niedziela, 31 sierpnia 2014

Rozdział XI

Śniadanie zostało opóźnione ze względu na to że większość uczniów odsypiała bal. Poszłam więc oczywiście do kuchni bo moje kiszki zauważyły iż teraz powinny coś od mnie dostać i zaczęło mnie skręcać z bólu. Mi brzuch nie burczał tylko od razu bolał jeśli nie dostał potrawy o danej godzinie. Zeszłam do lochów i połaskotałam gruszkę na obrazie. W środku skrzaty uwijały się jak mrówki. Lecz oprócz nich zauważyłam Lukas'a mojego kuzyna. Chłopak uśmiechnął się i podszedł do mnie. Uścisnął mnie jakbyśmy nie widzieli się wieki. Chodź to była prawda. Szczerze... To nie wyglądaliśmy jak rodzina chodź jego matka jest siostrą mojego ojca. Podobnie i on poszedł w ślady swojego tatusia. Blond włosy znów uczesane na James'a. Ostatnio te uczesanie zrobiło się dość popularne. Błękitne oczy miały w sobie coś takiego że dla niego było się zawsze otwartą księgą. Nic przed nim się nie dało ukryć. Po za tym świetnie wykrywał kłamstwa.
- Kopę lat kuzynuś - uśmiechnął się ukazując śnieżnobiałe zęby. -Wiesz co... To trochę nie fair bo jestem od ciebie o pół roku młodszy a i tak muszę być w klasie młodszej.Pff... To jest nie sprawiedliwe. A po za tym... Chcesz muffinke? Jeszcze pozostały z balu. Są z czekoladą, z bitą śmietaną z karmelem, z krówką i innymi pysznościami. Wiem że ty zawsze przepadałaś za czekoladowymi więc za sekundkę wracam...
Zaśmiałam się ale poczekałam. Muffinka na rozpoczęcie dnia? No to ten dzień nieźle się zapowiada. Chłopak podał mi babeczkę a sam się wgryzł w swoją. Skrzywił się od razu.
- O nie! Trafiłem na babeczkę z nadzieniem fasolek wszystkich smaków. To nie jest dobre... Łe cytryna -skrzywił się. Zaczęliśmy śmiać się w niebo głosy. Skrzaty spojrzały na nas ale ja nie potrafiliśmy przestać.Lucas'a traktowałam jak brata. W końcu kiedy byliśmy mali to razem się bawiliśmy, kąpaliśmy się w tej samej wannie, chodziliśmy do lasu na jagody, bawiliśmy się w księcia i księżniczkę ,oglądaliśmy filmy, graliśmy w gry planszowe, nawalaliśmy w piłkę. To była kolejna osoba która wiedziała o mojej dolegliwości.
- Nadal boisz się szczeniaczków? -spytałam. A ten zmroził mnie wzrokiem. Znów zaczęłam się śmiać po czym spróbowałam swojej muffinki. Jak mówił była czekoladowa. Jednak wracając. Dlaczego Lucas bał się szczeniaczków? Gdyż zaatakowała go ich chmara kiedy byliśmy u ciotki Muriel siostry matki mojego taty. Ma ona doga niemieckiego a akurat kiedy my byliśmy okazało się że ma szczeniaki co było naprawdę słodziutkie. I od razu jak weszliśmy do domu ciotki wszystkie szczeniaki zaczęły skakać po Lucas'ie. Były to już nie takie maciupkie szczeniaczki. Bo powaliły chłopaka za ziemię i zaczęły go podgryzać, łapać za ubrania ,sznurówki u butów i niemiłosiernie go lizać. Nie mógł wstać gdyż te aniołki wcale nie były takie leciutkie. Więc leżał w progu i czekał aż go szczeniaczki zjedzą. A ryczał! Lecz co na to mogłam poradzić skoro mieliśmy po 7 lat a on był naprawdę wątłym i niskim chłopcem a ja byłam tylko trochę do niego wyższa. W końcu po 20 minutach zostawiły go i wróciły do mamy. Lu był naprawdę oszołomiony i do teraz prosi ciotkę że gdy ma szczeniaki a on nadjeżdża to żeby je zamykała w kojcu lub w czymś podobnym. A po jego reakcji mogłam zauważyć że nadal się ich boi.
