*Kolejny rozdział który może zawierać nieodpowiednią treść dla dopuszczalnego wieku. Czyli czytasz na własną odpowiedzialność.Hue hue*
Dni skaczą jak oszalałe. Jeszcze ostatnio strzeliłam w twarz Nathaniel'owi a dziś nadchodzi dzień balu. Jego czerwone policzki zapamiętam do końca życia. Wszystko już od rana dopinane na ostatni guzik. McGonagall już od rana chodzi tak jakby zaraz miała zejść z tego świata chodź tak naprawdę co cała szkoła tak chodzi no może oprócz chłopaków i Dumbledora który próbuje przynajmniej wyluzować większość uczniów. Dziewczęta chodzą jak nakręcone. Niektóre płaczą bo nie mają partnera a chłopcy biegają szukając jeszcze jakiejś wolnej dziewczyny. Niema to jak obudzić się ręką w nocniku... No ale ja na luzaku szłam sobie jakby wcale mnie nic mnie nie obchodziło. Jednak i ja miałam nerwy w strzępkach jak każda normalna osoba chodź nie okazywałam tego po sobie. Waliłam w drzwi łazienki jak na lżej wiedząc że przez moje wilcze ja mogę je rozwalić. Dorcas siedziała tam już od ponad godziny. W końcu zrezygnowana usiadłam pod drzwiami plecami się o nie opierając. Zaczęłam walić tyłem głowy w drzwi. Oprócz mnie czekała jeszcze Lily która dreptała po pokoju robiąc kółka niczym obłąkana. Oddychała strasznie głośno czasami pomrukując pod nosem "czas,czas". W końcu i Dor wyszła z łazienki wyszykowana a jej włosy idealnie falami opadały na ramiona. Sukienka w kolorze wiśni bez ramiączek i te szpilki. Wytrzeszczyłam gały ale nie chodziło o jej wygląd a raczej o te szpilki. Przecież na tym nie da się ustać a co dopiero tańczyć. Jednak bez dalszego rozmyślania nad jej butami wpadłam do łazienki i zaczęłam się myć ,czesać ,malować ,ubierać co zajęło mi pewnie mniej niż połowa tego co ona tu wysiedziała. Wybiegłam z łazienki zwalniając ją rudowłosej. Nawet nie miałam czasu by spojrzeć w lusterko. Westchnęłam potem będę musiała to odczarować. Jako że wiedziałam że lusterko z powietrza jak każdą rzecz wyczarować nie mogłam podeszłam do mojej podusi i jednym machnięciem różdżki sprawiłam że stała się jakże pięknym lusterkiem. Podniosłam je z materaca i spojrzałam na swoje odbicie. Nie wyglądałam źle...chyba. Niektóre kosmyki były jeszcze wilgotne od kąpieli, na swoją twarz nie nałożyłam nic, nie to co Dor, że szpachelką korektor można by z niej zdzierać. Po dłuższej obserwacji jednak stwierdziłam że moja poduszka powinna być poduszką a nie lusterkiem. Gdy sprawiłam że tak się stało Lily dość nieśmiało otworzyła drzwi łazienki ukazując boginię... Wróć Lily była tą boginią! Nie żebym się jakoś znała na wyglądzie ale gdybym była chłopakiem to bym do niej zarywała. Teraz się nie dziwię co James w niej widział chodź i przed metamorfozą wyglądała ślicznie. Jednak co będę zawracała wam głowy jej wyglądem. Uśmiechnęłam się promiennie a po chwili usłyszałam pukanie do naszego pokoju. Otworzyłam drzwi a naszym oczom ukazali się James i Remus w smokingach, powiem że był to zacny widok. Smokingi idealnie dobrane. Zamierzyłam ich wzrokiem i zacmokałam z niezadowoleniem te buty mnie odrzucały. A kogo? Oczywiście Jamesa! Miał aż rażące żółte ale za to eleganckie buty. Lily aż się skrzywiła widząc ich "blask".
- A buty to skąd masz? Z wyprzedaży po "wszystko po funcie"? -zaśmiała się
- Musiałem pożyczyć od Floriana. Wiesz od żarówki. Teraz już wiesz czemu zawdzięcza te przezwisko. -powiedział z niezadowoleniem marszcząc nos. -Żebyś widziała jego smoking! Z resztą zobaczysz bo jest widoczny na półtorej kilometra.
- Wierzę ci -powiedziała i wzięła go pod ramię. -No to mamy dokładnie 20 minut żeby zejść do wielkiej sali się "dobrze bawić w śród rytmów Elvisa oraz Wyjących Mokradeł.
- Mają śpiewać hity świata mugoli. -powiedział Remus -Ty Elen znasz jakieś? A może zrobisz nam ten zaszczyt i zaśpiewasz?
- Co? Chcesz narazić tych biednych zemianinów na popękane bębenki uszne? -spytałam pytaniem retorycznym lecz ten tylko ochoczo przytaknął. Spojrzałam błagająco na Lily ta tylko mnie szturchnęła. -Tylko refren...Mamma mia, here I go again. My my, how can I resist you?,Mamma mia, does it show again? My my, just how much I've missed you.Yes, I've been brokenhearted ,Blue since the day we parted. Why, why did I ever let you go? Mamma mia, now I really know, My my, I could never let you go.
- Nie no po prostu Mamma mia .-zaśmiała się Lily- No ale czas ucieka a jestem pewna że gdy poprosicie grzecznie Ellie to jeszcze zaśpiewa. Co nie? Pamiętaj że jak odpowiesz nie to rozkażę ci zaśpiewać piosenkę po Japońsku!I mi się nie wymkniesz zaklęciem !
- Znasz Japoński? -spytał Remus a ja się zaczerwieniłam niemiłosiernie.
- Troszkę...Ostatnio pochłaniałam mangi i ogólnie zafascynowałam się kulturą wschodu .-powiedziałam. Przygryzłam wargę. Ostatnio często zmieniam zainteresowania i już tak dawno nie trzymałam w dłoniach kartki oraz ołówka. -No to ruszamy na bal bo zaraz go całego przegadamy strojąc w drzwiach. A ta w ogóle to jak do anielki tutaj przyszliście! Jest totalny zakaz ale wy jak by nigdy nic po prostu wparowaliście do nas do pokoju! A co gdybyśmy się przebierały?
- Nie żałował bym że tak wparowałem .-powiedział James. Lily dość szybko zareagowała i uderzyła go dość nie za delikatnienie w czerep. Ten skrzywił się a po chwili znów uśmiechnął się nonszalancko. -Nawet gdybym dostawał tak od ciebie co trzy sekundy i tak bym nie żałował.
