czwartek, 31 lipca 2014

Rozdział VIII

Zanim zaczniesz czytać pamiętaj że ten rozdział jest bardziej zboczony od pozostałych.
***
Obudziłam się w skrzydle szpitalnym. Od razu mój wzrok powędrował w stronę łóżka, na którym znajdował się on. Nie było jego. Przeciągnęłam się na łóżku i wstałam. Wreszcie mogłam oddychać, ale miejsce, w którym dostałam z łokcia nadal bolało. Spojrzałam na zegarek. Przespałam prawie cały dzień! Była godzina 9.00 rano a zemdlałam o bodajże 14.00. Czyli przespałam 19 godzin. Ziewnęłam i wtedy zobaczyłam jak do pokoju wpada Remus. Uśmiechnął się i podbiegł do mnie, po czym objął ramieniem.
- Przepraszam, że na ciebie nie zaczekałem -przyznaje -A teraz chodź szybko do Wielkiej sali a jak nie możesz to cię zaniosę. Powiedz tylko. Nie chcę abyś się przemęczała.
- Zauważ futerkowy przyjacielu, że czuję się dobrze, bo spałam 19 godzin -powiedziałam i żeby udowodnić przebiegłam się kawałek. Znów mi zabrakło tchu. Pojawiły się mroczki przed oczami. Stanęłam. -Nie dam rady. Nieś mnie książę księżyca!
- Oczywiście strażniczko księżyca -zaśmiał się i chwycił mnie niczym pan młody pannę młodą -Razem przekroczymy próg oddzielający nas od korytarza moja pani.
- Och schlebiasz mi cny rycerzu –przyłożyłam ręce do obojczyka, po czym zatrzepotałam rzęsami i roześmiałam się głośno. –Kocham cię głuptasie.
- Zapomniałaś dodać inteligentny, moja pani. Czuję się taki niedowartościowany –westchnął i ruszył przed siebie. Trochę się dziwnie czułam w jego ramionach. Każdy wzrok był zwrócony ku nam. Ja tylko się śmiałam. Gdyż każdy z tych wzroków wyglądał komicznie jak by mówił „Ma, farta” albo „WTF?”  lub też u niektórych dziewcząt „Dała bym wszystko by byś na jej miejscu”. Jak dobrze zauważyłam wszyscy kierowali się do wielkiej Sali. Najwyraźniej dyrektor miał coś ważnego do nas. Spojrzałam na mojego futrzanego księcia z baji, rycerza na białym koniu.
- Ma coś ważnego do przekazania –powiedział z uśmiechem –I nie mam pojęcia, co… Dobra! Wiem co chce powiedzieć ale ci nie zdradzę bo mnie zabije i pogrzebie żywcem... Prefekci mają lepiej zapamiętaj.
Prychnęłam w jego stronę. Kiedy dochodziliśmy już do wielkiej sali to powoli opuścił mnie na ziemię tak bym stanęła na własnych nogach po czym podał mi dłoń. Razem przepchaliśmy się przez uczniów i usiedliśmy na swoje miejsce czyli ja po między nim a Lily a on po między Dorcas a mną. Ostatnio się tu przesiadł bo chciał siedzieć koło mnie czyli dokładnie to wczoraj na śniadaniu. Dorcas siedzi na przeciwko Syriusza, Remus na przeciwko Glizdogona ,ja na przeciwko Tayson'owi z ostatniego rocznika a Liluś na przeciwko Rogasia. Wciąż zabijała mnie wzrokiem nawet gdy usiadłam. Czyli jednak się zgodziła na tą randkę? Jednak nie chciałam wtrącać się w nieswoje sprawy.
- Witam was wszystkich. Z pewnością chcecie wiedzieć dlaczego was tu sprowadziłem. Otóż...- ktoś mu przerwał donośnym ale za to piskliwym dziewczęcym głosem,
- Może pan wspomnieć o tym żeby karać tym co robią nam psikusy? -spytała ślizgonka ale dyrektor jak by ją nie słuchał tylko kontynuował.
-Podczas Nocy duchów odbędzie się bal maskowy! -krzyknął Dumbledore -Każdy młodzieniec ma być z towarzyszką inaczej nie wpuścimy. Każda osoba na nosie musi mieć maskę. Ten kto będzie podpierał ścianę temu domu odejmę po 5 punktów. Wiem że to lekki szantaż ale inaczej do was nie dotrę. A teraz do klas czy gdzie tam zmierzacie!
Wszyscy zaczęli klaskać i gwizdać a niektórzy już zaczęli już szukać partnerki lub partnera na bal. Spojrzałam na Remusa i tylko uśmiechnęłam się. Nie musiał pytać bo pytał samym wzrokiem. Chodź to była wielka sala to ośmieliłam się rzucić mu się na szyje. Co było już w naszym przypadku naturalne musnęłam ale tylko delikatnie jego wargi sprawiając że nasze wargi złączyły się w krótkim pocałunku. Spojrzałam na stół ślizgonów. Dojrzałam jego i jego zimne oczy uniósł kącik ust w kpiącym uśmiechu. 
Puściłam się Remusa teraz mieliśmy 2 godziny przerwy do kolejnych zajęć a drużyna Gyffindoru miała trening. Jak zwykle Remus musiał iść by przypilnować chłopaków by się nie pozabijali. Ja jednak nie chciałam mu towarzyszyć. Dziś chciałam pogadać z Amy która nadal trzymała się swojego chłoptasia. Wyszłam na korytarz czekając aż wyjdzie. Avalone po wyjściu spojrzała na mnie przepraszająco i ruszyła dalej. Przygryzłam wargę nie dając po sobie poznać lekkiego załamania. Usiadłam na ławce zakryłam dłońmi twarz tłumiąc szloch. Poczułam czyjąś dłoń na ramieniu. Wpierw myślałam że to Lily lecz była za duża i zbyt umięśniona.Była to męska dłoń. Wiedziałam że Remus poszedł na trening wraz z łapcią, rogasiem i glizdogonem. Pozostała mi jedna osoba która mogła to zrobić i chciałam tej osobie splunąć w twarz.
-Nienawidzę cię !-krzyczę w jego stronę i dopiero teraz otwieram oczy. Mój zmysł podświadomości się nie mylił. Nathaniel siedział koło mnie -Słyszysz mnie idioto?! Czy nagle ogłuchłeś?! Nienawidzę cię!
- I co mam ci odpowiedzieć? -spytał z kpiną -Że też cię kocham? Rozumiem że mnie nienawidzisz. Przecież każda by mnie za to znienawidziła. Chciałem cię tylko w tym momencie pocieszyć. Zauważyłem że coś ci się nie układa z przyjaciółką. Cóż... Jej chłopak jest dość wymagający ale przynajmniej u niego jest jasno."Nie chcę byś się spotykała z innymi osobami niż ja gdyż jestem o ciebie to potęgi entej zazdrosny". Ale jak widzę po niej i po nim to daję jej jeszcze tydzień a na bal pójdzie z kimś innym.
- Jesteś okropny -syknęłam przez zęby -Myślisz sobie że co? Że jesteś panem świata? Nie dziwię się że już od lat nasze domy prowadzą wojnę. Jesteście tacy sami jak mówiła mi matka! Okropni, bezduszni, zapatrzeni w siebie! Dziwne że... Nieważne jeszcze to użyjesz przeciwko mnie! NIE NA WIDZĘ CIĘ! -wysylabizowałam ostatnie słowo.
- Masz sobie coś ze ślizgona widzę to w twoich oczach. Twój ojciec był ślizngonem. Nie zaprzeczysz. Mam dowód -wyszczerzył się -Niezły był z niego szukający. Najlepszy w drużynie w swoich latach. Nie dziwię się że wybrał akurat twoją matkę. Do swojego ojca nie jesteś podobna więc strzelam że urodę odziedziczyłaś po matce. Z resztą i ona ma tutaj zdjęcie. Zapisała się w historii szkoły nie tylko jako pomocna puchonka ale też wygrała turniej trój magiczny organizowany w Hogwarcie. I powiem ci coś Ellie. Ty widzisz we mnie ślizgona bez uczuć, twoje koleżanki ciacho a mój przyjaciel widzi inteligenta. Wiesz mi tyle co ja wchłonąłem książek to byś się zdziwiła.
- To dlaczego nie jesteś krukonem? Akurat taki zarozumialec jak ty by tam pasował -warknęłam.
