czwartek, 2 lipca 2015

Rozdział XX

Huncwoci
Następnego dnia przed śniadaniem huncwoci, Nathaniel, Barty, którego ojciec sam oczyścił z zarzutów, a nawet i dziewczyny stali w gabinecie dyrektora. Dyrektor krążył po swoim gabinecie nie spuszczając wzroku z chłopców. Nauczycielka, która obserwowała to wszystko w milczeniu miała nadzieje, że im się w końcu nie upiecze. Łapa podszedł do szklanej misy pełnej landrynek i karmelków, lecz kiedy zauważył wzrok McGonagall odpuścił sobie i wrócił na swoje miejsce. Dziewczyny stały obok siebie. Amanda nie czuła się niczemu winna, dlatego też dyrektor od razu puścił ją wolno podobnie jak Barty’iego, który nic z tą sprawą nie miał. Po prostu został w nią wciągnięty przez czysty przypadek podobnie jak Amanda, która była tylko jego dziewczyną. W końcu starszy człowiek usiadł w swym fotelu, sięgnął po landrynkę i się odezwał.
 -Kto był na tle mądry by się sprzeciwić moim słowom i pójść na ratunek pannie Fray? –spytał, a Remus i cała jego gromada unieśli dłonie. Chłopak odwrócił się by spojrzeć na chłopaków. Przecież to był jego pomysł, a nie ich. –Dobrze… Tyle zasad złamaliście, że gdyby wasza inicjatywa nie miała żadnego większego celu to już kazałbym się wam pakować. Ale uratowaliście pannę Fray. Jestem z was dumny chłopaki! Po za tym jeszcze uratowaliście pana O’Collmelana! Minerwo proszę cię nie patrz tak na mnie… Wiem, że powinienem wyciągnąć konsekwencje. Tak, więc na głowę odbieram wam po… 70 punktów! Co za tym idzie razem… 280 no, ale też wam daję 100 punktów od głowy, więc wychodzicie na plus. Po za tym obawiam się, że panna Fray wcale nie jest taka bezpieczna nawet tutaj. Skoro śmierciożercy dostali się na teren naszej szkoły. Remusie od dziś będziesz jej ochroniarzem. Po za tym chłopcy macie przez dwa tygodnie szlaban u McGonagall. A teraz idźcie na śniadanie. Zaraz dołączymy z panną Fray i panem O’Collmelanem. Tak, więc… Wy zostaliście uratowani przez tamtą czwórkę…
 -Polemizowałbym. –burknął Nathaniel i założył ręce na piersiach. Chłopcy chodź mieli już wychodzić stanęli w drzwiach nasłuchując jak potoczy się los, ślizgona i jego niewyparzonej gąbki.  –Czemu niby oni mają zlizywać śmietankę? I to jeszcze za to, że uciekli ze szkoły?! Przecież złamali do tego jeszcze prawo! Tak być nie może! Proszę pani! Niech pani coś powie!
 -Nie unoś się O’Collmelan. W końcu nie jesteśmy kolegami. –dyrektor spiorunował go wzrokiem, przez co Nathaniel oblał się czerwienią ze złości. –Wasza oryginalna historia jest piękna i wzruszająca jednakże musimy ją troszkę pozmieniać… Tylko troszeczkę. Będzie o tym, że was porwano. Zamknięto, a ci czekali aż ktoś po was przyleci i was zabierze. Czyż to nie jest o wiele prostsze niż tłumaczenie tego, dlaczego Tom chciał abyście się wzięli ślub. Może cierpi na brak imprez? Z resztą nie ważne… Chcecie karmelka? Panie Black widziałem, że pan chciał jednego. Po za tym panno Fray po lekcjach prosiłbym abyś przyszła do mojego gabinetu. Remusie przyprowadź ją, a teraz żegnam was wszystkich! Dwa razy się nie będę powtarzać. Sio! Widzimy się przecież na śniadaniu.
 Wszyscy zaczęli się pchać na schody tak jakby nie mogli po prostu zejść po kolei. Lunatyk spojrzał na Ellie i zaproponował jej, że weźmie ją na barana jednakże ta odmówiła mówiąc, że nie może poczekać aż gromada zejdzie. Rogacz próbował zjechać po poręczy jednakże w jego wyobrażeniach wygadało to o wiele lepiej niż w rzeczywistości. Spojrzał na kumpla, który przeskakiwał, co dwa schodki lub więcej by jak najszybciej z nich zbiec i ustanowić nowy rekord, który o dziwo ustanowił ojciec Jamesa. Jego ciemne włosy, które falami opadały już za łopatki powiewały jak u supermana. Ogólnie był on takim supermanem. Ratował kobiety w opresji przed złymi ślizgonami a one później najczęściej padały mu do stup. Nagle się zatrzymał sprawiając, że James nie wyhamował i wpadł na przyjaciela, przez co razem przekoziołkowali aż do wyjścia. Chłopak wstał i od razu poprawił swoje okulary, które prawie spadły mu z nosa. Spiorunował Łapę tak, że teraz myślał tylko o tym by odnaleźć golarkę i przejechać mu ją przez środek jego głowy. Syriusz wstał i otrzepał się, po czym rzucił przepraszający wzrok chłopakowi. Miał świetny pomysł i nie dotyczył on psikusów albo znęcania się nad Severusem chodź nad tym drugim też myślał.
 -Urządźmy imprezę! –zawołał. Remus, który był światkiem całego zdarzenia potrząsnął tylko z niedowierzania głową. –No wiecie w końcu jesteśmy bohaterami. Urządźmy imprezę w pokoju życzeń! Ale ty O’Collmelan nie jesteś zaproszony. Chyba, że jakaś cię gryfonka wprowadzi…
 -Nie twierdzę, aby to był dobry pomysł. –odezwała się, Ellie która wyminęła ich i poszła na śniadanie wraz z Remusem, który dostał rozkaz i Nathanielem, który nie miał zamiaru użerać się z „bandą idiotów” jak sam mówił. Ciemnio włosa odwróciła się do Lunatyka, który szedł tuż obok niej, a jednak nawet nie chwycił ją za dłoń. –A więc mój facecie w czerni jak to jest dostać fuchę ochroniarza?