- Oj bo już żałuję że się zgodziłam -powiedziała ale wzięła go pod ramię. Obydwoje się śmiali. Wyglądali razem tak słodko że udawałam iż wymiotuję. Może to nie było grzeczne z mojej strony ale jednak nie potrafiłam się powstrzymać. Zaśmialiśmy się oboje.
- Ta dziewczyna naprawi naszego rogasia -zaśmiał się -Ostatnio nawet uznał że nie chce rozwalić balu. Spytaliśmy czy nie ma gorączki a on wyznał "Wreszcie Lily odwzajemniła to co do niej czuję i nie chcę tego spieprzyć a i pamiętaj o mojej ognistej którą mi jesteś winny". Założyli się. Łapa uważał że Lily jest przy zdrowych zmysłach i nie zaakceptuje jego propozycji. Mylił się.
- A ty się zakładałeś? -spytałam a ten próbował zgubić mój wzrok. Zakładał się.
- No wiesz. -zaczął drapać się niezręcznie po karku - Chłopacy uważali że razem nie pójdziemy bo zauważyli ciebie nie raz koło tego narcyza. Uważali że pójdziesz z nim. Na co ja odpowiedziałem że nie jesteś na tyle głupiutka by z nim pójść na bal. W końcu miałaś mnie.
- Ale to nie on mnie zostawił wtedy kiedy był mi naprawdę potrzebny -powiedziałam coś naprawdę niepotrzebnego i za późno ugryzłam się w język. Jednak zamiast przestać rozwinęłam wątek. -Tak i chodź mi dogryzał przez 3 lata nie zranił mnie tak jak ty tamtego dnia. A zanim znów staliśmy się parą to zgadnij kto mnie pocieszył. Przynajmniej próbował. I wiem że próbował mnie... Jednak to nie ważne. Idź sam na bal. Może po nim się pogodzimy a teraz przepraszam idę go znaleźć.
Miałam gule w gardle ale zaczęłam biec przed siebie. Durne balerinki zaczęły mnie obcierać. Nawet nie stanęłam tylko zaczęłam je w biegu ściągać i rzucać za siebie. Biegając na bosaka narażałam swoje stopy na wszystko co było na ziemi.Miał racje po raz pierwszy ten bałwan miał racje. Nie mogłam w to uwierzyć. Pokłóciłam się z Remusem o NIEGO. To było okropne uczucie patrząc jak rozpada się przed tobą na tysiące małych kawałeczków. Wybiegłam na korytarz i akurat go spotkałam. Prychnęłam na niego co było już naturalnym odruchem. Był ubrany w czarną marynarkę,białą koszulę z czerwonym krawatem, czarne spodnie wyprasowane spodnie na kant i do tego eleganckie buty. Fryzura godna Jamesa czyli "przed sekundą wygrałem mecz i jestem boski". Spojrzał na mnie z podniesioną brwią.
- Czyżbyś chciała pójść ze mną na bal? -uśmiechnął się kpiąco i jedną ręką przejechał mi po rozpuszczonych włosach.
- Tak... Znaczy nie... Znaczy tak... Ugh! -nie mogłam się zdecydować. Jego uśmiech i dołeczki w policzkach jednak wszystko pozmieniały. Wyglądał tak uroczo. Po prostu musiałam mu wyjaśnić żeby nie brał tego tak jak to on mógł brać na serio. - Cóż chodzi o to że pokłóciłam się z Lunatykiem. O ciebie -tu prawie szepnęłam chodź to było za ciche by nazwać szeptem.
- O mnie? -zaśmiał się. Miał świetny słuch. Niczym pies albo nietoperz? -Czyżby się założył o to że nie wyrwę cię na bal? Co przeważyło? Przecież była z was taka "słodziutka pareczka". Wiesz mi wyglądaliście tak słodko że było mi nie dobrze. No ale co?
- Poszło o to że mnie zostawił i nawet nie pocieszał kiedy zginęła mi matka. Nawet nie złożył kondolencji. Nie napisał nic że jest mu przykro z tej przyczyny. I chodziarz widział że popadłam w depresje nic nie zrobił w tym kierunku. Ty też ale przynajmniej mnie zaczepiałeś -zaśmiałam się -Byłeś najokropniejszym dziadem jakiego spotkałam. Potem pocieszałeś mnie nad jeziorem...
- A ty się tam z nim obściskiwałaś -podniosłam brew -Moje oczy są wszędzie Ellie. Wiedz że marzyłem nie raz gdy patrzyłem na was że kiedyś zamienimy się miejscami i to on będzie patrzył na nas i się łamał.
- Jesteś wredny -ten wzruszył ramionami. -No to chyba ruszamy co nie?
- Za tobą to bym i na koniec świata poszedł -zaśmiał się i nachylił się nad mną. Jednak szybko się odsunął. -Nie chcę cię do tego zmusić. Po tym co ci zrobiłem. Nie raz byłem zadowolony z tego a innym razem waliłem w ścianę naszego pokoju bo zżerało mnie poczucie winy. Może i jestem impulsywny ale gdybym wtedy myślał tak trzeźwo jak teraz to nigdy...
- Daruj już sobie tę gadkę -powiedziałam. I ruszyłam przed siebie a on koło mnie. Nie trzymaliśmy się za ręce tylko szliśmy koło siebie. Nie jak para a jak przyjaciele bo on czasami szturchnął mnie łokciem a ja go dźgnęłam. Śmiałam się i to dzięki niemu co wydawało się dla mnie naprawdę dziwne.
Przed wejściem do wielkiej saki tylko jedna połowa drzwi była otwarta. Filch stał i sprawdzał czy idziemy parami. Oczywiście już złapał paru kawalerów i parę panienek bez pary. Ci tylko spojrzeli po sobie i połączyli się w pary by tylko wleźć do środka. W śród niedopasowanych stał Remus a na przeciwko niego Amy. Jej blond włosy były tylko rozczesane. Miała na sobie sukienkę do kolan w kolorze błękitu. Nie miała one ramiączek a może miała tylko że na przezroczystych ramiączkach. Spojrzałam na nich. Amy przygryzła wargę a Remus odwrócił wzrok i spojrzał na Amy. Dobrze wiedział że to moja przyjaciółka i mógł się na mnie zemścić jednak on nie był z tych. W końcu Amy nie wytrzymała i chwyciła Remusa za rękę. Stanęli za nami w kolejce do sprawdzenia przez woźnego. I kiedy w końcu pozwolił nam wejść w tle rozbrzmiewała muzyka. Wpierw myślałam że ściągnęli króla ale jednak to były tylko "Wyjące Mokradła". Wokalista świetnie śpiewał a większość par była już na parkiecie. Nathaniel nie opuścił i także mnie wyciągnął na parkiet. Chodź tłumaczyłam mu że nie umiem to ten nic sobie z tego nie robił i prowadził przez całą piosenkę. Muszę przyznać że nieźle się ruszał jak na takiego dupka. Jego nogi dreptały w rytm piosenki. Obracał mnie aż do tego że prawie straciłam grunt pod nogami lecz ten na szczęście mnie złapał. I zaczął okręcać. Chyba kogoś uderzyłam a Nathaniel zauważył że moje jakże drobne stópki są nieobute. Przewróciłam oczami. Zawsze to robiłam kiedy nie chciałam się tym przejmować. W jednym momencie przestali grać. Na podest piosenkarzy weszła dziewczyna. Miała może 1,50 wzrostu. Kruczoczarne włosy upięte w idealny kok. Delikatnie czekoladowa cera. Mogła być od mnie o 2 lata młodsza.