- Kochany kuzynie to nie jest przecież takie śmieszne że piętnastoletni chłopak boi się szczeniaczków -próbowałam tłumić śmiech. Lecz nagle wyobraziłam sobie jego jak ucieka przed swoją dziewczyną tylko dlatego że ma na smyczy szczeniaczka.Parsknęłam śmiechem a ten jak to miał w zwyczaju dał mi sójkę w bok. Spojrzałam na niego spod przymrużonych oczu i mu oddałam. Za to ten mnie dźgnął i tak zaczęła się nasza bitwa na dźgania po chwili doszło też łaskotanie i nie wspomnę że to dość dziwnie wyglądało. Jedak trzeba wam przypomnieć że jesteśmy kuzynostwem. Jednak jak to musiało wyglądać. Dwójka nastolatków łaskoczę się i dźga się do upadłego w środku kuchni. W końcu powalił mnie na ziemię chwycił garść mąki i zaczął mnie ni obsypywać. I to wszystko dlatego że zaśmiałam się z jego fobii.
- No teraz dodać tylko drożdże i wodę po czym włożyć do pieca i będzie przysmak ala Eleanore -powiedział po czym odszedł kawałek bym mogła się sama podnieść. Mieliśmy jedną stalową zasadę. Jeśli rozpoczniesz wojnę i ją przegrasz to musisz sama bądź sam się z klęski podnieść. -A teraz chcę ci powiedzieć że przecież w grudniu przecież kończę 16 a nie 15 głuptaku.
- No nie wiedziałam sardynko w puszce -prychnęłam w jego stronę. Byłam cała z przodu umorusana mąką. Skrzaty będą miały co prać. Za to z tyłu powinnam mieć na sobie cały ten kurz ,ziemię, piasek i co tam jeszcze było na podłodze. Lucas jednak nie odpuścił. Rozpoczęliśmy nową bitwę.
- Łał przyznałaś się do winy glonojadzie -uśmiechnął się przebiegle. W końcu był tym cholernym ślizgonem jak ponad poła mojej rodziny. I to było w nim najgorsze że nie łatwo było go wyprowadzić z równowagi... No chyba że będzie się śmiać z jego fobii. Wtedy budzi się bazyliszka.
- To był sarkazm druzgotku! -palnęłam jedyne stworzenie jakie przyszło mi na myśl. Zmarszczył brwi a po chwili uśmiechnął się głupkowato i zaczął udawać te jakże łatwe w udawaniu zwierze. Wpierw myślałam że udaje ptaka potem że syrenę, meduzę ,rybkę aż w końcu się przyznał że to był druzgotek.
Wyszliśmy z kuchni bo w końcu skrzaty nie wytrzymały naszej błazenady i wykopały nas za drzwi ale tak dosłownie. Jeden ze skrzatów podskoczył i złapał nas za uszy po czym "grzecznie" wyprowadził za drzwi. Nie wiedziałam że skrzaty mają taki silny ścisk w tych ich małych i dość wątłych łapkach. W każdym razie przez parę godzin moje ucho będzie miało kolor maliny. Zaczęliśmy gawędzić prawie o wszystkim. O tym jak nam leci w szkole i tak dalej. I w końcu nasza rozmowa zeszła na tory typu czy jesteś już zajęta? Oczywiście wiedział że poszłam na bal z Nathaniel'em. W końcu to był jego kumpel z przedszkola. Ale mnie znał odkąd się urodził a ja go znałam zanim jeszcze się urodził i jakoś nie miałam tego przywileju posłuchać jakie dziewczyny teraz się podobają ślizgonom. Oczywiście na pierwszym miejscu była blondyneczka, krukoneczka Florence która urodziła się Pensylwanii, dalej Dorcas ,Beatrice no i o dziwo ja. Mało nie wybuchłam śmiechem kiedy usłyszałam. Rozumiałam że Florence mogła się podobać bo była szczupła i ładna a do teko podobnie jak większość ładnych dziewczyn była łamaczką serc. Dorcas podobnie chodź już od 4 lat nie zmienia chłopaka. Szczerze to ja na miejscu Syriusza zrobiłam sobie jakąś przerwę. Znaczy rozumiem że jak się kogoś kocha to można zrobić dla tej osoby wszystko. Ale jesteśmy młodzi, a Dor jakby chciała okazać że bierze ich szczenięcą miłostkę za prawdziwą miłość na wieki i Amen. W końcu pozostał tylko rok i miłostka mogła ich połączyć. Nie żebym się śmiała z jej podejścia, bo to marzenie przecież każdej dziewczyny ale jednak trochę go torturuje. Nie mówiąc o dziewczynach które się do niego zbliżają... Beatrice to trochę inna bajka. Zachowuje się jak by coś brała i zazwyczaj się śmieje ze wszystkiego ale nie takim śmiechem normalnym tylko takim uroczym. Puchonka. Ogólnie ma trochę ponad 150 centymetrów a jest od mnie starsza. Troszkę śmiesznie to wygląda a w szczególności z jej różowymi włosami które zapuszcza odkąd ją poznałam i już sięgają jej do łydek kiedy zaplata warkocz. Chłopakom podoba się raczej w niej to że jest dość... Łatwa? Skoro zachowuje się czasami jak na pełnym odlocie to też łatwo chłopaki mogą ją zauroczyć. Ciekawostka! Chodziła już z połową Hogwartu. Przynajmniej tak pisze Hogwarcka gazetka dla dziewcząt robiona właśnie przez szkolną redakcje. No to jak widzimy. Gwiazdeczka, gwiazdeczka do entej i puszczalska ale co ja tam robię? Koło nich? To mnie ciekawiło.