- Cała moja rodzina to ślizgoni. Nie chcę się wychlać. Bo już za dużo się wychyliłem -powiedział -Pocieszam gryfonkę to jedno, nie chcę być śmierciorzercą to drugie, wchłaniam książki to trzecie ale jak zauważyłaś mój charakter jest godny ślizgona. Jednak widzę twoją minę. Czyżby mama ci nie mówiła nic czym się zasłużyła? A twój ojciec opowiadał ci jak wygrywał puchary? Mi rodzice opowiadali przy każdym daniu, gdy kładłem się spać kiedy zrobiłem coś nie tak albo gdy zrobiłem coś co mi kazali. Wpajali mi co będzie dla mnie dobre a co nie. Zawsze przytaczali mnie do mojej nieskazitelnej siostry Nory. Nora to Nora tamto nigdy ja tylko Nora. Lecz kiedy zmarła zabita przez Aurora to już nie było Nora. Wtedy zaczęło się Nathanku, Natuś ,Nathanielu a w szególności po trzecim roku...
-Czemu mi to opowiadasz? -spytałam z uniesioną brwią -Czemu opowiadasz mi swoją historie skoro nawet o nią nie prosiłam. I ostrzegam że jeśli chociaż dotkniesz moją twarz to splunę w twoją. Ostrzegam.
- Mogłem się tego spodziewać -zaśmiał się -Szczerze to sam nie wiem. Więc do widzenia Eleanore córko Felixa Fray i Ofeli Loony. Jeśli chcesz dowiedzieć się czegoś o swoich rodzicach przejdź na dział z trofeami jest tam też twoje kochana. I ty dobrze wiesz za co. Eliksiry nie są wcale takie trudne jak sama mówisz.
Odwróciłam wzrok oblewając się rumieńcem. Jak moja mama nie lubiłam być w centrum uwagi. Lecz to wszystko co mówiła było kłamstwem. To że się nie wychylała, to że nic nie zrobiła dla szkoły. Wygranie turnieju trój magicznego jest wielkim czynem a ona mówiła że nic nie dokonała i że nie ma o czym rozmawiać. Ruszyłam w stronę boiska z nadzieją że spotkam Remusa idącego w stronę Hogwartu. Jak zwykle miałam racje właśnie wracał w otoczeniu chłopaków. Ku mojemu zdziwieniu Lily obejmowała jednym ramieniem w pasie Jamesa a ten co chwila składał na jej ustach krótkie pocałunki. Koło boku Black'a szła Dor i wpatrywała się w niego swoimi piwnymi oczami trzepiąc przy okazji uroczo rzęsami. Gdy szłam w ich stronę przypomniał mi się Nathan "odziedziczyłaś urodę po matce" powiedział mi. Przed oczami stanęła mi ona w moim wieku. Brązowe włosy popadające w czerń do ramion i błękitne dość drobne oczy. Mój trzy kolorowy odcień odziedziczyłam po ojcu. Dość długi ale za to mały drożny nos, krótkie rzęsy dość gęste ale za to wyregulowane czarne brwi i te delikatnie odstające uszy. Miał racje byłam odzwierciedleniem mojej matki w moim wieku. Podeszłam do Remusa. Odciągnęłam go od reszty. Poszliśmy w jakieś najmniej znane wszystkim miejsce. Była to jedna z opustoszałych plaż nad jeziorem. Chciałam mu coś powiedzieć coś co miało odmienić wszystko.Chłodny wiat owiewał mi skórę. Chciałam tego a jednak nie byłam pewna czy aby na pewno. Miałam do wyboru tam albo nigdy lecz co do tego nigdy nie miałam pewności. Wzięłam głęboki oddech. Wspięłam się na palce by nasze twarze były na równi. Patrząc w jego ciemnie oczy nie mogłam nic wykrztusić. Pocałowałam go ale prawie tak samo jak Nathan mnie wczoraj w szpitalu. Położyłam jego dłonie na moich biodrach a swoje na jego ramionach. Nic nie psuło nam tej chwili. Nasze intencje po między sobą zmieniły się. Jego dłonie już nie znajdowały się na moich ramionach. Jedna z nich sięgnęła pod moją białą koszulkę i pełzła u piersiom a druga odpinała mi biustonosz. Ja byłam trochę w tyle  gdyż moje dłonie błądziły w śród burzy jego gęstych włosów i nie miały zamiaru zejść niżej. Jednak jego dłonie świdrowały pod moją białą koszulką sprawiając że moja czarna szata nagle zsunęła się z moich ramion i wylądowała na ziemi. Biała koszula była zmiętolona a trzy pierwsze guziki u góry i 2 u dołu odpięte, czyli koszula ta trzymała się tylko na jednym guziku. Za to on wyglądał nienagannie. Biała koszula jak uprasowana, czarna szata uprasowana, krawat elegancko upięty. No tak mój krawat. Walał się pod moimi czarnymi pantoflami. Jednak kiedy poczułam jak mój kremowy stanik opada na ziemię a jego dłonie nie powędrowały od razu do nich. Przejechał nimi po obu moich bokach. Zadrżałam. Nigdy nie byłam z nikim tak blisko jak z nim. I chodź on był śmielszy od mnie to jednak nie opierałam się. Oderwałam na chwilę usta by spojrzeć mu w oczy. Ciemne oczy patrzą na mnie z troską ale i pożądaniem jak u każdego chłopaka w jego wieku. Uśmiecha się zagadkowo po czym zdejmuje swoją szatę i koszule. Och gdzie moje myśli powędrowały na Boga! Wziął mnie na ręce i  zaczął wchodzić do wody. Co raz to głębiej i głębiej aż woda zaczęła sięgać mu do piersi a ja poczułam ją gdyż moje nogi, tyły i trochę pleców było także zamoczonych.
- A teraz przekonam się czy umiesz pływać -zaśmiał się i po prostu mnie puścił. Kiedy stawałam na palcach miałam wodę za piersi lecz kiedy nie wtedy woda sięgała mi do ust. Jednak umiałam pływać -Umiesz futerkowa księżniczko pływać! No przecież każdy pies umie pływać. Czyż nie?
Prychnęłam w jego stronę i zaczęłam płynąć w stronę lądu lecz ten chwycił mnie i przytulił do siebie. Chciałam odpiąć ten ostatni guzik ale nawet wtedy nie czuła bym się komfortowo.Koszula i tak i tak przylegała by do mnie podobnie jak spódniczka. Musnęłam ostatni raz jego usta po czym ochlapałam go i wyszłam na ląd. Tak jam myślałam biała koszula chodź już nie pogięta to przyległa dokładnie do mojego ciała. Odwróciłam się do niego plecami po czym  ściągnęłam z siebie koszulę i przełożyłam ją przez łokieć po czym schyliłam się ku mojemu stanikowi. Zapięłam go z przodu żeby przesunąć go i włożyć  ramiączka. Założyłam też przemoczoną koszulę i zapięłam ją na 5 guzików zostawiając szósty rozpięty. Wzięłam krawat i zawiązałam go sobie schludnie. Spojrzałam na spódnice. Woda ściekała z niej ale dało się przeżyć. Jedynie co nie to pantofle które przy każdym kroku kwakały jak gumowe kaczki. Założyłam jedyną chyba suchą rzecz czyli czarną szatę i zapięłam ją tak by  nie było widać mojej białej koszuli. Spojrzałam na walające się na piasku jego czarne buty, szata, koszula i krawat. Chwyciłam je i ruszyłam biegiem. Teraz on będzie musiał iść z odsłoniętym torsem przez cały Hogwart. Jednak opamiętałam się. Nie lubiłam robić chamskich żartów. Zostawiłam rzeczy na trawie i poczekałam aż księciulu wyjdzie wreszcie z jeziora.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
 Co w następnym rozdziale:
- Masz już suknię? -spytała Vanessa i uśmiechnęła się pormiennie [...]
- Powinniście brać z niej przykład to moja ulubiona uczennica tak samo jak oczywiście panna Evasn która także poradziła sobie świetnie z tym eliksirem! -krzyknął profesor [...]
- Dorcas może wreszcie sojusz? -wyciągnęłam dłoń [...]
Twarz Remusa pobladła jednak ten nic nie powiedział tylko milczał [...]