- A teraz zwalniamy tępa -powiedziała. -Mam na imię Charlotte i dedykują tą piosenkę każdej parze która tutaj się znajduje. Niech chemia ich nie rozłącza.
Dziewczyna zaczęła piosenkę która była niczym rozpływający się miód.Tańczyłam z nim do wolnej piosenki lecz i tak spoglądałam w inną stronę gdzie stał on. Remu podpierał ścianę chodź młodsze dziewczęta próbowały go wyrwać do tańca. Nawet się nie rozkręciła. Ja po prostu nie mogłam na niego przeć. Odeszłam od Nathaniela i podeszłam do Lunatyka. Wyciągnęłam ręce i zrobiłam minkę szczeniaczka. Chłopak zaśmiał się z mojej miny ale przypominając sobie naszą rozmowę momentalnie spoważniał. Chwyciłam go za przed ramiona o dłonie miał ukryte pod pachami. Zaczęłam go ciągnąć na parkiet lecz zanim udało mi się go wyciągnąć. Jedna kobieta z zespołu zaczęła śpiewać. Miała dość specyficzny wokal. Położyłam mu ręce na ramiona chodź dokładnie przesuwałam je pomału ku szyi. Musiałam go powstrzymać od ucieczki. Chłopak się zaśmiał ale w końcu położył swoje dłonie na moich biodrach. W ostatnim refrenie spojrzał na mnie spod przymrużonych oczu. I pocałował ale nie tak jak zazwyczaj.Czułam się tak jakbym nie nie mogła oddychać. Jego donie przejeżdżają mi po tyle sukienki a dokładnie po moich plecach. Stanęłam na palcach ale się odsunęłam. Nie rozumiałam jego toku myślenia.
- Dlaczego? Jesteśmy tacy sami a jednak ciągle od siebie odchodzimy -powiedziałam przy jego uchu. Po moich policzkach zaczęły ściekać łzy. Najwyraźniej kolejne wokalistki zespołu zaczęły śpiewać. Bo czy wspominałam że Wyjące Mokradła to 4 kobiety i 2 mężczyzn. Każdy z nich ma wyznaczone piosenki ale każdy z nich ma swoją chwilę i jest wokalistą.
- Może to przez mnie. Jestem odpychający. -zaśmiał się. Nie było w tym nic śmiesznego. -Albo po prostu nie jesteśmy sobie pisani. I jeśli zakochasz się w kimś innym niż ja to ja nie będę cię winił. Nawet jeśli wyjdziesz za tego farciarza. Z pewnością i kiedyś ja się ożenię chodź chciałbym byś była nią ty. A nawet jeśli nie to czy mógłbym być wtedy ojcem chrzestnym?
- Z pewnością -zaśmiałam się. -Ale nie wybiegaj w przyszłość kochany. Jest jeszcze teraźniejszość. A nią chcę żyć. Uciekamy od zgiełku? Tylko napiję się ponczu i zwiewamy z tego balu.
Chłopak uśmiechnął się znów. Poszłam po poncz i kogo przy nim spotkałam. Nathaniela. Miał założone ręce i spoglądał na mnie spod przymrużonych oczu. Jednak uśmiechnął się. Podszedł do mnie i nieśmiało musnął moje usta. Zamruczał koło mojego ucha: "Nie uciekniesz od tego iż darzysz mnie uczuciem." Spojrzałam wzrokiem rządnym mordu. Nie, nie kochałam i nigdy nie pokocham lecz faktem jest że po kłótni z Remusem pobiegłam do niego. Może jednak czuję coś do niego czego nie mogę odepchnąć i ma racje. Jednak napiłam się i podbiegłam do Lunatyka. Woźny pilnował wyjścia a koteczka siedziała koło niego. Pani Britney bardzo mnie lubiła. Zaczęłam do niej coś w stylu "kici, kici Britney'jko". Koteczka zaczęła iść w naszą stronę a Filch za nią. Niezauważalnie wyminęliśmy go i ruszyliśmy do naszego dormitorium. Była też walka z grubą damą bo dostała jasne zalecenia że wypuszcza tylko wtedy kiedy zezwoli jej na to dyrektor. Jednak wojna została wygrana. Pokój wspólny nie był pusty gdzieś dwóch małych chłopczyków i dwie dziewczynki siedzieli przy kominku rozmawiając o zajęciach. Po cichu wyminęliśmy ich. I teraz dylematu. Ich czy nasz pokój. Jednak wybraliśmy pokój chłopaków bo będzie mi łatwiej tam wleźć. I to co zobaczyłam to była Apokalipsa. Tylko dwa łóżka pościelone a inne to szkoda by opisywać. Na ziemi leżała pizza, kremowe piwo ubrania, brudne ubrania i bóg wiedział jedyny co jeszcze. *Muzyka od tego momentu* Spojrzeliśmy po sobie. Jednak teraz zauważyłam że jednak dobrze wybraliśmy. Jednym machnięciem różdżki Remus sprawił że nikt nie usłyszy nas w pokoju oraz zamknął bardzo dobre i szczelnie pokój. Był tu burdel to my raczej byśmy większego nie narobiły. I wtedy większe problemy sukienka się zacięła. Rzuciłam to. Za jednym pociągnięciem sukienka opadła na ziemię pozostawiając mnie w samej bieliźnie. Lunatyk zmierzył mnie takim spojrzeniem że aż się wzdrygnęłam. Nasz czas. Nasza teraźniejszość. Podeszłam do niego i zaczęłam go całować a moje dłonie próbowały jak najszybciej rozpiąć jego koszulę bo dzięki ci Merlinie nie założył żadnego krawatu. Na chwilę się od niego oderwałam i pchnęłam na łóżko. Było to jego łóżko chodź tak naprawdę nie wiedziałam gdzie trafiłam. Chłopak padł na materac i zrzucił z