lusterkiem. Gdy sprawiłam że tak się stało Lily dość nieśmiało otworzyła drzwi łazienki ukazując boginię... Wróć Lily była tą boginią! Nie żebym się jakoś znała na wyglądzie ale gdybym była chłopakiem to bym do niej zarywała. Teraz się nie dziwię co James w niej widział chodź i przed metamorfozą wyglądała ślicznie. Jednak co będę zawracała wam głowy jej wyglądem. Uśmiechnęłam się promiennie a po chwili usłyszałam pukanie do naszego pokoju.  Otworzyłam drzwi a naszym oczom ukazali się James i Remus w smokingach, powiem że był to zacny widok. Smokingi idealnie dobrane. Zamierzyłam ich wzrokiem i zacmokałam z niezadowoleniem te buty mnie odrzucały. A kogo? Oczywiście Jamesa! Miał aż rażące żółte ale za to eleganckie buty. Lily aż się skrzywiła widząc ich "blask".
- A buty to skąd masz? Z wyprzedaży po "wszystko po funcie"? -zaśmiała się
- Musiałem pożyczyć od Floriana. Wiesz od żarówki. Teraz już wiesz czemu zawdzięcza te przezwisko. -powiedział z niezadowoleniem marszcząc nos. -Żebyś widziała jego smoking! Z resztą zobaczysz bo jest widoczny na półtorej kilometra.
- Wierzę ci -powiedziała i wzięła go pod ramię. -No to mamy dokładnie 20 minut żeby zejść do wielkiej sali się "dobrze bawić w śród rytmów Elvisa oraz Wyjących Mokradeł.
- Mają śpiewać hity świata mugoli. -powiedział Remus -Ty Elen znasz jakieś? A może zrobisz nam ten zaszczyt i zaśpiewasz?
- Co? Chcesz narazić tych biednych zemianinów na popękane bębenki uszne? -spytałam pytaniem retorycznym lecz ten tylko ochoczo przytaknął. Spojrzałam błagająco na Lily ta tylko mnie szturchnęła. -Tylko refren...Mamma mia, here I go again. My my, how can I resist you?,Mamma mia, does it show again? My my, just how much I've missed you.Yes, I've been brokenhearted ,Blue since the day we parted. Why, why did I ever let you go? Mamma mia, now I really know, My my, I could never let you go. 
- Nie no po prostu Mamma mia .-zaśmiała się Lily- No ale czas ucieka a jestem pewna że gdy poprosicie grzecznie Ellie to jeszcze zaśpiewa. Co nie? Pamiętaj że jak odpowiesz nie to rozkażę ci zaśpiewać piosenkę po Japońsku!I mi się nie wymkniesz zaklęciem !
- Znasz Japoński? -spytał Remus a ja się zaczerwieniłam niemiłosiernie.
- Troszkę...Ostatnio pochłaniałam mangi i ogólnie zafascynowałam się kulturą wschodu .-powiedziałam. Przygryzłam wargę. Ostatnio często zmieniam zainteresowania i już tak dawno nie trzymałam w dłoniach kartki oraz ołówka. -No to ruszamy na bal bo zaraz go całego przegadamy strojąc w drzwiach. A ta w ogóle to jak do anielki tutaj przyszliście! Jest totalny zakaz ale wy jak by nigdy nic po prostu wparowaliście do nas do pokoju! A co gdybyśmy się przebierały?
- Nie żałował bym że tak wparowałem .-powiedział James. Lily dość szybko zareagowała i uderzyła go dość nie za delikatnienie w czerep. Ten skrzywił się a po chwili znów uśmiechnął się nonszalancko. -Nawet gdybym dostawał tak od ciebie co trzy sekundy i tak bym nie żałował.
- Oj bo już żałuję że się zgodziłam -powiedziała ale wzięła go pod ramię. Obydwoje się śmiali. Wyglądali razem tak słodko że udawałam iż wymiotuję. Może to nie było grzeczne z mojej strony ale jednak nie potrafiłam się powstrzymać. Zaśmialiśmy się oboje.
- Ta dziewczyna naprawi naszego rogasia -zaśmiał się -Ostatnio nawet uznał że nie chce rozwalić balu. Spytaliśmy czy nie ma gorączki a on wyznał "Wreszcie Lily odwzajemniła to co do niej czuję i nie chcę tego spieprzyć a i pamiętaj o mojej ognistej którą mi jesteś winny". Założyli się. Łapa uważał że Lily jest przy zdrowych zmysłach i nie zaakceptuje jego propozycji. Mylił się.
- A ty się zakładałeś? -spytałam a ten próbował zgubić mój wzrok. Zakładał się.
- No wiesz. -zaczął drapać się niezręcznie po karku - Chłopacy uważali że razem nie pójdziemy bo zauważyli ciebie nie raz koło tego narcyza. Uważali że pójdziesz z nim. Na co ja odpowiedziałem że nie jesteś na tyle głupiutka by z nim pójść na bal. W końcu miałaś mnie.