I oczywiście gif ^^

poniedziałek, 28 lipca 2014

Rozdział VII

Była to lekcja Historii Magi. Wszyscy przysypiali no może oprócz mnie i Remusa. Uśmiechaliśmy się do siebie głupkowato i na "migi" rozmawialiśmy po między sobą, chodź z pewnością głuchy by nie rozumiał o co nam chodzi. Nie chcieliśmy jednak się narażać duchowi skoro był tak miły i dał nam W z sumów.
-"To jak idziemy dziś do Hogsmade?" -poruszałam bezgłośnie ustami przy okazji jeszcze próbowałam jeszcze coś gestykulować.
-"Syriusz -tu wskazuje na kolegę siedzącego koło niego- Chciał byśmy poszli razem na potrójną randkę ale my nie jesteśmy razem co nie Ellie?"
- "Nie -zaprzeczyłam potrząsając głową na boki - Chodź możemy to zmienić. Co nie?"
- "Czyli co? Mam zapytać ciebie tu w tej klasie? "-prychnął i to był jedyny dźwięk wydawany przez nas. 
Chłopak siedział w rządzie ławek po mojej lewej w 2 ławce od biurka nauczyciela. Troszkę ryzykowaliśmy nadszarpnięciem naszej nienagannej opinii u profesora Binns'a ale cóż bez ryzyka nie ma zabawy. W końcu przerwaliśmy konwersacje i zaczęliśmy się wsłuchiwać w powtórzony już miliardy temat o wojnie z goblinami. Miałam czas by rozejrzeć się po klasie. Ci którzy nie spali zazwyczaj przekomarzali się z osobą z ławki i wtedy profesorek wypalił.
- Nie ma James'a Potter'a! -warknął i podleciał do pustego miejsca koło mnie. To prawda w tym roku dostał karę od Binns'a i musiał siedzieć razem ze mną lecz coś mu nie pykło.
- Ale profesorze ja tutaj siedzę -powiedział poirytowany rogaś. Chłopak ten był rozpuszczony i dla niego nie było reguł i zasad. Dlatego też jeszcze trochę a już w pierwszym półroczu będziemy mieli 0 punków. Położył swoje zabłocone buty na biurko a wykałaczką którą zwiną z kuchni dłubał sobie w zębach.
- Tak?! To kogo nie ma! -krzyknął i zaczął przepatrywać ławki przy tym poprawiając uczniów -Sally obudź Grace. Loveflower bądź tak miły i wytrzyj z twarzy ślinę. Snow obudź Blue bo chrapie i to mi straszliwie przeszkadza. Popy przestań bazgrać smoki! Dojdziemy do nich! Potter nogi z biurka. Black nie pisz liścików miłosnych z panną Hope po inaczej będę zmuszony to przeczytać. No to na to wychodzi że jest nas 13 ale kogoś brakuje skoro mam dzisiaj lekcję z Gryffindor'em i Slytherin'em. O'Collmelan ! Ktoś wie gdzie jest i dlaczego nie zgłosił się na lekcje bądź nikt go nie usprawiedliwił?
Loveflower uniósł niepewnie aż drżącą dłoń. Czyżby bał się starego profesora Binns'a?
- Oto chodzi że O'Collmelan zasłabł -powiedział blondyn a jego brązowe oczy unikały Binns'a -Ktoś mu podrzucił do jego ciastka truskawki a on jest na to uczulony i spuchł i zasłabł.
Jakaś cząstka mnie mówiła "dobrze" inna "przecież to on mnie pocieszył". Postawa godna altruisty się we mnie odezwała. Pff... Wstałam z miejsca. Remus spojrzał na mnie zdziwiony jak by wiedząc co chce zrobić a jego wzrok tego nie pochwalał.
- Proszę pana - powiedziałam pewnie -Jako że jestem bliską koleżanką pana O'Collmelan'a mogę pójść po lekcjach dać mu zadanie które pan nam poda. Mogę też pójść do pielęgniarki by spytać jak się czuje i od razu dostał by kartkę z zwolnienia do końca dnia czy dłużej lub krócej.
- Dobrze panno Fray -powiedział po czym dodał  -Jesteś taka sama jak swoja matka. Zrobisz wszystko by komuś pomóc w potrzebie. Raz próbowała w jakiś sposób oderwać głowę sir Nicolas'owi żeby mógł się zaliczyć do swojego konkursu dla duchów bez głowy. Niestety nie udało się jej a z resztą... Pozdrawia cię. Lecz wracając do lekcji gobliny... -bla bla bla bla bla tak to brzmiało.
Po lekcji ruszyłam do SS. Chciałam zdążyć przed kolejną lekcją kiedy usłyszałam głos Lily. Podeszłam do tego miejsca. Płakała. Podbiegłam i objęłam ją ramieniem. Może jest we mnie coś z puchona albo po prostu odziedziczyłam to po mamie. Właściwie to mama nigdy mi nie opowiadała o sobie zawsze uważała że nie chce być w centrum uwagi wolała bym to ja w nim była. Mój ojciec zawsze mi opowiadał jak to on wysadzał kible w łazience dziewcząt. Że sam należał do Slythu a mama była puchonem. Za to ojciec mojej mamy był gryfonem a jej mama krukonem. Moja rodzina chodź czysta to nigdy nie miała linii takiej jak inne rody że wszyscy w tym samym domu. Nasza rodzina była w każdym domu chodź dużo z nich było krukonami potem puchonami, ślizgonami a najmniejsza część to byli gryffoni.
- Ej wiewióra co się stało? -spytałam
- Vincenty się do mnie dobierał na tej przerwie -poczułam że ma gule w gardle -Przygniótł mnie do ściany. Nic nie mogłam zrobić. Byłam bezradna w jego szponach. Chodź wiesz że ze sobą chodzimy ale no wiesz to było...podłe. Jednak... James miał racje że to dupek.
- Powiedziałaś James? -zdziwiłam się -No małymi idziemy kroczkami a wreszcie powiesz rogacz.
- Nie powiem -prychnęła po czym powiedziała to czego od niej oczekiwałam. -Rogacz nie jest wart tego bym go... Powiedziałam tak na niego. Co się do cholery ze mną dzieje! Nigdy mi przez myśl nie przeszło żeby go tak nazwać. Nie mówi mi że zmieniłam do rogacza nastawienie. Nie!
