środa, 6 sierpnia 2014

Rodział IX

Październikowe popołudnie i coraz mniej czasu do balu. Był czwartek gdzieś 4 dni po pełni. Ziewnęłam ospale. Spojrzałam na kalendarz aby upewnić się jeszcze raz że w dniu balu nie ma pełni. Nie ma. Do mojego pokoju wparowała brunetka o orzechowych oczach zupełnie jak James. Miała na imię Vanessa. Przykładała do siebie liliową sukienkę robiąc najróżniejsze miny i śmiejąc się przy tym.
- No to dziewczęta co o niej sądzicie? -spytała i obróciła się -A tak w ogóle to z kim idziecie na bal kochanieńkie? Ja idę z ciachem do schrupania Victor'em Valdez'em.
- Z Syriuszem czyż to nie oczywiste? -Dorcas nie spojrzała nawet na Vanessa lecz wpatrywała się w swoje własne paznokcie oceniając czy malowanie ich sprawiły że są ładniejsze czy też trzeba je zmyć po raz tysięczny.
- Ja z James'em - Lily oblała się rumieńcem i żeby go ukryć chwyciła z a poduszkę i przytkała ją sobie do twarzy po czym zaczęła głośno rechotać.
- Z Remusem -powiedziałam dosyć cicho. Vanessa usiadła koło mnie i wyciągnęła mi z pod łóżka kufer po czym zaczęła w nim niegrzecznie grzebać. Położyła mi na kolanach swoją.
- Masz już suknię? -spytała Vanessa i uśmiechnęła się promiennie. -Bo coś mój wzrok nie może jej odnaleźć wśród sterty twoich chuchów Ellie.
- Nie mam -przyznaję niechętnie -Mój tato kupił mi ale to chyba nawet sukienką nie można. Jest na samym dole. Ta fioletowa ale nie jest taka jak myślisz aż taki to mój tato głupi nie jest woli stonowane kolory. Nie no żart jest piękna sama spójrz.
Dziewczyna wyciągnęła moją sukienkę. Zmrużyła oczy i zmarszczyła nos. Przejechała dłonią po tkaninie. Wstała i przyłożyła ją do siebie. Była dla niej za długa ale dla mnie w sam raz. Była na tyle długa by zakrywała mi stopy lecz tak luźna że mogłam spokojnie się w niej poruszać. Nie zadurzy dekolt przyozdobiony cekinami podobnie jak pas i krótkie ramiączka. Miała kolor ciemnego fioletu chodź większość mówiła że to zależy od światła. Dorcas zagwizdała z uznania.
- No muszę przyznać że twój ojciec ma gust -powiedziała z uśmiechem -Moja przy twojej blednie lecz i tak olśni Łapusie. Nie masz dużego tego dekoltu czyżbyś ukrywała swój brak piersi deseczko?
- Dor przestań -warknęła Lily która wreszcie się ogarnęła -A teraz musimy iść na eliksiry chyba że chcemy się na nie spóźnić. Co nie Ellie? Jesteśmy przecież wzorowe a profesor Horacy nas uwielbia i raczej nie chcemy nadszarpnąć u niego naszą dobrą opinię. Co nie Eleanore?
Przytaknęłam rudowłosej. Obydwie ruszyłyśmy z książkami w stronę lochów gdzie były eliksiry. Śmiałyśmy się z żartu który mi opowiedziała. Nagle zauważyłam Nathaniela na mojej drodze. Uklękłam że niby zawiązuje sznurowadła i dałam wzrokiem Lily by szła dalej bez mnie. Podeszłam do niego ze wzrokiem mordercy. Chodź po tym co ostatnio mi powiedział nie mogłam się gniewać. Dzięki niemu poznałam moją mamę bliżej niż znałam ją za życia. Tyle przed mną ukrywała. Chłopak uśmiechnął się delikatnie.
- Specjalnie dla mnie przegoniłaś rudowłosą? -spytał i tym razem uśmiechnął się prawie od ucha do ucha -No normalnie szok! Czyżbyś coś do mnie czuła kruczku? No wiem wiem jesteś zajęta ale to że mogłaś się zabujać w tym ciele nie ma nic wspólnego z tego że pewnie po szkole na twej pięknej rączce odnajdę pierścionek. A może właśnie to będzie od mnie pierścionek...
- Nie przeginaj -warknęłam -Jeszcze jedno słowo a Remus połamie ci gnaty...Wrr...
