środa, 23 kwietnia 2014

Rozdział II

Ulica pokątna. Duży tłum, lecz mogłam się tego spodziewać wiedząc że za parę dni wszyscy uczniowie wyjeżdżają do Hogwartu. Czułam się między ludźmi niczym ptak w klatce. Wbijałam wzrok w ziemię. Kurczowo trzymałam rękę mojego ojca niczym małe dziecko które boi się zgubić. Zmierzaliśmy do "Esów Floresów". Spojrzałam na ilość ludzi w środku. Pobladłam na twarzy. Może byłam aspołeczna? Spojrzałam błagającym wzrokiem w stronę ojca. Ten wzruszył tylko ramionami i dał mi pieniądze.
-Idź do Olivandera. Może kogoś nowego poznasz -powiedział z uśmiechem - I pamiętaj nie bój się.
Łatwo mu było mówić, pomyślałam. Odbiegłam od niego i wzrokiem szukałam sklepu z różdżkami Olivandera. Nie widziałam sklepu a bałam się kogokolwiek zapytać gdzie może się znajdować. Oddychałam nierówno i niczym dziecko we mgle brnęłam na przód. Przygryzłam wargę. I nagle ktoś na mnie wpadł. Upadłam i zaryłam podbródkiem o ziemię. Jęknęłam z bólu i spojrzałam kto mnie staranował. Chłopak miał orzechowe oczy i rozwichrzone włosy. Podał mi dłoń lecz kto inny pociągnął mnie na nogi. Odwróciłam się i zobaczyłam dziewczynę o marchwiowych włosach i szmaragdowych migdałowych oczach.
- Mógł byś się chociaż na wakacjach odczepić od niewinnych dziewczyn -warknęła zwężając oczy w szparki. - Jak masz na imię?
- Ellie -podałam tylko swoje przezwisko - 3 rocznik.
-O jak miło -uśmiechnął się chłopak lecz wzrokiem był zwrócony w kierunku rudowłosej - Ja jestem James a moja dzie...
-Potter nie jestem twoja naucz się w końcu -prychała niczym kot po kąpieli na swojego właściciela - A ja Ellie jestem Lily. Gryffonka tak samo jak "to coś"
Słysząc odrazę w jej głosie mimowolnie się zaśmiałam.
-Szukam Olivandera -przyznałam w końcu.
Chłopak o imieniu James wziął mnie pod rękę niczym prawdziwy dżentelmen. Zaczął mnie prowadzić przed siebie z nonszalanckim uśmiechem od którego nogi robiły mi się jak z waty. Koło mnie pojawił się Syriusz który widząc mnie koło James'a zrobił zasmuconą minkę. I chwycił mnie pod drugie ramię. Czułam się taka wyjątkowa. Po raz pierwszy w swoim życiu
-O rogasiu jak widzę już poznałeś panienkę Ellie Fray -powiedział i mrugnął do mnie - Dokąd zmierzasz czarnowłosa?
- Do Olivandera -powiedziałam i uśmiechnęłam się promiennie.
Chłopcy zaprowadzili mnie pod sam sklep. Odetchnęłam z ulgą. Chwyciłam za chłodną klamkę lecz zanim weszłam pomachałam im jeszcze. W środku zobaczyłam małą dziewczynkę i chłopaka w moim wieku z szramą na twarzy. Oczy miał koloru miodu lecz chłodne jak lud. Włosy mysie wpadające w brąz. Nerwowo tupał i spoglądał na zegar. Podeszłam do niego i delikatnie go zaczepiłam. Chłopak odwrócił się natychmiast. Był wysoki lecz nie umięśniony. Coś huknęło za nim. Dziewczynka była cała osmolona a ja mimowolnie się uśmiechnęłam.
-Jestem Eleanore Fray -podałam mu dłoń - 3 rocznik. Jak na razie nie mam przydzielonego domu.
- Reus Lupin - uścisnął dłoń i uśmiechnął się słabo. Miał wory pod oczami i wyglądał jak by w ogóle nie spał. Wyglądał zupełnie jak ja po przemianie. - Także ten sam rocznik i mam nadzieje Gryffon lecz nie pogardzę żadnym innym domem.
