czwartek, 22 stycznia 2015

Rozdział XVII

Huncwoci
- Mam gitarę a każda kobieta chce chłopaka z gitarą –powiedział siedzący na tyłach Syriusz. Dzisiejszego dnia za kółkiem siadł Remus, któremu ręce trzęsły się jak galareta. –Chłopie tylko mi nie zemdlej, bo wtedy to ty nas pod bramy świętego Piotra powieziesz. Wiesz, mnie się z tym typkiem nie śpieszy spotkać wolę spotkać się z jakąś uroczą szatynką jeszcze za życia kurde. Przespać się z nie jedną, rozumiesz żyć nie umierać. Po twojej minie kochany Jamesie rozumiem, że twierdzisz, że prędzej dzieci się na robię i umrę tonąc w alimentach. Nie wierzysz we mnie słońce.
James prychnął, po czym wyszedł przez szyber dach i opuszczając nogi od kolan usiadł na dach. Według danych, które jakoś udało im się uzyskać to dom dupka Nathaniela jest jakieś 100 kilometrów od nich a z tempem Remusa to raczej i by za tydzień nie dojechali. Jednakże nie podważał słowa mamusi, bo przecież jak pan Lupin się wkurzy to się wkurzy i na piechotę będzie musiał iść albo za nimi albo do Hogwartu a tam też jakoś mu się teraz nie śpieszyło. Żył gadką „Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego”, więc chciał dostać ochrzan za to, że uciekli ze szkoły razem ze wszystkimi a nie tylko sam. Uśmiechnął się nagle do siebie widząc piękny czerwony list, który układa się w usta kochanej mamusi i krzyczy „Ty durniu!” a w tle słychać śmiech ojca. Jego matka miała stalowe zasady za to jego ojciec to wykapany on przymknął oczy i wyobraził sobie, że kiedyś taki list trafi do jego syna, który zapewne będzie jego odzwierciedleniem. Lily zapewne będzie go zabijała wzrokiem, nadal jego serce biło tylko do niej a teraz, kiedy ona zaczęła to pomału czuć to samo mógł wybiec gdzieś w przyszłość, więc też wyobrażał siebie syna z jego włosami i jej oczami oraz córkę z jej włosami i jego oczami. Wyobrażał sobie jak będzie marszczyła nos, kiedy dostanie pierwszy list o tym, że jej syn zachowuje się nieodpowiednio i oczywiście wtedy by wszystko mówiło, że to wina Jamesa i to jego syn a ten by się tylko śmiał. Za co widział też i dumę w oczach dziewczyny, kiedy dowiedziałaby się, że ich córka jest najlepsza w klasie. Widział ich razem stających przed lustrem i widział jak mija czas jak ich ciało pokrywają zmarszczki a ich otaczają wnuki tak samo rude jak ich babcia i tak samo czarne jak ich ojciec a może i blond by się trafiło, jeśli córka by wyszła za blondyna. Słyszał ten gwar wysokich głosików, które wołają „dziadzia patrz”. Uśmiechnął się sam do siebie i spojrzał znów na drogę, samochody mijały ich a niektórzy kierowcy patrzyli z przerażeniem na chłopaka, który nie zwracał na nich szczególnej uwagi. W końcu wrócił do środka i oparł się o siedzenie. Syriusz zmarszczył brwi i posunął go, bo jego gitara się nie mieściła. Chłopak oparł głowę o szybę i spokojnie oddychał, co zaniepokoiło chłopaków, bo często zachowywał się tak jakby miał ADHD a teraz siedział spokojnie. Przerażony łapa uszczypnął Rogasia w udo tak mocno, że aż dostał od niego z pięści w żuchwę, w cale nie było to lekkie uderzenie, bo aż Syriusz musiał wypluć ślinę pełną krwi przez okno otarł się wierzchem dłoni jednak wiedział przynajmniej, że James nie umiera a jedynie zamyśla się, co też było dziwne przynajmniej, jeśli chodzi o tego chłopaka.