Przeszłam koło niego i pośpiechem zbiegłam po schodach na kolejne piętro w dół. Ten to miał tupet nie ma przebacz. Ciągle myślał że albo mnie przeleci albo po prosu rzucę dla niego najukochańszą osobę na świecie. Mylił się jeśli tego właśnie chciał. Kiedy byłam na Parterze napotkałam Lunatyka który od razu wziął mnie pod rękę. Szliśmy razem oczywiście też i z resztą paczki.
- Czego chciał od ciebie ten... Może nie będę komentował najlepiej -powiedział i objął mnie ramieniem Spojrzałam na resztę paczki. James nadal chodził rozanielony po tym jak Lily pocałowała go na treningu. Syriusz był dziś jakoś przygaszony a Peter szkoda słów... Obgryzał swoje paznokcie... Nie żeby coś ale kiedy ja się denerwuję robię to samo, ale żeby tak do krwi je obgryzać.
- Wiesz co Remus pomału zachowujemy się jak te parki -powiedziałam z lekko załamanym głosem -Chcę być z tobą ale nie tak żeby od razu cała szkoła o tym wiedziała. Żeby też od razu wiedziała jak nie będziemy razem. Jeszcze chwila a będziemy na okładce miesięcznika szkolnego dla dziewczyn. Ciekawostka że w rankingu na najładniejszego chłopaka według dziewcząt na pierwszym miejscu jest Nathan, potem Syriusz, James, Roger a gdzieś tak na 9 miejscu ty. Podniosłam ci rangę i dzięki temu że masz dziewczynę która podoba się... Nathaniel'owi...
- Zabiję go -warknął - To aż tak widać że ten ... -pomińmy epitety użyte w tym zdaniu -Co czuje do ciebie?
- Łoo Lunatyś się wkurzył na maxa -zaśmiał się rogaś a Remus zmierzył go wzrokiem ten szybko zmienił temat.-No już jesteśmy pod klasom. Ciekawe jaki dziś zepsuje eliksir.
- Żywej śmierci rogasiu, żywej śmierci -powiedział Syriusz i westchnął -Chodź jak patrzę na ciebie Remus, zrobił byś wszystko żeby wlać go do gęby O'Collmelan'owi. Rozumiem cię ja też był bym zazdrosny... Chodź... Nie nie był bym gdyby był to jakiś pokraka ale rozumiem że się denerwujesz. W końcu to ciacho w śród dziewcząt. Osobiście uważam że za miesiąc to ja będę na pierwszym miejscu.
- Nadzieją matką głupich -zaśmiałam się i weszłam pierwsza do klasy. Nauczyciel już rozpisywał się na tablicy. Lily siedziała na swoim miejscu i poklepywała miejsce koło siebie. Jednak ja miałam zamiar dziś usiąść koło Amy która nie zjawiła się dziś na ostatniej lekcji. Nie było jej też na przerwie. Usiadłam na swoim miejscu i zaczęłam rozpakowywać wszystko co potrzebne. W końcu doczekałam się aż moja blond włosa przyjaciółka się zjawi ale już w obecności nowego chłopaka który ją pocieszał. Płakała? Tego nie wiedziałam. Dziewczyna usiadła z mną. Słyszałam jej pochlipywanie. Więc koło mnie było puste miejsce z obydwóch stron. Remus już miał się przesiąść gdy nauczyciel zmroził go wzrokiem. Do klasy wparował Nathan i jego koledzy. Nie zdziwiłam się kiedy usiadł koło mnie po mojej lewej a po mojej prawej przysiadła się jakaś krukonka. Teraz mieliśmy lekcje z ślizgonami i krukonami aż dwie godziny  z nimi. Porażka. Spojrzałam na chłopaka kręcąc głową. Pcha się pod gilotynę bez potrzeby... Nauczyciel tłumaczy ł nam jak mamy go przygotować. Naszą główną nagrodą miała być fiolka z wiecznego szczęścia. Nie chciałam jej wygrywać ale nie potrafiłam się nie starać. Szłam według składników lecz czasami eksperymentowałam i obliczałam  czy przypadkiem ta dawka nie będzie za mała albo za duża i dzięki temu szybciej by położyła trupem. Jedna lekcja minęła szybko po niej druga. Skończyłam jako prawie przed ostatnia. Wiedziałam że przy tym nie liczy się czas a jakość. Ostatnią osobą był Peter lecz i ten skończył w końcu. Zaczął podchodzić i zamaczać piórka. Podszedł po Lily do mnie i upuścił piórko które tak szybko zmieniło się w popiół że niektórzy nie zauważyli.