 Nathaniel przygryzł wargę na sformułowaniu Ellie w stronę Remusa „Mój facecie”. Można powiedzieć, że miał ślepą nadzieje, która właśnie w tym momencie pękła jak bańka mydlana przebita palcem małego dzieciaczka. Ruszył prędzej zostawiając blondyna i dziewczynę, której spojrzenie się nagle zmieniało, kiedy mówiła do Remusa. Widział to Lunatyk, ale nie zatrzymywał chłopaka by coś mu powiedzieć, bo co miał mu powiedzieć? Więc tylko wzruszył ramionami na pytanie dziewczyny i odwrócił się by spojrzeć gdzie są jego kumple. Ci podbiegli do nich. Syriusz wziął dziewczynę pod ramię, a James pod drugie. Spojrzeli na kumpla dodając „To nie fair, że my nie dostaliśmy tej pracy. Przy nas nie zginiesz… Chyba” ostanie słowa dodał James i wybuchł gromkim śmiechem.

  Dyrektor wszystko opowiedział przy śniadaniu, więc Łapa nie miał nawet wytchnienia by chodź zjeść, ponieważ grupka dziewcząt czczących Blacka otoczyła go i sprzeczała się, która go nakarmi. Chłopak niezręcznie podrapał się po karku. Niby uwielbiał towarzystwo dziewcząt, ale tego było aż za nad to. Połowa dziewcząt z Hogwatu otoczyła go jakby był drugim Jezusem i właśnie przemieniałby wodę w wino, z czego by się niezmiernie cieszył gdyby posiadał takie zdolności. Dorcas, z którą zerwał podczas misji ratunkowej siedziała kawałek dalej zajadając się grzanką, lecz nie tak normalnie, każdy kęs urywała tak jakby to nie był chleb z serem, a głowa Blacka. Chłopak zauważył to i już nie wiedział, co jest gorsze bycie otoczonym przez grono fanek czy przesiadywanie w towarzystwie Dorcas, która była chorobliwie o niego zazdrosna. Swymi czekoladowymi oczyma spojrzał na Ellie, która przeprowadzała zaciętą rozmowę z Remusem. Dziewczyna uniosła brew, a ten oczami wskazał na tabun i zrobił minę szczeniaczka. Miała tylko je przegonić.
 - Kupię ci czekoladę –powiedział i złożył dłonie jak do modlitwy. Nie potrafił już znieść tego trajkotania o tym, jaki to jest seksowny, jakie to jego oczy są piękne, a jakie włosy, a jakie to i tamto wiele innych. I chodź gdyby to była mała grupka dziewczyn to by go usatysfakcjonowało tak teraz po prostu nie mógł znieść. –Nawet i całą ciężarówkę. Proszę. Błagam.
 Dziewczyna przewróciła oczami i spojrzała na stół krukonów, który teraz świecił pustkami, ponieważ większość otaczała Blacka i Pottera chodź najwyraźniej Potterowi te towarzystwo nie przeszkadzało. W śród dziewcząt, które pozostały na miejscach i zajadały się śniadaniem, dziewczyna dojrzała przyjaciółkę. Gestem dłoni przywołała ją do siebie. Brunet spojrzał na blondynkę, która zmarszczyła brwi po usłyszeniu planu od swojej BFF. Wzięła głęboki wdech, odruchowo poprawiła krawat, wyprostowała się i podeszła do Blacka siadając tuż obok niego. Wzbudziło to nie małe zamieszanie wśród dziewcząt i parę z nich nagle straciło zainteresowanie Syriuszem, który w głębi duszy dziękował Bogu. Otoczył Avalone ramieniem, a ta nerwowo poprawiła grzywkę i spojrzała w jego oczy. Oczy pełne tego, co sprawiało, że wszystkie dziewczyny padały jak muchy. Chłopak był gotowy posunąć się nawet do ostateczności żeby tylko przegonić natrętne dziewczęta i delikatnie chwycił za podbródek blondynki. Dziewczyna jakby sparaliżowana. Według scenariusza El miała tylko koło niego siąść. Łapa pocałował dziewczynę tak jak do nie dawna całował Dorcas, zaborczo, a jednak zmysłowo. Jego pełne czerwone usta smakowały czekoladą, którą przed chwilą, co zjadł.
 -Ekhem… -Ellie odchrząknęła, a Syriusz spojrzał na brunetkę, która nożem z nałożonym masłem wskazała, na Avalone, której policzki były tak czerwone jak nigdy w jej dosyć krótkim życiu. –Właśnie dzięki tobie Black, moja przyjaciółka nagle magicznie stanie się twoją dziewczyną w oczach połowy uczennic. Miałeś ją tylko objąć, ale pan Black jak zwykle czarujący musiał pokazać wszystkim, że potrafi się całować nawet z kujonką. Amy żyjesz?
 -Nie. –prawie, że pisnęła i schowała twarz w dłoniach. Musiała odreagować całą tą sytuację, która przed chwilą się wydarzyła. Właśnie pocałował ją Black, który jest teraz rozchwytywany przez każdą dziewczynę. Odwróciła się i natrafiła na wzrok Dorcas, który mówił to, czego można było się spodziewać po dziewczynie, która właśnie zaobserwowała jak jej były dopiero, co chłopak obściskuje się z inną. Chciała się odezwać coś jej powiedzieć jednakże głos Blacka sprawił, że po raz kolejny prawie, że zamknęła się w sobie. –Ona mnie zabije, a bo gorsza mój były też cię zabije. I będziemy oboje trupami…, W co ja się wpakowałam… Powiesz mi?