- To jak kiedy się umówicie? -spytałam z głupkowatym uśmiechem -Powiem mu że w tą niedziele pod trzema miotłami? Oki toki?
-Jasne. Znaczy oczywiście że nie! -krzyknęłam ale ja już biegłam do SS.
Myślałam czy mnie zabije czy też nie ale miałam zamiar powiedzieć do rogaczowi. Nie patrzyłam pod nogi nawet nie patrzyłam przed siebie tylko za siebie. Nagle wleciałam na chłopaka którym okazał się być James.
- Mam do pana rogacza wiadomość od panny Lily Evans. Chciała by się z tobą umówić w niedziele pod trzema miotłami. Godzina do uzgodnienia -powiedziałam po czym uśmiechnęłam się i dodałam -Lily może się przed tobą nie przyznać ale w głębi duszy naprawdę cię lubi. Tylko dziś nie bądź nachalny.Miała niezbyt miłe spotkanie ze swoim raczej już byłym.
Po tych słowach ruszyłam już jak w mordę strzelił do skrzydła szpitalnego. Wpadłam przez otwarte drzwi. Nathan leżał na samym końcu pod ścianą po lewej stronie. Wyglądał jak śmierć na wakacjach. Najwyraźniej opuchlizna zeszła ale w jego oczach widać było pustkę i zmęczenie. Leżał lecz gdy mnie zobaczył nieznacznie uniósł lewy kącik ust. Podeszłam do niego a ten podniósł się i usiadł po turecku. Usiadłam na krześle koło niego.
- No to mam dla ciebie lekcje i w ogóle to muszę wziąć od pielęgniarki twoje usprawiedliwienie -powiedziałam z uśmiechem. Jednak wstałam z krzesła i usiadłam koło niego na jego łóżku. Wyłożyłam historie magi koło niego oraz zeszyt do tego przedmiotu. Spojrzałam na chłopaka coś w jego oczach się zmieniło. Wciągnął dłoń i przejechał nią po moim policzku. Ściągnęłam ją. -Chodzę z Lunatykiem Nathan.
- Kłamiesz. Nie umiesz kłamać. -powiedział i przyciągnął mnie do siebie po czym musnął delikatnie moje wargi. Myślałam że może mieć gorączkę spowodowaną alergią że bełkocze jednak jego słowa były takie jak zwykle. Chłodne ale stanowcze. Delikatny pocałunek zamienił się w głęboki aż prawie zaborczy. Nie ma to jak całować się nie z tą osobą na szpitalnym łóżku.
- Nathan przestań -warknęłam chodź jego dłoń sięgnęła mi pod koszulkę. Próbowałam ją zabrać. -Nathaniel!
W końcu wyrwałam jego oślizgłe łapy i uderzyłam go z całej siły w twarz. Nie chciałam tego zrobić, naprawdę nie chciałam ale jednak musiałam. Samoobrona była moim jedynym plusem. Chłopak jak by sobie z tego nic nie robił. Chwycił moje nadgarstki i położył je na na łóżku szpitalnym sprawiając że położyłam się lecz nogi nadal miałam podkulone. Kopałam kolanami jego tors. Jego usta wędrowały po mojej szyi oraz niżej tylko na moje szczęście nie miał gdzie więc wrócił do ust. I wtedy zagrzmiał dzwonek a do SS weszła pielęgniarka i co gorsza Remus. I chodź weszła pielęgniarka a po moich policzkach spływały łzy Nathaniel jak by sobie nic z tego nie robił. W końcu udało się go pożytecznie kopnąć. Wyrwałam się od niego i podbiegłam do Remusa który miał zmieszaną minę jak by nie wierzył że to była walka jak by wierzył że to było z mojej woli. Objęłam go i zaczęłam łkać w jego koszule. Lecz ten tylko jedną dłonią mnie objął i zaczął prowadzić do klasy obrony przed czarną magią. Spojrzałam na niego. Próbował uniknąć mojego wzroku. Czyli jednak myślał że go z NIM zdradziłam.
- Remus -pisnęłam lecz ten na mnie nie spojrzał -Remus to... To nie moja wina to on. To on się do mnie dobierał bez mojej zgody. Ja nie chciałam. Remus uwierz mi proszę!
- Ellie ja ci wierzę. Spokojnie -jego głos był tak delikatny i spokojny. -Lecz muszę to sobie poukładać a gdy ten dupek wyjdzie ze szpitala to znów go tam położyć. Razem z rogaczem, łapą i glizdogonem zgotujemy mu przyjazne powitanie ze szpitala. Lecz może bez truskawek ale tak by popamiętał że ne jesteś jego.
- A kogo jestem? -spojrzałam mu w oczy. On nie powiedział mi czy chce ze mną chodzić. Czyli na raze jestem niczyja a dokładnie to swoja.
- Jeśli chcesz to możesz być moja ale teraz musimy lecieć jeśli nie chcemy dostać ochrzan od nauczycielki. Co nie kochana? -spytał po czym cmoknął mnie w nos i rzucił się biegiem.
Pobiegłam za nim . Bo biec za nim mogłam i na koniec świata. Kochałam go nie szczeniącą miłością a głęboką która mogła by przetrwać wszystko i wszystkich. Chciała bym być z nim na tak zwane zawsze bo wiem że nic nie trwa wiecznie. I wtedy poczułam jak coś uderza mnie z łokcia w bok po między żebra. Poczułam przeszywający ból. Remus już jest za daleko. Upadłam bezradnie na ziemię nie mogą złapać tchu.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Macie buziaka Remcia i Ellie (wiem inna aktorka ale pomińmy ;u;)

Co w następnym rozdziale
- Podczas Nocy duchów odbędzie się bal maskowy! -krzyknął Dumbledore -Każdy młodzieniec ma być z towarzyszką inaczej nie wpuścimy[...]
- Nienawidzę cię -krzyczę w jego stronę [...]
Chłodny wiat owiewał mi skórę. Chciałam tego a jednak nie byłam pewna czy aby na pewno. Miałam do wyboru tam albo nigdy lecz co do tego nigdy nie miałam pewności[...]

