poniedziałek, 21 lipca 2014

Rozdział V

Była może 20.00 gdy byliśmy w zakazanym lesie. Było jeszcze szaro a księżyc w pełni chował się za chmurami. Koło nas stali Syriusz, James i Peter w zwierzęcej postaci. Czarny wilk wyszczerzył na mnie zęby. Trzymałam kurczowo rękę Lupina i jakby czekając na ścięcie siedzieliśmy w zakazanym lesie. Przymknęłam oczy to była pierwsza pełnia przed którą dostałam dziwny eliksir. Znów poczułam jak moje kości łamały się i zamieniały się w żywy ogień. Parę łez spłynęło mi po policzku i nagle poczułam że już nie jestem sobą. Usłyszałam wycie tuż obok mnie. Otworzyłam oczy. Nie byłam sobą a przekleństwem. Po raz pierwszy mogłam kontrolować swoje ruchy. Było to dziwne a zarazem czułam się dzięki temu szczęśliwa. Koło mnie stał Remus w swej innej postaci. Nawet jako wilkołak nadal trzymał moją dłoń. Syriusz zawył lecz ja rozumiałam co mówił podobnie jak to co mówił James i zam Remus.
- No misiaczki bo się jeszcze porzygam! -warknął po czym pognał w las.
- Przepraszam -wyjęknęłam i wyrwałam się z jego uścisku opadając na cztery. -Idę w inną stronę muszę...A zresztą nieważne. Lepiej mnie zostawcie.
- Jak by coś ci groziło to zawyj -szczeknął Remus po czym podszedł do mnie i trącił pyskiem -Trzymaj się i jak by co tego nie było.
Po prostu polizał mnie i zniknął wraz z chłopakami zostawiając mnie kompletnie samą. Jednak wiedziałam gdzie biegnę. Miałam na tyle siłę w łapach żeby przebiec całą Wielką Brytanie wzdłuż. Zaczęłam uciekać bo inaczej tego nie mogłam nazwać. Po prostu chciałam uciec. Jednak coś zabroniło mi. Uderzyłam w  dziwne pole które mnie odepchnęło. Zwinęłam się w kulkę i zaczęłam rozpaczliwie skomleć. Wczoraj dowiedziałam się że moja mama wylądowała w szpitalu i nawet magiczne leki już nie pomagają. Jej zegar pomału przestaje tykać. Położyłam łapy na pysku a po włochatych policzkach spłynęły prawdziwe łzy. Podczas pełni mogłam pomyśleć o tym co mnie trapiło znaczy teraz mogłam po przedtem niszczyłam po prostu pokój. Poczułam delikatne stąpanie, prychanie i rżenie. Właśnie chyba tylko centaurów mi teraz brakowało.
- Nie chcę sprzeczki -warknęłam -Jestem inna nie tak jak inne wilkołaki.
- Nie wierzę ci kundlu! -jeden z centaurów nałożył na cięciwę strzałę i wycelował mi prosto w głowę. Wiedziałam że gdyby strzelił to by nie spudłował.
- Jestem normalnym czarodziejem -szczeknęłam -Naprawdę kontroluję siebie i was nie skrzywdzę.
- Łżesz kundlu! -drugi centaur zrobił to samo jak pierwszy tyle że wycelował strzałę w moją grdykę.
- Może niech jeszcze trzeci wyceluje mi w serce tchórze -podniosłam się i otrzepałam -Wtedy będziecie mieli pewność że zdechłam jak zwykły kundel szlajający się na ulicy!
- Nie gadasz głupio -trzeci wycelował mi w serce -Wiesz teraz możemy strzelić a ty będziesz zimnym trupem. Co ty na to? O jednego roznosiciela tej zarazy mniej.
I wtedy uratował mnie Hagrid. Dzięki bogu! Wszedł po między mną a centaurami.
- Oszaleliście! -podniósł głos na centaury i przegonił je -Na uczennice łuki podnosić! Może i ma lykanotropie ale jak widzicie jest o wiele spokojniejsza bo jeszcze żyję. Moja droga biegnij i nie zwracaj na nich uwagi. No wstyd i pamiętajcie że jak na mnie łuk podnosicie to jak na dyrektora holipka.
Zwiałam jak tylko to możliwe i jak najszybciej oddaliłam się od nich.
***
Rano byłam już sobą. Totalnie nagą ale sobą. Mcgonagall czekała na mnie w lesie wraz z ubraniami. Wybiegłam na waleta po nie i zniknęłam za krzakami. Mój mózg odmawiał mi posłuszeństwa. Oprócz tego że miała moje ubrania to jeszcze jakąś substancje od której mam się poczuć lepiej. Kiedy byłam ubrana napiłam się tego czegoś co smakowało jak szczyny trolla i poczułam się naprawdę dobrze. Podziękowałam grzecznie i powędrowałam najkrótszą drogą do szkoły. Chyba to był eliksir euforii wraz z pobudzającym bo na mojej twarzy pojawił się banan. Była niedziela a patrząc w niebo to około 12 w południe. W szkole wpadłam na Remusa który wyglądał jak zombie ale jego uśmiech jednak tego nie mówił.