niego kołdrę. Nie miał już na sobie tylko góry a ja byłam w samej bieliźnie kiedy usłyszałam pukanie i głos chłopaków. WYCZUCIE! Wpadłam jak najszybciej do łazienki zabierając po drodze moją sukienkę. Usłyszałam rozmowę tak zawziętą i tak prostą że po chwili słyszałam zamykające się drzwi. Powiedział prawdę ale nie bałam się że oni wygadają. W końcu byli tacy jak my. Młodzi i zakochani. Wyszłam z łazienki a dłoniach nadal trzymałam sukienkę. Jednak ją puściłam i po prostu rzuciłam się na niego chwytając się rękami za jego szyję i nogami za jego biodra. Pocałowałam go a jego dłonie odpięły mi stanik. Czułam się nieswojo bo teraz to ja miałam mniej ubrań niż on. Chłopak opadł ze mną na swoje łóżko. I jednym ruchem to on był nad mną. Patrzyłam mu w oczy. Ściągnęłam z siebie już rozpięty stanik i rzuciłam na łóżko obok. Remus zaczął całować mnie po obojczyku i coraz niżej aż do pępka. Moje jakże zwinne palce u nóg pociągnęły w dół jego spodnie a ten odrzucił je gdzieś w tył. Byliśmy my nasza mała wieczność i wieczny burdel. Teraz mieliśmy po tyle samo ubrań czyli dolnej części bielizny. Znaczy on miał... Dobra już nie ma. Oczywiście mówiłam o butach ale szybko je ściągnął razem z skarpetkami nawet bez pomocy rąk. Bo jego ręce były w górnej części mojego ciała. Jego dłonie przejeżdżały mi po biodrach. Ściągając przy okazji ostatnią rzecz którą miałam na sobie. Czułam się dziwnie nie mając na sobie nic. Patrzyłam na niego a moje dłonie wędrowały wśród jego mięśni brzucha. Jego usta powróciły na moje usta. Nigdy nie całował tak uczuciowo, tak nachalnie a zarazem delikatnie, tak zmysłowo jak teraz. Jednym ruchem ściągnęłam z niego bokserki. Nadal był nad mną. Przylgnął do mnie nie przerywając pocałunków. I przyznam się że to nie było takie złe...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
*Muzyczka* Obudziłam się w swoim łóżku. Może to był piękny sen. Ale jednak miałam na sobie swoją sukienkę ale pod nią nie miałam już nic. Zaśmiałam się. Dzisiaj wszyscy odsypiali a ja tryskałam energią. Przebrałam się w coś luźnego ale oczywiście nie w dresy czy w piżamę. Po prosu leginsy i "workowatą" bluzkę którą dostałam po mamie. Świetna historia. Wyszłam z naszego pokoju. W pokoju wspólnym siedział on. Nie Remus a Nathan. Nie mogłam w to uwierzyć że w panoszył się do naszego dormitorium. Miał założoną jedną nogę na drugą i uśmiechał się perfidnie. Podeszłam do niego.
- Czego chcesz? -warknęłam chodź chciałam się zmusić na milszy ton.
- Nic. Po prostu chciałem ci powiedzieć dzień dobry bo Synuś księżyca ci tego nie powiedział chodź spałaś przy jego boku -powiedział usłyszałam że jego głos drży. -Dałaś mi nadzieje kiedy poszłaś ze mną na bal lecz ty tylko mnie wykorzystałaś. Nie cenię tego u kobiet a w szczególności u tak uroczych.
- Skąd wiesz -warknęłam a ten uśmiechnął się drwiąco chodź po chwili ten uśmieszek mu opadł.
- Sam mi powiedział -wzruszył ramionami. -Widząc że chciałem cię zdobyć podcinał mi skrzydła takimi tekstami. Ona woli mnie od ciebie i tego nie zrozumiesz. Prędzej cię wykorzysta niż pokocha. Nie uwierzysz ale to ja byłem pierwszy więc w końcu nas zostaw. Lecz czasami gdy widział że nie raz się śmiałaś wtedy kiedy go nie było albo próbowałaś mnie zabić. Mówił. Widzę że coś między nią a nią a tobą jest, nie spartol tego. Jeśli ci się uda to traktuj ją jak królową gdyż tylko tak powinna być traktowana. Jeśli skrzywdzisz ją to wiedz że wleje ci do herbaty tonik z ekstraktem z truskawki. Chronił cię , dawał nadzieję a potem się wpieprzył i zaczynał podcinać mi skrzydła. Myślisz że jest taki jak uważasz? Mówisz że go znasz? Może przy tobie taki jest ale nie dla mnie Ellie.
Odwróciłam wzrok. Nie chciałabym żeby cierpiał przez mnie. Moje oczy się zaszkliły przedstawił Remusa jako troskliwego mężczyznę ale też i jako tyrana który nie chce by odebrano mu jego zdobycz. Nachyliłam się nad nim tak że prawie stykaliśmy się nosami.
- Jesteś podłym kłamcą -warknęłam ale zamiast się odsunąć krótko musnęłam mu jego wargi. -Ale jesteś takim szarmanckim idiotą że nie potrafię ci nie wierzyć. Jednak gdy komuś powiesz że my się tu prawie że pocałowaliśmy to pamiętaj że wywar żywej śmierci pragnie twojej herbaty.
- Przynajmniej umrę wiedząc kogo kocham. A ty wiesz kogo kochasz? -spytał.
- Kocham... -chciałam odpowiedzieć to tak prosto a jednak nie mogłam.- Kocham na pewno Remusa. Lecz faktem jest że zasiałeś w mym sercu ziarenko zauroczenia lecz mam nadzieje że ptaki je odnajdą i zjedzą.