- No wiesz jak to jest. Jeśli umawiasz się bądź przesiadujesz obok tak zwanego "ciacha" stajesz się bardziej atrakcyjniejsza. -powiedział a ja przekrzywiłam głową tak samo jak to robią szczeniaki kiedy nie rozumieją co do nich mówimy. -My jesteśmy jak wataha wilków. Jeśli jakaś wilczyca spotyka się z Alfą to wtedy zauważamy że musi mieść coś w sobie skoro się spotyka z kimś o tak wysokiej randze.
- Ahaaa -przedłużyłam słowo. Nie ogarniałam myślenia chłopców. -A tak w ogóle to chcę ci powiedzieć że... To trochę krępujące ale ty chyba mnie zrozumiesz. Chyba mi się podoba ktoś jeszcze prócz Remusa... Znaczy kocham go i w ogóle ale ten drugi przez swoją charyzmę, urodę, uśmiech, podejście do życia sprawił że i on zaczął mi się podobać. A ty co byś zrobił. Jak byś chodził z dziewczyną którą kochasz ale jednak podobała by ci się druga lecz nie chciałbyś zranić uczuć pierwszej.
-Zaczytuję "Jeżeli kochasz dwie osoby naraz, wybierz tą drugą, bo gdybyś naprawdę kochał tą pierwszą nie zakochał byś się w tej drugiej." -wypowiedział to jak by to była jego życiowa rola. -Chodź ja nie wierze w to żeby rzucić pierwszą osobę którą kochało się dłużej dla drugiej którą kochasz od niedawna. A kim on jest? Znaczy... Kim jest osoba numer jeden i numer dwa.
- Pierwszą osobą jest oczywiście Remus -prychnęłam -Ale drugą... Pamiętaj że jeśli komuś to wypaplasz to powiem o twojej fobii. Na pewno dziewczyny będą chciały się umawiać z chłopakiem który boi się szczeniaczków. Tak więc drugą osobą jest Nathaniell...
- Kochasz Nathan'a ? -prawie się roześmiał. Kopnęłam go delikatnie w piszczel lecz i tak zawył z bólu. -No, ok. Rozumiem. W końcu to z nim poszłaś na bal a potem zniknęłaś. Miałaś tupet, wiesz? Zostawiłaś go. Wyobraź sobie że i my czasami się sobie zwierzamy. Wiem to brzmi komicznie lecz to prawda. Chłopak został przez ciebie dźgnięty. Jednak się nie przejmował. Po za tym dziś był jakiś taki przymulony. Wiesz o co cho? A z resztą wygadał się o wieczornych błoniach. I jeśli go dźgniesz go tak mocno że będzie mu się ciężko podnieść to się na ciebie obrażę. Może nie wiesz ale przeżył nie jedno i nie jeden upadek...
Na tym skończyła się nasza rozmowa. Każdy poszedł w swoją stronę. Miałam jednak nadzieje że spotkam Lukas'a jeszcze kiedyś tak samo jak Amy. Ciężko mi bez niej w końcu dorastałyśmy na jednym podwórku. A przez szkołę oddaliłyśmy się jak nigdy wcześniej. Ruszyłam w stronę biblioteki, to było ostatnie miejsce gdzie mogła bym ją znaleźć jednak bez zastanowienia weszłam do tego cudownego pokoju przepełnionego regałami książek. W środku siedziała Amy. Uśmiechnęła się blado. Wstała z krzesła. Podeszła do mnie i uściskała tak jakbyśmy nie widziały się wieki. Położyła swoją łepetynę na moim ramieniu i zaczęła płakać. Tak po prostu płakać. Nie wiedziałam jak to odebrać w końcu sama mi wytłumaczy o co chodzi.