No to mam nadzieje że się podobało :3

środa, 23 lipca 2014

Rozdział VI

Początek tygodnia rozpoczął się po raz kolejny. Po 4 lekcji po raz pierwszy przemierzaliśmy korytarz razem z Remusem trzymając się za ręce. Uniosłam głowę dumnie i uśmiechnęłam się do niego.
- Uwaga nadchodzi żona numer 1 -zaśmiał się a przed nami pojawił się Syriusz naburmuszony. Stanął przed Remusem i zaczął jojczeć jak 100 % nastolatka.
- Ogarniasz to? Dorcas mnie rzuciła! Powiedziała że nie chce znać takiego idioty jak ja! Co za tupet! -warczał i prychał -Nie no odgryzę się na niej! I wiesz co? Ona chodzi z Rogerem, tym dupkiem z Ravu!
- Och to takie przykre -ledwo mógł się powstrzymać od śmiechu a Syriusz zmroził go wzrokiem.
- Ej łapko -powiedziałam podobnie jak Remus o mały włos nie wybuchając śmiechem -Nie żeby coś ale niezbyt lubię Dor przez co wiem jak się na niej odegrać. Przyjaciółką Dor oprócz Lily jest Domi która chodziła Rogerem ale ten z nią wczoraj zerwał. Jak razem się zmówicie to obydwoje poczują się zazdrośni.
- Domi to ta puchonka co nie? -spytał a ja przytaknęłam s-Czyli mam obmyślić plan godny ślizgona z dobrą duszyczką od puchonów? To brzmi śmiesznie Ellie.
- Dla ciebie łapusiu to Eleanore -powiedziałam i spojrzałam na mojego lunatysia -Idziemy na błonia?
- To zależy czy żona numer 1 i 2 mi zezwolą -zrobił urażoną minkę. Syriusz niechętnie ale się zgodził mówiąc że zgoda też jest od rogasia.
Razem z Remusem poszliśmy na błonia. Usiedliśmy nad jeziorem i tęsknym wzrokiem wpatrywaliśmy się w wodę. Trzymaliśmy się za ręce i nic nie mówiliśmy jakby cisza była czymś co potrzebujemy. W końcu przemówił Remus przełamując tą nieznośną dla nas obojga ciszę. To co powiedział... Rozczarowało mnie.
- Ellie ja... Ja nie chcę cię skrzywdzić -powiedział i odwrócił wzrok -I chodź mamy...Właśnie mamy tylko trzynaście lat, Ellie trzynaście! Jesteśmy razem aż jeden dzień. Myślisz że to dla mnie takie łatwe Ellie. Ciężko mi że narażam cię na to kim jestem.
- Nie narażasz mnie -przejechałam delikatnie dłonią po jego policzku -Jestem tak samo inna jak ty. Jestem takim samym potworem jak ty. Proszę nie odrzucaj swojego. Czuję że nie jest ci dobrze. Nie musimy być parą Remusie możemy być po prostu przyjaciółmi.
- Nie o to chodzi -powiedział po czym wstał i zaklną -Przepraszam ale ja zawsze coś spartolę Ellie. Chciałbym oddać się nauce ale do siebie możemy przecież wrócić co nie Ellie? Za rok za dwa? Nie chcę z tobą skończyć jak te parki takie jak Dorcas i Syriusz czy Domi i Roger. Chcę żebyś nadal mnie kochała bo i ja cię kocham tylko że po prostu nie możemy być razem.I to nie jest tak jak myślisz bo dał bym wszystko by z tobą być. Jednak myślę też że to za wcześnie Ellie za wcześnie. Obiecaj i ja ci obiecam że będziesz ze mną w szóstej klasie. Okay?
- Okay -przytaknęłam i przytuliłam się do niego ledwo powstrzymując przy tym napad histerycznego płaczu.
~3 lata później~