- Jak chcesz... -powiedział i poszedł w stronę wyjścia zostawiając mnie samą z myślami. Jednak zatrzymał się przed wyjściem i dodał -Jeśli to prawda że jednak małe ziarenko zauroczenia tkwi w twoim dziewczęcym serduszku to wieczorem spotkajmy się na błoniach. -po czym wyszedł.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Nie mam weny by napisać co będzie w następnym rozdziale ale komentujcie czy wam się podoba dodatkowo będzie ankieta dotycząca odwiecznego pytania "Kogo wybierze Ellie?" Ja oczywiście wiem lecz nie spojleruję własnego opowiadania. Dziękuję też kochanej Agacie za nominacje do już drugiego LA :3
Dni skaczą jak oszalałe. Jeszcze ostatnio strzeliłam w twarz Nathaniel'owi a dziś nadchodzi dzień balu. Jego czerwone policzki zapamiętam do końca życia. Wszystko już od rana dopinane na ostatni guzik. McGonagall już od rana chodzi tak jakby zaraz miała zejść z tego świata chodź tak naprawdę co cała szkoła tak chodzi no może oprócz chłopaków i Dumbledora który próbuje przynajmniej wyluzować większość uczniów. Dziewczęta chodzą jak nakręcone. Niektóre płaczą bo nie mają partnera a chłopcy biegają szukając jeszcze jakiejś wolnej dziewczyny. Niema to jak obudzić się ręką w nocniku... No ale ja na luzaku szłam sobie jakby wcale mnie nic mnie nie obchodziło. Jednak i ja miałam nerwy w strzępkach jak każda normalna osoba chodź nie okazywałam tego po sobie. Waliłam w drzwi łazienki jak na lżej wiedząc że przez moje wilcze ja mogę je rozwalić. Dorcas siedziała tam już od ponad godziny. W końcu zrezygnowana usiadłam pod drzwiami plecami się o nie opierając. Zaczęłam walić tyłem głowy w drzwi. Oprócz mnie czekała jeszcze Lily która dreptała po pokoju robiąc kółka niczym obłąkana. Oddychała strasznie głośno czasami pomrukując pod nosem "czas,czas". W końcu i Dor wyszła z łazienki wyszykowana a jej włosy idealnie falami opadały na ramiona. Sukienka w kolorze wiśni bez ramiączek i te szpilki. Wytrzeszczyłam gały ale nie chodziło o jej wygląd a raczej o te szpilki. Przecież na tym nie da się ustać a co dopiero tańczyć. Jednak bez dalszego rozmyślania nad jej butami wpadłam do łazienki i zaczęłam się myć ,czesać ,malować ,ubierać co zajęło mi pewnie mniej niż połowa tego co ona tu wysiedziała. Wybiegłam z łazienki zwalniając ją rudowłosej. Nawet nie miałam czasu by spojrzeć w lusterko. Westchnęłam potem będę musiała to odczarować. Jako że wiedziałam że lusterko z powietrza jak każdą rzecz wyczarować nie mogłam podeszłam do mojej podusi i jednym machnięciem różdżki sprawiłam że stała się jakże pięknym lusterkiem. Podniosłam je z materaca i spojrzałam na swoje odbicie. Nie wyglądałam źle...chyba. Niektóre kosmyki były jeszcze wilgotne od kąpieli, na swoją twarz nie nałożyłam nic, nie to co Dor, że szpachelką korektor można by z niej zdzierać. Po dłuższej obserwacji jednak stwierdziłam że moja poduszka powinna być poduszką a nie lusterkiem. Gdy sprawiłam że tak się stało Lily dość nieśmiało otworzyła drzwi łazienki ukazując boginię... Wróć Lily była tą boginią! Nie żebym się jakoś znała na wyglądzie ale gdybym była chłopakiem to bym do niej zarywała. Teraz się nie dziwię co James w niej widział chodź i przed metamorfozą wyglądała ślicznie. Jednak co będę zawracała wam głowy jej wyglądem. Uśmiechnęłam się promiennie a po chwili usłyszałam pukanie do naszego pokoju. Otworzyłam drzwi a naszym oczom ukazali się James i Remus w smokingach, powiem że był to zacny widok. Smokingi idealnie dobrane. Zamierzyłam ich wzrokiem i zacmokałam z niezadowoleniem te buty mnie odrzucały. A kogo? Oczywiście Jamesa! Miał aż rażące żółte ale za to eleganckie buty. Lily aż się skrzywiła widząc ich "blask".
- A buty to skąd masz? Z wyprzedaży po "wszystko po funcie"? -zaśmiała się
- Musiałem pożyczyć od Floriana. Wiesz od żarówki. Teraz już wiesz czemu zawdzięcza te przezwisko. -powiedział z niezadowoleniem marszcząc nos. -Żebyś widziała jego smoking! Z resztą zobaczysz bo jest widoczny na półtorej kilometra.
- Wierzę ci -powiedziała i wzięła go pod ramię. -No to mamy dokładnie 20 minut żeby zejść do wielkiej sali się "dobrze bawić w śród rytmów Elvisa oraz Wyjących Mokradeł.
- Mają śpiewać hity świata mugoli. -powiedział Remus -Ty Elen znasz jakieś? A może zrobisz nam ten zaszczyt i zaśpiewasz?
- Co? Chcesz narazić tych biednych zemianinów na popękane bębenki uszne? -spytałam pytaniem retorycznym lecz ten tylko ochoczo przytaknął. Spojrzałam błagająco na Lily ta tylko mnie szturchnęła. -Tylko refren...Mamma mia, here I go again. My my, how can I resist you?,Mamma mia, does it show again? My my, just how much I've missed you.Yes, I've been brokenhearted ,Blue since the day we parted. Why, why did I ever let you go? Mamma mia, now I really know, My my, I could never let you go.
- Nie no po prostu Mamma mia .-zaśmiała się Lily- No ale czas ucieka a jestem pewna że gdy poprosicie grzecznie Ellie to jeszcze zaśpiewa. Co nie? Pamiętaj że jak odpowiesz nie to rozkażę ci zaśpiewać piosenkę po Japońsku!I mi się nie wymkniesz zaklęciem !
- Znasz Japoński? -spytał Remus a ja się zaczerwieniłam niemiłosiernie.
- Troszkę...Ostatnio pochłaniałam mangi i ogólnie zafascynowałam się kulturą wschodu .-powiedziałam. Przygryzłam wargę. Ostatnio często zmieniam zainteresowania i już tak dawno nie trzymałam w dłoniach kartki oraz ołówka. -No to ruszamy na bal bo zaraz go całego przegadamy strojąc w drzwiach. A ta w ogóle to jak do anielki tutaj przyszliście! Jest totalny zakaz ale wy jak by nigdy nic po prostu wparowaliście do nas do pokoju! A co gdybyśmy się przebierały?
- Nie żałował bym że tak wparowałem .-powiedział James. Lily dość szybko zareagowała i uderzyła go dość nie za delikatnienie w czerep. Ten skrzywił się a po chwili znów uśmiechnął się nonszalancko. -Nawet gdybym dostawał tak od ciebie co trzy sekundy i tak bym nie żałował.
- Oj bo już żałuję że się zgodziłam -powiedziała ale wzięła go pod ramię. Obydwoje się śmiali. Wyglądali razem tak słodko że udawałam iż wymiotuję. Może to nie było grzeczne z mojej strony ale jednak nie potrafiłam się powstrzymać. Zaśmialiśmy się oboje.
- Ta dziewczyna naprawi naszego rogasia -zaśmiał się -Ostatnio nawet uznał że nie chce rozwalić balu. Spytaliśmy czy nie ma gorączki a on wyznał "Wreszcie Lily odwzajemniła to co do niej czuję i nie chcę tego spieprzyć a i pamiętaj o mojej ognistej którą mi jesteś winny". Założyli się. Łapa uważał że Lily jest przy zdrowych zmysłach i nie zaakceptuje jego propozycji. Mylił się.