- Przepraszam. Byłam złą i wyrodną przyjaciółką -powiedziała -Od dziś wszystko zmienię. Tylko daj mi to zmienić. Do tego mam coś dla ciebie żebyś mnie przyjęła z otwartymi ramionami... Chodź dziś raczej nie powinno się uśmiechać. W końcu dziś jest wszystkich świętych. Jednak nie mogłam się oprzeć. Ona mnie wołały i pewnie ciebie zawołają jak je zobaczysz.
Odsunęła się od mnie. Włożyła dłonie do torebki i zaczęła czegoś szukać. Nie żeby coś ale po niej mogłam się wszystkiego spodziewać. Wyciągnęło pudełko z węglami i blok rysunkowy a także gumkę chlebową do kolekcji. Przygryzłam wargę i wzniosłam oczy ku niebu po czym z uśmiechem spojrzałam na nią. Dziewczyna prawie się trzęsła z całej tej sytuacji. Poczochrałam ją po jej blondwłosej czuprynie.
- Ej. Jeśli myślałaś że my przestałyśmy być przyjaciółkami... -zrobiłam dramatyczną pauzę -To na swojej drodze musiałaś spotkać czarodzieja który usunął ci wszystkie wspomnienia ze mną a w szczególności te kiedy miałyśmy po 6 lat.. Obiecałyśmy sobie zawsze się wspierać nawet jeśli przestaniemy być BFF to zawsze będziemy BF a jak nie będziemy BF to zawsze będziemy przyjaciółkami i zawsze będziemy sobie przebaczać choćby druga strona zrobiła by coś okropnego. Więc tak naprawdę nigdy nie przestałam cię traktować jak przyjaciółkę chodź się oddaliłaś podobnie jak ja od ciebie...
***
Siedziałam w pokoju przy biurku i dalej szkicowałam Nathan'a. Remusa skończyłam jakieś 2 godziny temu. Obrazek nie był najgorszy i wart poświęceń bo przyznaję się że nie poszłam na obiad. Jednak moja ukochana skrzatka Danusia przyniosła mi jedzonko i nie umarłam z głodu. Była godzina 17.00 może trochę po. Uświadomiłam sobie że dla chłopaka wieczór mógł oznaczać właśnie tą godzinę albo nawet i 20.00. W końcu kiedy skończyłam jego portret. Do pokoju wpadła Lily i podeszła do mnie. Otworzyła usta i oblała się tak wielkim rumieńcem że nie cała jej twarz zlała się z włosami. W końcu odważyła się coś powiedzieć.
- Zrobiliście to? -spytała a ja podniosłam brew. -Nie udawaj głupiej. Wiesz o co mi chodzi. I jak?
- Co jak? Nie będę ci spojlerować rudowłosa -prychnęłam -Ale jeśli już panna wścibska musi wiedzieć. To tak! I czy to takie haj waj. Z resztą muszę się śpieszyć mam spotkanie z Na... Nauczycielem. Tak więc pa.
Zostawiłam wszystko co było na biurku i pędem zaczęłam biec do wyjścia. Chciałam zdążyć przed woźnym i jego ochrzanem. Wybiegłam na błonia. Podbiegłam do brzegu jeziora i tam on stal. Wpatrywał się w tafle wody. Oddychał spokojnie. Może trochę nawet za spokojnie. Podeszłam do niego. Położyłam mu dłoń na ramieniu jednak równie szybko ją cofnęłam. Nathaniel odwrócił się i posłał mi jeden z tych uwodzicielskich uśmiechów.
- Przyszłaś -zaśmiał się -Nie myślałem nawet że przyjdziesz. Wydawało mi się że czekam na coś co nigdy nie nadejdzie a jednak nadeszło. Czyli coś do mnie czujesz Eleanore Clarisso Ofelio Fray? Jeśli zostałaś urażona po przez wypowiedzenie twojego pełnego imienia. To przepraszam.
- Nic się nie stało... -mruknęłam. -Tylko dlatego mnie zawołałeś? Czy coś jeszcze jest co chciał byś mi pokazać. Jednak pamiętaj że mój lewy i prawy sierpowy jest gotowy do bitwy.
- Zależy czy nie wygadasz. Nie wygadasz? -spytał a ja oczywiście oznajmiłam że nie wygadam i wtedy przed moimi oczami nie stał chłopak lecz o dziwo kary ogier. Przejechałam dłonią po jego szyi. Był pięknym a zarazem majestatycznym animagiem. Jednak coś mi się przypomniało. Mój patronus który miał formę cielesną pięknej klaczy o budowie araba tak samo jak Nathan w swej zwierzęcej postaci. Chłopak szybko zmienił się w siebie. Było to zabawne że my jako wilkołaki rozdzieraliśmy ubrania a animagi właśnie nie.