- Hej Ellie jak tam ? Szkoda że Łapka się obraził na ciebie. Tak to byśmy mogli razem łazić -powiedział
- Dlaczego wczoraj mnie pocałowałeś? -spytałam tak nagle że sama nie wiedziałam że mam tyle odwagi
- Ja... To był czysto przyjacielski buziak -powiedział i zarumienił się -Tylko czysto przyjacielski.
- Rozumiem tak więc -stanęłam na palcach by być na jego wysokości i delikatnie musnęłam jego wargi -To też był czysto przyjacielski pocałunek.
- Kocham cię -szepnął tak cicho że ledwo usłyszałam jednak moje wilcze zmysły go przechytrzyły. Właśnie przed chwilą sam Remus Lupin wyznał mi miłość. Tyle że i ja go kochałam.
- Ja ciebie też Remusie - podobnie jak on szepnęłam to bardzo cicho. Jednak ten usłyszał i to już nie był czysto przyjacielski pocałunek. I nawet w tej chwili pomyślałam o Dorcas. Może gdy nas zobaczy w końcu przejrzy na oczy że Syriusz jest jej i nie zamierzam psuć jej "Idealnego" związku. Odeszłam od niego i uśmiechnęłam się delikatnie -To może Hogsmade panie ładny?
- Jestem umówiony z 2 żonami i służącym -westchnął -Chodź oni jeszcze sobie smacznie śpią to i tak pozostawili mi sprzątanie całego pokoju. Znaczy Peter też pomoże ale ta kluska nawet zamiatać nie umie.
Zaśmiałam się. Wiedziałam że jedyną osobą na której mogę teraz polegać jest Amy. Pobiegłam do biblioteki bo tam zazwyczaj ją spotykam i tam też na mnie wpadł chłopak. Miał zielone oczy i brązowe włosy a krawat zdradził że jest ślizgonem. Zmierzył mnie wzrokiem jak by patrzył ile jestem warta i czy warto mnie kupić. Prychnęłam z deczka urażona tym jego mierzeniem mnie. Chłopak zważył oczy w szparki.
- Nowa jak widzę -zauważył -Jestem Nathalniel. Czarodziej czystej krwi.
- Eleanore także czystej krwi. -powiedziałam w ogóle się nie uśmiechałam -A dla takich jak ty to dodam że jestem zajęta. Tak żeby nic ci do głowy nie strzeliło czysto krwisty czarodzieju.
- A rozumiem. Zgrywasz niedostępną? -spytał i zaśmiał się -Jednak niestety idę. Zaraz mam randkę z MOJĄ dziewczyną kochanieńka. Dopiero 2 w tym roku bo z pierwszą chodziłem aż miesiąc na wakacjach.
Prychnęłam przepchałam się do biblioteki. Usiadłam koło Amy która czytała zawzięcie książkę do Historii Magii. Bardzo lubiła ten przedmiot jako nieliczna. Spojrzałam na małe literki i podniosłam brew. Jak można to czytać. Nawet w domu nie lubiłam tego przedmiotu ale ta studiowała całą książkę w zawrotnym tempie.
- Ej mózgu -stuknęłam Amy w ramię -Powiedz mi co wiesz o Nathanielu.
Dziewczyna naprawdę szybko oderwała się od książki i spojrzała na mnie z przerażeniem.
-Nathan O'Collmelan? -spytała a ta przytaknęłam -To samo co Syriusz. Zmienia dziewczyny jak alergik chusteczki do nosa. Nie jest wart ani jednej z nas. Nienawidzi szlam ale nawet lubi połówki. Jednak najbardziej to ceni cobie czystej krwi. Podrywa je jak leci. Jego rekord to 2 za jednym razem. Jest od nas o rok starszy i już się szczyci tym. Ja niestety też...Z nim chodziłam podobnie jak z Syriuszem i to był mój wielki błąd Ellie. To są największe dranie w szkole.
- Wiem dlatego wybrałam Remusa -uśmiechnęłam się i delikatnie oblałam rumieńcem.
- Na serio? Aaaa! -pisnęła a bibliotekarka zmroziła ją wzrokiem -To cudownie. Jesteście razem? Pocałował cię? Będzie chodzić tak słodko pod rączkę?
- Nieoficjalnie, tak i może.. -uśmiechnęłam się a ta uciszyła piski do minimum i uśmiechała się głupkowato. -To wszystko dlatego bo jak byliśmy potworami to trącił mnie pyskiem a potem polizał. I dziś pocałował naprawdę! Czuję że chodź nie znamy się tak dobrze jak my to mam do niego zaufanie. On jest taki jak ja Amy. Nareszcie poznałam kogoś z moją dolegliwością. Kogoś kto mnie kocha.
Avalone uśmiechnęła się tylko i uścisnęła mnie przyjaźnie. Kochałam ją tak jak siostrę za to że zawsze mogłam jej zdradzić każdy sekret a ta zabrała by je do grobu i nigdy by nie pisnęła ani jednym słówkiem.

1 komentarz:

  1. Wow, ale szybko się dzieję! Jak na mój gust troszkę za szybko... Ale ty piszesz, więc twórz dalej ^^ Z chęcią zobaczę jak dalej się potoczy.

    OdpowiedzUsuń