- Ale to nie on mnie zostawił wtedy kiedy był mi naprawdę potrzebny -powiedziałam coś naprawdę niepotrzebnego i za późno ugryzłam się w język. Jednak zamiast przestać rozwinęłam wątek. -Tak i chodź mi dogryzał przez 3 lata nie zranił mnie tak jak ty tamtego dnia. A zanim znów staliśmy się parą to zgadnij kto mnie pocieszył. Przynajmniej próbował. I wiem że próbował mnie... Jednak to nie ważne. Idź sam na bal. Może po nim się pogodzimy a teraz przepraszam idę go znaleźć.
Miałam gule w gardle ale zaczęłam biec przed siebie. Durne balerinki zaczęły mnie obcierać. Nawet nie stanęłam tylko zaczęłam je w biegu ściągać i rzucać za siebie. Biegając na bosaka narażałam swoje stopy na wszystko co było na ziemi.Miał racje po raz pierwszy ten bałwan miał racje. Nie mogłam w to uwierzyć. Pokłóciłam się z Remusem o NIEGO. To było okropne uczucie patrząc jak rozpada się przed tobą na tysiące małych kawałeczków. Wybiegłam na korytarz i akurat go spotkałam. Prychnęłam na niego co było już naturalnym odruchem. Był ubrany w czarną marynarkę,białą koszulę z czerwonym krawatem, czarne spodnie wyprasowane spodnie na kant i do tego eleganckie buty. Fryzura godna Jamesa czyli "przed sekundą wygrałem mecz i jestem boski". Spojrzał na mnie z podniesioną brwią.
- Czyżbyś chciała pójść ze mną na bal? -uśmiechnął się kpiąco i jedną ręką przejechał mi po rozpuszczonych włosach.
- Tak... Znaczy nie... Znaczy tak... Ugh! -nie mogłam się zdecydować. Jego uśmiech i dołeczki w policzkach jednak wszystko pozmieniały. Wyglądał tak uroczo. Po prostu musiałam mu wyjaśnić żeby nie brał tego tak jak to on mógł brać na serio. - Cóż chodzi o to że pokłóciłam się z Lunatykiem. O ciebie -tu prawie szepnęłam chodź to było za ciche by nazwać szeptem.
- O mnie? -zaśmiał się. Miał świetny słuch. Niczym pies albo nietoperz? -Czyżby się założył o to że nie wyrwę cię na bal? Co przeważyło? Przecież była z was taka "słodziutka pareczka". Wiesz mi wyglądaliście tak słodko że było mi nie dobrze. No ale co?
- Poszło o to że mnie zostawił i nawet nie pocieszał kiedy zginęła mi matka. Nawet nie złożył kondolencji. Nie napisał nic że jest mu przykro z tej przyczyny. I chodziarz widział że popadłam w depresje nic nie zrobił w tym kierunku. Ty też ale przynajmniej mnie zaczepiałeś -zaśmiałam się -Byłeś najokropniejszym dziadem jakiego spotkałam. Potem pocieszałeś mnie nad jeziorem...
- A ty się tam z nim obściskiwałaś -podniosłam brew -Moje oczy są wszędzie Ellie. Wiedz że marzyłem nie raz gdy patrzyłem na was że kiedyś zamienimy się miejscami i to on będzie patrzył na nas i się łamał.
- Jesteś wredny -ten wzruszył ramionami. -No to chyba ruszamy co nie?
- Za tobą to bym i na koniec świata poszedł -zaśmiał się i nachylił się nad mną. Jednak szybko się odsunął. -Nie chcę cię do tego zmusić. Po tym co ci zrobiłem. Nie raz byłem zadowolony z tego a innym razem waliłem w ścianę naszego pokoju bo zżerało mnie poczucie winy. Może i jestem impulsywny ale gdybym wtedy myślał tak trzeźwo jak teraz to nigdy...
- Daruj już sobie tę gadkę -powiedziałam. I ruszyłam przed siebie a on koło mnie. Nie trzymaliśmy się za ręce tylko szliśmy koło siebie. Nie jak para a jak przyjaciele bo on czasami szturchnął mnie łokciem a ja go dźgnęłam. Śmiałam się i to dzięki niemu co wydawało się dla mnie naprawdę dziwne.