Te samo miejsce ta sama data ale inny rok. Siedziałam w tym samym miejscu zalana łzami. Obiecał mi i nie dotrzymał obietnicy. Szósty rocznik w szkole dzień po pełni. Objęłam rękami kolana a głowę wsadziłam pomiędzy nie. Czułam się totalnie załamana jeszcze do tego coś nie wyszło w przemianie i nawet eliksiry orzeźwiające nie pomagały. Westchnęłam cicho i zaczęłam śpiewać. Bolało mnie serce. Płakałam. 3 bite lata się do mnie nie odzywał i tylko czasami powiedział "cześć" bądź "wiesz co jest zadane" nic więcej. Kiedy Amy zaczęła chodzić z Rico straciłam oparcie podtrzymujące mnie na duchu. Zaczęła z nim chodzić już pod koniec roku i kleją się do siebie jak dwa skowronki. Dorcas nadal mnie nienawidzi chodź kiedy doznałam załamania nerwowego i popadłam w lekką depresję spojrzała na mnie inaczej. Teraz mam tylko oparcie w Lily która mnie nie opuściła kiedy upadłam i nie potrafiłam się podnieść. Amy też próbowała mnie podnieść lecz to nie wystarczało. Zamknęłam się w sobie niczym kwiat w pąk w chłodną noc. Ktoś usiadł koło mnie ktoś o kim w ogóle nie myślałam. Nathaniel usiadł koło mnie. Ten rozkapryszony ślizgon który nie raz już pokazywał mi swoje prawdzie ja w ciągu tych trzech lat.
- Ej Eleanore dość tych łez -zaśmiał się i trącił mnie w ramię. -Chodź cię nie lubię to stawię ci kremowe piwo jak się podniesiesz i się ze mną umówisz.
- To co już ze wszystkimi chodziłeś że teraz do mnie się zwracasz? -spytałam przez zęby
- Nie -burknął urażony -Po prostu chcę być miły! Nie możesz znaleźć różnicy po między flirtem a normalną gatką szmatką ? Chcę być po prostu miły a ty na mnie naskakujesz jak bym zabił ci matkę! Przepraszam ,Ellie przepraszam...Proszę tylko nie płacz! Ellie...
To było chamskie posunięcie. Moja mama zmarła mi rok temu na wakacjach na moich oczach! Od tego momentu zaczęłam popadać w depresje a to przeciążyło szalę. Zaczęłam płakać. Był to jeden z częstych napadów histerii. Chłopak objął mnie ramieniem i próbował uciszyć. Spojrzałam na niego i po prostu jako że  był jedyną osobą pod ręką to wpadłam mu w ramiona a ten mnie objął. Po prostu zrobiło mi się lepiej kiedy zaczął szeptać przy moje imię. Spojrzałam na niego i dopiero teraz odkryłam w nim coś czego nigdy nie mogłam w nim znaleźć. Współczucie. Spojrzałam na niego zaczerwienionymi oczami. Nic nie powiedziałam lecz wzrok mój dziękował mu że przyszedł i dał mi się wypłakać w jego ramieniu. Chłopak przejechał delikatnie dłonią po moim policzku wycierając mi łzy.
- Przepraszam Ellie -powiedział cicho tuż przy moim uchu po czym wstaną i podał mi dłoń. Wstałam a ten zapytał się mnie -Czy ty nadal go kochasz?
- Tak -powiedziałam i odwróciłam wzrok. Po tym jak przestaliśmy się do siebie odzywać zmienił się o 180 stopni. Widziałam chłopaka roześmianego i z roku na rok poważniał i próbował też zmienić swoich przyjaciół na darmo. Co roku pod koniec odstawiali taką akcje że niektórzy padali śmiechem. No może oprócz nauczycieli (wyjątek Dumbledore) których to w ogóle nie bawiło.
- Dlaczego? -spytał a ja go zmroziłam wzrokiem -No tak to przecież twoje sprawy nie moje.
- Dziękuję ci Nathanielu ale wiesz ja dziękuję ci za kremowe jednak może już pójdę -wymusiłam u siebie uśmiech -Może kiedy indziej?
- Twoje "Kiedy indziej" brzmi jak "Może nigdy" -powiedział a ja opuściłam wzrok i pobiegam do szkoły. Słyszałam tylko za sobą -On nie jest ciebie wart Ellie!
Jednak nie słuchałam jego. Wbiegłam do szkoły gdy nagle coś huknęło a cały korytarz napełnił się cuchnącym zielonym dymem. Zaczęłam się krztusić i wtedy zobaczyłam jak wybiegają z bananami na twarzach. Remus tylko ich poganiał lecz gdy mnie zobaczył zatrzymał się i pociągnął za rękę za sobą. Znów czułam dotyk jego dłoni. To było takie przyjemnie i znów obudziły się we mnie wspomnienia kiedy wyznaliśmy sobie miłość na korytarz. Niestety to nie było romantyczne bo kaszlałam w niebo głosy a od biegu zrobiło mi się niedobrze. Wpadliśmy do jakiejś klasy i wtedy kaszle nadeszły z większą siłą. Potter podszedł do mnie i zakrył mi usta dłoniom. Syriusz spojrzał na posąg jednookiej wiedźmy po czym coś zrobił i ukazało się przejście. Zaczęli mnie ciągnąć tym jakże wąski korytarzem. Po chwili zrobiliśmy postój a Syrusz i Potter wybuchnęli donośnym głosem.
- Widziałeś ich miny? Ślizgoni będą pamiętać do końca życia ten dym -powiedział Syriusz. -Jesteśmy boscy chłopaki. Następny plan to klej do szamponów największych ślizgońskich szych. A w ogóle co tu robi Elka?
- Ellie, gwiazdo -prychnęłam a Syriusz znów się zaśmiał.
- Szła akurat tym korytarzem i się nadziała na pułapkę więc ją stamtąd zabrałem -Remus wzruszył ramionami po czy uśmiechnął się do mnie -Dawno się nie widzieliśmy Ellie. To chyba będzie 3 lata co nie?
- Niestety -powiedziałam z uśmiechem. Po czym musnął delikatnie ale spontanicznie moje usta -Za długo czekałem. Jest już po sumach więc ten rok uważam za ten w którym nie muszę się aż tak uczyć.
- Ej to cy zrobiłeś z Remusem, Remusie? -spytał James a cała czwórka wybuchnęła śmiechem/
- To wszystko przez tę akcję czuję się tak...No nie wiem -powiedział a James spytał "Podniecony?" i znów się wszyscy zaśmiali -A do tego jeszcze ciebie złapałem. Podwójne szczęście.
- Pewnie zdałeś wszystko na W co nie ?-spytałam a ten unikał mojego wzroku. -Ja zawaliłam tylko Astronomię bo mam z niej Z.
- No to ja zawaliłem runy -powiedział i uśmiechnął się delikatnie -No to idziemy do miodowego królestwa tak James?
- Niestety moja peleryna pomieści tylko czwórkę a nie piątkę -zrobił podkówkę -więc albo idziesz albo zostajesz Lunatyku.
- Zostaję -powiedział a chłopaki zniknęli pod peleryną. Zostaliśmy sami w wąskim dość ciemnym tunelu. To trochę nie za romantyczne miejsce. -Tak więc co się stało od czasu naszego "rozstania"
- Załamałam się, popadłam w depresję po żałobie gdyż straciłam mamę. Mój ojciec stracił nogę przez ciężki urok który zrobił mu rany na nodze a te doprowadziły do takiej infekcji że tylko tak można było go uratować. Na szczęście szybko dostał magiczną protezę i czuje się dobrze. Po stracie mamy oddał się pracy -powiedziałam -Chodź poznał bardzo miłą asystentkę to nie jest nią zainteresowany a ona wręcz przeciwnie. Do tego ostatnio moje ciało uodporniło się na eliksir pobudzający i dziś czuję się jak szmaciana lalka.
- No to trochę się pozmieniało -powiedział -Jak chcesz możemy też iść do miodowego królestwa. Może i mają pelerynę niewidkę ale ja jestem od nich o wiele inteligentniejszy.
Zaśmiałam się i razem ruszyliśmy do miodowego królestwa. I chodź mnie zranił to nadal przy nim czułam się tak jak bym dostała eliksir euforii. Jestem przy nim po prostu szczęśliwa.