-Powinniście brać z niej przykład to moja ulubiona uczennica tak samo jak oczywiście panna Evasn która także poradziła sobie świetnie z tym eliksirem! -krzyknął profesor.
Zaczął iść dalej. Zatrzymał się nad eliksirem Severusa Snape'a. Zamoczył piórko. Efekt był podobny do mojego ,wolniejszy ale bardziej efektowny. Z uznaniem kiwną głową.I tak przeszedł przez prawie całą klasę. Po czym stanął przed tablicą z małą fioleczką i zaczął mówić.
- Wygrały by trzy eliksiry gdybym miał tyle fiolek. Panna Evan za idealne odwzorowanie , panna Fray ta świetne działanie tak dobre że powaliło by niejednego olbrzyma, i dla Severusa Snape'a za świetny efekt. Jednak fiolkę mam tylko jedną i oddaję ją... Severusowi Snape'owi ale dziewczęta dostaną podziękowania  i gratulacje w klubie ślimaka. Będziecie mogły mieć dokładkę lodów.
Zaśmiałyśmy się za le z uśmiechem przytaknęłyśmy. To znakomita nagroda jak dla nas. W końcy wyszliśmy z klasy. To była nasza ostatnia lekcja. Pierwsze co zrobiłam to wyszłam na błonia nacieszyć się dzisiejszym jakże chłodnym ale słonecznym dniem. Usiadłam na trawie i usłyszałam jak ktoś siada obok mnie. Dor spojrzała na mnie spod przymrużonych oczu i uśmiechnęła się.
- Dorcas może wreszcie sojusz? -wyciągnęłam dłoń a dziewczyna ją uścisnęła.
- Sojusz, bo to głupie, że przez jeden incydent z przed 3 lat nadal się nie lubimy -zaśmiała się. -Widziałam jak na ciebie patrzy Nathan i módl się aby za to Remus go nie zamordował. On patrzy na ciebie jak byś była jego światem, tak romantycznie. Niejedna chciała by być na twoim miejscu.
- Ale ja go nie kocham -powiedziałam chłodno -Nie kocham i nie będę kochała. Remusa...
Nie skończyłam zobaczyłam jak wyszedł zza drzew.Twarz Remusa pobladła jednak ten nic nie powiedział tylko milczał. Wiem co słyszał "Nie kocham i nie będę kochała, Remusa". Nie zrozumiał że to początek zdania. Brzmiało to tak jak bym je kończyła. Czyli myśli teraz że go nie kocham albo w ogóle nie myśli. Wstałam i Dor zrobiła to samo. Chłopak upuścił kwiaty które trzymał za plecami.
- Lunatyku to nie tak jak myślisz -powiedziała Dor -To było do Nathana. Remus ona cię kocha. Nie kocha tego cholernego na narcyza nie ciebie. Wierzysz mi?
- To prawda. Miałam powiedzieć. Remusa kocham nade wszystko i nie chcę go zranić dla byle dupka -powiedziałam lecz odpowiedź nie zabrzmiała tak jak powinna.
- Na nie wiem w co wierzyć -powiedział i odwrócił się. Oddychał tak głęboko że widziałam jak jego ramiona podnosiły się i opadały. Dotknęłam jego łopatki a ten wzdrygnął się czując moją dłoń. Swoją odepchnął ją ale odwrócił się i spojrzał mi w oczy - Jeśli mnie kochasz to pokaż dowód na twą miłość. Wiem że mówię jak baba ale ja już naprawdę nie wiem w co mam wierzyć.
- Poczekaj proszę do świąt -powiedziałam cicho lecz nie na tyle by nie doszło to do uszu Dor która próbowała stłumić uśmiech. -Chodź wiem że dopiero październik to zapraszam cię do mnie. Mój ojciec na wigilie musi iść do pracy gdyż w pracy mają kawalerską wigilie. Mnie odeśle do ciotki ale mogę go uprosić  i ciebie zaprosić. Co ty na to?
- Nie chcę ciebie -powiedział jak by znając moje zamiary które miałam ziścić podczas wigilii. -Znaczy chcę ale nie w ten sposób... Proszę nie zrozum mnie źle...
- Posłuchaj mnie Remusie to ty nie zrozum mnie źle bo ciągle rozumiesz mnie źle -powiedziałam podnosząc głos i prawie warcząc. -Ciągle próbuję ci się przypodobać a po chwili wszystko spieprzam podobnie z tobą. Kocham cię Lunatysiu ale nasz "związek" to pasmo nie kończących się nieporozumień. Jeśli będziesz chciał ze mną porozmawiać w cztery oczy to zapukaj do dormitorium dziewcząt dziś o 17.