 -Jeśli mogę się wtrącić chodź zapewne nie mogę… -zaczął ku zdziwieniu wszystkich Glizdek. W jednej dłoni trzymał widelec z nabitą na szpikulce sałatą lodową, a drugą zaczął gestykulować –Ty Amy. Właśnie zostałaś przez przypadek wpakowana w związek z Syriuszem. No i masz Dorcas na głowie, którą możesz stracić przez nią. I aby wyjść z tej sytuacji albo na obiedzie będziesz siedziała sama albo jednak stwierdzisz, że nadal będziesz mu odstraszać panny nachalne i usiądziesz z nami, przez co plotki o tym, że jesteś z łapą niby się potwierdzą chodź nadal będą kłamstwem.
-Ej! –oburzył się James, który dostał sałatą Glizdogona w koszulę. Dzięki Bogu nie była ta sałata namoczona ani w sosie ani w majonezie, dzięki czemu Peterowi udało się uniknąć srogiej kary od Jamesa. Rogaś właśnie próbował flirtować z rudą. –Ja chyba nie w temacie jestem. Coś mnie ominęło? Wybacz mi ma rudowłosa biało głowo, ale muszę chyba się dowiedzieć, co się dzieje. A więc?
 -Widzisz tu tą dziewczynę? –sptał Remus, który wiedział, że z Jamesem trzeba jak z dzieckiem. Wszystko po kolei. Potter przytaknął mierząc dziewczynę swymi orzechowymi oczami. –Otóż jej celem było odstraszenie gromady panien. Więc się przysiadła, a Łapa jak to on wczuł się za bardzo w rolę udawanego chłopaka, że przeszedł bez owijania w bawełnę do działania i na oczach wszystkich babek oraz Dorcas zaczął ją całować.
 -Ej! Myślicie, że tak się da zrobić z Lily? –wyszczerzył się a dziewczyna, która wszystko to słyszała dała mu kuksańca na tyle mocno, że chłopak odwrócił się by ją spiorunować wzrokiem. Tyle, że to była, Lily i na nią nawet nie potrafił się długo złościć.

Pierwszą lekcją, na którą musieli przyjść były eliksiry. Profesor spojrzał na chłopaków i od razu ich porozdzielał. Syriusz usiadł koło, Avalone która prawie się zapadła pod ziemię. Ploteczki za szybko się roznosiły. Zdecydowanie za szybko. Rogaś musiał siąść, koło Dorcas, która co chwila odwracała się by spiorunować blondynkę wzrokiem było to miejsce najwyżej położone i najbliżej ściany, więc brunetka miała idealny widok na siedzącą dwa miejsca niżej i jedno w prawo dalej parę. Potter zdecydowanie wolał towarzystwo rudej, która siedziała koło inteligentnej Amandy po prawej i mało inteligentnego Petera po lewej. Lunatyk za to siedział w towarzystwie jakiegoś krukona i El, która spoglądała na odczynniki potrzebne do przygotowania eliksiru. Klasa była spora, ale ciemna i jedynym oświetleniem były pochodnie dające dosyć zielone światło profesor nigdy nie lubił tej klasy, ale poprzednia była akurat w remoncie, ponieważ z sufitu ściekała woda. Slughorn przez pierwszy kwadrans lekcji próbował tłumaczyć, iż eliksir wieloskokowy jest trudny do wyważenia i powinni wszyscy się na tym skupić. James od razu chwycił za książkę, aby tylko nie wdać się w niepotrzebną konwersację z byłą Syriusza. Chciał już wlać wodę, kiedy brunetka się odezwała.
 -Może nie jestem najlepsza w eliksirach, ale wpierw chyba powinieneś rozpalić ogień pod kociołkiem –powiedziała tym swoim słodkim, delikatnym głosem. I za pomocy zaklęcia rozpaliła ogień pod swoim kociołkiem i pod jego kociołkiem uśmiechając się zalotnie. –Teraz możesz wlać wodę. Zabawne jest jednak to, że po tym jak wrzucisz te muszki przez prawie miesiąc będziemy gotować jeden wywar i tylko, co dziennie będziemy musieli go mieszać.
 - Przez 21 dni. –Rogacz zarzucił swoimi włosami odruchowo i wskazał w książce właśnie to, co przed sekundą powiedział. Podniósł wzrok na klasę. Połowa uczniów już wyszła, ponieważ wykonała zadanie. Spojrzał na swoją wodę, która tak pomału się gotowała chodź płomienie otaczały spód kociołka. Syriusz już też skończył podobnie jak Avalone i trzymając się za ręce wyszli z klasy.
 -Ciekawe jak długo są ze sobą –prychnęła Dorcas i dorzuciła muchy do wywaru, po czym zamieszała go i wstała, ale nie miała zamiaru jeszcze wyjść. Rogaś przeczuwał, że z tego nie może być nic dobrego. –Jesteś jego kumplem, więc zapewne wiesz. Więc… Powiesz mi?
 - Nie. –odezwał się chłodna i chodź woda jeszcze nie wrzała to wrzucił muchy siatkoskrzydłe, zamieszał tylko raz i przeskakując przez ławkę uciekł przed brunetką, która założyła ręce na piersiach. Prychnęła urażona, ale to nie była tego sprawa a tylko i wyłącznie jego kumpla.