-Jak miło -uśmiechnęłam się -Nie chcę być wścibska ale dlaczego tak późno?
-Miałem...Wypadek - wychwyciłam szybko w jego głosie kłamstwo lecz nic nie mówiłam.
- Ja podobnie -powiedziałam lecz zagłuszył mnie kolejny huk. Najwyraźniej dziewczyna nie miała szczęścia do wyboru różdżki.
Chłopak się zaśmiał. Miał na serio ładny śmiech. Po paru minutach dziewczynka wyszła z nową różdżką. Olivander gestem dłoni poprosił Remusa by podszedł jednak ten ustąpił mi miejsca. Podeszłam do lady i spojrzałam na mężczyznę zwanego Olivanderem. Miał siwe włosy i nie był wysokim mężczyzną.Spojrzał na mnie i z uśmiechem powędrował przez półki do jednej różdżki która miała być ze mną na długo. Otworzył zakurzone pudełko i podał mi drewniany badyl. Pamiętam co mówiła mi mama. Machnęłam różdżką a ta od razu sprawiła że 10 różdżek zaczęła lewitować. Mężczyzna podskoczył i wziął jedną lewitującą. Zabrał mi tamtą i podał mi swoją zdobycz. Machnęłam a różdżka mnie wybrała.
-Włos z grzywy jednorożca, mahoń, 12 cali, dość giętka, doskonała do obrony przed czarną magią -powiedział po czym spojrzał na mnie -Musisz być dzielna skoro ona cię wybrała i musisz mieć dobre, nieskalane czarną magią serce.
Poklepał mnie po ramieniu i podał różdżkę. Zapłaciłam mu i już miałam wychodzić gdy zauważyłam że chłopak już wychodzi. Najwyraźniej Olivander szybciej mu znalazł odpowiednią. Razem wyszliśmy na słoneczne ulice pokątnej. Podniosłam wzrok by spojrzeć na chłopaka jeszcze raz. Idealne rysy twarzy oświetlamy promienie słońca, gdyby nie blizna był by naprawdę przystojny. Jednak nauczono mnie że ludzi się ocenia po ich zachowaniu a nie wyglądzie. Wydawał się tajemniczy,zamknięty w sobie. Odeszłam szybciej zostawiając go za sobą. Tego dnia nastał mój przełom w charakterze zaczęłam być odważna jak nigdy dotąd, nie bałam się tak bardzo obcych ludzi. Przy sklepie z miotłami znów zauważyłam Black'a. Trzymał się z jakąś dziewczyną za ręce. Przygryzłam wargę. Mogłam się domyśleć że taki chłopak jak on nie mógł być samotny. Poczułam dłoń na ramieniu. Rudowłosa uśmiechnęła się.
-To jego dziewczyna Dorcas -powiedziała -A zarazem moja przyjaciółka, a ty Elloie masz przyjaciółkę jakąś w Hogwarcie?
- Avalone. Krukonkę na tym samym roku -powiedziałam. Ciekawiło mnie gdzie teraz może się znajdować.
- Aaaaa - przedłożyła liter i podrapała się po głowie -Ona jest trochę dziwna. Trzymaj się z nami...
- Czemu jest dziwna? -przerwałam jej i podniosłam brew
- No bo uważa że wilkołaki mogą być dobre -powiedziała i zaśmiała się -Mówiła że zna jednego i ten nigdy by jej nie skrzywdził. Śmiech na sali! Co nie?
-Tak -wymusiłam śmiech i uśmiech lecz było mi tak trudno. Ona wierzyła że jej nic nie zrobię. Jako potwór byłam nieobliczalna ale ona i tak uważała że ją nie skrzywdzę.
Zauważyłam że parę metrów dalej mój tata macha do mnie. Odetchnęłam z ulgą. Nie żebym nie lubiła Lily ale jednak tym zraziła mnie do siebie. Pożegnałam się z rudowłosą i podbiegłam do taty który miał oprócz wszystkich potrzebnych mi rzeczy małą śnieżnobiałą sowę. W myślach wymyśliłam dla niej imię Tessa. Razem wróciliśmy do domu gdzie mama już czekała na nas z obiadem.