Przed wejściem do wielkiej saki tylko jedna połowa drzwi była otwarta. Filch stał i sprawdzał czy idziemy parami. Oczywiście już złapał paru kawalerów i parę panienek bez pary. Ci tylko spojrzeli po sobie i połączyli się w pary by tylko wleźć do środka. W śród niedopasowanych stał  Remus a na przeciwko niego Amy. Jej blond włosy były tylko rozczesane. Miała na sobie sukienkę do kolan w kolorze błękitu. Nie miała one ramiączek a może miała tylko że na przezroczystych ramiączkach. Spojrzałam na nich. Amy przygryzła wargę a Remus odwrócił wzrok i spojrzał na Amy. Dobrze wiedział że to moja przyjaciółka i mógł się na mnie zemścić jednak on nie był z tych. W końcu Amy nie wytrzymała i chwyciła Remusa za rękę. Stanęli za nami w kolejce do sprawdzenia przez woźnego. I kiedy w końcu pozwolił nam wejść w tle rozbrzmiewała muzyka. Wpierw myślałam że ściągnęli króla ale jednak to były tylko "Wyjące Mokradła". Wokalista świetnie śpiewał a większość par była już na parkiecie. Nathaniel nie opuścił i także mnie wyciągnął na parkiet. Chodź tłumaczyłam mu że nie umiem to ten nic sobie z tego nie robił i prowadził przez całą piosenkę. Muszę przyznać że nieźle się ruszał jak na takiego dupka. Jego nogi dreptały w rytm piosenki. Obracał mnie aż do tego że prawie straciłam grunt pod nogami lecz ten na szczęście mnie złapał. I zaczął okręcać. Chyba kogoś uderzyłam a Nathaniel zauważył że moje jakże drobne stópki są nieobute. Przewróciłam oczami. Zawsze to robiłam kiedy nie chciałam się tym przejmować. W jednym momencie przestali grać. Na podest piosenkarzy weszła dziewczyna. Miała może 1,50 wzrostu. Kruczoczarne włosy upięte w idealny kok. Delikatnie czekoladowa cera. Mogła być od mnie o 2 lata młodsza.
- A teraz zwalniamy tępa -powiedziała. -Mam na imię Charlotte i dedykują tą piosenkę każdej parze która tutaj się znajduje. Niech chemia ich nie rozłącza.
Dziewczyna zaczęła piosenkę która była niczym rozpływający się miód.Tańczyłam z nim do wolnej piosenki lecz i tak spoglądałam w inną stronę gdzie stał on. Remu podpierał ścianę chodź młodsze dziewczęta próbowały go wyrwać do tańca. Nawet się nie rozkręciła. Ja po prostu nie mogłam na niego przeć. Odeszłam od Nathaniela i podeszłam do Lunatyka. Wyciągnęłam ręce i zrobiłam minkę szczeniaczka. Chłopak zaśmiał się z mojej miny ale przypominając sobie naszą rozmowę momentalnie spoważniał. Chwyciłam go za przed ramiona o dłonie miał ukryte pod pachami. Zaczęłam go ciągnąć na parkiet lecz zanim udało mi się go wyciągnąć. Jedna kobieta z zespołu zaczęła śpiewać. Miała dość specyficzny wokal. Położyłam mu ręce na ramiona chodź dokładnie przesuwałam je pomału ku szyi. Musiałam go powstrzymać od ucieczki. Chłopak się zaśmiał ale w końcu położył swoje dłonie na moich biodrach. W ostatnim refrenie spojrzał na mnie spod przymrużonych oczu. I pocałował ale nie tak jak zazwyczaj.Czułam się tak jakbym nie nie mogła oddychać.  Jego donie przejeżdżają mi po tyle sukienki a dokładnie po moich plecach. Stanęłam na palcach ale się odsunęłam. Nie rozumiałam jego toku myślenia.
- Dlaczego? Jesteśmy tacy sami a jednak ciągle od siebie odchodzimy -powiedziałam przy jego uchu. Po moich policzkach zaczęły ściekać łzy. Najwyraźniej kolejne wokalistki zespołu zaczęły śpiewać. Bo czy wspominałam że Wyjące Mokradła to 4 kobiety i 2 mężczyzn. Każdy z nich ma wyznaczone piosenki ale każdy z nich ma swoją chwilę i jest wokalistą.
- Może to przez mnie. Jestem odpychający. -zaśmiał się. Nie było w tym nic śmiesznego. -Albo po prostu nie jesteśmy sobie pisani. I jeśli zakochasz się w kimś innym niż ja to ja nie będę cię winił. Nawet jeśli wyjdziesz za tego farciarza. Z pewnością i kiedyś ja się ożenię chodź chciałbym byś była nią ty. A nawet jeśli nie to czy mógłbym być wtedy ojcem chrzestnym?
- Z pewnością -zaśmiałam się. -Ale nie wybiegaj w przyszłość kochany. Jest jeszcze teraźniejszość. A nią chcę żyć. Uciekamy od zgiełku? Tylko napiję się ponczu i zwiewamy z tego balu.