poniedziałek, 21 lipca 2014

Rozdział V

Była może 20.00 gdy byliśmy w zakazanym lesie. Było jeszcze szaro a księżyc w pełni chował się za chmurami. Koło nas stali Syriusz, James i Peter w zwierzęcej postaci. Czarny wilk wyszczerzył na mnie zęby. Trzymałam kurczowo rękę Lupina i jakby czekając na ścięcie siedzieliśmy w zakazanym lesie. Przymknęłam oczy to była pierwsza pełnia przed którą dostałam dziwny eliksir. Znów poczułam jak moje kości łamały się i zamieniały się w żywy ogień. Parę łez spłynęło mi po policzku i nagle poczułam że już nie jestem sobą. Usłyszałam wycie tuż obok mnie. Otworzyłam oczy. Nie byłam sobą a przekleństwem. Po raz pierwszy mogłam kontrolować swoje ruchy. Było to dziwne a zarazem czułam się dzięki temu szczęśliwa. Koło mnie stał Remus w swej innej postaci. Nawet jako wilkołak nadal trzymał moją dłoń. Syriusz zawył lecz ja rozumiałam co mówił podobnie jak to co mówił James i zam Remus.
- No misiaczki bo się jeszcze porzygam! -warknął po czym pognał w las.
- Przepraszam -wyjęknęłam i wyrwałam się z jego uścisku opadając na cztery. -Idę w inną stronę muszę...A zresztą nieważne. Lepiej mnie zostawcie.
- Jak by coś ci groziło to zawyj -szczeknął Remus po czym podszedł do mnie i trącił pyskiem -Trzymaj się i jak by co tego nie było.
Po prostu polizał mnie i zniknął wraz z chłopakami zostawiając mnie kompletnie samą. Jednak wiedziałam gdzie biegnę. Miałam na tyle siłę w łapach żeby przebiec całą Wielką Brytanie wzdłuż. Zaczęłam uciekać bo inaczej tego nie mogłam nazwać. Po prostu chciałam uciec. Jednak coś zabroniło mi. Uderzyłam w  dziwne pole które mnie odepchnęło. Zwinęłam się w kulkę i zaczęłam rozpaczliwie skomleć. Wczoraj dowiedziałam się że moja mama wylądowała w szpitalu i nawet magiczne leki już nie pomagają. Jej zegar pomału przestaje tykać. Położyłam łapy na pysku a po włochatych policzkach spłynęły prawdziwe łzy. Podczas pełni mogłam pomyśleć o tym co mnie trapiło znaczy teraz mogłam po przedtem niszczyłam po prostu pokój. Poczułam delikatne stąpanie, prychanie i rżenie. Właśnie chyba tylko centaurów mi teraz brakowało.
- Nie chcę sprzeczki -warknęłam -Jestem inna nie tak jak inne wilkołaki.
- Nie wierzę ci kundlu! -jeden z centaurów nałożył na cięciwę strzałę i wycelował mi prosto w głowę. Wiedziałam że gdyby strzelił to by nie spudłował.
- Jestem normalnym czarodziejem -szczeknęłam -Naprawdę kontroluję siebie i was nie skrzywdzę.
- Łżesz kundlu! -drugi centaur zrobił to samo jak pierwszy tyle że wycelował strzałę w moją grdykę.
- Może niech jeszcze trzeci wyceluje mi w serce tchórze -podniosłam się i otrzepałam -Wtedy będziecie mieli pewność że zdechłam jak zwykły kundel szlajający się na ulicy!
- Nie gadasz głupio -trzeci wycelował mi w serce -Wiesz teraz możemy strzelić a ty będziesz zimnym trupem. Co ty na to? O jednego roznosiciela tej zarazy mniej.
I wtedy uratował mnie Hagrid. Dzięki bogu! Wszedł po między mną a centaurami.
- Oszaleliście! -podniósł głos na centaury i przegonił je -Na uczennice łuki podnosić! Może i ma lykanotropie ale jak widzicie jest o wiele spokojniejsza bo jeszcze żyję. Moja droga biegnij i nie zwracaj na nich uwagi. No wstyd i pamiętajcie że jak na mnie łuk podnosicie to jak na dyrektora holipka.
Zwiałam jak tylko to możliwe i jak najszybciej oddaliłam się od nich.
***
Rano byłam już sobą. Totalnie nagą ale sobą. Mcgonagall czekała na mnie w lesie wraz z ubraniami. Wybiegłam na waleta po nie i zniknęłam za krzakami. Mój mózg odmawiał mi posłuszeństwa. Oprócz tego że miała moje ubrania to jeszcze jakąś substancje od której mam się poczuć lepiej. Kiedy byłam ubrana napiłam się tego czegoś co smakowało jak szczyny trolla i poczułam się naprawdę dobrze. Podziękowałam grzecznie i powędrowałam najkrótszą drogą do szkoły. Chyba to był eliksir euforii wraz z pobudzającym bo na mojej twarzy pojawił się banan. Była niedziela a patrząc w niebo to około 12 w południe. W szkole wpadłam na Remusa który wyglądał jak zombie ale jego uśmiech jednak tego nie mówił.
- Hej Ellie jak tam ? Szkoda że Łapka się obraził na ciebie. Tak to byśmy mogli razem łazić -powiedział
- Dlaczego wczoraj mnie pocałowałeś? -spytałam tak nagle że sama nie wiedziałam że mam tyle odwagi
- Ja... To był czysto przyjacielski buziak -powiedział i zarumienił się -Tylko czysto przyjacielski.
- Rozumiem tak więc -stanęłam na palcach by być na jego wysokości i delikatnie musnęłam jego wargi -To też był czysto przyjacielski pocałunek.
- Kocham cię -szepnął tak cicho że ledwo usłyszałam jednak moje wilcze zmysły go przechytrzyły. Właśnie przed chwilą sam Remus Lupin wyznał mi miłość. Tyle że i ja go kochałam.
- Ja ciebie też Remusie - podobnie jak on szepnęłam to bardzo cicho. Jednak ten usłyszał i to już nie był czysto przyjacielski pocałunek. I nawet w tej chwili pomyślałam o Dorcas. Może gdy nas zobaczy w końcu przejrzy na oczy że Syriusz jest jej i nie zamierzam psuć jej "Idealnego" związku. Odeszłam od niego i uśmiechnęłam się delikatnie -To może Hogsmade panie ładny?
- Jestem umówiony z 2 żonami i służącym -westchnął -Chodź oni jeszcze sobie smacznie śpią to i tak pozostawili mi sprzątanie całego pokoju. Znaczy Peter też pomoże ale ta kluska nawet zamiatać nie umie.
Zaśmiałam się. Wiedziałam że jedyną osobą na której mogę teraz polegać jest Amy. Pobiegłam do biblioteki bo tam zazwyczaj ją spotykam i tam też na mnie wpadł chłopak. Miał zielone oczy i brązowe włosy a krawat zdradził że jest ślizgonem. Zmierzył mnie wzrokiem jak by patrzył ile jestem warta i czy warto mnie kupić. Prychnęłam z deczka urażona tym jego mierzeniem mnie. Chłopak zważył oczy w szparki.
- Nowa jak widzę -zauważył -Jestem Nathalniel. Czarodziej czystej krwi.
- Eleanore także czystej krwi. -powiedziałam w ogóle się nie uśmiechałam -A dla takich jak ty to dodam że jestem zajęta. Tak żeby nic ci do głowy nie strzeliło czysto krwisty czarodzieju.
- A rozumiem. Zgrywasz niedostępną? -spytał i zaśmiał się -Jednak niestety idę. Zaraz mam randkę z MOJĄ dziewczyną kochanieńka. Dopiero 2 w tym roku bo z pierwszą chodziłem aż miesiąc na wakacjach.
Prychnęłam przepchałam się do biblioteki. Usiadłam koło Amy która czytała zawzięcie książkę do Historii Magii. Bardzo lubiła ten przedmiot jako nieliczna. Spojrzałam na małe literki i podniosłam brew. Jak można to czytać. Nawet w domu nie lubiłam tego przedmiotu ale ta studiowała całą książkę w zawrotnym tempie.
- Ej mózgu -stuknęłam Amy w ramię -Powiedz mi co wiesz o Nathanielu.
Dziewczyna naprawdę szybko oderwała się od książki i spojrzała na mnie z przerażeniem.
-Nathan O'Collmelan? -spytała a ta przytaknęłam -To samo co Syriusz. Zmienia dziewczyny jak alergik chusteczki do nosa. Nie jest wart ani jednej z nas. Nienawidzi szlam ale nawet lubi połówki. Jednak najbardziej to ceni cobie czystej krwi. Podrywa je jak leci. Jego rekord to 2 za jednym razem. Jest od nas o rok starszy i już się szczyci tym. Ja niestety też...Z nim chodziłam podobnie jak z Syriuszem i to był mój wielki błąd Ellie. To są największe dranie w szkole.
- Wiem dlatego wybrałam Remusa -uśmiechnęłam się i delikatnie oblałam rumieńcem.
- Na serio? Aaaa! -pisnęła a bibliotekarka zmroziła ją wzrokiem -To cudownie. Jesteście razem? Pocałował cię? Będzie chodzić tak słodko pod rączkę?
- Nieoficjalnie, tak i może.. -uśmiechnęłam się a ta uciszyła piski do minimum i uśmiechała się głupkowato. -To wszystko dlatego bo jak byliśmy potworami to trącił mnie pyskiem a potem polizał. I dziś pocałował naprawdę! Czuję że chodź nie znamy się tak dobrze jak my to mam do niego zaufanie. On jest taki jak ja Amy. Nareszcie poznałam kogoś z moją dolegliwością. Kogoś kto mnie kocha.
Avalone uśmiechnęła się tylko i uścisnęła mnie przyjaźnie. Kochałam ją tak jak siostrę za to że zawsze mogłam jej zdradzić każdy sekret a ta zabrała by je do grobu i nigdy by nie pisnęła ani jednym słówkiem.