- Zastanawialiście się kiedyś gdzie widzicie się za… No nie wiem 20 lat? Kiedy już ta młodość pomału, bo pomału, ale jednak będzie z nas upływać? –spytał James. Wszyscy prócz Remusa, który tylko spojrzał w lusterko by zobaczyć czy chłopak nie zacznie śmiać się spojrzeli z przerażeniem na James’a nie, co dzień z jego ust padały takie słowa. –Ja na przykład widzę się u boku Lily. Wychowujemy dwóję dzieci. Starszego syna i młodszą córkę. Niedługo starszy ma iść do Hogwartu ma na imię Haiden a młodsza jeszcze rok musi poczekać, będzie miała na imię Victoria. Haiden to wykapany ja, ale oczy ma Lily, wiecie takie szmaragdowe w kształcie migdałów.
- Haiden? –Syriusz uniósł brew, nie chciał podważać autorytetu mężczyzny, ale jednak coś z imieniu Haiden mu nie pasowało. –Nie może być coś prostszego? Na przykład Harry? Lily na pewno wolałaby małego Harry’ego niż Haiden’a. A jeśli chodzi o mnie to chciałbym no nie wiem jeszcze żyć chodź pewnie, kiedy ty się stary zwiążesz to i ja w końcu się zwiąże… Może to będzie jakaś ładna szatynka o oczach niczym może. Zapewne matka by mnie za to ukatrupiła, ale nie pogardziłbym nawet Mugolem. Z resztą kobiety niemagiczne, ale za to zagraniczne wydają mnie się przynajmniej seksowniejsze. Na przykład taka Hiszpanka albo jak to gdzieś słyszałem u jakiegoś facecika niby w Polsce są ładne. Wiecie coś o tym kraju? Ja jedynie wiem tylko tyle, że był potem go podzielili i go nie było a potem znów był a teraz tam komuna panuje. Rozumiecie? Ruscy. Chodź z moim talentem może i bym jedną uprowadził.
- A ty tylko o tym –prychnął Remus patrząc cały czas na drogę. W końcu się rozluźnił i delikatnie nacisnął pedał gazu. –Ech a jeśli chodzi o mnie to zależy, bo mam dwie drogi. Jak to mówią przezorny zawsze ubezpieczony. Na przykład, jeśli się okaże, że będę, z Ellie to widzę się tylko przy jej boku będzie otaczała nas gromadka dzieci. Parę adoptowanych i parę naszych. Rozumiecie? Dom pełen magii. Dzieci rozwijające się, które jeszcze nie wiedzą, że są czarodziejami podbiegają do nas na przykład z małym ziarenkiem i nagle z niego kiełkuje stokrotka.  To jest moje wymarzone życie, lecz wiemy, że nigdy nie dostaniemy tego, czego chcemy. Więc zawsze chłopaki mam plan B i nawet teraz, kiedy będziemy odbijać, Ellie mam plan B i około jeszcze dziesięć w zanadrzu, bo znam wasze możliwości…
- Spoko, fajnie, że w nas wierzysz Lunatysiu –wyszczerzył się Syriusz, po czym zaczął grać na gitarze i śpiewać jedną z ładniejszych piosenek Beatlesów. Spojrzał na kierowcę, który przygryza wargę. Nie dano mu się wygadać na temat życiowego plany B. Długowłosy uśmiechnął się i przestał grać. –No to, jaki jest ten twój plan B na życie no i mógłbyś się z nami podzielić planami jak odbić tą twoją kobitę.
- Ja… Dzięki tobie Łapo w końcu zapomniałem, co chciałem powiedzieć –prychnął urażony, co robił tak komicznie, że nawet Peter cicho pod nosem się zaśmiał. –Dobra już wiem, co miałem powiedzieć. Przestań klaskać James to irytuje barani łbie. No to tak…, Jeśli Ellie będzie wolała tego dupka to nie zapomnę o niej jednak będę chciał żyć normalnie. Może się na jakieś studia zapiszę? Wyobrażacie sobie Dr., Lupin? Nie ja sobie tego też nie wyobrażam. Pewnie zostanę samotnym wilkiem i zwiążę się z jakąś inną watahą wilkołaków jednak nie martwcie się będę was nawiedzał. I będę rozpuszczał twoje dzieciaki James, jeśli się ich doczekasz i pan Zdzisiek nie zawiedzie.