Chłopak uśmiechnął się znów. Poszłam po poncz i kogo przy nim spotkałam. Nathaniela. Miał założone ręce i spoglądał na mnie spod przymrużonych oczu. Jednak uśmiechnął się. Podszedł do mnie i nieśmiało musnął moje usta. Zamruczał koło mojego ucha: "Nie uciekniesz od tego iż darzysz mnie uczuciem." Spojrzałam wzrokiem rządnym mordu. Nie, nie kochałam i nigdy nie pokocham lecz faktem jest że po kłótni z Remusem pobiegłam do niego. Może jednak czuję coś do niego czego nie mogę odepchnąć i ma racje. Jednak napiłam się i podbiegłam do Lunatyka. Woźny pilnował wyjścia a koteczka siedziała koło niego. Pani Britney bardzo mnie lubiła. Zaczęłam do niej coś w stylu "kici, kici Britney'jko". Koteczka zaczęła iść w naszą stronę a Filch za nią. Niezauważalnie wyminęliśmy go i ruszyliśmy do naszego dormitorium. Była też walka z grubą damą bo dostała jasne zalecenia że wypuszcza tylko wtedy kiedy zezwoli jej na to dyrektor. Jednak wojna została wygrana. Pokój wspólny nie był pusty gdzieś dwóch małych chłopczyków i dwie dziewczynki siedzieli przy kominku rozmawiając o zajęciach. Po cichu wyminęliśmy ich. I teraz dylematu. Ich czy nasz pokój. Jednak wybraliśmy pokój chłopaków bo będzie mi łatwiej tam wleźć. I to co zobaczyłam to była Apokalipsa. Tylko dwa łóżka pościelone a inne to szkoda by opisywać. Na ziemi leżała pizza, kremowe piwo ubrania, brudne ubrania i bóg wiedział jedyny co jeszcze. *Muzyka od tego momentu* Spojrzeliśmy po sobie. Jednak teraz zauważyłam że jednak dobrze wybraliśmy. Jednym machnięciem różdżki Remus sprawił że nikt nie usłyszy nas w pokoju oraz zamknął bardzo dobre i szczelnie pokój. Był tu burdel to my raczej byśmy większego nie narobiły. I wtedy większe problemy sukienka się zacięła. Rzuciłam to. Za jednym pociągnięciem sukienka opadła na ziemię pozostawiając mnie w samej bieliźnie. Lunatyk zmierzył mnie takim spojrzeniem że aż się wzdrygnęłam. Nasz czas. Nasza teraźniejszość. Podeszłam do niego i zaczęłam go całować a moje dłonie próbowały jak najszybciej rozpiąć jego koszulę bo dzięki ci Merlinie nie założył żadnego krawatu. Na chwilę się od niego oderwałam i pchnęłam na łóżko. Było to jego łóżko chodź tak naprawdę nie wiedziałam gdzie trafiłam. Chłopak padł na materac i zrzucił z niego kołdrę. Nie miał już na sobie tylko góry a ja byłam w samej bieliźnie kiedy usłyszałam pukanie i głos chłopaków. WYCZUCIE! Wpadłam jak najszybciej do łazienki zabierając po drodze moją sukienkę. Usłyszałam rozmowę tak zawziętą i tak prostą że po chwili słyszałam zamykające się drzwi. Powiedział prawdę ale nie bałam się że oni wygadają. W końcu byli tacy jak my. Młodzi i zakochani. Wyszłam z łazienki a dłoniach nadal trzymałam sukienkę. Jednak ją puściłam i po prostu rzuciłam się na niego chwytając się rękami za jego szyję i nogami za jego biodra. Pocałowałam go a jego dłonie odpięły mi stanik. Czułam się nieswojo bo teraz to ja  miałam mniej ubrań niż on. Chłopak opadł ze mną na swoje łóżko. I jednym ruchem to on był nad mną. Patrzyłam mu w oczy. Ściągnęłam z siebie już rozpięty stanik i rzuciłam na łóżko obok. Remus zaczął całować mnie po obojczyku i coraz niżej aż do pępka. Moje jakże zwinne palce u nóg pociągnęły w dół jego spodnie a ten odrzucił je gdzieś w tył. Byliśmy my nasza mała wieczność i wieczny burdel. Teraz mieliśmy po tyle samo ubrań czyli dolnej części bielizny. Znaczy on miał... Dobra już nie ma. Oczywiście mówiłam o butach ale szybko je ściągnął razem z skarpetkami nawet bez pomocy rąk. Bo jego ręce były w górnej części mojego ciała. Jego dłonie przejeżdżały mi po biodrach. Ściągając przy okazji ostatnią rzecz którą miałam na sobie. Czułam się dziwnie nie mając na sobie nic. Patrzyłam na niego a moje dłonie wędrowały wśród jego mięśni brzucha. Jego usta powróciły na moje usta. Nigdy nie całował tak uczuciowo, tak nachalnie a zarazem delikatnie, tak zmysłowo jak teraz. Jednym ruchem ściągnęłam z niego bokserki. Nadal był nad mną. Przylgnął do mnie nie przerywając pocałunków. I przyznam się że to nie było takie złe...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
*Muzyczka* Obudziłam się w swoim łóżku. Może to był piękny sen. Ale jednak miałam na sobie swoją sukienkę ale pod nią nie miałam już nic. Zaśmiałam się. Dzisiaj wszyscy odsypiali a ja tryskałam energią. Przebrałam się w coś luźnego ale oczywiście nie w dresy czy w piżamę. Po prosu leginsy i "workowatą" bluzkę którą dostałam po mamie. Świetna historia. Wyszłam z naszego pokoju. W pokoju wspólnym siedział on. Nie Remus a Nathan. Nie mogłam w to uwierzyć że w panoszył się do naszego dormitorium. Miał założoną jedną nogę na drugą i uśmiechał się perfidnie. Podeszłam do niego.
- Czego chcesz? -warknęłam chodź chciałam się zmusić na milszy ton.