niedziela, 13 kwietnia 2014

Rozdział I

Jedyne co trzymało mnie przy życiu to choroba mojej matki. Jeździła na wózku i próbowała robić wszystko sama chodź lekarz jej zabronił. Nadeszło kolejne lato i to kolejne bez listu z Hogwartu. Nie dziwiłam się gdyż nikt raczej by nie chciał aby w szkole uczył się wilkołak. Mój ojciec siedział w kuchni i próbował gotować. Wiedziałam że od razu powinnam do niego podejść i go wyręczyć. Jednak dzisiaj był dzień po pełni i czułam się jak Zombie. Przeciągnęłam się ospale i usiadłam na krześle przy stole.
-Niedługo powinnam iść na 3 rok a nadal nie mam tego głupiego listu. -powiedziałam
- Ellie to że nie masz listu to nie znaczy że nie możesz się uczyć magi -powiedziała - Jesteś czarodziejką czystej krwi i powinnaś się uczyć być czarodziejką.
- Może nie zauważyłaś mamo ale jestem wilkołakiem! -warknęłam i wbiłam paznokcie w drewniany stół. Zaczęłam oddychać powoli by się uspokoić.
- Eleanor nie podnoś głos na matkę -powiedział Felix a raczej mój ojciec -Dziś wychodzimy do miasta. Mama będzie miała kolejne badania i dowiemy się ile... Ile pozostało jej czasu.
Przygryzłam wargę. Wiedziałam że nie pozostanie z nami długo ale nie chciałam ją stracić tak szybko. Wybiegłam z kuchni do holu. Łzy lały mi się potokami. Weszłam do cholu i narzuciłam na siebie płaszcz. Biegłam przed siebie chaotycznie otwierając drzwi. Biegłam go lasu. Poczułam że już nie chodzę na dwóch nogach lecz na czterech. Zawyłam. Biegłam dalej. Chodziarz czułam zmęczenie nie przestawałam biec. Omijałam miasta żeby nie poczuć lidzkiej woni. Jako potwór byłam nieobliczalna. Poczułam morki zapach. Nie wierzyłam że pobiegłam aż tak daleko. Uspokoiłam się i znów stałam się sobą. Nie miałam nic na sobie. Stałam nad urwistkiem patrząc w ocean. Łzy nadal lały mi się po policzkach. Jedynie co nie miałam w strzępkach to płaszcz w którym miałam zapasową bieliznę. Przebrałam się szybko i usiadłam na ziemi. Po raz kolejny załkałam. Ktoś usiał koło mnie.
-Coś się stało? - głos ten był tak ciepły że się odwróciłam.
Zobaczyłam piękne oczy brązowe oczy. Nonszalanckie włosy opadające na ramiona. Odsunęłam się szybko od chłopaka. Ten wyciągnął różdżkę. Uśmiech pojawił się na mojej twarzy. Tak dawno na niej nie gościł.
- Nie...Znaczy tak...Znaczy nie - odwróciła wzrok
-Jestem Syriusz. Syriusz Black czarodziej 3 rok w Hogwarcie będę od września -uśmiechnął się i podał mi dłoń którą od razu chwyciłam.
-Ellie. Ellie Fray także czarodziejka -uśmiechnęła  się przyjaźnie
-Można wiedzieć skąd jesteś? -spytał
- Z okolić Londynu -powiedziałam i wtedy do mnie dotarło że nie wiem gdzie jesteś.
- To co robisz tu? -spytał ze zdziwieniem -Masz jakąś wycieczkę?
- Nie -zaprzeczyłam -Sama tu przyszłam.
- Jak chcesz to możemy cię podwieźć na miotle -uśmiechnął się figlarnie -Ze mną na pewno nie spadniesz.
- Nie dziękuję -powiedziałam i szybko odbiegłam od niego
- To do zobaczenie w szkole Ellie -powiedział lecz już moim plecom.
Dziesięć metrów dwadzieścia. Schowałam się za drzewem i szybko ściągnęłam z siebie płaszcz. Zdenerwowałam się jednym wspomnieniem i już byłam potworem. Biegłam ile sił miałam w łapach. Nie myśląc o niczym tylko o chłopaku. Był naprawdę ładny i do tego miły. Uśmiechnęłam się i biegłam dalej przez las. Omijając z zawrotnym tempie drzewa i łąki. Byłam wtedy naprawdę wolna lecz przemiana naprawdę bolała jeśli nie było się czymś zajętym. Każda kość była jak by łamana i składana na nowo. Dobiegłam do domu już jako ja. Kulałam na nogę gdyż coś nie poszło po mojej myśli podczas przemiany. Drzwi były zamknięte.Chwyciłam klucz i otworzyłam je. Poszłam na górę do mojego pokoju. Przebrałam się szybko w dresy i t-shirt oraz klapki. Przeciągnęłam się jeszcze raz. Stawy mi strzelały. Usłyszałam pukanie do domu. Otworzyłam drzwi i zobaczyłam siwego mężczyznę w szacie czarodziejskiej. Uśmiechnął się.