piątek, 18 lipca 2014

Rozdzał IV

Pierwszy dzień szkoły okazał się nie być łatwym. Ze wzrokiem wbitym w wykładzinę szłam z książkami w rękach do klasy transmutacji. Chodź miałam prawie 10 minut jeszcze przerwy to zajęłam jakieś miejsce i zaczęłam przeglądać książkę. Czytając ją od deski do deski.
-Och ty jesteś ta nowa -powiedziała McGonagall -Eleanor Fray, koło ciebie usiądzie Remus Lupin. Mam nadzieje że nie będziesz narzekać.
-Nie prze pani -prawie że szepnęłam i znów wbiłam wzrok w książkę.
- Panno Fray mam dla ciebie propozycje -powiedziała -Wiem jak to jest zaczynać bez niczego możesz a raczej musisz iść po lekcjach do mojego gabinetu. Będziesz miała tak zwaną wizytę u psychologa jak w mugolskim świecie. Spróbuję ciebie jakoś otworzyć bo widzę że coś ciebie trapi.
- Tak prze pani -uniosłam wzrok ponad książkę -Nieszczęśliwa miłość. I nie trzeba mi psychologa pani profesor. Obiecałam dyrektorowi Dumbledore że się poprawię. To po prostu zmiana otoczenia tak na mnie wpływa. Jeszcze się zaprzyjaźnię obiecuję a wtedy zobaczy pani że nie jestem taka jaką pani mnie widzi.
Kobieta skinęła i wróciła do swojego gabinetu. Pomału do klasy zaczęli złazić się uczniowie. Czułam się osaczana więc moje serce zabiło szybciej a sama pomyślałam o ucieczce. Ktoś usiadł koło mnie. Blizna na twarzy, blond włosy. Lekko się odprężyłam bo czułam że na nim mogę polegać.  I nie nie podobał mi się. Chodź nawet go nie znałam to czułam po prostu że mogę na nim polegać.
- Hej -uśmiechnęłam się po czym bezmyślnie dodałam -Ładnie pachniesz.
Chłopak zmieszał się ale co mogłam poradzić skoro pachniał jak ja. Jak pies. Zapach ten był zbyt charakterystyczny by go pomylić z  innym. Jednak odwróciłam wzrok i spojrzałam w przejście w drzwiach. Pomału złaziła się cała klasa. Mieliśmy lekcje dzisiaj z krukonami więc widziałam moją BFF i nie mogłam z nią usiąść.Amy uniosła kciuk w górę i usiadła koło innej krukoniki. Weszli też James i Syriusz wraz z Dorcas ta widząc że się na nich patrzę pocałowała go w policzek. Zacisnęłam dłoń w pięść. Poczułam dłoń na moim ramieniu. Spojrzałam na Remusa tylko zaprzeczył.
- Tacy jak my musimy się trzymać razem. -szepnął -I nie denerwuj się bo w połowie zajęć będziesz musiała uciec na dwór a dopiero od dziś mamy brać eliksir. A do tego nie warto.
- Wiedziałam że jesteś taki jak ja -uśmiechnęłam się a w moich oczach pojawiły się iskierki. Wzięłam głęboki wdech. Wyczułam też trzy inne zapachy. Psa ale nie takiego ja my, jelenia, kota i szczura. -Czujesz?
- Jak miałbym nie czuć -zaśmiał się -Czuję 4 animagówm i ciebie. I damskie perfumy. Litry damskich perfum. Mój nos,ja umieram.

Nauczycielka która właśnie wyszła z gabinetu zmroziła nas wzrokiem po czym odchrząknęła i zaczęła lekcje. Jako że nie chciałam pani przeszkadzać w prowadzeniu lekcji zaczęłam pisać na kartce. Czyli masz lykanotropie tak samo jak ja? Mogłam się tego po części spodziewać. Od jak dawna? Mnie zaatakował wilkołak kiedy miałam 9 lat. Przesunęłam kartkę na jego stronę. Chłopak przygryzł wargę ale coś nabazgrał a gdy kończył zawitał na jego twarzy mały uśmiech. Zaatakował mnie gdy miałem 5 lat. A tak w ogóle wiesz kto cię zaatakował? Ja wiem ale to nie jest rozmowa na kartkę papieru.Plus powiem ci że zapraszam cię w sobotę na spacer po zakazanym lesie świetle księżyca. Nie chcę znów być przy tym sam. Znaczy chłopaki obiecali być razem ze mną. Znałem ich dość dawno i to dla mnie się nauczyli zmieniać. Jednak chciał bym by był ktoś mojej dolegliwości. To jak zgadzasz się? I tak przecież będziesz tego dnia w lesie więc co za różnica. A teraz przepraszam bo się uczę transmutacji panienko Fray. Przewróciłam oczami ale miał po części rację. Trzeba się przyłożyć do tej transmutacji. Przysunęłam się do niego i napisałam przy nim tak żeby widział ZGODA! Teraz to naprawdę musiałam skupić się na lekcji bo psorka by mnie zabiła. Kobieta tłumaczyła nam czego się będziemy uczyć i na czym będą polegać egzaminy z całego roku.  Spojrzałam na Amy która naprawdę spała. Zachichotałam a profesor zwróciła mi uwagę. Poczułam ciepło na całej twarzy bo zazwyczaj nie zostawałam brana do tablicy dlatego że przeszkadzałam pani na lekcji. Niestety kiedyś musiał być ten pierwszy raz. Wstałam.
- Co tak pannę Fray śmieszy? Skoro nie chce pani słuchać no to wymień mi prawa Gammpa -założyła ręce
- Dobrze profesor McGonagall otóż przetransmutować można każde ciało stałe, ciecz, plazmę i gaz oraz materię i niematerię. Każdy obiekt można dowolnie poddawać działaniu transmutacji. Wyjątkami są Duchy, różdżki, jedzenie i picie gdyż nie można  ich stworzyć tak z powietrza ale da się je w coś zmienić, Obrażenia zadane klątwami, pieniądze czyli niemożna nagle stać się bogatym i wyczarować sobie ich z powietrza,nieturzy też uważają że miłość -wyrecytowałam całą formułkę którą próbowałam wkuć na wakacjach.
- Wybitnie -mruknęła pod nosem -Bardzo małej ilości czarodziejom udało się to zapamiętać wiesz?  Jednak odbieram Gryffindorowi 5 punktów. Jednak że udowodniłaś mi że znasz się na transmutacji to dostaje jednka15 punktów. -usiadłam na miejsce. Była to moja pierwsza pochwała w szkole.
Po transmutacji miałam obronę przed czarną magią jednak do niej miałam jeszcze 30 minut. Szłam korytarzem gdy poczułam kogoś silne dłonie na moich ramionach. Odwróciłam się i zobaczyłam Syriusza.
- Kręcisz z Lunatykiem? -zaśmiał się -To nie twoja partia słodziutka.
- Skąd wiesz jakich lubię chłopaków Black? Może właśnie inteligentnych -powiedziałam przez zęby. Chłopak tylko uśmiechnął się i przyciągnął mój podbródek do swojego. Delikatnie musnął moje wargi. Było to jak jedzenie mlecznej czekolady a ja uwielbiam mleczną. Jednak ja nie chciałam już włazić jeszcze bardziej Dorcas za skórę a to doprowadziło by ją do tego że by mnie zabiła. -Jesteś okropny! Jesteś parszywy i kłamliwy! Dziwię się że nie jesteś ślizgonem! Nienawidzę cię! I jeśli raz mnie pocałujesz to przysięgam na własne życie że cię kopnę w twoje cztery litery!
Odwróciłam się napięcie przy okazji zadeptując jego palce u lewej nogi. On to miał tupet. Obruszyłam się i ruszyłam przed siebie. Im dalej od niego tym lepiej. Miałam jednak nadzieje że Dora się o tym nie dowie bo inaczej jestem zimnym trupem.