Wszyscy po obiedzie siedzieli w pokoju wspólnym. Syriusz na fotelu konwersował z Rogasiem, który rozłożył się na całą kanapę chodź widział, że wiele osób chętnie by usiadło. Peter zajadał się pączkiem i ku zdziwieniu wszystkich coś czytał w kącie. Remus za to próbował nauczyć się tańczyć i to nie tak jak zazwyczaj bywało, że tylko położył dłonie na biodrach partnerki a od czasu do czasu dawał jej zrobić piruet. Jego nauczycielką okazała się być o rok młodsza szatynka, która prawie wyrywała sobie włosy, kiedy ten popełniał tak oczywisty przynajmniej dla niej błąd. Ellie śmiałą się pod nosem spoglądając na zmagania chłopaka. Lunatyk stresował się nawet tym, że próbuje swych sił tanecznych w pokoju wspólnym a co dopiero będzie na imprezie, która według chłopaków spokojnie przebije bal, który wypadł w ich skali cieniutko chodź sam chłopak tego dnia nie wspomina tak źle. Przypominając sobie tą chwilę, kiedy byli sami oblał się mimowolnie rumieńcem. Spojrzał w stronę ciemnowłosej i po raz kolejny przydepnął but młodej instruktorce. Dziewczyna spiorunowała go wzrokiem a jej miętowe oczy spojrzały na Eleonore, która obawiała się, że już wie, co dziewczyna ma na myśli. Potrząsnęła przecząco głową, ale i tak została podniesiona z miejsca pod ścianą. Dziewczyna przygryzła delikatnie dolną wargę i stanęła naprzeciw Remusa. Niektórzy spojrzeli w ich stronę, a wśród ciekawskich wzroków można było znaleźć również chłopaków, którzy suszyli swoje białe ząbki. Viola, bo tak miała na imię szatynka zacisnęła dłoń w pięść. Była gotowa go nauczyć tańczyć za wszelką cenę nawet, jeśli w śród poległych będzie El, a sama jednak przegra tą walkę. To, co mówiła to dwójka grzecznie wykonywała. Dziewczyna machnęła różdżką na gramofon, z którego zaczęła rozbrzmiewać piosenka Twist and Shout, co wywołało niemałe poruszenie, ponieważ zazwyczaj jedynym dźwiękiem, jaki można było usłyszeć w pokoju wspólnym były wspólne rozmowy, śmiech, szuranie butów i palące się drewno w kominku.
 -O to będzie dobre! Remus tańczy! –zaśmiał się James i został spiorunowany przez swojego kumpla, który mało żwawo powtarzał ruchy, które pokazywała mu szatynka. –Och, bo zaraz pójdę po ognistą. Ruszaj te swoje cztery litery! W ręczniku poruszasz się zgrabniej!
 - Rogasiu –bąknął Remus. Właśnie przed chwilą brunet powiedział na cały pokój wspólny to, że lepiej porusza się w samym ręczniku niż teraz, co go kompletnie speszyło. –Oj, chyba nie muszę wspominać o twoich wyczynach i twej udawanej gitarze oraz o punkcie kulminacyjnym, kiedy się tak wczuwasz, że nagle gubisz ten łososiowy ręczniczek.
 -Skup się! –wrzasnęła Viola i przywaliła mu w plecy gazetą. Miała typowo francuski akcent oraz ku zdziwieniu latynoski wygląd. –Wyprostuj się! Raz , dwa ,trzy ,cztery. To ty masz ją prowadzić, a nie ona ciebie. O! Proszę! W końcu coś ci wychodzi. Chyba będę dumna z mego ucznia. Nauczyłam go tańczyć. Chyba, że nie potrzebowałeś dobrej instruktorki, a odpowiedniej partnerki do tańca? Czy się nie mylę? Ojej! Nie mylę się! Widzę twardzielu te rumieńce! Viola widzi wszystko!
 -Brzmi to, co najmniej jak Gatka babki od wróżbiarstwa –prychnął Black i przeczesał ręką swoje idealne włosy tak, aby były jeszcze bardziej idealne. –I to tej nowej… Otwórzcie umysły, wytężcie wewnętrzne oko, a zobaczcie przyszłość! Chodź stara miała podobnie… Jeśli tylko się skupicie ujrzycie to co ja widzę patrząc w kule. Przyszłość. Przeszłość. Teraźniejszość.
 -Ja tam widziałem zawsze chmury –wzruszył ramionami Potter i poprawił swoje okulary przy okazji puszczając oczko rudowłosej, która tłumaczyła coś młodszemu rocznikowi. –Nie wiedząc, dlaczego ale prawie oblałem z tego przedmiotu. No, ale ja naprawdę widziałem chmurkę. Nawet w fusach od herbaty widziałem chmurki. Co tam, że deszczowe. Ale ważne, że chmurki.
Ellie
Spokojnym krokiem ruszyłam do gabinetu dyrektora. Miałam się pojawić po lekcjach, ale w końcu ostatnią lekcję odwołali. Korytarze jak zwykle o tej porze powinny być pełne, ale nie widać było żywej duszy. Zatrzymałam się by spojrzeć przez okno. Zaczął padać śnieg. Młodsze dzieciaki wystawiały języki by małe płateczki śniegu opadły na nie. Starsi za to po prostu siedzieli na błoniach i rozmawiali albo ekscytowali się pogodą. Szłam dalej aż do przejścia gdzie trzeba było powiedzieć hasło, aby uruchomiły się schody. Pamiętałam je, ponieważ jeszcze parę godzin temu profesor McGonagall wypowiadała je na głos. Wpadłam do gabinetu, ale nie zastałam dyrektora. Zaczęłam się rozglądać po gabinecie. Był duży, lecz szafki, regały i inne rzeczy sprawiały, że pokój się kurczył. Nie wiem, dlaczego ale zawsze ciekawiło mnie gdzie śpią nauczyciele. Bo raczej nie możliwym było by nie spali. Spojrzałam na durzy stos grubych zakurzonych ksiąg i stojąc na palcach sięgnęłam po pierwszą. Księga ta była o smokach, lecz nie po Angielsku. Zmarszczyłam brwi i spróbowałam chodź rozszyfrować język, którym zapisane były stare kartki pergaminu.