- A ty się zakładałeś? -spytałam a ten próbował zgubić mój wzrok. Zakładał się.
- No wiesz. -zaczął drapać się niezręcznie po karku - Chłopacy uważali że razem nie pójdziemy bo zauważyli ciebie nie raz koło tego narcyza. Uważali że pójdziesz z nim. Na co ja odpowiedziałem że nie jesteś na tyle głupiutka by z nim pójść na bal. W końcu miałaś mnie.
- Ale to nie on mnie zostawił wtedy kiedy był mi naprawdę potrzebny -powiedziałam coś naprawdę niepotrzebnego i za późno ugryzłam się w język. Jednak zamiast przestać rozwinęłam wątek. -Tak i chodź mi dogryzał przez 3 lata nie zranił mnie tak jak ty tamtego dnia. A zanim znów staliśmy się parą to zgadnij kto mnie pocieszył. Przynajmniej próbował. I wiem że próbował mnie... Jednak to nie ważne. Idź sam na bal. Może po nim się pogodzimy a teraz przepraszam idę go znaleźć.
Miałam gule w gardle ale zaczęłam biec przed siebie. Durne balerinki zaczęły mnie obcierać. Nawet nie stanęłam tylko zaczęłam je w biegu ściągać i rzucać za siebie. Biegając na bosaka narażałam swoje stopy na wszystko co było na ziemi.Miał racje po raz pierwszy ten bałwan miał racje. Nie mogłam w to uwierzyć. Pokłóciłam się z Remusem o NIEGO. To było okropne uczucie patrząc jak rozpada się przed tobą na tysiące małych kawałeczków. Wybiegłam na korytarz i akurat go spotkałam. Prychnęłam na niego co było już naturalnym odruchem. Był ubrany w czarną marynarkę,białą koszulę z czerwonym krawatem, czarne spodnie wyprasowane spodnie na kant i do tego eleganckie buty. Fryzura godna Jamesa czyli "przed sekundą wygrałem mecz i jestem boski". Spojrzał na mnie z podniesioną brwią.
- Czyżbyś chciała pójść ze mną na bal? -uśmiechnął się kpiąco i jedną ręką przejechał mi po rozpuszczonych włosach.
- Tak... Znaczy nie... Znaczy tak... Ugh! -nie mogłam się zdecydować. Jego uśmiech i dołeczki w policzkach jednak wszystko pozmieniały. Wyglądał tak uroczo. Po prostu musiałam mu wyjaśnić żeby nie brał tego tak jak to on mógł brać na serio. - Cóż chodzi o to że pokłóciłam się z Lunatykiem. O ciebie -tu prawie szepnęłam chodź to było za ciche by nazwać szeptem.
- O mnie? -zaśmiał się. Miał świetny słuch. Niczym pies albo nietoperz? -Czyżby się założył o to że nie wyrwę cię na bal? Co przeważyło? Przecież była z was taka "słodziutka pareczka". Wiesz mi wyglądaliście tak słodko że było mi nie dobrze. No ale co?
- Poszło o to że mnie zostawił i nawet nie pocieszał kiedy zginęła mi matka. Nawet nie złożył kondolencji. Nie napisał nic że jest mu przykro z tej przyczyny. I chodziarz widział że popadłam w depresje nic nie zrobił w tym kierunku. Ty też ale przynajmniej mnie zaczepiałeś -zaśmiałam się -Byłeś najokropniejszym dziadem jakiego spotkałam. Potem pocieszałeś mnie nad jeziorem...
- A ty się tam z nim obściskiwałaś -podniosłam brew -Moje oczy są wszędzie Ellie. Wiedz że marzyłem nie raz gdy patrzyłem na was że kiedyś zamienimy się miejscami i to on będzie patrzył na nas i się łamał.
- Jesteś wredny -ten wzruszył ramionami. -No to chyba ruszamy co nie?
- Za tobą to bym i na koniec świata poszedł -zaśmiał się i nachylił się nad mną. Jednak szybko się odsunął. -Nie chcę cię do tego zmusić. Po tym co ci zrobiłem. Nie raz byłem zadowolony z tego a innym razem waliłem w ścianę naszego pokoju bo zżerało mnie poczucie winy. Może i jestem impulsywny ale gdybym wtedy myślał tak trzeźwo jak teraz to nigdy...
- Daruj już sobie tę gadkę -powiedziałam. I ruszyłam przed siebie a on koło mnie. Nie trzymaliśmy się za ręce tylko szliśmy koło siebie. Nie jak para a jak przyjaciele bo on czasami szturchnął mnie łokciem a ja go dźgnęłam. Śmiałam się i to dzięki niemu co wydawało się dla mnie naprawdę dziwne.
Przed wejściem do wielkiej saki tylko jedna połowa drzwi była otwarta. Filch stał i sprawdzał czy idziemy parami. Oczywiście już złapał paru kawalerów i parę panienek bez pary. Ci tylko spojrzeli po sobie i połączyli się w pary by tylko wleźć do środka. W śród niedopasowanych stał Remus a na przeciwko niego Amy. Jej blond włosy były tylko rozczesane. Miała na sobie sukienkę do kolan w kolorze błękitu. Nie miała one ramiączek a może miała tylko że na przezroczystych ramiączkach. Spojrzałam na nich. Amy przygryzła wargę a Remus odwrócił wzrok i spojrzał na Amy. Dobrze wiedział że to moja przyjaciółka i mógł się na mnie zemścić jednak on nie był z tych. W końcu Amy nie wytrzymała i chwyciła Remusa za rękę. Stanęli za nami w kolejce do sprawdzenia przez woźnego. I kiedy w końcu pozwolił nam wejść w tle rozbrzmiewała muzyka. Wpierw myślałam że ściągnęli króla ale jednak to były tylko "Wyjące Mokradła". Wokalista świetnie śpiewał a większość par była już na parkiecie. Nathaniel nie opuścił i także mnie wyciągnął na parkiet. Chodź tłumaczyłam mu że nie umiem to ten nic sobie z tego nie robił i prowadził przez całą piosenkę. Muszę przyznać że nieźle się ruszał jak na takiego dupka. Jego nogi dreptały w rytm piosenki. Obracał mnie aż do tego że prawie straciłam grunt pod nogami lecz ten na szczęście mnie złapał. I zaczął okręcać. Chyba kogoś uderzyłam a Nathaniel zauważył że moje jakże drobne stópki są nieobute. Przewróciłam oczami. Zawsze to robiłam kiedy nie chciałam się tym przejmować. W jednym momencie przestali grać. Na podest piosenkarzy weszła dziewczyna. Miała może 1,50 wzrostu. Kruczoczarne włosy upięte w idealny kok. Delikatnie czekoladowa cera. Mogła być od mnie o 2 lata młodsza.