-Jestem Dubledore kiedyś nauczyciel teraz dyrektor szkoły magi i czarodziejstwa Hogwart. -powiedział -Są twoi rodzice? -zaprzeczyłam - Och to nic. Mogę poprosić herbatę?
-Tak ,tak -powiedziałam i zaprowadziłam go do kuchni a sama nastawiłam wodę - Co pana sprowadza?
-Ty moja droga -powiedział ze spokojem - Czekałaś długo na ten dzień więc wiesz mogę wreszcie spełnić twoje marzenie. Słyszałem że już uczysz się w domu więc szybko nadrobisz materiał. Szkoda tylko że nie mogłaś zacząć tak jak inni. Nauczyciele i staruszek mieli co do ciebie i twojego kolegi jakieś wonty więc musieliście czekać na ten dzień. Więc teraz oto twój list Eleanor Fray. Mam nadzieje że trafisz do tego domu co ja. Widzę w tobie potencjał i... Uśmiechnij się, żyj życiem. To na co cierpisz to nie choroba to po prosu problem pojawiający się raz na miesiąc. Problem ten nie dyskryminuje cię do bycia człowiekiem Ellie. Więc...Moja herbata jest już gotowa?
Skinęłam głową i podałam mu kubek. Mężczyzna sięgnął dłonią do kieszeni i podał mi list.
- Zasłużyłaś na niego Ellie. Nie daj sobie wmówić że jesteś inna. Bądź najszczęśliwszą osobą na świecie w szkole, uśmiechaj się i nie zawracaj głowy osobami które się ciebie czepiają. Obiecaj mi to -powiedział i położył mi dłoń na ramieniu.
- Obiecuje profesorze -powiedziałam z dłonią na sercu
- Trzymam cię za słowo Eleanore Clarisso Ofelio Fray -powiedział i wybił do dna herbatę po czym wstał i wyszedł.
Zaczęłam skakać ze szczęścia. Miałam w końcu swój list z Hogwartu. Nie mogłam w to uwierzyć. Teraz tylko z niecierpliwością wyczekiwałam rodziców. Usiadłam na sofie i zaczęłam  patrzeć w kominek. Wyobrażałam sobie co tam będzie i jacy będą moi znajomi, mój chłopak. Ach te marzenia... Przypomniałam sobie Syriusza którego dziś poznałam. Westchnęłam. Do domu w końcu weszli moi rodzice i moja jedyna przyjaciółka Avalone która chodziła Hogwartu i była w Ravenclaw. Wybiegłam z listem. Mama uśmiechnęła  się słabo ale za to Amy zaczęła ze mną skakać. Zaczęłyśmy śpiewać piosenkę o zwycięstwie na cały dom.
- Ellie to niesamowite - powiedziała Amy - Może będziemy w tym samym domu.
- Nie jestem pewna Amy - powiedziała moja mama - Ellie to urodzona Gryfonka no i może po części Ślizgonka i Krukonka.
- Och szkoda - zrobiła smutną minkę a już myślałam że będziemy razem w pokoju - No ale będziemy widywać się na lekcjach więc nie jest źle. Ellie a dzisiaj mnie dokończysz bazgrać?
-Jasne chodź -pociągnęłam ją za sobą do swojego pokoju.
Dziewczyna usiadła a ja wyciągnęłam swój obraz oraz ołówek. Dopracowywałam teraz detale na przykład włosy i to jak jej się układają. Dziewczyna wysilała się aby się nie poruszyć. W końcu skończyłam szkic. Dziewczyna uśmiechnęła się promiennie i wzięła kartkę.
- A teraz pokaż swój autoportret -kazała mi.
Niechętnie pokazałam mój autoportret. Nie był dokończony bo nie miałam czasu. Dziewczyna zagwizdała z uznaniem.Razem zeszłyśmy mój ojciec trzymał jakiś woreczek.
- No to jutro na pokątną co nie? -spytał -A babcia Cecylia zaopiekuje się mamą.
Skinęłam głową. Z Amy wyszłyśmy na dwór i wtedy do z siebie wyrzuciłam.
- Poznałam chłopaka! -pisnęłam
- Jak? Gdzie? Kiedy? -zdziwiła się
- No bo biegałam pod postacią potwora i po zamianie go poznałam. Miał na imię Syriusz Black... -nie dokończyłam słowa bo Amy mi przerwała
- On zajęty dziewczyno! - wrzasnęła - Uciekaj puki czas od niego! On ci tylko serce złamie i porzuci.
Skinęłam głową. Wierzyłam zawsze słowom Amy.Ona by nigdy mnie nie okłamała. Wiedziała że nie chce abym i ja przechodziła przez ból rozstania przez jakiegoś dupka.Wróciłyśmy do domu i usiadłyśmy przy stole dopiero teraz poczułam że jestem głodna jak wilk.