- Nic. Po prostu chciałem ci powiedzieć dzień dobry bo Synuś księżyca ci tego nie powiedział chodź spałaś przy jego boku -powiedział usłyszałam że jego głos drży. -Dałaś mi nadzieje kiedy poszłaś ze mną na bal lecz ty tylko mnie wykorzystałaś. Nie cenię tego u kobiet a w szczególności u tak uroczych.
- Skąd wiesz -warknęłam a ten uśmiechnął się drwiąco chodź po chwili ten uśmieszek mu opadł.
- Sam mi powiedział -wzruszył ramionami. -Widząc że chciałem cię zdobyć podcinał mi skrzydła takimi tekstami. Ona woli mnie od ciebie i tego nie zrozumiesz. Prędzej cię wykorzysta niż pokocha. Nie uwierzysz ale to ja byłem pierwszy więc w końcu nas zostaw. Lecz czasami gdy widział że nie raz się śmiałaś wtedy kiedy go nie było albo próbowałaś mnie zabić. Mówił. Widzę że coś między nią a nią a tobą jest, nie spartol tego. Jeśli ci się uda to traktuj ją jak królową gdyż tylko tak powinna być traktowana. Jeśli skrzywdzisz ją to wiedz że wleje ci do herbaty tonik z ekstraktem z truskawki. Chronił cię , dawał nadzieję a potem się wpieprzył i zaczynał podcinać mi skrzydła. Myślisz że jest taki jak uważasz? Mówisz że go znasz? Może przy tobie taki jest ale nie dla mnie Ellie.
Odwróciłam wzrok. Nie chciałabym żeby cierpiał przez mnie. Moje oczy się zaszkliły przedstawił Remusa jako troskliwego mężczyznę ale też i jako tyrana który nie chce by odebrano mu jego zdobycz. Nachyliłam się nad nim tak że prawie stykaliśmy się nosami.
- Jesteś podłym kłamcą -warknęłam ale zamiast się odsunąć krótko musnęłam mu jego wargi. -Ale jesteś takim szarmanckim idiotą że nie potrafię ci nie wierzyć. Jednak gdy komuś powiesz że my się tu prawie że pocałowaliśmy to pamiętaj że wywar żywej śmierci pragnie twojej herbaty.
- Przynajmniej umrę wiedząc kogo kocham. A ty wiesz kogo kochasz? -spytał.
- Kocham... -chciałam odpowiedzieć to tak prosto a jednak nie mogłam.- Kocham na pewno Remusa. Lecz faktem jest że zasiałeś w mym sercu ziarenko zauroczenia lecz mam nadzieje że ptaki je odnajdą i zjedzą.
- Jak chcesz... -powiedział i poszedł w stronę wyjścia zostawiając mnie samą z myślami. Jednak zatrzymał się przed wyjściem i dodał -Jeśli to prawda że jednak małe ziarenko zauroczenia tkwi w twoim dziewczęcym serduszku to wieczorem spotkajmy się na błoniach. -po czym wyszedł.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Nie mam weny by napisać co będzie w następnym rozdziale ale komentujcie czy wam się podoba dodatkowo będzie ankieta dotycząca odwiecznego pytania "Kogo wybierze Ellie?" Ja oczywiście wiem lecz nie spojleruję własnego opowiadania. Dziękuję też kochanej Agacie za nominacje do już drugiego LA :3 

środa, 6 sierpnia 2014

Rodział IX

Październikowe popołudnie i coraz mniej czasu do balu. Był czwartek gdzieś 4 dni po pełni. Ziewnęłam ospale. Spojrzałam na kalendarz aby upewnić się jeszcze raz że w dniu balu nie ma pełni. Nie ma. Do mojego pokoju wparowała brunetka o orzechowych oczach zupełnie jak James. Miała na imię Vanessa. Przykładała do siebie liliową sukienkę robiąc najróżniejsze miny i śmiejąc się przy tym.
- No to dziewczęta co o niej sądzicie? -spytała i obróciła się -A tak w ogóle to z kim idziecie na bal kochanieńkie? Ja idę z ciachem do schrupania Victor'em Valdez'em.
- Z Syriuszem czyż to nie oczywiste? -Dorcas nie spojrzała nawet na Vanessa lecz wpatrywała się w swoje własne paznokcie oceniając czy malowanie ich sprawiły że są ładniejsze czy też trzeba je zmyć po raz tysięczny.
- Ja z James'em - Lily oblała się rumieńcem i żeby go ukryć chwyciła z a poduszkę i przytkała ją sobie do twarzy po czym zaczęła głośno rechotać.
- Z Remusem -powiedziałam dosyć cicho. Vanessa usiadła koło mnie i wyciągnęła mi z pod łóżka kufer po czym zaczęła w nim niegrzecznie grzebać. Położyła mi na kolanach swoją.
- Masz już suknię? -spytała Vanessa i uśmiechnęła się promiennie. -Bo coś mój wzrok nie może jej odnaleźć wśród sterty twoich chuchów Ellie.