- A teraz zwalniamy tępa -powiedziała. -Mam na imię Charlotte i dedykują tą piosenkę każdej parze która tutaj się znajduje. Niech chemia ich nie rozłącza.
Dziewczyna zaczęła piosenkę która była niczym rozpływający się miód.Tańczyłam z nim do wolnej piosenki lecz i tak spoglądałam w inną stronę gdzie stał on. Remu podpierał ścianę chodź młodsze dziewczęta próbowały go wyrwać do tańca. Nawet się nie rozkręciła. Ja po prostu nie mogłam na niego przeć. Odeszłam od Nathaniela i podeszłam do Lunatyka. Wyciągnęłam ręce i zrobiłam minkę szczeniaczka. Chłopak zaśmiał się z mojej miny ale przypominając sobie naszą rozmowę momentalnie spoważniał. Chwyciłam go za przed ramiona o dłonie miał ukryte pod pachami. Zaczęłam go ciągnąć na parkiet lecz zanim udało mi się go wyciągnąć. Jedna kobieta z zespołu zaczęła śpiewać. Miała dość specyficzny wokal. Położyłam mu ręce na ramiona chodź dokładnie przesuwałam je pomału ku szyi. Musiałam go powstrzymać od ucieczki. Chłopak się zaśmiał ale w końcu położył swoje dłonie na moich biodrach. W ostatnim refrenie spojrzał na mnie spod przymrużonych oczu. I pocałował ale nie tak jak zazwyczaj.Czułam się tak jakbym nie nie mogła oddychać. Jego donie przejeżdżają mi po tyle sukienki a dokładnie po moich plecach. Stanęłam na palcach ale się odsunęłam. Nie rozumiałam jego toku myślenia.
- Dlaczego? Jesteśmy tacy sami a jednak ciągle od siebie odchodzimy -powiedziałam przy jego uchu. Po moich policzkach zaczęły ściekać łzy. Najwyraźniej kolejne wokalistki zespołu zaczęły śpiewać. Bo czy wspominałam że Wyjące Mokradła to 4 kobiety i 2 mężczyzn. Każdy z nich ma wyznaczone piosenki ale każdy z nich ma swoją chwilę i jest wokalistą.
- Może to przez mnie. Jestem odpychający. -zaśmiał się. Nie było w tym nic śmiesznego. -Albo po prostu nie jesteśmy sobie pisani. I jeśli zakochasz się w kimś innym niż ja to ja nie będę cię winił. Nawet jeśli wyjdziesz za tego farciarza. Z pewnością i kiedyś ja się ożenię chodź chciałbym byś była nią ty. A nawet jeśli nie to czy mógłbym być wtedy ojcem chrzestnym?
- Z pewnością -zaśmiałam się. -Ale nie wybiegaj w przyszłość kochany. Jest jeszcze teraźniejszość. A nią chcę żyć. Uciekamy od zgiełku? Tylko napiję się ponczu i zwiewamy z tego balu.
Chłopak uśmiechnął się znów. Poszłam po poncz i kogo przy nim spotkałam. Nathaniela. Miał założone ręce i spoglądał na mnie spod przymrużonych oczu. Jednak uśmiechnął się. Podszedł do mnie i nieśmiało musnął moje usta. Zamruczał koło mojego ucha: "Nie uciekniesz od tego iż darzysz mnie uczuciem." Spojrzałam wzrokiem rządnym mordu. Nie, nie kochałam i nigdy nie pokocham lecz faktem jest że po kłótni z Remusem pobiegłam do niego. Może jednak czuję coś do niego czego nie mogę odepchnąć i ma racje. Jednak napiłam się i podbiegłam do Lunatyka. Woźny pilnował wyjścia a koteczka siedziała koło niego. Pani Britney bardzo mnie lubiła. Zaczęłam do niej coś w stylu "kici, kici Britney'jko". Koteczka zaczęła iść w naszą stronę a Filch za nią. Niezauważalnie wyminęliśmy go i ruszyliśmy do naszego dormitorium. Była też walka z grubą damą bo dostała jasne zalecenia że wypuszcza tylko wtedy kiedy zezwoli jej na to dyrektor. Jednak wojna została wygrana. Pokój wspólny nie był pusty gdzieś dwóch małych chłopczyków i dwie dziewczynki siedzieli przy kominku rozmawiając o zajęciach. Po cichu wyminęliśmy ich. I teraz dylematu. Ich czy nasz pokój. Jednak wybraliśmy pokój chłopaków bo będzie mi łatwiej tam wleźć. I to co zobaczyłam to była Apokalipsa. Tylko dwa łóżka pościelone a inne to szkoda by opisywać. Na ziemi leżała pizza, kremowe piwo ubrania, brudne ubrania i bóg wiedział jedyny co jeszcze. *Muzyka od tego momentu* Spojrzeliśmy po sobie. Jednak teraz zauważyłam że jednak dobrze wybraliśmy. Jednym machnięciem różdżki Remus sprawił że nikt nie usłyszy nas w pokoju oraz zamknął bardzo dobre i szczelnie pokój. Był tu burdel to my raczej byśmy większego nie narobiły. I wtedy większe problemy sukienka się zacięła. Rzuciłam to. Za jednym pociągnięciem sukienka opadła na ziemię pozostawiając mnie w samej bieliźnie. Lunatyk zmierzył mnie takim spojrzeniem że aż się wzdrygnęłam. Nasz czas. Nasza teraźniejszość. Podeszłam do niego i zaczęłam go całować a moje dłonie próbowały jak najszybciej rozpiąć jego koszulę bo dzięki ci Merlinie nie założył żadnego krawatu. Na chwilę się od niego oderwałam i pchnęłam na łóżko. Było to jego łóżko chodź tak naprawdę nie wiedziałam gdzie trafiłam. Chłopak padł na materac i zrzucił z niego kołdrę. Nie miał już na sobie tylko góry a ja byłam w samej bieliźnie kiedy usłyszałam pukanie i głos chłopaków. WYCZUCIE! Wpadłam jak najszybciej do łazienki zabierając po drodze moją sukienkę. Usłyszałam rozmowę tak zawziętą i tak prostą że po chwili słyszałam zamykające się drzwi. Powiedział prawdę ale nie bałam się że oni wygadają. W końcu byli tacy jak my. Młodzi i zakochani. Wyszłam z łazienki a dłoniach nadal trzymałam sukienkę. Jednak ją puściłam i po prostu rzuciłam się na niego chwytając się rękami za jego szyję i nogami za jego biodra. Pocałowałam go a jego dłonie odpięły mi stanik. Czułam się nieswojo bo teraz to ja miałam mniej ubrań niż on. Chłopak opadł ze mną na swoje łóżko. I jednym ruchem to on był nad mną. Patrzyłam mu w