Chłopak skinął pochylił się nad mną i musnął usta po czym zostawiając kwiaty które upuścił odbiegł. Spojrzałam na nie były to dzikie kwiaty które mógł nazbierać tylko w zakazanym lesie. Wzięłam głęboki wdech. Jednak to nie on je zbierał. Zapach wskazywał na animaga ale też psa. Czego się nie robi dla przyjaciół? Spojrzałam na Dor i uśmiechnęłam się. Zaczęłyśmy iść w stronę zamku. Było po 16. Weszłam do naszego pokoju poprosiłam dziewczyny by od siedemnastej przebywały po za pokojem. Usłyszałam pukanie do drzwi. Zobaczyłam Remusa. Chwyciłam go za dłoń i zaciągnęłam do mojego pokoju. Posadziłam na moim łóżku a sama usiadłam na łóżku po lewej czyli łóżku Lilki.
- Nie chcę zakończyć tego -powiedziałam cicho -Ale wciąż widzisz to że ciebie nie kocham ale ty mnie kochasz. Nie chcę żebyś odchodził. Dlatego zaproponowałam ci wigilie u mnie. To będzie czysto przyjacielska wigilia a jak chcesz to zaproś rodziców to wtedy mój ojciec nie będzie zmuszony iść na wigilie kawalerów. Co ty na to?
- Może być -uśmiechnął się i pociągnął mnie na swoje łóżko dokładnie na jego kolana. Pocałował mnie głęboko i zmysłowo. Jednak nie miałam ochoty na to by dziś był ze mną tak blisko jak nad jeziorem. Może po prostu bałam się kontaktów tak bliskiego stopnia. Kiedy jego dłoń przejechała po moim policzku odskoczyłam a chłopak odwrócił wzrok. Miał okropnie zimne dłonie. -Przepraszam. Może chodźmy do pokoju wspólnego inaczej dostaniemy ochrzan madame. 
Wyszliśmy z dormitorium dziewcząt. Nie nacieszyłam się chwilą siedzenia na fotelu kiedy usłyszałam sprzeczkę z grubą damą. Otworzyłam drzwio-obraz  i zobaczyłam Natchaniela. Jeszcze tego mi brakowało.
- Ellie by była byś tak miła i poszła byś ze mną na bal? -zapytał tak uroczyście z takim wzrokiem i takim uśmiechem... Że aż go spoliczkowałam. Gamoń ,dupek i jak on śmiał tu przyłazić. Pod nasze drzwi.
- Ja już mam z kim iść na bal -warknęłam i zacisnęłam dłonie.
- Jeszcze mnie będziesz prosić o madame -zaśmiał się i musnął swoimi ustami mój policzek. On naprawdę pchał głowę pod gilotynę. Po raz kolejny dostał w twarz.
- Idź stąd! -krzyknęłam i zaczęłam go spychać po schodach -Idź i nie podchodź tu inaczej mój wywar śmierci ci do herbaty naleję! Albo sok z truskawek 100 % dam! Idź mówię idź!
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Co w następnym rozdziale
Miał racje po raz pierwszy ten bałwan miał racje [...]
Tańczyłam z nim do wolnej piosenki lecz i tak spoglądałam w inną stronę gdzie stał on [...]
Czuję się tak jakbym nie nie mogła oddychać [...]

6 komentarzy:

  1. No super <3 Nie mogę się już doczekać następnego rozdziału :3 Jestem ciekawa co zrobi Natchaniel :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj! Nominowałam twój blog do Liebster Award. Więcej znajdziesz tutaj:
    http://tragicznyromans.blogspot.com/p/libster-awards.html

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej! Weszłam na bloga z ciekawości: wrzuciłaś go w poście na jakimś fp który lajkuje, nawet nie zapamiętałam nazwy. Jest świetny! Dawno tak nikt nie porwał mnie swoim stylem pisania!
    Chciałabym sie jakoś skontaktować, proszę! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Katarzyno to mój e-mail :) asia.luboradzka@gmail.com

      Usuń
    2. a mogłybyśmy jakoś na fb? :) to link do mnie :P
      https://www.facebook.com/kasina.winarska

      Usuń
  4. Em... Ellie chyba trochę przesadza... Nie jest kłębkiem świata. Rozumiem, facet nie kapuje co to znaczy ,,nie''. Ale żeby na dzień dobry dwa razy dać mu w twarzy? Czy to już nie jest jawna przemoc?

    OdpowiedzUsuń