- Ciesz się Lunatyku, że jesteś kierowcą, bo bez skrupułów bym cię udusił –warknął James aż mu się poroże pojawiło. Czasami się tak zdarzało, że jak się bardzo wkurzył albo też, jeśli poczuł się skompromitowany to w takiej mieszance dawało mu poroże. Zabawnie to może i wyglądało jednak James tego nienawidził a teraz nawet nie mógł siebie odczarować o przecież nie wolno używać magii poza Hogwartem, ale skoro wyczarowali kasę na nocleg, kluczyki do bryki to, czemu niemiałby pozbyć się poroża? Wyciągnął różdżkę, na której od pewnego czasu siedział i sprawi, że poroże zniknęło.
- A jeśli chodzi o nasz plan to mamy jeden, ale mam też dziesięć pod planów, czyli jeśli jakiś kawałek nie wypali to szybko mamy podpunkt b, c, i tak dalej. Chodzi o to, że musimy ją w pewien sposób no cóż… Uprowadzić. Glizdogonie ty pierwszy, jako szczur masz narobić w tym domu zamieszania tylko żeby cię nie złapano chodź i na to mam podpunkt. Łapo wleziesz tam, jako pies i ciągnąc za rękaw wyprowadzisz gdzieś gdzie będzie blisko lasu, ale daleko ludzi. Ty James, jako jeleń niczym pierwszorzędny koń przyprowadzisz ją do samochodu. Gdzie wszyscy musimy się spotkać. Jakby, co ja mogę jakoś zaalarmować, jeśli będzie zbliżać się niebezpieczeństwo. Będę nadzorował całą akcję. –przedstawił cały plan i spojrzał w lusterko by zobaczyć miny chłopaków. James uśmiechnął się od ucha do ucha dając znać, że w to wchodzi nawet, jeśli wszystko okaże się klęską podobnie było z Syriuszem, który przytaknął i wrócił do swej gitary. Chyba jedyny nie w sosie był dziś Glizdogon, który zmieszany delikatnie przytaknął, bo to on dziś będzie robił czarną robotę. Zapewne roiło się tam od pułapek na szczury a do tego gryzonie mogły spokojnie dostać Avadą i właściciele raczej by po nim nie zapłakali.
- Mogę ja też coś powiedzieć? –spytał cicho jakby bał się, że zaraz dostanie czymś w głowę. Nie był rozmownym chłopcem jednak i on chciał się wygadać, jeśli chodziło o temat gdzie się widzi za te 20 czy 30 lat. Zawsze o tym myślał, kiedy dostawał lepsze oceny i kiedy dostawał te gorsze. –A ja chciałbym zostać kimś wielkim. Rozumienie takim wielkim jak ci Aurorzy! Łapałbym tych złych i wpakowywał do paki i wszyscy by mnie wielbili. A potem pewnie też bym założył rodzinę, bo noże i ktoś mnie pokocha. I będę miał gromadkę dzieci. I chętnie bym was zapraszał i może jeden z was byłby nawet ojcem chrzestnym. Rozumiecie, co nie? Za to, że wy, jako jedyni mnie nie opuściliście. 