- No i co? -spytał i uśmiechnął się. -Myślałaś że będę przemieniał się w kameleona i łapał muchy? Albo w węża? Nie jestem wężem i ty o tym dobrze wiesz moja ty kudłata przyjaciółko.
- Skąd... ty... -nie mogłam się wysłowić. Skąd wiedział że jestem wilkołakiem.
- Ściany mają uszy -zaśmiał się. -Po za tym jestem dobry w dedukcji. Jednakże nic nie powiem. Dlatego chciałem ci pokazać moją postać zwierzęcą żebyśmy byli kwita. Nie chciałem cię szantażować. Co jest bardzo zabawne jeśli chodzi o mnie. Jednakże twój kuzyn mnie do tego namówił. Ciekawostka jest taka że wiedziałem o tym już odkąd szliśmy na 5 rok. Jednakże nie puszczę pary z ust. Ponieważ powiem ci tylko jedno. Przez ciebie nie mam zamiaru chodzić z dziewczynami. Popsułaś mnie! I jeszcze trochę a spadnę w rankingu! A chcę być najbardziej przystojnym i aroganckim ślizgonem ever!
- Skro tylko to chciałeś mi powiedzieć... To będę już szła. -powiedziałam i odwróciłam się ale chłopak zatrzymał mnie kładąc mi rękę na ramieniu. Ciepłą rękę.
- Podobasz mi się. Jednakże nie lubię w tobie tego że jesteś tak niezdecydowana -powiedział i przyciągnął mnie do siebie. Chwycił delikatnie za podbródek. -Zawsze jeśli ktoś każe ci wybierać po między jednym a drugim ty wybierasz trzecią opcję bądź nie wybierasz żadnej. A po za tym. Co robisz na święta?
- Niestety jestem już zajęta -prychnęłam w jego stronę.
On tylko się uśmiechnął i pochylił się nad mną. Chciał mnie pocałować lecz zamiast tego opadł głową na moje ramię .Zaczął się śmiać. Było to dosyć... Dziwne. Ściągnęłam brwi i odsunęłam się. Chłopak podniósł na mnie wzrok. Wyszczerzył się a jego piwne oczy przeszyły mnie na wzlot. Odsunął się od mnie i skłonił w pół. Zaczął iść przed siebie. Stałam i tylko tyle mogłam zrobić. Nie wiedziałam nic, jak by pustka ogarnęła mój umysł i zabroniła się poruszać. Zmusiłam się do tego by ruszyć się lecz zamiast iść do szkoły pobiegłam za nim. Chodź chłopak szedł naprawdę wolno to i tak nie mogłam go dogonić. W końcu objęłam go w pasie i zabroniłam mu iść dalej.Przyłożyłam policzek do jego pleców i przymknęłam oczy.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Ha! Nie ma to jak zakańczać w takich momentach. Po ankiecie myślałam że wybierzecie Remusa a wy wybraliście Nathaniel'a. Takie lekkie zdziwko xDD Ale ok. Komentujcie :) Mam nadzieje że błędy nie rażące ;u; 

3 komentarze:

  1. Naprawdę jesteś zdziwiona? Przecież Ślizgoni Forever xD
    Rozdział naprawdę fajny, aczkolwiek znasz mnie i wiesz, że czekam na jakąś akcję :D
    Pozdrawiam cię cieplutko i niech moc Gryffindoru będzie w tym roku szkolnym z tobą :3

    OdpowiedzUsuń
  2. Bohaterki opowiadać zawsze muszą wybierać tych bad guy by realizować nasze dziewczęce fantazje! (która nie marzyła o Draco, Damonie czy złym Marku Darcy?) Odcinek w porównaniu do powszednich, szczerze, to trochę gorszy, ale i tak utrzymany na dobrym poziomie :)
    Szczerze mówiąc, wolę "dorosłego" Remusa :) Mam nadzieję, ze nasza bohaterka wybierze Natha - ten facet pociąga samym spojrzeniem (przynajmniej w mojej głowie - mam strasznie bujna wyobraźnię :P )
    Powodzenia :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Na początek nawiążę do komentarza powyżej: Ja nie marzyłam o żadnym z wymienionych. Może i w opowiadaniach i książkach górują ,,bad boy'', ale w praktyce są zazwyczaj do kitu. Idealni dla masochistek.

    OdpowiedzUsuń