oczy. Ściągnęłam z siebie już rozpięty stanik i rzuciłam na łóżko obok. Remus zaczął całować mnie po obojczyku i coraz niżej aż do pępka. Moje jakże zwinne palce u nóg pociągnęły w dół jego spodnie a ten odrzucił je gdzieś w tył. Byliśmy my nasza mała wieczność i wieczny burdel. Teraz mieliśmy po tyle samo ubrań czyli dolnej części bielizny. Znaczy on miał... Dobra już nie ma. Oczywiście mówiłam o butach ale szybko je ściągnął razem z skarpetkami nawet bez pomocy rąk. Bo jego ręce były w górnej części mojego ciała. Jego dłonie przejeżdżały mi po biodrach. Ściągając przy okazji ostatnią rzecz którą miałam na sobie. Czułam się dziwnie nie mając na sobie nic. Patrzyłam na niego a moje dłonie wędrowały wśród jego mięśni brzucha. Jego usta powróciły na moje usta. Nigdy nie całował tak uczuciowo, tak nachalnie a zarazem delikatnie, tak zmysłowo jak teraz. Jednym ruchem ściągnęłam z niego bokserki. Nadal był nad mną. Przylgnął do mnie nie przerywając pocałunków. I przyznam się że to nie było takie złe...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
*Muzyczka* Obudziłam się w swoim łóżku. Może to był piękny sen. Ale jednak miałam na sobie swoją sukienkę ale pod nią nie miałam już nic. Zaśmiałam się. Dzisiaj wszyscy odsypiali a ja tryskałam energią. Przebrałam się w coś luźnego ale oczywiście nie w dresy czy w piżamę. Po prosu leginsy i "workowatą" bluzkę którą dostałam po mamie. Świetna historia. Wyszłam z naszego pokoju. W pokoju wspólnym siedział on. Nie Remus a Nathan. Nie mogłam w to uwierzyć że w panoszył się do naszego dormitorium. Miał założoną jedną nogę na drugą i uśmiechał się perfidnie. Podeszłam do niego.
- Czego chcesz? -warknęłam chodź chciałam się zmusić na milszy ton.
- Nic. Po prostu chciałem ci powiedzieć dzień dobry bo Synuś księżyca ci tego nie powiedział chodź spałaś przy jego boku -powiedział usłyszałam że jego głos drży. -Dałaś mi nadzieje kiedy poszłaś ze mną na bal lecz ty tylko mnie wykorzystałaś. Nie cenię tego u kobiet a w szczególności u tak uroczych.
- Skąd wiesz -warknęłam a ten uśmiechnął się drwiąco chodź po chwili ten uśmieszek mu opadł.
- Sam mi powiedział -wzruszył ramionami. -Widząc że chciałem cię zdobyć podcinał mi skrzydła takimi tekstami. Ona woli mnie od ciebie i tego nie zrozumiesz. Prędzej cię wykorzysta niż pokocha. Nie uwierzysz ale to ja byłem pierwszy więc w końcu nas zostaw. Lecz czasami gdy widział że nie raz się śmiałaś wtedy kiedy go nie było albo próbowałaś mnie zabić. Mówił. Widzę że coś między nią a nią a tobą jest, nie spartol tego. Jeśli ci się uda to traktuj ją jak królową gdyż tylko tak powinna być traktowana. Jeśli skrzywdzisz ją to wiedz że wleje ci do herbaty tonik z ekstraktem z truskawki. Chronił cię , dawał nadzieję a potem się wpieprzył i zaczynał podcinać mi skrzydła. Myślisz że jest taki jak uważasz? Mówisz że go znasz? Może przy tobie taki jest ale nie dla mnie Ellie.
Odwróciłam wzrok. Nie chciałabym żeby cierpiał przez mnie. Moje oczy się zaszkliły przedstawił Remusa jako troskliwego mężczyznę ale też i jako tyrana który nie chce by odebrano mu jego zdobycz. Nachyliłam się nad nim tak że prawie stykaliśmy się nosami.
- Jesteś podłym kłamcą -warknęłam ale zamiast się odsunąć krótko musnęłam mu jego wargi. -Ale jesteś takim szarmanckim idiotą że nie potrafię ci nie wierzyć. Jednak gdy komuś powiesz że my się tu prawie że pocałowaliśmy to pamiętaj że wywar żywej śmierci pragnie twojej herbaty.
- Przynajmniej umrę wiedząc kogo kocham. A ty wiesz kogo kochasz? -spytał.
- Kocham... -chciałam odpowiedzieć to tak prosto a jednak nie mogłam.- Kocham na pewno Remusa. Lecz faktem jest że zasiałeś w mym sercu ziarenko zauroczenia lecz mam nadzieje że ptaki je odnajdą i zjedzą.
- Jak chcesz... -powiedział i poszedł w stronę wyjścia zostawiając mnie samą z myślami. Jednak zatrzymał się przed wyjściem i dodał -Jeśli to prawda że jednak małe ziarenko zauroczenia tkwi w twoim dziewczęcym serduszku to wieczorem spotkajmy się na błoniach. -po czym wyszedł.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Nie mam weny by napisać co będzie w następnym rozdziale ale komentujcie czy wam się podoba dodatkowo będzie ankieta dotycząca odwiecznego pytania "Kogo wybierze Ellie?" Ja oczywiście wiem lecz nie spojleruję własnego opowiadania. Dziękuję też kochanej Agacie za nominacje do już drugiego LA :3
Super rozdział i również chce Cię nominować do LA :D http://astoria-my-story.blogspot.com/2014/08/liebster-award.html Czekam na następną notkę :3
OdpowiedzUsuńDziękuję jakże to miłe ;)
OdpowiedzUsuńTen rozdział jest wyśmienity. Czytałam go z uśmiechem na ustach :3
OdpowiedzUsuńJa tam myślę, że Ellie wybierze Nathana. Wyobrażam go sobie jako takiego Riddle'a, szarmancki, charyzmatyczny, wie czego (kogo) chce. Ale dziewczyna może się zawieść zarówno na Remusie i Nathanie.
Co do nominacji to nie ma za co. Należy ci się za tą piękną historię :D
Hue hue. Dziękuję bardzo :) I zdradzę ci coś... Niedługo pojawi się bohater o wyglądzie Jake' a Abela :3 (taki miałam plan ale nie mam czasu go wcisnąć) xD
UsuńKocham cię <3
Usuńjestes niesamowita! pisz, pisz, pisz! to miód dla moich oczu :)
OdpowiedzUsuńPóki co, rozdział, który najbardziej mi się spodobał. I do tego dłuższy ^^
OdpowiedzUsuń