Syriusz zaśmiał się, ale to nie był broń Boże kpiący śmiech. Po raz pierwszy usłyszał od Glizgka to, o czym sam myśli i nie było to coś tak głupiego, że tylko tarzało się po ziemi zwijając się ze śmiechu. Powrócił do swej gitary nucił coś pod nosem przypominając sobie chwyty do jej tej piosenki a przynajmniej tak myślał James patrząc na przyjaciela góry przejeżdża dłonią po gryfie szukając akordów. Jednak zaczął grać chłopak nie miał pojęcia, jaką piosenkę gra. I dopiero po chwili jego móżdżek przyswoił sobie, że przecież mógł sobie tą piosenkę wymyśleć. Była lekka a komponując się z śpiewem łapy sprawiała, że cała atmosfera się rozluźniła. James siedzący za kierowcą spojrzał na znaki. Bo danej miejscowości pozostało już tylko 40 kilometrów a potem już musieli radzić sobie sami ze znalezieniem domu chłopaka, co raczej będzie większym problemem zważając, że miejscowość sama w sobie jest spora a dom znajdował się na obrzeżach. Jednak już z tym nie powinno być problemu, bo przecież Syriusz powinien wyczuć ją. Cała podróż odkąd Syriusz wziął gitarę przebiegała w spokoju, co jest dziwne, jeśli chodzi o nich. Jednak i w takiej ciszy nie mogli wytrzymać. James wziął telefon i wybrał do Lily, z którą miał zamiar porozmawiać, ale i tak zapewne tylko usłyszy ochrzan podobny do tego, który dostał Syriusz od Dorcas. Dziewczyna odebrała od razu a w słuchawce było słychać jej słodki głosik.
- Halo? Kto mówi? –spytała, lecz tak naprawdę z nadzieją w głosie myślała o James’ie. Chodź Dor jej mówiła, że to dupek, jakich wiele jednak jej serce już wiedziało, do kogo bije a biło do tego rozczochranego wiecznie chłopaka, którego kiedyś mogła spokojnie udusić swoimi rękami a dziś jedynie, kogo by udusiła to inne adoratorki chłopaka.
- Twój anioł struż rudowłosa –powiedział to takim tonem, że Syriusz prychnął rozbawiony i odłożył gitarę by posłuchać rozmowę tych dwóch kochanków. –Tak wiem, wiem. Wiem, że jestem idiotom nie tylko tu mi to mówisz. Też cię kocham. Tak, tak jesteśmy już pod koniec drogi. Jednak mam jedno skromne pytanie czy jeśli wrócę z tej tułaczki to wyjdziesz za mnie? Znaczy nie musisz odpowiadać teraz, pomyśl czy chcesz na pewno być związana z takim palantem jak ta. Pamiętaj będziemy wtedy „my” nie „ty” czy „ja”. Ja wolisz możesz mi nawet odpowiedzieć na te pytanie po szkole. Nie śpieszy mnie się.
I odłożył słuchawkę. Spojrzał na chłopaków i z dumom na ustach oparł się o siedzenie. Co raz mniej kilometrów dzieliło ich od celu. Remus coraz bardziej się denerwował, lecz jedyne, co go odprężało to, to, że w końcu będzie mógł ją przytulić i pocałować oraz wspomnienie z plaży i no cóż… Tej nocy po balu.
Ellie
- Odwiedzi dziś nas ktoś –powiedział z uśmiechem Nathan. Przecież w końcu niedługo mają nadejść święta ferie w Hogwarcie już się zaczęły –Przyjedzie razem ze swoją nową dziewczyną, więc powinna dotrzymać ci towarzystwa. Po za tym, jakie wolisz kwiaty do bukietu róże, lilie, tulipany? Po za tym mama prosiłabyś do niej przyszła. Jej suknia powinna na ciebie pasować.
- Poczekaj –uniosłam palec wskazujący tak jakbym się zgłaszała. Eliksir, który miał sprawić, że wilkołactwo zniknie osłabił mnie, co i tak było już dziwne skoro czułam się jak trup a teraz czuję się jeszcze gorzej. –Czy ty właśnie mi mówisz, że mam się z tobą hajtnąć? Nie żeby coś, ale chyba i ja mam coś do powiezienia, przynajmniej tak mnie się wydaje, że mam. Stałam się narzeczoną mimo woli za chwilę stanę się mężatką mimo woli. Nie sądzisz, że to dla mnie toczy się stosunkowo za szybko?