 - To łacina –usłyszałam serdeczny śmiech dyrektora. –Nie męcz się z nią. Chodź powiem ci panno Fray, że książka o wiele ciekawsza od jej nowszego odpowiednika. Wiecznie okryta tajemnicą i bardzo często prawdą, którą ocenzurowało ministerstwo. Twoja matka czytała po łacinie.
 -Czytała? –uniosłam brew i zamknęłam książkę, a jedna kartka wypadła i znalazła się koło moich butów. Odłożyłam księgę i sięgnęłam po kartkę. Była zapisana drobnym druczkiem. Mogłam się spokojnie doczytać, ponieważ było to bardzo czytelne pismo. Nie były to notatki a rozmowy typowe dla dziewczyn. –Można się spytać, kogo ta karteczka?
 -Z pewnością nie moja Ellie. –znów było słychać ten jego śmiech, lecz teraz zauważyłam, dlaczego się śmiał i sama parsknęłam. Była to typowa rozmowa dwóch dziewcząt o tym to, jaki kto jest umięśniony, jaki to, kto ma ładne oczy. Chodź widać było, że jedna z dziewczyn brnęła przy swoim mówiąc, że „Felix jest bardzo przystojny”. Spojrzałam na dyrektora. –Tak, to karteczka twojej matki. Używała często ich, jako zakładek, bo miała w zwyczaju czytać dużo za jednym razem i nie miała, czym zaznaczać miejsca gdzie skończyła.
 -Ma pan tego więcej? –spytałam z podekscytowaniem. Tak mało wiedziałam o mojej mamie, że aż mi było wstyd, a każda taka karteczka była na wagę złota. Mogłam wtedy zobaczyć, jaka była, kiedy miała tyle samo lat, co ja. Dyrektor podszedł do swojego biurka i wyciągnął paczuszkę. Mogłam się domyśleć, że to, co znajduje się w środku nie było zakładkami, a liścikami skonfiskowanymi przez nauczycieli. Wzięłam paczkę od dyrektora. –Co dyrektor chciał mi pokazać?
 -Coś, co obiecałem Jodelle Clarke, kiedy uczęszczała jeszcze do szkoły. –powiedział a w jego głosie było słuchać nutkę tajemniczości. –Pewnie mama za dużo o sobie nie opowiadała. W końcu była delikatną puchonką dobrą i bardzo mądrą. Jodelle pewnego dnia oddała mi parę wspomnień, kiedy dowiedziała się o swojej chorobie. A czemu mówiłem, że kiedy jeszcze chodziła do szkoły? Bo lubiła fantazjować, a przynajmniej tak ja twierdziłem. Obiecałem zatrzymać jej wspomnienia, aby później pokazać je swoim dzieciom. Cóż liczba mnoga się nie sprawdziła, ale jesteś ty. Ellie proszę podejdź do myśloodsiewni. Chyba wiesz jak się z niej korzysta?
 Przytaknęłam głową. Ciekawiło mnie niezmiernie, co takiego mama kazała zachować abym mogła zobaczyć to w swoim czasie. Podeszłam do miejsca, które wyglądało, co najmniej jak średniowieczna umywalka ze spodkiem, w którym była bardzo ciekawa substancja, dzięki której trafię do jej wspomnień. Dyrektor otworzył probówkę, z której wlał wspomnienie mojej mamy. Wzięłam głęboki oddech. W końcu nie miałam pojęcia, co zobaczę po drugiej stronie. Wsadziłam twarz w płynną substancję, która sprawiła, że czułam się jakbym spadała w dół i w dół.

Młoda dziewczyna o blond włosach zaczesanych w koński ogon wędrowała brzegiem jeziora wraz z przyjacielem. Śmiali się i dokuczali sobie nawzajem. Dziewczyna uczęszczała do domu borsuka, co można było zauważyć po żółto czarnym krawacie, a jej towarzysz uczęszczał do domu kruka. Miła i inteligentny. Można było pomyśleć na pierwszy rzut oka, że są razem, ale to ona traktowała go jak starszego brata, a on ją jak przyjaciółkę chodź wiedział, że nie do końca. Był to słoneczny początek roku szkolnego. Większość uczniów wędrowało w białych koszulach z krótkim rękawem i krótkich spodenkach lub spódniczkach. Dziewczyna gestykulowała coś bardzo mocno nawet nie zauważając, kiedy jej przyjaciel otoczył ją ramieniem. Spojrzała na niego swoimi hebanowymi oczami.
 -Przyjaciele –powiedziała i ściągnęła jego dłoń ze swojego biodra. Chłopak speszony odwrócił wzrok.  –Przecież masz swoją Loren, a my jesteśmy jak rodzeństwo. Przecież sam to powiedziałeś Thomas. Mogę ci to przypomnieć, ponieważ mam te wspomnienie i to w pewnym flakoniku, więc nie ma przeszkody do tego abyś zobaczył je…
 -To wina Felixa? –burknął. Dziewczyna przewróciła oczami. Tyle razy już się kłócili, kiedy ich rozmowa spadła na temat tego chłopaka z domu węża. –Kochasz go? Co za głupie pytanie… Maltretujesz mnie nim odkąd zaczął ci się podobać. Felix taki, Felix taki, a to i tamto. Do tego jeszcze musiałem cię pocieszać po tym jak twoje serce się krajało, kiedy okazało się, że jest zajęty przez dziewczynę z wyższych sfer, ale czego się spodziewałaś po elicie?
 Nadeszła cisza, którą żaden z nich nie ośmielił się przerwać. Szli, więc w ciszy brzegiem jeziora aż doszli do drzewa, pod którym siedział on. Miał długie ciemne włosy, lecz niezapuszczone i tłuste, a umyte i rozczesane, gęste takie, o jakich marzy nie jedna dziewczyna. Do tego te oczy, zielone chodź czasami przechodziły w barwę pistacji. Thomas przewrócił oczami widząc jak blondynka mimowolnie otwiera usta na jego widok. Dziewczyna przyglądała mu się sekundkę jednakże stwierdziła, że to bezsensu i ruszyła przed siebie mając jedynie nadzieje, że nie zauważył jej. Poczuła dłoń na swoim ramieniu i odruchowo chciała ją zrzucić myśląc, że to jej przyjaciel jednakże to nie była ta sama dłoń, za którą trzymała, kiedy było jej ciężko. Odwróciła się i pobladła na twarzy. Chłopak był spokojnie o głowę wyższy tak, że blondyna musiała unieść głowę by zobaczyć pistacjowe oczy.