- Nie mam -przyznaję niechętnie -Mój tato kupił mi ale to chyba nawet sukienką nie można. Jest na samym dole. Ta fioletowa ale nie jest taka jak myślisz aż taki to mój tato głupi nie jest woli stonowane kolory. Nie no żart jest piękna sama spójrz.
Dziewczyna wyciągnęła moją sukienkę. Zmrużyła oczy i zmarszczyła nos. Przejechała dłonią po tkaninie. Wstała i przyłożyła ją do siebie. Była dla niej za długa ale dla mnie w sam raz. Była na tyle długa by zakrywała mi stopy lecz tak luźna że mogłam spokojnie się w niej poruszać. Nie zadurzy dekolt przyozdobiony cekinami podobnie jak pas i krótkie ramiączka. Miała kolor ciemnego fioletu chodź większość mówiła że to zależy od światła. Dorcas zagwizdała z uznania.
- No muszę przyznać że twój ojciec ma gust -powiedziała z uśmiechem -Moja przy twojej blednie lecz i tak olśni Łapusie. Nie masz dużego tego dekoltu czyżbyś ukrywała swój brak piersi deseczko?
- Dor przestań -warknęła Lily która wreszcie się ogarnęła -A teraz musimy iść na eliksiry chyba że chcemy się na nie spóźnić. Co nie Ellie? Jesteśmy przecież wzorowe a profesor Horacy nas uwielbia i raczej nie chcemy nadszarpnąć u niego naszą dobrą opinię. Co nie Eleanore?
Przytaknęłam rudowłosej. Obydwie ruszyłyśmy z książkami w stronę lochów gdzie były eliksiry. Śmiałyśmy się z żartu który mi opowiedziała. Nagle zauważyłam Nathaniela na mojej drodze. Uklękłam że niby zawiązuje sznurowadła i dałam wzrokiem Lily by szła dalej bez mnie. Podeszłam do niego ze wzrokiem mordercy. Chodź po tym co ostatnio mi powiedział nie mogłam się gniewać. Dzięki niemu poznałam moją mamę bliżej niż znałam ją za życia. Tyle przed mną ukrywała. Chłopak uśmiechnął się delikatnie.
- Specjalnie dla mnie przegoniłaś rudowłosą? -spytał i tym razem uśmiechnął się prawie od ucha do ucha -No normalnie szok! Czyżbyś coś do mnie czuła kruczku? No wiem wiem jesteś zajęta ale to że mogłaś się zabujać w tym ciele nie ma nic wspólnego z tego że pewnie po szkole na twej pięknej rączce odnajdę pierścionek. A może właśnie to będzie od mnie pierścionek...
- Nie przeginaj -warknęłam -Jeszcze jedno słowo a Remus połamie ci gnaty...Wrr...
Przeszłam koło niego i pośpiechem zbiegłam po schodach na kolejne piętro w dół. Ten to miał tupet nie ma przebacz. Ciągle myślał że albo mnie przeleci albo po prosu rzucę dla niego najukochańszą osobę na świecie. Mylił się jeśli tego właśnie chciał. Kiedy byłam na Parterze napotkałam Lunatyka który od razu wziął mnie pod rękę. Szliśmy razem oczywiście też i z resztą paczki.
- Czego chciał od ciebie ten... Może nie będę komentował najlepiej -powiedział i objął mnie ramieniem Spojrzałam na resztę paczki. James nadal chodził rozanielony po tym jak Lily pocałowała go na treningu. Syriusz był dziś jakoś przygaszony a Peter szkoda słów... Obgryzał swoje paznokcie... Nie żeby coś ale kiedy ja się denerwuję robię to samo, ale żeby tak do krwi je obgryzać.
- Wiesz co Remus pomału zachowujemy się jak te parki -powiedziałam z lekko załamanym głosem -Chcę być z tobą ale nie tak żeby od razu cała szkoła o tym wiedziała. Żeby też od razu wiedziała jak nie będziemy razem. Jeszcze chwila a będziemy na okładce miesięcznika szkolnego dla dziewczyn. Ciekawostka że w rankingu na najładniejszego chłopaka według dziewcząt na pierwszym miejscu jest Nathan, potem Syriusz, James, Roger a gdzieś tak na 9 miejscu ty. Podniosłam ci rangę i dzięki temu że masz dziewczynę która podoba się... Nathaniel'owi...
- Zabiję go -warknął - To aż tak widać że ten ... -pomińmy epitety użyte w tym zdaniu -Co czuje do ciebie?
- Łoo Lunatyś się wkurzył na maxa -zaśmiał się rogaś a Remus zmierzył go wzrokiem ten szybko zmienił temat.-No już jesteśmy pod klasom. Ciekawe jaki dziś zepsuje eliksir.
- Żywej śmierci rogasiu, żywej śmierci -powiedział Syriusz i westchnął -Chodź jak patrzę na ciebie Remus, zrobił byś wszystko żeby wlać go do gęby O'Collmelan'owi. Rozumiem cię ja też był bym zazdrosny... Chodź... Nie nie był bym gdyby był to jakiś pokraka ale rozumiem że się denerwujesz. W końcu to ciacho w śród dziewcząt. Osobiście uważam że za miesiąc to ja będę na pierwszym miejscu.