- Ja tym nie kieruję –powiedział i musnął moje wargi. Robił to stosunkowo często odkąd na mojej dłoni zawitał pierścionek. Już nie raz chciałam go za to trzasnąć, ale raczej zamiast uderzenia poczułby tylko muśnięcie o policzek. –Zacytuję cię Eleanore. „Wyjdę za niego”, wszyscy wysłannicy czarnego pana to słyszeli i niecierpliwią się. Sami chcieli być zaproszeni na tą piękną uroczystość. Ojciec ma zamiar dotrzymać słowa. Do tego myślisz, że tylko dla ciebie ta sytuacja jest nieprzyjemna? Nie martw się jesteśmy w to razem wplątani i tak naprawdę nigdy cię nie skrzywdzę. Obiecuję w każdym tego słowa znaczeniu. Pamiętaj, że możesz mi ufać kobieto. Zawsze mogłaś.
Przytaknęłam tylko i uścisnęłam go kładąc głowę na jego torsie. Czułam jak jego klatka piersiowa unosi się i opada a serce bije szybszym tempem niż zazwyczaj. Usłyszałam dzwonek do drzwi. Chłopak zerwał się i pobiegł do drzwi zostawiając mnie samą z pieskiem, do którego nadal nie mogłam się przyzwyczaić. Mała puszysta kulka, która tylko szczeka i szczeka. Miałam nadać jej imię jednak nie miałam jakoś weny na imię. Patrzyłam na nią mała i energiczna o ślicznych czarnych jak obsydian oczkach. Może nazwę ją po prostu Pusia, lecz to takie częste, to może, więc Wenus? Była naprawdę ładna i prawie każdy członek rodziny nie potrafił się na nią napatrzeć. Pozwoliłam jej po raz pierwszy wskoczyć na kolana i nagle cała jej energia opadła. Położyła łebek i zasnęła a ja mogłam spokojnie głaskać jej sierść. Do salonu wszedł chłopak o ciemnych włosach i jeszcze ciemniejszych oczach pod rękę z dziewczyną o brązowych włosach i jasnych błękitnych jak niebo oczach. Miała taki przyjacielski uśmiech a w oczach inteligencje nie jednej krukonki. Usiadła koło mnie jak stara znajoma chodź tak naprawdę jej nie znałam.
- Amanda –podała mi dłoń. Patrzyłam na jej dłoń jakby zapominając jak to się ściskało dłoń, kiedy się witało. Bardzo inteligentne zagranie Ellie. Jednak w końcu uścisnęłam ją a ta uśmiechnęła się promiennie jakby ten uścisk coś dla niej znaczył.
- Ellie –odwzajemniłam uśmiech chodź o wiele słabszy od dziewczyny. I nasza rozmowa na tym się zakończyła a nastała niezręczna cisza. Może powinnam ja zacząć? Z resztą i tak zapewnie zadałaby mi te pytania –Jestem Gryffonką , czyta krew a teraz sierota. Matka zmarła z powodu raka a ojciec został zamordowany przez czarnego pana byłam jedynaczką. Nienawidzę, kiedy ktoś mówi, że mu jest przykro, bo tak naprawdę nie wie jak ja się czuję a może właśnie teraz mam zamiar skończyć z szóstego piętra i się zabić. Byłam wilkołakiem, mój patronus to klacz, którą utożsamiam z matką a bogin to śmierciożerca. I to chyba tyle, co powinnaś o mnie wiedzieć, jeśli w ogóle chciałaś coś o mnie wiedzieć. Jakby, co pytaj chętnie odpowiem na pytania krukoni. To u was zresztą częste. Zawsze poszukujecie wiedzy…
Dziewczyna nie odpowiedziała od razu. Założyła nogę na nogę i zaczęła się rozglądać się po salonie, czyli nasza znajomość zbytniego sensu niemiała przynajmniej tak myślałam.
- Skąd wiedziałaś, że jestem z Ravenclaw? –spytała unosząc brew. Zaśmiałam się a ta jeszcze bardziej się zmieszała ściągając zabawnie brwi i marszcząc nos. 