 - Witam dobra duszyczko. –uśmiechnął się ukazując białe zęby. Dziewczyna pomału zaczęła się cofać. Po raz pierwszy się do niej odezwał i to jeszcze tak jak zwracają się do niej nauczyciele, duchy i ogólnie większość dorosłych znajdujących się, w Hogwarcie. Blondynka opuściła wzrok na swoje czarne półbuty, które niedawno czyściła pastą do butów by nabrały połysku. Stały się nagle zaskakująco ciekawe. –Dobra duszyczko? O oczach jak demon? Spójrz na mnie. Masz takie wyjątkowe oczy, tak ciemne, tak tajemnicze. Jodelle?
 - Ej Felix! Daj spokój i tak jej nie wyrwiesz! Galeon dla mnie! –słychać było głos jednego z jego koleżków. Oczy dziewczyny się zaszkliły. Uniosła je by spojrzeć w te pistacjowe oczy, które nagle nie miały dla niej większego znaczenia. Zagryzła wargi tak, że powstała tylko cienka linia układająca się w grymas. Nienawidziła przemocy, a także jej nie praktykowała, więc tylko odwróciła się napięcie nie okazując łez ściekających po policzkach. Może i była dobrą duszyczką, ale nie słabą, po prostu delikatną. Zaczęła biec do szkoły przy okazji ścierając dłońmi łzy. Wpadła na dziedziniec, który był tak piękny tego dnia. Tyle kwiatów było chodź był to początek września. Usiadła na ławce tuż obok jakiejś dziewczyny. Miała fioletowe włosy, które widząc dziewczynę zmieniły barwę na turkusowy.
 - Jo, czy coś się stało? –spytała, a dziewczyna przytuliła się do niej. Zielonowłosa spojrzała w miejsce skąd nadbiegła blondynka. Za nią biegł ciemnowłosy, który widząc Jodelle przytuloną do dziewczyny podbiegł. –Czego chcesz Fray? Nie muszę czytać w myślach, aby się dowiedzieć, że to pewnie twoja wina, iż moja młodsza siostra płacze. Może i ona nie bije ludzi, ale ja chętnie w jej imieniu powybijam ci parę ząbków i już nie będziesz taki pięknisi. 
 -Daj spokój Petra. Ach no tak przecież nie mogę się zwrócić do ciebie po imieniu. Tak, więc Clark. –zaczął i wtedy zauważył, że dziewczyna spogląda na niego. Stwierdził, że musiał wszystko wytłumaczyć. Od początku do końca. –Tak, więc… Mój kumpel Isaac, którego ty Clark raczej znasz wypalił o galeonie, przez co twoja o wiele ładniejsza siostrunia odebrała to opacznie uważając, iż się założyłem o to, że ją poderwę. No i… Dobra. Nie myliła się. Puchoni mają coś w sobie, że aż za dobrze interpretują sytuacje i bardzo zgrabnie z nich wychodzą. Jednakże to nie zmienia faktu, że bardzo chętnie bym się z nią umówił. Chyba, że się nie zgadza.
 -Nie zgadza się. –burknęła Petra a w jej oczach można było przysiąc, że zobaczyło się płomyczki zamiast źrenic. Blondynka zmarszczyła brwi. Nie przepadała, kiedy siostra za nią odpowiadała, ale wiedziała, że to, co mówi często dzięki temu wyjdzie jej to na dobre. Tym razem jednak nie potrafiła się posłuchać siostry. Wstała z ławki, odruchowo przetarła jeszcze raz policzki i spojrzała na chłopaka. Może miała za dobre serduszko, może była naiwna, ale taki już los, kiedy jest się w Hufflepuff a nie tak jak jej siostra w śród dzielnych gryfonów. –Dobra! Skoro tak jest to niech będzie Fray. Siostra się najwyraźniej zgadza na spędzenie czasu z takim dupkiem jak ty. I jeśli coś jej zrobisz albo spadnie jej z głowy chodź włosek to przysięgam, że ci ręce wykręcę. 
 -Petruś… -dziewczyna odezwała się w stronę siostry, której włosy przybierały już odcień purpury. Dziewczyna spojrzała na swoją młodszą siostrę. –Sama mu je wykręcę, jeśli mnie skrzywdzi. Przyrzekam, jako twoja siostra i jako dawna harcerka.  
 - No to ten… -Felix przeczesał palcami włosy. –Jesteśmy umówieni w sobotę na 13? Mam nadzieje, że mnie nie wystawisz dobra duszyczko. I popatrz, demonku że mam już nawet na nasze spotkanie, bo dzięki tobie wygrałem zakład. Isaac jest mi już winny 5 galeonów, więc jeśli będzie tak miły je oddać to te wyjście nie zacznie się i nie zakończy tylko z kremowym piwem w ręku. 
 - Nie piję kremowego piwa. –bąknęła pod nosem. Petra uśmiechnęła się dumna ze swej siostry, ponieważ to ona zaszczepiła w niej niechęć to każdego alkoholu nawet bezalkoholowego piwa. –Ogólnie nie przepadam za alkoholem nawet, jeśli to jedynie upije skrzaty. Kawy też nie piję… Wiem jestem wymagająca, ale jeśli na pewno chcesz się ze mną umówić to nie będzie ci przeszkadzało, że wtedy, kiedy ty będziesz popijał kremowe ja zapijała się będę Earl Grayem. 