- Nadzieją matką głupich -zaśmiałam się i weszłam pierwsza do klasy. Nauczyciel już rozpisywał się na tablicy. Lily siedziała na swoim miejscu i poklepywała miejsce koło siebie. Jednak ja miałam zamiar dziś usiąść koło Amy która nie zjawiła się dziś na ostatniej lekcji. Nie było jej też na przerwie. Usiadłam na swoim miejscu i zaczęłam rozpakowywać wszystko co potrzebne. W końcu doczekałam się aż moja blond włosa przyjaciółka się zjawi ale już w obecności nowego chłopaka który ją pocieszał. Płakała? Tego nie wiedziałam. Dziewczyna usiadła z mną. Słyszałam jej pochlipywanie. Więc koło mnie było puste miejsce z obydwóch stron. Remus już miał się przesiąść gdy nauczyciel zmroził go wzrokiem. Do klasy wparował Nathan i jego koledzy. Nie zdziwiłam się kiedy usiadł koło mnie po mojej lewej a po mojej prawej przysiadła się jakaś krukonka. Teraz mieliśmy lekcje z ślizgonami i krukonami aż dwie godziny  z nimi. Porażka. Spojrzałam na chłopaka kręcąc głową. Pcha się pod gilotynę bez potrzeby... Nauczyciel tłumaczy ł nam jak mamy go przygotować. Naszą główną nagrodą miała być fiolka z wiecznego szczęścia. Nie chciałam jej wygrywać ale nie potrafiłam się nie starać. Szłam według składników lecz czasami eksperymentowałam i obliczałam  czy przypadkiem ta dawka nie będzie za mała albo za duża i dzięki temu szybciej by położyła trupem. Jedna lekcja minęła szybko po niej druga. Skończyłam jako prawie przed ostatnia. Wiedziałam że przy tym nie liczy się czas a jakość. Ostatnią osobą był Peter lecz i ten skończył w końcu. Zaczął podchodzić i zamaczać piórka. Podszedł po Lily do mnie i upuścił piórko które tak szybko zmieniło się w popiół że niektórzy nie zauważyli.
-Powinniście brać z niej przykład to moja ulubiona uczennica tak samo jak oczywiście panna Evasn która także poradziła sobie świetnie z tym eliksirem! -krzyknął profesor.
Zaczął iść dalej. Zatrzymał się nad eliksirem Severusa Snape'a. Zamoczył piórko. Efekt był podobny do mojego ,wolniejszy ale bardziej efektowny. Z uznaniem kiwną głową.I tak przeszedł przez prawie całą klasę. Po czym stanął przed tablicą z małą fioleczką i zaczął mówić.
- Wygrały by trzy eliksiry gdybym miał tyle fiolek. Panna Evan za idealne odwzorowanie , panna Fray ta świetne działanie tak dobre że powaliło by niejednego olbrzyma, i dla Severusa Snape'a za świetny efekt. Jednak fiolkę mam tylko jedną i oddaję ją... Severusowi Snape'owi ale dziewczęta dostaną podziękowania  i gratulacje w klubie ślimaka. Będziecie mogły mieć dokładkę lodów.
Zaśmiałyśmy się za le z uśmiechem przytaknęłyśmy. To znakomita nagroda jak dla nas. W końcy wyszliśmy z klasy. To była nasza ostatnia lekcja. Pierwsze co zrobiłam to wyszłam na błonia nacieszyć się dzisiejszym jakże chłodnym ale słonecznym dniem. Usiadłam na trawie i usłyszałam jak ktoś siada obok mnie. Dor spojrzała na mnie spod przymrużonych oczu i uśmiechnęła się.
- Dorcas może wreszcie sojusz? -wyciągnęłam dłoń a dziewczyna ją uścisnęła.
- Sojusz, bo to głupie, że przez jeden incydent z przed 3 lat nadal się nie lubimy -zaśmiała się. -Widziałam jak na ciebie patrzy Nathan i módl się aby za to Remus go nie zamordował. On patrzy na ciebie jak byś była jego światem, tak romantycznie. Niejedna chciała by być na twoim miejscu.
- Ale ja go nie kocham -powiedziałam chłodno -Nie kocham i nie będę kochała. Remusa...
Nie skończyłam zobaczyłam jak wyszedł zza drzew.Twarz Remusa pobladła jednak ten nic nie powiedział tylko milczał. Wiem co słyszał "Nie kocham i nie będę kochała, Remusa". Nie zrozumiał że to początek zdania. Brzmiało to tak jak bym je kończyła. Czyli myśli teraz że go nie kocham albo w ogóle nie myśli. Wstałam i Dor zrobiła to samo. Chłopak upuścił kwiaty które trzymał za plecami.
- Lunatyku to nie tak jak myślisz -powiedziała Dor -To było do Nathana. Remus ona cię kocha. Nie kocha tego cholernego na narcyza nie ciebie. Wierzysz mi?