- Po oczach –powiedziałam z uśmiechem. Dziewczyna nadal nie rozumiała, co było dosyć dziwne zważając na to, że przecież ta wielka pani jest krukonką. Wielką inteligencją. –Oczy są odzwierciedleniem duszy jak to gdzieś słyszałam a w twoich widziałam czystą inteligencje, więc nie trudno było się domyśleć, że jesteś z Ravenclaw. Po za tym ładna przypinka czyż to nie twoje godło?
Dziewczyna zaśmiała się głośno i odpięła przypinkę w żakietu, po czym mi ją dała mówiąc „będziesz o mnie pamiętała moja przyjaciółko”. Ściągnęła żakiet a skrzat domowy, który nagle się pojawił wziął go i zniknął. Zawsze mnie to ciekawiło jak te małe stworki nagle się pojawiają i znikają. Może i bym się tego nauczyła gdybym nie zniknęła ze szkoły a tak nadal dla mnie tajemnicą jest teleportacja, która wydaje mi się naprawdę ciekawa i intrygująca. Wenus zerwała się na równe łapki i zaczęła biec przed siebie bez żadnego celu. Pociągnęłam Amandę i zaczęłyśmy biec za psem razem. To zabawne, jak jaki mały piesek na tak krótkich łapkach może zapierniczać. Aż się za nim kurzy! W końcu wpadł do pokoju mamy Nathaniela, która siedziała na łóżku ze suknią ślubną na kolanach z igłą i nicą w rękach. Zatrzymałam się w progu a Amanda na mnie wpadła, bo nie zdążyła zahamować i obydwie poleciałyśmy na panele tuż przy stopach pani O’Collmelan. Kobieta zacmokała mało zadowolona, po czym odłożyła suknie i podała mi i Amandzie pomocną dłoń byśmy wstały. Otrzepałam się a w moje ręce została wciśnięta suknia ślubna i dostałam rozkaz by się w nią przebrać. Pasowała jak ulał chodź w niektórych miejscach była przydługawa to jednak nie było tego tak bardzo widać. Suknia jak w tych wszystkich filmach o księżniczkach bogato zdobiona falbankami ażeby było jeszcze bardziej zdobnie to było wiele małych perełek i miliard cekinów. Czułam się w niej jak kula dyskotekowa, ale nic się nie odezwałam.
- Planujecie ślub? –odezwała się Amanda z szeroko otwartymi oczami. –Barty coś mi wspominał, ale wpierw mu nie wierzyła. Musicie się naprawdę kochać skoro aż tak wam śpieszno ze ślubem.
- Tak szczerze –westchnęłam. Chyba mogłam jej ufać. –To nie do końca jest tak jak uważasz. Kocham go, ale jestem typem człowieka, który wolałby się hajtnąć za jakieś przynajmniej trzy lata a nie teraz. To wszystko przez to, że obiecałam czarnemu panu, że ożenię się tylko niech zostawi mojego ojca i zostawił, lecz wcześniej go zabił. Gdyby nie był taki potężny uznałabym, iż to, na co się zgodziłam jest nieaktualne zważając na to, że nie do końca wywiązał się z umowy. Jednak jak widzisz niby uczuć nie ma a jednak niecierpliwie oczekuje zaproszenia za ślub. Urocze to z jego strony czyż nie?
Dziewczyna się nie odezwała jej usta ułożyły się tak że już słyszałam bezgłośne „Przykro mi” I wtedy przypomniała sobie że to przecież ja i ja nie mam zamiaru słuchać słów taki jak „przykro mi” czy „wiem co czujesz” na pewno nie wiedziała co czuję i byłam tego w 100 % pewna.

1 komentarz:

  1. Nie Syriusz, dziewczyna może się zadowolić też perkusistą czy pianistą. Zależy od gustu. Te ,,męskie'' rozmowy mnie rozwalają xD

    OdpowiedzUsuń