 - Nie będzie mi przeszkadzało –powiedział. Przysunął się niebezpiecznie blisko blondynki. Słyszała uderzanie własnego serca. Bum bum… Bum bum… Sekwencja powtarzała się coraz to częściej a w szczególności wtedy, kiedy pochylił się nad jej twarzą. Słuchać było jak Petra głośno odchrząkuje oczekując, że chłopak odejdzie i da im spokój. Wiedział, że z nią się nie wygra. Cmoknął dziewczynę w policzek, bo gdyby zrobił coś innego zapewne teraz leżałby u pielęgniarki. –Mówiłem ci już, że masz zjawiskowo demoniczne, ale piękne oczy?

Spojrzałam na Amy, która z niechęcią naciągnęła kobaltową letnią sukienkę sięgającą do kolan. Burczała coś pod nosem, co nie było najpiękniejszymi słowami. Raczej za takie słownictwo mogłaby dostać szlaban. Uniosła oczy na mnie z błaganiem. Nie miała zamiaru pójść na imprezę, którą organizują chłopcy, ale jako że niby jest „dziewczyną Blacka” to musiała się stawić i do tego nie mogła się ubrać jak zwykle tylko odpicować się jak te wszystkie dziewczyny.
 -Nie pójdę w tej sukience. Nie, jeśli mam siedzieć koło Syriusza. –załamała ręce a w tle było słychać głośne prychnięcie Dorcas, która dowiedziała się już wszystkiego, dlatego też dziewczyna mogła przesiadywać z nami w jednym pokoju. –Nie bez przyczyny nazywany jest kobieciarzem.
 -Powiem ci coś słońce. –odezwała się brunetka a jej głos był przesiąknięty sarkazmem. Nadal za nią nie przepadała. –Jeśli nie jesteście razem, a tylko udajecie to nie powinien, lecz przyznać muszę, że jego rączki czasami wędrują tam gdzie nie powinny. W szczególności, jeśli się upije. Po za tym radzę się z nim nie zakładać ani nie grać w butelkę. To tyle z mojej strony…
 -Dziękuję przyjacielu. –Avalone wzięła od mnie szczotkę i zaczęła przeczesywać jasne włosy. –Bez twoich rad bym zginęła chodź zapewne byś się wtedy cieszyła. Czyż nie?
 -Dorcas… -odezwała się nagle Lily, kiedy dziewczyna chciała rzucić coś, przez co dziewczyny mogłyby się pogryźć, a krew by tryskała strumieniami. –Rozumiem. Nie przepadacie za sobą chodź to pewnie mało powiedziane, że nie przepadacie. Jednakże proszę się zwracać do siebie z szacunkiem, a jak już musicie obrzucać się nawzajem błotem to proszę poza obrębem tego pokoju. Kochana ja cię bardzo lubię, ale czasami chodź spróbuj się powstrzymać!
 Ja jak zwykle byłam typem słuchacza, więc nie wtrącałam się w rozmowy dziewcząt nawet, jeśli dotyczyły one przyjaciółki. Sama miałam wiele spraw na głowie i do poukładania. Do tego te listy i karteczki, które schowane były w mojej szafce koło łóżka. Chciałam się dowiedzieć jak najwięcej o mamie i ogólnie o rodzicach, których straciłam.  Spojrzałam w lusterko, które znajdowało się w małej łazience porównywalnej do tej z średniej, jakości moteli, hoteli bądź do dobrej, jakości schronisk, bo przynajmniej nie biegały tam karaluchy. Miałam na sobie jeansy z dzwonami i niebieską kraciastą koszulę, którą gdzieś wypatrzyłam w mojej szafie. Poczułam mocny ból, promieniujący na tyle, że chwyciłam się umywalki i przymknęłam oczy. Usłyszałam głos, który już nigdy nie zapomnę. Zaczęłam płakać, ale łzy nie ciekły mi ze smutku a bardziej z przerażenia i bólu. Będziesz następna. Powiedział wężowy głos w mojej głowie. Ujrzałam jego twarz. Uśmiechał się parszywie i wymierzał we mnie różdżką. Poczułam ukłucie w klatce piersiowej i straciłam grunt pod nogami. Nagle nad mną pojawiły się dziewczyny, które pomogły mi wstać. Nie mogłam im o tym powiedzieć. Za bardzo by się mną zamartwiały po za tym nie chciałam je wtrącać w moją grę, którą przegrywam.