- To prawda. Miałam powiedzieć. Remusa kocham nade wszystko i nie chcę go zranić dla byle dupka -powiedziałam lecz odpowiedź nie zabrzmiała tak jak powinna.
- Na nie wiem w co wierzyć -powiedział i odwrócił się. Oddychał tak głęboko że widziałam jak jego ramiona podnosiły się i opadały. Dotknęłam jego łopatki a ten wzdrygnął się czując moją dłoń. Swoją odepchnął ją ale odwrócił się i spojrzał mi w oczy - Jeśli mnie kochasz to pokaż dowód na twą miłość. Wiem że mówię jak baba ale ja już naprawdę nie wiem w co mam wierzyć.
- Poczekaj proszę do świąt -powiedziałam cicho lecz nie na tyle by nie doszło to do uszu Dor która próbowała stłumić uśmiech. -Chodź wiem że dopiero październik to zapraszam cię do mnie. Mój ojciec na wigilie musi iść do pracy gdyż w pracy mają kawalerską wigilie. Mnie odeśle do ciotki ale mogę go uprosić  i ciebie zaprosić. Co ty na to?
- Nie chcę ciebie -powiedział jak by znając moje zamiary które miałam ziścić podczas wigilii. -Znaczy chcę ale nie w ten sposób... Proszę nie zrozum mnie źle...
- Posłuchaj mnie Remusie to ty nie zrozum mnie źle bo ciągle rozumiesz mnie źle -powiedziałam podnosząc głos i prawie warcząc. -Ciągle próbuję ci się przypodobać a po chwili wszystko spieprzam podobnie z tobą. Kocham cię Lunatysiu ale nasz "związek" to pasmo nie kończących się nieporozumień. Jeśli będziesz chciał ze mną porozmawiać w cztery oczy to zapukaj do dormitorium dziewcząt dziś o 17.
Chłopak skinął pochylił się nad mną i musnął usta po czym zostawiając kwiaty które upuścił odbiegł. Spojrzałam na nie były to dzikie kwiaty które mógł nazbierać tylko w zakazanym lesie. Wzięłam głęboki wdech. Jednak to nie on je zbierał. Zapach wskazywał na animaga ale też psa. Czego się nie robi dla przyjaciół? Spojrzałam na Dor i uśmiechnęłam się. Zaczęłyśmy iść w stronę zamku. Było po 16. Weszłam do naszego pokoju poprosiłam dziewczyny by od siedemnastej przebywały po za pokojem. Usłyszałam pukanie do drzwi. Zobaczyłam Remusa. Chwyciłam go za dłoń i zaciągnęłam do mojego pokoju. Posadziłam na moim łóżku a sama usiadłam na łóżku po lewej czyli łóżku Lilki.
- Nie chcę zakończyć tego -powiedziałam cicho -Ale wciąż widzisz to że ciebie nie kocham ale ty mnie kochasz. Nie chcę żebyś odchodził. Dlatego zaproponowałam ci wigilie u mnie. To będzie czysto przyjacielska wigilia a jak chcesz to zaproś rodziców to wtedy mój ojciec nie będzie zmuszony iść na wigilie kawalerów. Co ty na to?
- Może być -uśmiechnął się i pociągnął mnie na swoje łóżko dokładnie na jego kolana. Pocałował mnie głęboko i zmysłowo. Jednak nie miałam ochoty na to by dziś był ze mną tak blisko jak nad jeziorem. Może po prostu bałam się kontaktów tak bliskiego stopnia. Kiedy jego dłoń przejechała po moim policzku odskoczyłam a chłopak odwrócił wzrok. Miał okropnie zimne dłonie. -Przepraszam. Może chodźmy do pokoju wspólnego inaczej dostaniemy ochrzan madame. 
Wyszliśmy z dormitorium dziewcząt. Nie nacieszyłam się chwilą siedzenia na fotelu kiedy usłyszałam sprzeczkę z grubą damą. Otworzyłam drzwio-obraz  i zobaczyłam Natchaniela. Jeszcze tego mi brakowało.
- Ellie by była byś tak miła i poszła byś ze mną na bal? -zapytał tak uroczyście z takim wzrokiem i takim uśmiechem... Że aż go spoliczkowałam. Gamoń ,dupek i jak on śmiał tu przyłazić. Pod nasze drzwi.
- Ja już mam z kim iść na bal -warknęłam i zacisnęłam dłonie.
- Jeszcze mnie będziesz prosić o madame -zaśmiał się i musnął swoimi ustami mój policzek. On naprawdę pchał głowę pod gilotynę. Po raz kolejny dostał w twarz.
- Idź stąd! -krzyknęłam i zaczęłam go spychać po schodach -Idź i nie podchodź tu inaczej mój wywar śmierci ci do herbaty naleję! Albo sok z truskawek 100 % dam! Idź mówię idź!
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Co w następnym rozdziale
Miał racje po raz pierwszy ten bałwan miał racje [...]
Tańczyłam z nim do wolnej piosenki lecz i tak spoglądałam w inną stronę gdzie stał on [...]
Czuję się tak jakbym nie nie mogła oddychać [...]