niedziela, 6 kwietnia 2014

Prolog

Delikatnie spoglądam przez okno w moim pokoju. "Dziś pełnia" pomyślałam i przygryzłam wargę. Wbiłam szybko wzrok w buty i przypomniał mi się ten dzień kiedy powstałam tym stworem.

-Chochliku tylko nie oddalaj się za daleko -mówi moja mama
Z rozczochraną czupryną bawię się w samoloty i biegam po między drzewami. Wiatr owiewa moją delikatną małą twarzyczkę. Śmieję się wniebogłosy. Oddalam się coraz bardziej w las. Już nie widzę prawie swojego domu lecz nadal biegnę przed siebie. Przymykam delikatnie oczy... I nagle na kogoś wpadam, tracę równowagę i ląduję na ziemi. Widzę mężczyznę niezadbanego, o włosach przetłuszczonych koloru mysiego. Oblizuje się na mój widok. Zaczynam pomału się wycofywać lecz ten jak by przewidział mój ruch i łapie mnie zręcznie za ramię. Podnosi do góry i uśmiecha się.
- Miło cię poznać koteczku -powiedział 

Na te słowa wzdrygnęłam się i przygryzłam mocno wargę. Chciałam sobie przypomnieć całe wspomnienie a nie tylko jeden głupi fragment i do tego zakończony tymi paskudnymi słowami.Wysilam się by przypomnieć sobie co działo się potem. Były to bolesne wspomnienia.

Mężczyzna zmierzył mnie swoimi miodowymi oczami po chwili jednak gryzie mnie w szyje i rzuca o najbliższe drzewo. Zaczynam kaszleć a na moich dłoniach pojawia się czerwona substancja. Wstaję i kołysząc się idę w stronę domu. Droga tak krótka dłuży się w nieskończoność. Zaczynam nawoływać słabym głosem rodziców. Kaszę ciągle krwią. Przed moimi oczami pojawiają się mroczki. Po chwili upadam lądując twarzą w kałuży. 

Po policzku ściekła mi łza. Przejechałam delikatnie po bliźnie na szyi. Miałam wtedy 9 lat i już moje życie zostało przekreślone przez jednego głupiego wilkołaka. Usłyszałam delikatne pukanie do drzwi.
- Ellie mogę wejść? -usłyszałam drżący głos mojej matki Jodelle
-Tak mamo -powiedziałam cicho 
Weszła do mojego pokoju i usiadła koło mnie. Jodelle była delikatną, niską i drobną kobietą o wielkim sercu. Miała mahoniowe włosy oraz hebanowe oczy.Zaczęła głaskać mnie po czarnych włosach nucąc przy tym kołysankę.
-Ci dyrektorowie to po prostu są potwory -powiedziała -Nie martw się przynajmniej będę mogła się tobą opiekować.
-Mamo. Jak?! -krzyknęłam i odsunęłam się od niej zalewając się przy okazji łzami -Jak chcesz wychować wilkołaka storo sama masz stwardnienie rozsiane! Niedługo będziesz jeździła na wózku inwalidzkim i nie będziesz mogła mi pomóc!
-Ellie, uspokój się! -warknęła -Felix nam pomoże.
-Mój ojciec?! Jasne! -wstałam z łóżka - Mamo daj sobie spokój. Bezpiecznie by było jak bym uciekła do lasu.
-Eleanor nawet o tym nie myśl -także wstała lecz coś się stało. Zgięła się w pół i dotknęła kręgosłupa. Zaczęła lecieć na ziemię. W jednej chili złapałam się by nie upadła.
-Tato! -krzyczałam po czym spojrzałam na mamę -trzymaj się.
Mój ojciec Felix wbiegł do mojego pokoju. Był wysoki i umięśniony. Auror. Kropka w kropkę jak ja. Klęczy koło nas i podnosi moją mamę. Spojrzał na mnie błagającym wzrokiem. Nie było to nic dobrego. Razem pojechaliśmy do mugolskiego szpitala gdyż tam leczyła się moja mama. Przygryzłam wargę. Pozostało już tylko 3 dni do pełni.