Wszyscy zaproszeni siedzieli na ziemi, a po środku wielkiego koła znajdowała się butelka po ognistej. Może wszyscy to źle powiedziane… Większość siedziała w kole i przymierzała się do grania w tym wciągnięta ja. Siedziałam koło Amy, która no cóż… Przepadała za tego typu grami. Zasady były proste, nie wykonasz zadania pijesz. Ja chciałam dodać bez rozbieranek, ale skoro była opcja upicia się zamiast paradowania w staniku albo, co gorsza bez niego nawet mi odpowiadała. Syriusz jak to on zakręcił, jako pierwszy i wylosował Amy. Dziewczyna bez zastanowienia brała wyzwanie chodź Dorcas mówiła jej wyraźnie by nie grała z nim w butelkę. Chłopak wyszczerzył się i palcem wskazał na swoje pełne usta. Blondynka bez żadnego sprzeciwu, lecz prawie, że na kolanach przysunęła się do niego. Chwyciła za krawat i pocałowała, ale nie tak jak to dziewczyny mają w zwyczaju, że ledwo muskają wargi chodź pewnie są wyjątki, ale rzadko, która przysysa się do chłopaka jak dementor. Kiedy odsunęła się przetarła ręką usta i wróciła na swoje miejsce. Zakręciła butelką, a ta trafiła na jakiegoś chłopaka z ostatniego rocznika. Dziewczyna zachichotała, przez co zaczęłam się zastanawiać czy aby na pewno nie wypiła czegoś przed przyjściem tutaj. Kazała mu ściągnąć koszule, z czego parę dziewczyn było zadowolone. No i tak mniej więcej to się potoczyło. Było może parę ciekawych momentów, ale raczej nie na tyle by o nich opowiadać. W końcu rogaś zakończył to niechętnie w końcu jego rudowłose musiało pójść, a bez niej stwierdził, że nie gra. Amy wyciągnęła łapę na parkiet, co wzbudziło zazdrość w śród zaproszonych dziewczyn. Dziewczyna, która siedziała przy magnetofonie zmieniając kasety od razu chwyciła za kasetę z wolnym kawałkiem. Podpierając ścianę bujałam się w rytm muzyki. Po chwili przed mną pojawiła się mysia czupryna oraz wyciągnięte wiecznie ciepłe dłonie w moim kierunku. Spojrzałam w miodowe oczy Remusa. Stwierdziłam, że taniec nie zaszkodzi, a z resztą przecież się uczył. Wiele dziewczyn wyciągało chłopaków do tańca i na odwrót, więc parkiet był pełny i wtedy dziewczyna jakby się zorientowała, że to nie bal, a impreza i momentalnie wyciągnęła kasetę alby włożyć inną w o wiele bardziej skocznymi kawałkami. Zaczęłam wyglądać Avalone, lecz nie mogłam jej znaleźć i kogo jeszcze do tego znaleźć nie mogłam? Oczywiście, że Syriusza. W głębi duszy błagałam, aby nie zrobiła nic głupiego. Tyle, że zniknęła z Blackiem, który zapewnie łatwo odnajdzie zamek w jej kobaltowej sukience.
 -Coś cię gryzie? –spytał chłopak, a ja wzruszyłam ramionami. –Jeśli coś cię gryzie to mówi… Przyjdę z packą i zabiję dziada. Pamiętaj z uśmiechem zawsze ci do twarzy.
 -Ej. Lunatyś wiesz gdzie Łapka? Właśnie postawiłem mu kolejkę, a tego dziada nie ma… I co? Mam sam to wszystko wypić? –prychnął. Brunet zrobił maślane oczka. –No chyba, że ty mój kochany kumplu wypijesz ze mną? Ale wiesz gdzie ten dziad?
 - Ja chyba wiem. –powiedziałam. –Chodzi o to, że… Pamiętasz tą dziewczynę, co przyssała się do Syriusza? No to… Ten… Już jej też nie ma. Amy wyparowała z Syriuszem, ale to nie moja sprawa i jeśli chce się z nim spotykać to, to szanuje. W końcu to moja BFF.
 I tak przez resztę nocy na przemian tańczyliśmy, upijaliśmy się, czasami śpiewaliśmy chodź najczęściej był to Potter, który nie znając słów śpiewał „Ta taaaaa” albo „Pa parapa!”. Przez cały wieczór też nie mogłam znaleźć mojej przyjaciółki. Spojrzałam z politowaniem na Remusa, który obiecał mi, że się dowie czy przypadkiem Amy nie znajduje się w sypialni chłopaków. Przecież to była taka ułożona dziewczyna… Chyba zaczęłam mówić jak moja babcia, kiedy ją zobaczyła po raz pierwszy. To taka ułożona, grzeczna dziewuszka. Przymknijmy oczywiście jedno albo dwoje oczu na niektóre jej akcje. Przecież to była Avalone której pomysły przebijały czasami moje. Jej charakter nie można opisać, bo jeśli się napisze szczera to się okaże, że dla wrogów będzie tak miła, że tylko ja będę potrafiła rozróżnić to, co mówi od serca a co mówi przesiąknięte sarkazmem.
 - Komon komon komon bejbi nał!Komon bejb! Tłis end szałt! Tłis end szałt! –słychać było śpiew Jamesa, który wydzierał się na cały głos udając, że ma gitarę w jednej rączce a mikrofon w drugiej. Co nie wiem czy było logiczne, ale czy ja próbuję szukać logiki w Jamesie, który jest nie logiczny? Krzywdził Beatlesów, co było ostatecznym potwierdzeniem tego, że powinien już przestać pić.

Jeśli doszłaś/doszedłeś do końca to gratuluje :) Rozdział posiada prawie 8 stron w Wordzie dlatego też przepraszam za jakiekolwiek błędy ;-; Ponieważ jestem typowym leniem ;-; Czytasz =Komentujesz. A nawet jeśli chcesz to pokarz znajomym którzy może też się interesują tego tupu opowiadankami ale nie pokazuj osobom nadwrażliwym na składnie ,błędy oraz interpunkcje c: To nie jet moja mocna strona. Dziękuję Kasi że to czyta i Sis jak zwykle X'D

2 komentarze:

  1. Dotrwałam do końca! ♥ Muszę niestety powiedzieć, że jest sporo tych błędów, ale długość rozdziału i przedstawiona fabuła to rekompensuje. James i jego teksty mnie powalają, Peter wyjaśniający zaistniałą sytuację pomiędzy Amy, a Syriuszem po prostu miodzio! :D
    No i Barty x Amanda na początku ♥ Wiesz jak ucieszyć moje serduszko.
    A Voldi na pewno ma plan awaryjny, tylko co to będzie? Może posłuży się Barty'm, a ten posłuży się poukładaną Amandą...oj no nie wiem XD
    Czekam na więcej! I dziękuję za wyróżnienie, na mnie zawsze możesz liczyć :*

    OdpowiedzUsuń
  2. "wzięła ODE MNIE szczotkę" i "zobaczyłam NADE MNĄ"
    Bardzo mi się podobało, chociaż niekiedy trzeba się domyślać, co napisałaś. Pozdrawiam i weny życzę :D

    Aha i zapraszam do siebie
    http://wilcze--opowiesci.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń